Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna MITHGAR ŚWIAT FANTASY
FORUM ZOSTAŁO PRZENIESIONE NA http://mithgar.jun.pl/
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Harry Potter i Sztylet Mocy
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania ze świata Harrego Pottera
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lisa
Obywatel



Dołączył: 09 Cze 2006
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:47, 23 Sty 2007    Temat postu:

No cóż, specjalnie dla Ciebie Smoku wzięłam się za poprawianie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
el_lothril
Łowca



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Jazzu

PostWysłany: Wto 11:07, 23 Sty 2007    Temat postu:

Podoba mi się. Czytałam to już kiedyś na blogu i bardzo bym chciała wiedzieć, co będzie dalej. Czyli po tym rozdziale:D Jest parę błędów, ale nie chce mi się ich wyszukiwać. I dobrze, że wzięłaś się za poprawianie.
Pozdrowienia i najlepsze życzenia
el


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lisa
Obywatel



Dołączył: 09 Cze 2006
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:29, 29 Sty 2007    Temat postu:

Rozdział 7: Trudne początki.

Miejsce, w którym się pojawili, było całkowicie inne, niż wyobrażenia Harry’ego o domu Mistrza Eliksirów. Brama i park zasłaniały im w pewnym stopniu widok, jednak już w chwili lądowania chłopak zdał sobie sprawę, że stoją przed pałacem. Pałacem, którego właścicielem był Snape. Ten zaś podszedł do bramy i przyłożył dłoń do zamka, po chwili zaś wrota otwarły się. Odwrócił się w stronę swoich gości, mówiąc ironicznie:

– Witajcie w moich skromnych progach.

Przekroczyli bramę i ruszyli szybkim krokiem w stronę domu. Harry z każdą chwilą coraz lepiej widział to miejsce. Pałac był zbudowany prawdopodobnie w stylu gotyckim, z mnóstwem wieżyczek i ogromnych okien. Otaczający go park wyglądał na trochę zaniedbany, dodawało mu to jednak swoistego uroku. Po dziesięciominutowym marszu podjazdem, dotarli do schodów prowadzących do głównego wejścia. W momencie, gdy Mistrz Eliksirów wyciągał dłoń, aby otworzyć drzwi, te uchyliły się. Za nimi stał skrzat domowy w jedwabnym, fioletowym ubranku i kapeluszu, a widząc Snape’a, zaczął krzyczeć.

– Pan wrócił do domu – piskliwy głos skrzata podążył korytarzami. – Piszczek się cieszy, pana dawno nie być w Manor. Piszczek pójść zawiadomić inne skrzaty, my przygotować dobry posiłek dla pana i jego gości. Piszczek pójść.

Po tych słowach skrzat zniknął, a Severus odezwał się, odwracając głowę w kierunku Harry’ego.

– Poznałeś już jednego ze skrzatów, w razie potrzeby wezwij go, a on ci pomoże.

– Tak.

– A teraz chodźmy do salonu, tam omówimy szczegóły.

Harry nie zdążył zbyt dokładnie przyjrzeć się głównemu halowi, zobaczył tylko mahoniowe schody prowadzące na piętro i pokryte bordowym dywanem, mnóstwo obrazów na ścianach i drewnianą podłogę, a już byli w kolejnym pomieszczeniu, o którym można powiedzieć jedno: robiło wrażenie. Usiedli na trzech, obitych zieloną materią fotelach w pobliżu kominka, na którym płonął ogień. Trzaskające wesoło polana rozświetlały pomieszczenie urządzone w różnych odcieniach zieleni, brązu, żółci i srebra.

– Wyjaśnijmy sobie parę rzeczy na wstępie, Potter – rozpoczął rozmowę Snape. – Jesteś tu moim gościem, nic ci nie grozi i moje skrzaty muszą cię słuchać, chyba że wydasz im rozkaz całkowicie sprzeczny z moim, wtedy posłuchają mnie.

Na twarzy Harry’ego widniało skupienie, nie chciał, by jego opiekun złościł się na niego za to, że on nie zastosował się do jego warunków.

– Spędzisz tu te i kolejne wakacje – mówił dalej spokojnym głosem Severus. – Pory posiłków są stałe: obiad o czternastej, kolacja o dwudziestej, śniadanie dostaniesz do pokoju tuż po przebudzeniu. Część pomieszczeń jest zamknięta, nie radzę próbować się tam dostać. Jeżeli cię na tym przyłapie, pożałujesz. – Twarz profesora nie wyrażała żadnych emocji, więc Harry uznał, że lepiej zapamiętać jak najwięcej i stosować się do tego. Po wysłuchaniu długiej listy zakazów i nakazów, usłyszał tylko:

– A teraz pójdziesz do siebie. Piszczek cię zaprowadzi – dodał, wskazując na pojawiającego się właśnie z nikąd skrzata.

– Tak panie. Piszczek zaprowadzi.

Wychodząc z salonu, Harry usłyszał jeszcze tylko jedno zdanie.
– Albusie, nikt nie może wiedzieć, gdzie on jest. Wiesz, czym mi to grozi.
Dopiero wtedy chłopak zrozumiał, jak bardzo Mistrz Eliksirów się dla niego naraża.

– Przecież gdyby to doszło do Voldemorta, Snape byłby martwy.

Jego rozmyślania zakończyły dwie rzeczy. Postanowienie, „Ode mnie nikt się nie dowie, gdzie mieszkam”, oraz dotarcie do drzwi komnaty. W tym momencie Harry uświadomił sobie jeszcze jedną rzecz, a mianowicie, że zupełnie nie zwracał uwagi na to, którędy idą i nie wie, jak teraz wrócić na dół. Spojrzał na stojącego przed nim skrzata i zapytał.

– Możesz przyjść po mnie przed kolejnym posiłkiem i zaprowadzić mnie do jadalni?

– Oczywiście. Piszczek przyjść przed kolacją.

– Dzię...

Harry nie zdążył nawet dokończyć słowa, bo przerwał mu trzask deportacji. Skrzat zniknął. Chłopak został sam naprzeciwko drewnianych, dwuskrzydłowych drzwi. Spoglądał na nie ze strachem, bojąc się tego, co może tam zastać. Delikatnym ruchem położył dłoń na klamce i nacisnął ją. To, co zobaczył, przewyższyło jego oczekiwania. Spodziewał się, że zostanie umieszczony w skromnym pokoju gościnnym. Po chwili uświadomił sobie jednak, gdzie się znajduje.

– To pałac, pewnie coś takiego jak „skromny pokój gościnny” tu nie istnieje. – Pomyślał i zajął się kontemplacją wnętrz. Mahoniową podłogę przykrywał ciemnozielony dywan, meble zrobiono z jasnego drewna. Naprzeciwko drzwi znajdowało się wykuszowe okno z dużym parapetem, wyścielanym poduszkami w różnych odcieniach błękitu. Na prawo od drzwi stały szafa, komoda i mała biblioteczka, na lewo łóżko przykryte jasno niebieską kapą, z wyhaftowanym na niej ciemnozielonym liściem paproci. Obok okna stało biurko i pasujące do niego krzesło. A tuż przy nich stał szkolny kufer Harry’ego, który dopiero teraz uświadomił sobie, że nie miał go ze sobą. Chłopak, ciągle się rozglądając, podszedł do okna i wyjrzał przez nie. Zobaczył park, a pomiędzy drzewami prześwitywała tarcza wody. Czarnowłosy patrzył przed siebie, jednak nic nie widział. Jego umysł analizował ostatnie wydarzenia. Myślał o przysiędze Dumbledore’a, o sytuacji, w której się znalazł, o Snape’ie i o ich wspólnym mieszkaniu.

– Ten dom jest na tyle duży, że w razie potrzeby bez problemu będę go unikał.

Wspomnienie Mistrza Eliksirów sprawiło, że Harry przypomniał sobie o pamiętnikach.

– Skoro jest tutaj mój kufer, to są i moje rzeczy – pomyślał i ruszył w kierunku walizy z zamiarem rozpakowania się. W sekundę później zrozumiał jednak, że nie ma takiej potrzeby. Skrzynia okazała się być pusta, więc ruszył w kierunku szaf i zajrzał do nich. Jego pierwszą myślą było:

– Co to jest? Ktoś ukradł moje rzeczy?

Po chwili rozpoznał jednak swój mundurek szkolny i w jego umyśle wykształciło się postanowienie.

– Muszę o tym porozmawiać ze Snapem.

Zdecydowawszy tak, zaczął przeglądać ubrania znajdujące się na wieszakach. Znalazł tam między innymi kilkanaście szat czarodziei, mugolskich swetrów, spodni i koszul. Na półkach znajdowały się bielizna, podkoszulki, bluzy. Na dole szafy znalazł kilkanaście par butów: od zwykłych trampek, przez adidasy, półbuty i glany po oficjalne lakierki. Czarnowłosy zorientowawszy się, co znajduje się w szafie, odwrócił głowę w kierunku biblioteczki. Już po pierwszym spojrzeniu odetchnął z ulgą, na półkach znajdowały się znajome mu lektury: podręczniki szkolne, książki dotyczące Quidditcha, a na samej górze pamiętniki jego matki. Szybkim ruchem wyciągnął zeszyt opatrzony datą 1973–74, jednak oprócz pożądanego efektu ruch ten wywołał małą lawinę. Na podłogę spadło wszystko, co znajdowało się na górnej półce, w tym również trzy albumy ze zdjęciami, z których jeden się otworzył. Do Harry’ego powróciło wspomnienie, jak wszedł w jego posiadanie. W pierwszej klasie po wydarzeniach z Quirellem i kamieniem filozoficznym dostał go od Hagrida. W środku były głównie zdjęcia jego rodziców ze szkoły, ze ślubu, z domu, czasami pojawiał się na nich on samo jeszcze jako niemowlak. Kolejne fotografie ukazywały go już jako jedenastolatka, często obok niego stali jego przyjaciele: Ron, Hermiona, Ginny również profesor Lupin pozował z nim do jednego zdjęcia. Wzrok chłopaka podążył w kierunku dwóch pozostałych albumów: zamkniętych potężnymi zaklęciami, które chroniły ich zawartość. Ze sterty znajdujących się na podłodze książek wyciągnął tę, która była mu potrzebna i, trzymając ją w ręce, podążył w stronę okna, gdzie usiadł na parapecie. Otworzył zeszyt na pierwszej stronie i zaczął czytać.

1 września 1973
Znowu w pociągu. Wracam do Hogwartu. Te wakacje spędziłam w całości w domu i gościłam u siebie Severusa. Rodzice powiedzieli, że mogę go zaprosić, więc to zrobiłam, a on skorzystał i przyjechał do nas na trzy ostatnie tygodnie sierpnia. Na początku mama i tata żałowali trochę, że ulegli moim prośbom i zgodzili się go przyjąć. Sev zachowywał się jak prawdziwy mroczny czarodziej. Jednak po paru dniach zrozumieli, że jest on zwyczajnym chłopcem, dzieckiem takim samym jak inne. Tylko Petunia zachowywała do niego dystans, ale to raczej z zazdrości, że on i ja potrafimy czarować, a ona nie. Na stacje przyjechaliśmy sami, rodzicom w ostatniej chwili coś wypadło i nie mogli nas odwieźć. Teraz zaś siedzimy w jednym przedziale. Ja piszę, a Severus czyta jakąś książkę. Nie widzę tytułu, ale po jego zapale poznaję, że dotyczy eliksirów bądź Czarnej Magii.
Mam nadzieję, że w tym roku Potter i ta jego głupia banda będą siedzieli we własnym przedziale, a nie włóczyli się po całym pociągu. Nie chcę, żeby dokuczali Severusowi. W takim wypadku będę musiała zareagować, a przez to wejść w konflikt z własnym domem. Wolałabym nie dopuścić do takiej sytuacji, ale jeżeli będzie trzeba...

Tu wpis się urywał. Harry podniósł głowę, zastanawiając się, dlaczego jego matka przerwała. Czy profesor Snape odwrócił jej uwagę? Czy to tata wpadł do przedziału?

– Znając sytuację, to drugie jest bardziej prawdopodobne – powiedział do siebie chłopak. I jak się okazało po przewróceniu kartki, miał rację.

2 września 1973
Wczoraj musiałam przerwać pisanie, bo ta banda idiotów, która sama siebie nazywa Huncwotami, wparowała do przedziału z wyciągniętymi różdżkami i zamiarem posłania kilkunastu złowrogich zaklęć w kierunku Seva. Na szczęście nie zdążyli. Powstrzymali się w momencie, gdy wskoczyłam pomiędzy nich a Ślizgona, ochraniając przyjaciela własnym ciałem. Są teraz na mnie obrażeni. Nazywają mnie przyjaciółką węży, choć tak naprawdę koleguję się tylko z jednym z nich. Gdyby wiedzieli, jak się poznaliśmy.

W tym momencie pewna myśl ugodziła Harry’ego gdzieś w tył głowy.

– Nie wiem, jak Snape i mama się poznali!

Poderwał się z parapetu i rzucił w kierunku szafy. Z leżących ciągle u jej stóp stosu książek, wyciągnął tą jedną. Pamiętnik Lily z pierwszego roku. Przejrzał go szybko, przypominając sobie wszystko po kolei: opis dostania listu, zakupów na Pokątnej, wyjazd do Hogwartu, przydział, pierwsze zajęcia, swoje upodobanie do eliksirów, zaklęć i OPCM, choć z tym pierwszym miała trochę problemów. Dopiero pod datą 12 grudnia 1970 roku znalazł to wspomnienie.

Dostałam dzisiaj wiadomość od rodziców. Napisali, żebym nie przyjeżdżała na święta, bo Petunia zachorowała na świnkę i nie chcą, abym się zaraziła. Poszłam więc do McGonagall i powiedziałam jej, jaka jest sytuacja. Gdy wracałam poznałam pewnego chłopaka. Do tej pory nie zwracałam na niego uwagi, ale po tym, co teraz zrobił, może uważać mnie za swoją przyjaciółkę. Mam nadzieję, że moje mugolskie pochodzenie nie będzie mu przeszkadzać.

W tym miejscu notka się kończy, a następna opowiada już o kolejnym spotkaniu tej dwójki.

15 grudnia 1970

Znów spotkałam tego chłopaka. Okazało się, że mamy razem Eliksiry. On jest Ślizgonem i nazywa się Severus Snape. Chyba niezbyt mnie lubi, bo kiedy próbowałam z nim porozmawiać, nazwał mnie szlamą i zbył. Co to znaczy, być szlamą? Nie spotkałam się jeszcze z takim określeniem. Może chodziło o to, że jestem w Gryffindorze? Będę musiała kogoś o to zapytać. Czarno widzę moją przyszłość w czarodziejskim świecie bez tak elementarnej wiedzy. Gorzej, że nawet z tym, czego nas uczą, mam problem, na przykład takie Eliksiry. Dlaczego ten wywar miesza się w lewo a inny w prawo? Nie wiem. Dlaczego taką a nie inną ilość razy? Nie wiem. Nie miał, kto mi tego wytłumaczyć, więc teraz uczę się na pamięć. Za to zaklęcia są bardzo fajne, na razie ćwiczymy proste czary, ale powoli przechodzimy do coraz bardziej skomplikowanych.

Harry nie czytał dalej. Pamiętał te wpisy. Przejrzał jeszcze kilka opisujących, jak Severus zaczął udzielać Lily korepetycji z eliksirów, jak zaczęli się zaprzyjaźniać.

– Nic mi to nie dało – pomyślał. – Ciągle muszę zapytać Snape’a.

Rozejrzał się po pokoju i dopiero wtedy dostrzegł ciemność zapadającą za oknem, choć w pomieszczeniu, dzięki jakiemuś zaklęciu światło nawet nie osłabło. Ten właśnie moment wybrał sobie Piszczek, aby z cichym trzaskiem pojawić się tuż przy oknie.

– Ja przyjść tak, jak panicz kazał. Czas na kolację.

– Więc chodźmy – odpowiedział na to wezwanie czarnowłosy. Ruszył za skrzatem w kierunku drzwi, zaciskając dłoń na pamiętniku matki i myśląc:

– Dam go Snape’owi.

Droga na dół okazała się o wiele łatwiejsza, niż można by się tego spodziewać. Idąc wzdłuż korytarza dochodziło się do schodów, nimi schodziło się trzy piętra na dół, a później przez znajdujące się po prawej stronie drzwi.

Jadalnia, w której się znalazł po przekroczeniu progu, biła o głowę wszelkie wyobrażenia. Długi na sześć i szeroki na dwa metry stół zajmował środek pokoju, jednak pomimo jego wymiarów, przebywający tu ludzie mogli bez problemów poruszać się wokół niego. W ścianie naprzeciwko drzwi znajdowały się balkonowe okna, pozwalające na udanie się bezpośrednio do ogrodu. Na lewo od siebie Harry zauważył komodę z wystawioną za szybą porcelaną.

- Pewnie to jakaś pamiątka rodzinna.

Z tych rozmyślań wyrwał chłopaka głos dobiegający gdzieś z prawej strony.

- Podziwiasz moją zastawę stołową, Potter?

Zielonooki powoli odwrócił głowę w stronę mówiącej osoby, domyślając się, kim jest. Snape.

- A kto inny mógłby to być? Przecież jesteśmy tu we dwójkę.

- W każdym bądź razie nie będziemy tu jedli, za mną do kuchni.

Powiedziawszy to, odwrócił się i wyszedł, niedostrzeżonymi dotychczas przez Harry’ego drzwiami, które jak się po chwili okazało, wychodziły na małą klatkę schodową, prowadzącą w dół do kuchni. Czarnowłosy zatrzymał się w jej progu, obserwując siadającego do stołu Mistrza Eliksirów i krzątającego się przy piecu Piszczka. Pomieszczenie to było równie duże jak jadalnia, ale bardziej przytulne. Komnaty te oprócz wymiarów i znajdujących się w nich identycznych stołów, różniły się diametralnie. Tam u góry, mimo płonącego na kominku ognia czuło się zimno. Zimno, jakie pojawia się, nie, w dawno nieużywanych pokojach, ale takie, które gości tam, gdzie dawno nikt się nie śmiał, gdzie nikt się nie bawił, nie rozmawiał wesoło, nie śmiał nawet głośno się odezwać. Zimno, które dzięki swojej mocy wyczuwają głównie czarodzieje. Rzadko zdarza się ta zdolność u mugoli, którzy nie potrafią jednak zrozumieć skąd to się bierze, uznając, że to po prostu ich intuicja. Tu czuło się domowe ciepło. Oznaczało ono miejsce, gdzie każdy mógł znaleźć to, czego potrzebuje: przyjazną dłoń, przyjacielski uścisk czy chwilę samotności. Kolacja minęła w ciszy, przerywanej tylko przez Piszczka serwującego kolejne potrawy.
Kolejne dni mijały powoli. Harry poznawał powoli zamek i zwyczaje jego właściciela. Pomimo planów nie spotykania gospodarza, Harry i on spotykali się dosyć często, i to nie tylko przy posiłkach, spożywanych już tradycyjnie w kuchni, ale też mijali się na korytarzach, bądź, jeśli przybywał profesor Dumbledore, siadywali w gabinecie Snape’a, i rozmawiali o sytuacji w Anglii, która z każdym dniem stawała się coraz gorsza. Prawie codziennie znikali kolejni mugole, a wśród pozostałych szerzyła się panika, tak samo zresztą wśród czarodziei. Matki bały się wypuścić dzieci poza przydomowy ogródek, martwiły się o znajdujących się w pracy mężów. Dyrektor dostawał coraz więcej listów od zaniepokojonych rodziców, chcących wiedzieć, jak zabezpieczono zamek, w którym ich dzieci spędzą dziesięć miesięcy roku szkolnego. Harry był zapraszany do dyskusji, najczęściej jednak tylko się przysłuchiwał. Z jednej strony cieszył się, że został dopuszczony do tych informacji. Z drugiej jednak, kiedy tylko opuszczał gabinet, czuł, jak żołądek podnosi mu się do gardła, a oczy zaczynają szczypać. Coraz częściej w nocy, zamiast spać, myślał o przepowiedni, a kiedy udawało mu się zasnąć, śniły mu się koszmary, bądź nawet pojawiały wizje, które stawały się coraz straszniejsze i okrutniejsze. Nie mówił jednak o nich nikomu. Uważał, że i tak mu nie pomogą. Przecież próbowali wszystkiego i nic to nie dało. Oklumecja pomogła nawet dostać się Voldemortowi do jego umysłu. W związku z tym przesiadywał noce, czytając. Pamiętniki matki powoli mu się kończyły, a bał się tego, co zastanie na ostatnich stronach, więc zaczął też czytać podręczniki z poprzednich lat nauki, czy znajdujące się w bibliotece woluminy, których tytuły go zainteresowały. Snape ugiął się pod prośbą chłopaka i udostępnił mu swoje laboratorium, aby mógł tam dokończyć swoją pracę domową. Harry, nie przyznając się, że ma ją już prawie skończoną, korzystał z możliwości powtórzenie praktycznego materiału eliksirów z poprzednich lat. Dni spędzał albo w laboratorium albo poznając zamek i okolice. Nie zauważał zmartwionych spojrzeń dyrektora, gdy ten ich odwiedzał, ani szeptanych rozmów między profesorami. Z każdym zaś dniem cienie pod jego oczami powiększały się, stawały się coraz bardziej widoczne, powieki były opuchnięte, a gałki oczne przekrwione. Schudł jeszcze bardziej, a i siły potrzebne do życia zaczęły go opuszczać. Kolejnej nocy chłopak nie zdołał utrzymać otwartych oczu, zmęczenie go powaliło. Jednak sen, który pomógłby mu odzyskać siły, nie nadszedł. Zastąpiła go wizja. Tym okrutniejsza, że torturowane były dzieci. Dzieci, które przecież niczemu nie zawiniły. Pomiędzy kolejnymi scenami pojawiały się też jego własne wspomnienia, wspomnienia śmierci, o które się obwiniał, wspomnienia trzech dni spędzonych w piekle, wspomnienia bólu fizycznego i duchowego. A wszystko zaś odczuwał podwójnie, jako swoje odczucia i odczucia torturowanych. Tej nocy zagojone już rany postanowiły dać o sobie znać, tej nocy odezwała się moc Rytuału Krwi.

Severus siedział w swoim gabinecie i myślał. Harry mieszkał z nim już ponad tydzień, a bystrym oczom nauczyciela nie umknęły zmiany, jakie zaszły w chłopaku. Dzieciak cierpiał, jadł coraz mniej i zapewne nie sypiał, a przynajmniej nie tyle, ile powinien. Kiedy unosił do ust kielich z sokiem, rękaw jego szaty zsunął się, odsłaniając doskonale widoczną bliznę na nadgarstku. Jego umysł zalały wspomnienia.

Rude włosy powiewające na wietrze. Wesoły głos pytający: „Dokąd idziemy Sev?”. Błysk radości i zrozumienia w zielonych oczach. Światło księżyca odbijające się w ostrzu sztyletu. Skapujące do miseczki krople krwi. Otrząsnął się z tych wspomnień, uśmiechając się do siebie i spojrzał na biurko, na którego środku leżał czarny zeszyt, pamiętnik Lily. W ciągu ostatnich paru dni zdążył dowiedzieć się, jak tak naprawdę wyglądało życie gryfonki do końca szóstego roku. Bał się czytać dalej, wiedząc, co nastąpiło w siódmej klasie. Rudzielec zakochała się w tym idiocie, Jamesie Potterze.

W końcu otworzył zeszyt, spoglądając na pierwszą, zapisaną tam datę.

5 października 1975.
W tym roku późno zaczynam pisać, to przez tę sytuację. Moi... Moi rodzice nie żyją. Zginęli, bo ja... Ja jestem czarownicą. Nie rozumiem, jak można zabijać kogoś za to, że jest mugolem, że pochodzi z nie magicznej rodziny. Severus próbował mnie pocieszyć, ale... On sam pochodzi z rodziny pałającej się Czarną Magią, jest czystej krwi, a nie jak ja... Szlamą.

Mistrz Eliksirów drgnął, przypominając to sobie. Chciał wtedy jak najlepiej, ale Lily coraz bardziej się od niego oddalała, a Potter i ta jego banda zbliżała się do niej z każdym dniem. Gdzieś koło serca poczuł ból, wiedząc, co nastąpi dalej. Opis rozpadu ich przyjaźni. Mimo że dalej ze sobą rozmawiali i kolegowali się, to nie było jednak już to, co kiedyś. Zaś tuż przed przerwą Bożonarodzeniową pokłócili się, Lily została w zamku, a Severus pojechał do domu i chcąc tak naprawdę zrobić na złość przyjaciółce, pozwolił naznaczyć się Mrocznym Znakiem. Ta decyzja zaważyła na dalszym jego życiu. Kiedy wrócił do zamku, Lily go przeprosiła, a on nie wiedział, gdzie ma podziać oczy. Przez ponad miesiąc ukrywał prawdę o sobie, o swojej przynależności do śmierciożerców. Kiedy w końcu jej powiedział, ich przyjaźń, którą już od jakiegoś czasu ciągnęli na siłę, skończyła się. Rudzielec zostawiła go i przyłączyła się do Pottera. On zaś nie uczynił nic, by jakoś to odwrócić.

- Dopóki ona jest szczęśliwa, ja nie będę się wtrącać.

Dalej łączyły ich więzy krwi, dając o sobie znać w momencie, gdy to drugie szarpane było silnymi uczuciami. Nauczył się jednak ignorować to. Poczucia zagrożenia, jakie odczuwał, myśląc o niej na trzy miesiące przed jej śmiercią, nie mógł jednak zignorować. To uczucie sprowokowało go do wyśledzenia przepowiedni i planów Voldemorta wobec Potterów. Dzięki czemu mógł ich ostrzec. Nie mógł też zignorować bólu, jaki czuł, wiedząc, że ona umiera. Bólu wyrywanego serca. Kiedy o tym pomyślał, przez chwilę wydawało mu się, że znów to czuje. Dopiero po dobrych paru minutach zrozumiał, że wcale mu się nie wydaje. Znów pojawił się ból w miejscu, w którym go odczuwał, gdy Lily działo się coś złego. Kolejne parę minut zajęło mu zrozumienie, co się dzieje. Syn Rudzielca cierpi. Dotarcie najpierw do drzwi gabinetu, później do schodów, następni na odpowiednie piętro, a w końcu do pokoju Harry’ego zajęło mu ułamki sekund. To, co zobaczył, gdy wparował do pokoju, potwierdziło jego i dyrektora największe obawy. Potter spał, lecz nie był to spokojny sen.

- Znów ma wizje - pomyślał, a w jego ręce pojawiła się nagle różdżka, którą przyzwał kilka eliksirów, poczym przystąpił do budzenia chłopaka. Czynność ta nie była zbyt prosta. Kiedy w końcu mu się udało, patrzył w przerażone oczy dziecka, które ukarano za to, że istnieje.

- Porozmawiamy jutro – powiedział. – A teraz to wypij – i podał mu malutką buteleczkę z niebieskim eliksirem. – To Eliksir Bezsenny, zaśniesz po nim i będziesz spał bez żadnych snów.

Kiedy chłopak napił się, a chwilę później usnął, Snape uczynił jedyną rzecz, jaka przyszła mu do głowy. Wyciągnął się na wyczarowanym naprędce fotelu, zastanawiając się, co ma zrobić. Jedyna myśl, którą mógł zrealizować, było wysłanie listu do Dumbledore’a, bo przecież zabicie Voldemorta, aby nie mógł on wysyłać tych wizji, było nie w jego kompetencji.

Ps. Powiedzcie jedno złe słowo o moim ukochanym bohaterze to ubiję!!!
Ps.2. Chodzi mi oczywiście o Piszczka.
Ps.3. Oto linki do zdjęć, na których się wzorowałam, opisując dom Snape'a:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]


Znowu wklejam cały rozdział nie chcę go dzielić.
Po za tym mam dwie wiadomości i jak to bywa w filmach jedną dobrą drugą złą. Nie będę pytać którą chcecie pierwszą powiem a raczej napisze najpierw dobrą, rozdział 8 powinien pojawić się w najbliższym czasie, kończę go przepisywać. Zła wiadomość jest taka, że z powodu Katastrofalnego dla studentów okresu, który właśnie nastał (okres ten zwany jest potocznie sesją), nie zaczęłam nawet pisać rozdziału 9. Ale nadrobię to. Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lisa dnia Wto 17:32, 30 Sty 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
el_lothril
Łowca



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Jazzu

PostWysłany: Wto 15:07, 30 Sty 2007    Temat postu:

Bardzo ciekawy rozdział. Przynajmniej nie jest jak w innych opowiadaniach o tej tematyce, że Snape ma strasznie mroczny dom:D
Ale było trochę błędów, np.
Cytat:
petunia
To powinno być z dużej litery
Cytat:
Zimno, jakie pojawia się, nie, w dawno nieużywanych pokojach,
Ja bym to napisała tak: Zimno, jakie nie pojawia się w dawno nieużywanych pokojach
Było jeszcze kilka, ale nie chce mi się ich wyszukiwać. A tak po za tym jest dobrze.
Pozdrowienia i najlepsze życzenia
el


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania ze świata Harrego Pottera Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin