Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna MITHGAR ŚWIAT FANTASY
FORUM ZOSTAŁO PRZENIESIONE NA http://mithgar.jun.pl/
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Na gigancie (wersja pierwsza)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania Z Innych Krain
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Smok
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 31 Paź 2006
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok

PostWysłany: Pią 22:18, 19 Sty 2007    Temat postu: Na gigancie (wersja pierwsza)

Czasami życie plecie nam figle i w jednej sekundzie potrafi pozbawić nas wszystkiego. Tak też stało się w moim przypadku. Bóg odebrał mi wszystko, na czym mi tak zależało. W pierwszej chwili byłam załamana, lecz po pewnym czasie uwierzyłam, iż moje życie się jeszcze ułoży. Gdy patrzę na to, co się wydarzyło przed kilku miesięcy, widzę tę scenę jakby działo się to w chwili obecnej. Powracają do mnie wspomnienia tamtych dni bardzo wyraźnie. Nic dziwnego, w jednej chwili załamał mi się świat.
Nazywam się Judyta Błaszczyk. Chciałabym wam opowiedzieć o sobie i o pewnej tragicznej historii. Niedawno skończyłam szesnaście lat. Według moich rodziców w wieku około piętnastu lat wkracza się w okres, w którym robi się największe głupstwa. Chyba mieli rację. Moje postępowania zazwyczaj były zgubne w skutkach. Często odpychały ode mnie rówieśników. Sprawiały, iż zawsze byłam samotna. Sama siedziałam w ławce, sama wracałam ze szkoły, w klasie nie byłam lubiana i nie miałam komu się wyżalić. Zawsze czułam się gorsza od innych, czułam się niechciana. Jedyną osobą, której tak naprawdę pozwoliłam się poznać była starsza ode mnie o rok sąsiadka. Po tej tragicznej historii też nie miałam na kogo liczyć. Nawet Anka, moja sąsiadka, nie zdołała mi pomóc. W kryzysowej sytuacji mogłam liczyć tylko na siebie, a Anka zdołała udzielić mi tylko pomocy w postaci rady.
Otóż cała ta historia działa się w Warszawie, moim rodzinnym mieście, gdzie mieszkałam z całą swoją rodziną, w skład której wchodził mój młodszy brat Artur, ojciec Andrzej i matka Beata. Mój braciszek uczył się w szóstej klasie szkoły podstawowej i był inteligentnym, dobrym chłopcem, a przede wszystkim najlepszym uczniem w klasie. Rodzice zawsze stawiali Go mi za wzór wszelkich cnót. Chcieli, abym brała z jego przykład i podążała drogą, którą wyznaczała mi moja rodzina. Tato był sędzią. Pragnął, aby jego dzieci wykonywały ten sam zawód. Nigdy nie zapomnę jego marzeń i będę musiała je zrealizować kiedyś. Moja mama była właścicielką sieci sklepików osiedlowych w mieście. Jej się natomiast marzyło, abyśmy z bratem kiedyś objęli ten biznes po niej i go rozwinęli.
Do niedawna mieszkał z nami nasz dziadek. Jednak przed trzema miesiącami od pamiętnych wydarzeń listopadowych zmarł senior rodu. Z dalszą rodziną nie utrzymywaliśmy kontaktu.
Po śmierci dziadka coś się w nas załamało. Skończyło się nasze spokojne życie pełne miłości i szczęścia. Nie byliśmy już tą samą rodziną Błaszczyków. Wszyscy omijaliśmy się, z nikim nie chcieliśmy rozmawiać, a kłopoty dusiliśmy w sobie. Jedynie ojciec znalazł świetny sposób na odreagowanie problemów – alkohol. Tato pił, by zapomnieć o śmierci swojego ojca, nie mógł się pogodzić, iż nie ma Go z nami. W końcu pił codziennie, to był już nałóg, z którym sam by sobie nie poradził. Od alkoholu zaczęły się także i moje problemy.
Zbliżał się w zawrotnym tempie dzień Wszystkich Świętych oraz Zaduszki. Pogoda w tym ponurym okresie pasowała do obchodzonych uroczystości. Lało jak z cebra i nic nie zapowiadało zmiany pogody. Wprost przeciwnie prezenterzy pogody zapowiadali, iż w najbliższym czasie może się ona pogorszyć.
Tuż przed wyjściem do szkoły mama jak zwykle krytykowała mój wygląd, a w szczególności mój strój.
- Za cienko się ubrałaś. Przeziębisz się Judyta. Idź cieplej się ubrać, bo ja za twoje leki nie będę płacić-powiedziała jak zwykle tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Nic mi nie będzie – odparłam – Pyzatym nie mam już czasu. Muszę iść, ponieważ się spóźnię. Wrócę koło trzeciej.
Lekcje minęły szybko i bardzo spokojnie. Przyszedł już czas wracać do domu, lecz ja nie miałam na to ani siły, ani ochoty. Zwyczajnie odczuwałam strach. Moje lęki wywołała nagła zmiana pogody, która pogarszała się z godziny na godzinę. Padało coraz mocniej, a krople stawały się coraz bardziej lodowate.
W tak złym nastroju przyszło mi wracać do domu. Jednak zanim do niego dotarłam przemokłam i było mi bardzo zimno. Zaczęłam żałować tego, że nie posłuchałam matki i nie nałożyłam odpowiedniego ubrania. Wiedziałam, że rozchoruję się. Przed wejściem do mieszkania sceptycznym okiem zerknęłam na swój strój, włosy i twarz. Fatalnie wyglądałam.
Mój wybryk z nieodpowiednim ubranie skończył się jedynie na reprymendzie. Nie dostałam kary, chociaż byłam święcie przekonana, iż ją dostanę. Po powrocie musiałam wskoczyć do łóżka. Mama od razu troskliwie się mną zajęła.
Bardzo lubiłam swoją mamę, mimo iż potrafiła być surowa dla mnie. Jak byłam mała to miałyśmy lepszy kontakt ze sobą, w przeciwieństwie do taty ona zawsze mnie chwaliła i broniła. Była kobietą, która zawsze próbowała naprawiać świat, zrozumieć ludzi, znaleźć choć jedną pozytywną stronę ludzkich czynów. To w niej ceniłam.
Ojciec za to potrafił skarcić mnie, skrzyczeć, zmieszać z ziemią. Był po prostu bardzo surowy. Wymagał ode mnie i od mojego brata wiernego przestrzegania regulaminu, który ustanowił i którego sam przestrzegał. Mimo surowej postawy mojego ojca bardzo go kochałam.
Następnego ranka znowu naraziłam się na gniew ojca. Gdyż rozchorowałam się na dobre. W nocy gorączkowałam, a nad ranem przeraźliwie kaszlałam. W dodatku przyczyną mojej choroby było to, iż nie posłuchałam się mamy i nie ubrałam się ciepło.
Tego dnia mieliśmy jechać wszyscy razem na cmentarz, aby zapalić znicze i posprzątać groby naszych bliskich przed świętem Wszystkich Świętych, które miało być nazajutrz. Z powodu moich kłopotów zdrowotnych rodzice pojechali tam z bratem. Ojciec przed wyjazdem był trochę zdenerwowany. Tak jak to robił zazwyczaj w stresowych sytuacjach, sięgnął po alkohol. Przed wyjazdem wypił kieliszek czystej wódki, która od czasu śmierci dziadka na stałe została wpisana do menu. Dzisiaj tato sięgnął po ten trunek, ponieważ tego dnia miał zapalić znicz na grobie swojego ukochanego ojca, z którego śmiercią nie może się pogodzić.
Pogoda nie ulegała zmianie. Od czasu mojego powrotu do domu pogoda się tylko pogarszała. Do opadów deszczu, które przez całą noc miały miejsce, doszła mgła unosząca się nad miastem. Jezdnia była śliska, a widoczność była utrudniona.
Około godziny 11.00. moja rodzina wyruszyła w ostatnią drogę, z której już nie wrócili. Dokładnie pamiętam słowa, którymi się ze mną żegnali.
- Trzymaj się, nie jesteś małym dzieckiem. Dasz sobie radę. – Te słowa teraz mają dla mnie wielkie znaczenie.
Rzeczywiście nie byłam małym dzieckiem. Byłam piętnastoletnią pannicą. Zawsze byłam dobrym, kulturalnym dzieckiem, wzorową uczennicą warszawskiego gimnazjum. Należałam i nadal należę do samotników z nosami w książkach. Zawsze byłam trochę osamotniona. Nie miałam za wiele przyjaciół, ale tych co miałam byli na śmierć i życie. Do nich należała moja o rok starsza sąsiadka Ania. W szkole koledzy i koleżanki za bardzo mnie nie lubili. Coś miałam w sobie co odpychało ich ode mnie. Po tym wszystkim co się wydarzyło w listopadzie stałam się jeszcze bardziej osamotniona.
Po wyjściu rodziców i brata włączyłam sobie radio i zasiadłam za biurkiem, by poddać się pracy twórczej nad swoim pamiętnikiem. Długo w nim pisałam i pisałam, aż w końcu pracę przerwał mi dzwonek u drzwi. Spojrzałam na zegarek. Było za wcześnie na moją rodzinkę. Kto to może być? Pobiegłam otworzyć.


CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Smok
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 31 Paź 2006
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok

PostWysłany: Sob 17:59, 20 Sty 2007    Temat postu:

***
- Dzień dobry. – powiedział policjant – Pani Judyta Błaszczyk?
- Tak, zgadza się. O co chodzi. – Zapytałam zdziwiona
- Sierżant Andrzej Żukowski. Czy możemy porozmawiać? – zapytał uprzejmie policjant.
- Oczywiście. – Odparłam. – Jednakże będzie musiał mi pan użyczyć na chwilę swoją legitymacją. Oczywiście ze względu na bezpieczeństwo. – wpuściłam gości do salonu, słysząc zgodę mundurowego, który w tej chwili wręczał mi swoją legitymację. Spisawszy dane osobowe mężczyzny, przyłączyłam się do gości.
- Chcielibyśmy przekazać dla pani pewne wiadomości. – Zaczął niepewnie policjant. – Niestety są to złe nowiny. Dzisiaj około godziny 11.25 miał miejsce tragiczny wypadek. Pani rodzice i brat zginęli na miejscu. – Oznajmił mi policjant tak, jakby była to rzecz najnormalniejsza w świecie. – Doszło do zdarzenia czołowego z ciężarówką. Pani rodzina nie miała szans. Bardzo mi przykro. – Próbował mnie pocieszyć policjant, kontynuując swoją mowę. Ja jednak nie słuchałam dalej. Próbowałam pozbierać myśli i uspokoić się. Policiant patrzył na mnie współczującym wzrokiem.
W jednej chwieli zawalił mi się cały mój świat. Straciłam bliskich, na których bardzo mi zależało. Raz było lepiej, raz gorzej, lecz zawsze byliśmy razem. Nie wyobrażam sobie życia bez nich. Co teraz ze mną będzie? Z pewnością trafię do domu dziecka i będę tam mieszkać do uzyskania pełnoletniości. Do adopcji chyba się nie nadaję, ponieważ ludzie zwykle biorą niemowlaki. Kto zechciałby wziąć piętnastolatkę. Im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej się upewniałam przekonaniu, iż tam trafię, ponieważ nie będzie miał lub chciał kto się mną zająć. Dziadkowie nie żyją. Mama nie miała rodzeństwa, a tato miał tylko siostrę, lecz na nią nie mogłam liczyć, gdyż od dawna żyli ze sobą jak pies z kotem.
- Słyszy mnie pani – policjant przerwał moje rozmyślania.
- Przepraszam zamyśliłam się. O co chodzi?
- Chcielibyśmy, aby udała się pani ze mną na policyjną izbę dziecka, gdzie mogłaby pani poczekać do przyjazdu krewnej. Już powiadomiliśmy pani ciotkę Urszulę Majewską. Zgodziła się ona panią zaopiekować.
- Oczywiście – powiedziałam, czując jednak, iż zrobię wszystko, aby ta kobieta nie zabrała mnie do siebie.
Wyszliśmy z mieszkania. Korzystając z przypływu odwagi wyrwałam się mu z objęć, wzięłam nogi za pas i uciekłam. Mężczyzna po chwili zaskoczenia i szoku zaczęł krzyczeć i ścigał mnie jeszcze z trzydzieści metrów, lecz udało mi się go zgubić. On szukał mnie jeszcze przez jakiś czas, lecz później dał za wygraną i pobiegł do radiowozu, którym później odjechał.
Stojąc ukryta na podwórzu sąsiedniego bloku, doszłam do wniosku, iż nie mogę dopuścić, by Urszula Majewska mnie wychowała. Słabo ją pamiętałam. Ostatni raz widziałyśmy się na pogrzebie dziadka, lecz ani wtedy, ani nigdy wcześniej bądź później z sobą nie rozmawiałyśmy. Tato wtedy też do niej nie podszedł. Przyczyną tego był spór, jaki zaistniał między nimi zaraz po śmierci babci. Miała ona bowiem duże, ładne mieszkanie na parterze w centrum miasta. Nie zapisała ona nikomu tego mieszkania, dlatego większa część mieszkania miała należeć do dziadka, lecz on z niej postanowił zrezygnować na rzecz swoich dzieci. Pozostałe dwie mniejsze części przypadały ojcu i ciotce. Tato miał zamiar otworzyć tam swoją kancelarię, a ponieważ mieszkanie było w dobrym miejscu postanowił spłacić swoją siostrę. Ona także o tym pomyślała, lecz w tym mieszkaniu chciała zamieszkać po przeprowadzce z Koszalina. Wtedy zaczął się ten spór, który trwał do tej pory. Dziadek niejednokrotnie próbował pogodzić swoje dzieci lecz mu się to nie udało. W końcu sprzedali mieszkanie. Jednakże żadna strona nie była zadowolona z tego rozwiązania.
Od tamtej pory zaczęli się unikać. Z tego też powodu nigdy dokładnie nie poznałam ciotki. Kilka razy jeszcze przed sporem widziałyśmy się i rozmawiałyśmy. Dlatego też wolałam się tułać niż zamieszkać z całkowicie obcą mi osobą.
Po ucieczce czuje się lżej. Czuję się wolna, w końcu nic nie musiałam robić. Śmierć rodziców była dla mnie drogą, smutną drogą do wolności, której wcześniej nie miałam. Nie mam już kogo słuchać, do czego wracać. Jedno jest teraz dla mnie najważniejsze, a mianowicie nie mogę doprowadzić, abym trafiła w ręce tej „nieznajomej” kobiety. Było mi już prawie obojętne co się ze mną stanie. Wiedziałam, że muszę zacząć działać.

***
Teraz już wiem, iż moja ucieczka była błędem. Tak jak śmierć mojej rodziny stała się dla mnie ucieczką, drogą do wolności to tym samym przyczyniła się do mojego nieszczęścia i wędrownego życia. Ponadto przecież nie taki diabeł straszny, jak go malują. Tato zawsze mówił, iż moja ciotka była okropną, złą, bezduszną kobietą. Nie powinnam mu wierzyć.

CDN


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Smok
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 31 Paź 2006
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok

PostWysłany: Wto 14:29, 23 Sty 2007    Temat postu:

***
W miejscu, w którym się ukryłam pozostałam do wieczora. Gdy zapadł zmrok poczyniłam pewne obserwacje. Zauważyłam, iż do mojego domu wprowadziła się ciocia. Nosiła się pewnie z zamiarem krótkiego pobytu, bowiem się wprowadziła z jedną małą walizką. Z pewnością myślała, że zaraz po całym zajściu, po uwolnieniu się z rąk policji od razu jeszcze tego samego dnia wrócę do domu. Liczyła pewnie, iż wrócę do domu i wtedy będzie mogła przekonać mnie do zamieszkania z nią. Jednakże w pewnym sensie zaufałam jej i powierzyłam sprawę pochówku mojej rodziny i wszystkie sprawy z tym związane.
Po poczynionych obserwacjach udałam się na spacer. Chodząc tak ponad godzinę rozmyślałam nad tym, gdzie teraz będę nocować, co się ze mną stanie. Nie mogą jednak znaleźć żadnej konkretnej odpowiedzi na moje pytania. Jednocześnie w mojej głowie piętrzyły się tysiące myśli. Po raz pierwszy byłam na gigancie. Nie wiedziałam, jakie to ciekawe przeżycie, jednocześnie bardzo niebezpieczne. W każdej chwili mogła mnie złapać policja, dlatego musiałam znaleźć sobie jakieś w miarę bezpieczny nocleg. Postanowiłam, iż prześpię się w parku na ławce lub gdy będzie na to za zimno pójdę przenocuję na dworcu.
Nie było zimno, można było jeszcze wytrzymać, gdyż był to koniec października, dlatego udałam się do parku. Weszłam w ponurą alejkę parkową i zawahałam się, czy dobrze robię. Miejsce tę może być trochę niebezpieczne w nocy. Znalazłam sobie w miarę bezpieczną ławkę w parku, lecz nie było to łatwe. Ławka ta musiała stać w miejscu w miarę oświetlonym latarnią, w pobliżu innej alejki, żeby w razie potrzeby miałam gdzie uciec oraz musiała znajdować się pod drzewem, gdyby padał deszcz ,to żeby drzewo mnie osłaniało przed lodowatymi kroplami. Kładąc się na ławce dokładnie otuliłam się kurtką którą miałam na sobie, lecz to nie wystarczyło, bowiem nadal było mi trochę zimno w ręce. Włożyłam je do kiszeni, lecz tam napotkały lekki opór. Wyjęłam zawartość kieszeni i z zaskoczeniem zobaczyłam kartę telefoniczną tak dawno przeze mnie nie używaną oraz 50 złotych. Rzeczy te mogą mi się jeszcze przydać. Chwilę później zmęczona troskami dzisiejszego dnia usnęłam.
Obudziwszy się rano odczułam potworny głód. Nic dziwnego, od wczorajszego incydentu nic nie jadłam. Pieniądze, jakie miałam ze sobą były bardzo skromne i musiały mi wystarczyć na długo. Powinnam oszczędzać, dlatego też zjadłam skromne śniadanie, które sobie kupiłam.
Po śniadaniu wybrałam się na spacer. Dotarłam w pewnym momencie pod swój kościół. Na bramie wisiała klepsydra, z której dowiedziałam się, iż pogrzeb mojej rodziny odbędzie się 4 listopada o godzinie 12.00. Postanowiłam, iż będę uczestniczyć w ostatniej drodze moich rodziców i brata. W tym samym momencie pomyślałam, że może moi rodzice woleliby, żebym mieszkała z moją jedyną żyjącą krewną. Postanowiłam więc kogoś się poradzić. Padło na księdza.
Weszłam do kościoła, do którego jako wierni, pobożni chrześcijanie uczęszczaliśmy co niedzielę. W kościelnym konfesjonale zauważyłam znajomego księdza Piotra. Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo chcę opowiedzieć komuś swoją historię.
Podeszłam do konfesjonału, klęknęłam, zrobiłam znak krzyża świętego i mówiłam spokojnie, szeptem wyuczoną na pamięć regułkę, po czym wyznałam swoje grzechy i opowiedziałam swoją historię. Z księdzem Piotrem mogłam porozmawiać bez lęku, że mnie wyda policji, gdyż obowiązywała go tajemnica spowiedzi. Zaufałam mu. Kapłan spokojnie mnie wysłuchał i udzielił radę, bym wróciła do swego domu i porozmawiała z kuzynką. Po długiej rozmowie na pewno znalazłybyśmy jakieś rozsądne rozwiązanie tej sytuacji i zamieszkały razem. Przynajmniej tak twierdził ksiądz Piotr.
Po tej rozmowie poczułam się lepiej. Może rzeczywiście było to jedyne rozsądne wyjście i powinnam wrócić do domu, do cioci . Muszę poważnie się nad tym zastanowić. Tym czasem wrócę do parku.
Ściemniało się. Zaczął padać deszcz. Musiałam dotrzeć jak najszybciej do tamtej ławki pod drzewem.
Znalazłszy się na miejscy, wygodnie położyłam się na ławce i zastanawiałam się nad swoją przyszłością. Jeszcze nigdy nie nękały mnie takie refleksje. Wiem, że przyczynił się do tego wypadek rodziny i ich śmierć. Nic dziwnego, ta sytuacja przyczyniła się do zamknięcia w moim życiu pewnego rozdziału i otworzenia nowego. Moje refleksje były też spowodowane obawą przez niewiadomym, które teraz na mnie czekało. Chwilę później zasnęłam, gdyby nie to, iż ktoś mnie obudził. Otworzyłam oczy. Przede mną stałą wysoki, przystojny mężczyzna.

***
Bardzo się wtedy przestraszyłam. Nie znalazłam się dotychczas w takiej sytuacji. Ja samotna nocuje w parku. W trakcie nocy, w ciemnościach ktoś mnie budzi. Brr… Nigdy więcej nie chciałabym się znaleźć w takiej sytuacji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania Z Innych Krain Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin