Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna MITHGAR ŚWIAT FANTASY
FORUM ZOSTAŁO PRZENIESIONE NA http://mithgar.jun.pl/
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kamienie Wiedzy (zawieszone)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania ze świata Harrego Pottera
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Madius
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:34, 18 Lip 2006    Temat postu: Kamienie Wiedzy (zawieszone)

Będzie to pierwszy tom trylogii o Harry'm, a powstawać będzie powoli, gdyż betuję jedno opowiadanie i tylko w wolnych chwilach będę pisał to. Mam nadzieję, że się wam spodoba, gdyż będzie się ukazywać tylko tutaj. Smile

Prolog

Do głównej komnaty zamku Anima* wkroczył dostojnym krokiem siwobrody mężczyzna, który był podenerwowany tym co usłyszał ostatnio od znajomej wieszczki. „Cholerna przepowiednia” – pomyślał. Podszedł do okna wyciosanego w kamieniu i zaczął obserwować las rozciągający się na południe od jego domu. W końcu po kilku godzinach podjął decyzję i wiedział co musi zrobić. Nadszedł czas, aby skontaktował się ze swoimi przyjaciółmi, a później dziećmi.
Raźnym krokiem udał w kierunku głównej wieży twierdzy, gdyż mieścił się tam magiczny portal wbudowany w mury**. Kiedy wkroczył do pomieszczenia od razu wyciągnął spod szaty kryształ błyszczący błękitnym światłem. Zaczął szeptać magiczne formuły i w krótkim czasie otworzył przejście do domu swego przyjaciela. Po kilku sekundach pojawił się wir czerwonej materii, lecz po upłynięciu niecałej minuty ustabilizował się stając się niebieski. Wówczas ów mag wkroczył w otwarte przejście, aby pojawić się w dolinie Gaudium***
Na miejscu został powitany przez dwa dostojne elfy, które prowadziły jakąś dysputę, lecz widząc owego człowieka przerwały i z szacunkiem zaprosiły do siebie. Po wymianie grzecznościowych uwag od razu przeszły do rzeczy.
- Coś się stało, Merlinie? – Zapytał starszy, który wyglądał na sędziwego. Nazywał się Nimsarn i był panem tej ziemi. Siedzący obok niego młodzieniec, wedle ich rachuby wieku, zwał się Ruinril.- Powiedz co cię trapi, przyjacielu.
- Ostatnio odwiedziła mnie Alne – rzekł poważnym głosem, ale dało się w nim wyczuć zdenerwowanie - i wygłosiła przepowiednie dotyczącą mojego potomka.
- Mógłbyś ją przytoczyć, Mistrzu – odezwał się młodszy z Starego Ludu, a zaraz dodał:- Wybacz, ojcze.
- Nic się nie stało, synu – powiedział, a zaraz zwrócił się do maga:- Może będziemy w stanie ci pomóc.
Siwowłosy mężczyzna zamknął oczy oraz wykonał kilka skomplikowanych ruchów dłońmi, a zaraz obok nich pojawiła się widmowa postać kobiety o czarnych lokach i niebieskich oczach, która z każdą sekundą nabierała kolorów. W końcu, gdy skończył rzucać zaklęcie stała przed nimi największa wieszczka tego świata, zwanego Ravamu.
- Będziesz miał wielu potomków, lecz jeden będzie miał najtrudniejsze życie,
To na nim spocznie los świata ukochanego przez ciebie i twe dzieci,
Będzie on twoją wierną kopią zrodzoną z czwórki przyjaciół,
Pomóc mu możesz, lecz sposób znaleźć mogą tylko Starożytni,
Wiedza wasza będzie mu potrzebna, aby świat ocalić i bariery czasu przełamać,
Będziesz miał wielu potomków, lecz jeden będzie miał najtrudniejsze życie...
Kiedy zamilkła zaczęła niknąć, a po kilku sekundach jej nie było. Tymczasem cała trójka rozmyślała nad treścią, aż w końcu przemówił pan owej ziemi.
- Chyba wiem o co chodzi, - zaczął mówić – ale to będzie wymagało zgody wszystkich zaangażowania wielu osób.
- Kogo, ojcze?
- Starożytni to najprawdopodobniej my, a czwórka przyjaciół to twoje dzieci i pozostali założyciele tej szkoły.
- Możliwe – odezwał się siwowłosy mag.- Jednak kim będzie ten potomek?
- Nie wiem, ale ciężko doświadczy go los zanim odmieni swe życie. Jedno jest pewne.
- Chyba nie sądzisz, że to będzie...
- Tak, Merlinie – odparł Nimsarn.- Będzie on twym dziedzicem, lecz nie tylko w mocy, także w wyglądzie.
- Jak to możliwe, przyjacielu?
- Pamiętasz swoją drogę do tego co osiągnąłeś – rzekł swoim śpiewnym głosem.- Sam nie miałeś łatwego życia ocalając swój świat od zagłady sam mało nie zginąłeś, a jego czeka podobne zadanie w przyszłości. Ta przepowiednia ma mu pomóc poprzez nasze przygotowanie i to zrobimy.
- Co masz na myśli?
- Kamienie wiedzy!
- Ojcze, to jest niebezpieczne.
- Chyba nie mamy wyjścia, synu.
- Jesteś pewny, że nie możemy zrobić nic innego?
- To jedyne wyjście – powiedział elf wstając z miejsca i podchodząc do okna.- Lecz nie tylko je stworzymy.
- O czym jeszcze myślisz? – Mag popatrzył na niego uważnie.
- Kamień czasu stworzony z mocy największych.
- Pamiętaj jednak co poprzedni taki kamień uczynił, przyjacielu.
- Wiem i dlatego tym razem nie tylko elfy i ludzie dadzą swą moc.
- O kim myślisz, ojcze?
- Smoki oraz krasnoludy. Razem stworzymy kontroler mocy, który będzie dostępny dla wybrańca, lecz tylko raz na pięćset lat, aby nie mogła się wydarzyć podobna historia jak z Lardericiem.
- Tak, to nie może się powtórzyć i dlatego myślę, aby część mocy zawrzeć w kamieniu czasu, a pozostałą jako doładowanie w kamieniach wiedzy – rzekł zamyślony Merlin.
- Mistrzu, a gdyby tak zrobić bransoletę z najpotężniejszej magicznej skały jaką posiadamy – zaproponował Ruinril.- I zamocować w niej na stałe twój kamień, a resztę niech ukryć.
- Co dokładnie masz na myśli, synu?
- My wykonamy zdobienia do niej, a krasnoludy ją wykują, gdyż są najlepsi w tym – oświadczył po zastanowieniu.- Z ukryciem chodzi mi, aby dla przykładu ty wiedział, gdzie przykładowo potomek ukryje swój kamień i zawarł to w swoim kamieniu.
- Mądrze mówisz – pochwalił go Nimsarn.- To by dało nam przewagę, ale bransoletę będą przechowywać nasi smoczy sojusznicy, gdyż od nich nikt jej nie wykradnie. Poza tym pomogą mam w kontroli mocy wyzwolonej podczas procesu oddawania magii. Tymczasem ja i moi potomkowie będziemy śledzić losy twojego rodu, aby wiedzieć kiedy ów wybraniec się narodzi.
- Tak będzie najlepiej. Na jutro zwołam naradę i poproszę, aby każdy przysłał swoich przedstawicieli.
- Ja tymczasem udam się do Hogwartu i sprowadzę czwórkę, o której najprawdopodobniej mowa w przepowiedni.
- Zgoda, a ja zaraz nawiąże kontakt z Isharem oraz Glofurem Żelazne Serce.
- Do zobaczenia jutro, przyjacielu.
- Niech magia ci sprzyja w twej podróży, Merlinie.
Pożegnali się i każdy poszedł wykonać przyjęte na siebie zadanie. Tak rozpoczęła się historia Bransolety Merlina, która przez wieki strzeżona była w smoczym mieście zwanym Shamu przez królewski ród tej rasy.


Objaśnienia:
* po łacinie dusza
** portale wbudowane w mury zamku są stabilniejsze, a co za tym idzie potrzeba zużyć mniej magicznej energii, aby taki otworzyć i utrzymać
*** po łacinie radość
Wszystkie nazwy i imiona są powstałe na podstawie generatora imion na stronie: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Madius dnia Czw 10:51, 28 Wrz 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madius
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:44, 18 Lip 2006    Temat postu:

Rozdział 1


Trzy wielkie postacie przypominające wymarłe dinozaury leciały dość szybko w kierunku małego jeszcze zamku położonego w dolinie Gaudium. Powoli zbliżały się do celu, którym najwyraźniej była ów twierdza. Nikt nie reagował na pojawienie się tych wielkich, a brama była otwarta jakby czekała na te wielkie gady. Nikt z mieszkańców tej wielkiej budowli nie reagował na zbliżające się smoki, a w jednym z okien stał dostojny mężczyzna z długimi, szpiczastymi uszami. Obserwował on jak lądują przed jego domem w tej pięknej dolinie, aby po kilku sekundach przeistoczyć się w podobne do ludzi istoty, lecz nie do końca. „Smoki z Shemu*” – pomyślał.- „Coś musiało się stać skoro leciał sam Ishar i to coś poważnego.”
Jego rozważania przerwał rozbłysk jasnego światła, który sprawił, że największe istoty zamieszkujące Ravam znikły, a na ich miejscu pojawiła się trójka mężczyzn odziana w czarne dopasowane ubrania w czarnym kolorze. Jednak różnili się od siebie, gdyż dwaj mieli jasne włosy, a jeden czarne niczym smoła. Wkroczyli do zamku witani przez dostojne elfy i od razu skierowali swe kroki do głównej komnaty twierdzy, gdzie przebywał pan tej ziemi.
- Witajcie, drodzy goście!
- Wybacz przyjacielu, lecz nie mamy czasu na grzeczności...
- Co się stało?
- Bransoleta zniknęła.
- Jak to? Chyba, że... – zamilkł zastanawiając się nad czymś, a po kilku minutach zapytał:- Co z zaklęciami strzegącymi komnaty?
- Były nie naruszone i to jest najdziwniejsze.
- To może oznaczać tylko jedno.
- Sądzisz, że dziedzic się narodził?
- Nie, przyjacielu – rzekł dostojnie.- On jest po prostu gotowy.
- O czym ty mówisz?
- O ostatecznej klątwie ochronnej. Rzuciliśmy z Merlinem na nią czar, który nie pozwala jej użyć dopóki dziedzic nie będzie gotowy.
- Kiedy, przecież byłem przez cały czas?
- Wpletliśmy go w pozostałe zaklęcia, aby nie rozerwać magicznej spójności artefaktu – powiedział spokojnie.- Jest jeszcze iluzja zawarta w Kamieniu wiedzy.
- Czemu...
- ...nic nie wiedziałeś? Bo byś nas od tego odwoził, a tak to nigdy za wcześnie nie będzie mógł on być wykorzystany i tylko on będzie w stanie używać Kamienia czasu.
- Przekonałeś mnie, ale trzeba mi było powiedzieć po fakcie.
- Zapomniałem i dlatego błagam cię o wybaczenie, przyjacielu – odparł Nimsarn.- Jednak po tym co się stało zaraz po przekazaniu kamieniom mocy nie miałem siły – dodał głosem pełnym bólu.
- Mi też go brakuje, - rzekł ze smutkiem Ishar – lecz powiedz co teraz planujesz.
- Zwołamy radę jak za dawnych lat i wspólnie podejmiemy decyzję.
- Zgoda! Kiedy i gdzie?
- Co powiesz za siedem dni w zamku Anima?
- Niech będzie. Powiadomisz resztę z dawnego sojuszu?
- Tak, przyjacielu – odpowiedział elf.- Do zobaczenia niedługo.
Smoki opuściły dolinę Gaudium tak jak przybyły, lecz teraz ich lot był spokojniejszy i zawarte w nim zostało piękno powietrznej podróży.

Siedem dni zleciało szybko, więc dawny zamek Merlina został na nowo przygotowany na przyjęcie sojuszników. Na wezwanie stawili się smoczy władcy z południowego pasma górskiego Shemu, krasnoludy zamieszkujący północne tereny górzystej krainy Zaduvi** oraz elfy z różnych miejsc Ravamu. Wszystkie najliczniejsze rasy, które potrafiły logicznie myśleć oraz nigdy nie opowiedziały się po stronie Larderica. Niegdyś to właśnie oni opowiedzieli się stronie pewnego młodego maga i stanęli do wojny ze złem, a wielu wówczas zginęło, lecz rasy przetrwały, aby przez wieki wspólnie decydować o losach swego świata. Z dawnej rady pozostali tylko władca elfów, Nimsarn oraz władca smoków, Ishar. Ponieważ rasa mistrzów młota nie była nieśmiertelna to jej przedstawiciel zmarł, a jego miejsce zajął piąty od tamtych król krasnoludów, Dwarin Płonące Młoty.
Zasiedli jak niegdyś w czwórkę w Świetlistej komnacie, aby debatować co zrobić z nowym właścicielem Bransolety Merlina. Sączą doskonałe wino prowadzili trudną dyskusję.
- Nie sądzę, aby sprowadzenie go tutaj było dobrym pomysłem – rzekł krasnolud.
- Czemu?
- Nie wiemy jaki on jest i czy nie stanie się zły.
- To jest niemożliwe – powiedział elf.
- Skąd ta pewność, Nimsarnie?
- Artefakt nie odnalazł by go, gdyby był zły.
Milczący smok przysłuchiwał się całej kłótni, lecz nie odzywał ani słowem jakby rozważając czy to co postanowił jest słuszne.
- Smoczy mag – rzekł w końcu zmęczony słuchaniem ich.
- Co masz na myśli, przyjacielu – zaciekawił się władca Starożytnego Ludu.
- Mój najmłodszy potomek jest dostatecznie duży, aby mógł stać się jego wierzchowcem jak dawnej latałem z Merlinem.
- Nie zgadzam się – krzyknął Dwarin.
- Też uważam to za zły pomysł – rzekł elf, a po chwili dodał:- Jednak pomoc mu się przyda.
- O czym myślisz? – Zapytał Ishar.
- Trzyosobowa drużyna, po jednej osobie z naszej rasy, która pomoże mu w czasie wyprawy po Kamienie wiedzy.
- To brzmi rozsądniej – odparł brodacz, którego atrybut został spleciony w fantazyjny wzór według najnowszej mody.- Lecz czy musimy go tutaj sprowadzać?
- Tak będzie lepiej – oznajmił nagle smok.- Pamiętam jak jego przodek starał się opanować swoją moc...
- ... to było przegięcie – dokończył długowieczny mężczyzna.
- Jak to? – Dopytywał się krasnolud.
- Pewnie znasz historię wielkiej bitwy, o której do dziś śpiewają bardowie, lecz nie wiesz co było wcześniej i później – oświadczył elf.- Kiedy zapanował pokój Merlina odwiedziła Alne, która była wówczas największą wieszczką spośród ludzkiego rodzaju i to ona przepowiedziała po wiekach narodziny jego dziedzica.
- Niezwykłe, ale sądziłem, iż żaden człowiek poza nim nie miał tu wstępu.
- Tylko ci o czystym sercu mogli tu wejść od czasu wojny, gdyż tak czterej wodzowie zaklęli tę ziemię – dopowiedział Ishar, a po chwili dodał:- Kilkaset lat później całkowicie zamknęliśmy bramy dla nich z twym przodkiem, gdyż dążyli niektórzy spośród nich do zagłady magicznego świata i tak jest do dziś.
- Lecz jego musimy wpuścić, Dwarinie.
- A jak on o nas komuś powie?
- Najpotężniejszy po nim jest Dumbledore z tego co wiem, a on mu nie ufa ostatnio – rzekł elf.
- Skąd wiesz? – Zaciekawił się gad.
- Dałem słowo przyjacielowi, iż będę miał oko na jego potomków, aby być pewnym, że to odpowiednia osoba.
- I nic nam nie powiedziałeś?
- Magiczna przysięga, która obowiązywała, aż bransoleta trafiła do chłopaka- odparł Nimsarn.- To pozostało ustalić kto pójdzie.
- Niech idą najwaleczniejsi spośród każdej z rasy – oświadczył krasnolud.
- Racja i dlatego sądzę, że należy rozesłać gońców, iż szukamy najlepszych, - powiedział spokojnie smok – aby udali się na trudną wyprawę.
- My nie musimy wybierać, gdyż ostatni turniej wygrał mój syn i to on ma prawo reprezentować naszą rasę. Niech Fralin Stalowa Pięść reprezentuje krasnoludy.
- Skoro uważasz, że jest najlepszy, Dwarinie – rzekł elf.- To może dobry pomysł, aby posłać młodych na tę misję.
- O czym myślisz, przyjacielu?
- W każdej z naszych ras organizowane są konkursy, które wyłaniają najlepszych w danych celach – odparł po chwili zastanowienia.- Alchemików czy też złotników, gdyż to musi być mag, łucznik lub wojownik...
- Chyba wiem do czego zmierzasz. Kto?
- Mój najmłodszy potomek, który wygrał ostatnio turniej trzech wyzwań. Spośród elfów pójdzie Sarnmor.
- To ja wybiorę Adinzhu – rzekł z powagą smok.
- Więc decyzja zapadła – powiedział Nimsarn.- Wznieśmy kielichy na znak jedności.
Zrobili tak jak powiedział elf i następnego dnia rozpoczęły się przygotowanie, gdyż trzeba było wszystko zaplanować i odpowiednio wyposażyć całą drużynę. Eliksiry, maści, prowiant, a nawet broń wymagała przygotowania i zabezpieczenia, lecz to było dopiero pół sukcesu, gdyż grupa musiała być zgrana. Smok nie ufał krasnoludowi, a ten elfowi. Natomiast przedstawiciel Starożytnego Ludu lubił jaszczura, gdyż znali się nie od dziś, lecz za to jak większość spośród jego rasy brodacza uważał za prymitywną istotę. W końcu jednak ruszyli na wyprawę jakiej świat nie widział od stuleci.

W innym świecie, gdzie magia była ukryta przed wzrokiem zwykłych ludzi pewien samotny młodzieniec czuł się opuszczony przez wszystkich oraz oszukany przez człowieka, któremu ufał ponad życie. Ów młody mężczyzna nazywał się Harry Potter i rozpaczał po śmierci ojca chrzestnego. Jednak z każdym dniem było coraz lepiej, lecz dalej nie mógł wybaczyć Dumbledore’owi, że go oszukał w sprawie przepowiedni. „Jak mogłem być tak głupi, aby mu ufać” – rozmyślał.- „Nie wiem już czy Tomuś czy Drops jest gorszy. W końcu każdy dąży do celu po trupach, a po drodze kłamią i oszukują ile wejdzie.” Takie rozważania towarzyszyły mu przez całe dnie od zakończenia roku szkolnego lub też czemu był tak głupi i zaufał tej wizji.
Nadszedł wieczór, a młodzieniec bał się zasnąć, gdyż podejrzewał, że znów będzie musiał oglądać to co się wydarzyło w Departamencie Tajemnic brytyjskiego Ministerstwa Magii. Dokładniej chodziło o moment, w którym Syriusz Black, jego ojciec chrzestny, zginął wpadając za kurtynę po tym jak dostał klątwą od swojej kuzynki, Bellatrix Lestrange. I tak jak się domyślał, gdy tylko zmorzył go sen widział te same obrazy co poprzedniej nocy odkąd powrócił do domu przy ulicy Privet Drive numer cztery. W końcu cały spocony przebudził się, aby ponownie rozpamiętywać to co się wydarzyło nie tak dawno. „Wybacz, Syriuszu. Wybacz, że cię zawiodłem” – pomyślał leżąc, a pojedyncza łza spłynęła mu po policzku i ponownie rozpatrywał z każdej strony to co się wydarzyło.
Jego rozmyślania przerwał nagle błysk białego światła, który na kilka sekund go oślepił, gdyż wyglądało to jakby błyskawica uderzyła w pokój nie niszcząc przy tym pomieszczenia. „Co to było? Ten błysk?” – pytał się sam siebie powoli odzyskując swój zmysł wzroku, a kiedy już mógł zobaczyć wszystko co mieści się w jego małym pokoju lekko się przestraszył widząc dziwny przedmiot unoszący się w powietrzu. „Łańcuch? Za małe. Bransoletka? Może być, ale nigdy takiej nie widziałem.” – Rozmawiał sam ze sobą, aż w końcu się przełamał i podszedł powoli do przedmiotu kierując w jego stronę wyciągniętą przed chwilą różdżkę. Cal po calu zbliżał się, a jednak wbrew jego najgorszym przeczuciom nic się nie stało. Kiedy znalazł się obok niej dotknął jej lekko swoim magicznym patykiem, lecz poziom lewitacji nie zmienił się nawet o najmniejszą jednostkę miary jaką znał.
Powoli wyciągnął rękę i palcem wskazującym prawej dłoni lekko ją trącił, a ona niespodziewanie niczym wąż przyczajony do ataku oplotła mu nadgarstek dopasowując się idealnie. Młodzieniec przyjrzał jej się dokładnie i chodź miała miejsce na sześć kamieni to był tam tylko jeden, który miał kolor biały. Po kilku sekundach, gdy oglądał ją dokładniej zaczął on płonąć jakimś wewnętrznym światłem, a po niespełna minucie wypłynęło na zewnątrz przybierając postać dostojne mężczyzny niezwykle podobne do Dumbledore’a i jednocześnie innego. Czas biegł nieubłaganie do przodu, a to widmo stawało się coraz lepiej widoczne, aby w końcu pokryły je kolory. Harry już widział tą postać, lecz nie wiedział gdzie.
- Witaj, młodzieńcze – przemówiła zjawa.- Pewnie o mnie nie słyszałeś, ale wypada się przedstawić. Nazywam się Merlin i jestem twoim przodkiem...
- Jak...
- ...Proszę cię, abyś mi nie przerywał, gdyż jest to tylko iluzja zapisu tej mowy, którą ułożyłem dawno. Miałeś trudną przeszłość, a przyszłość rysuje się w tych samych barwach jeśli Alne się nie pomyliła. Nie mamy czasu i nie będę ci wyjaśniał co dokładnie ma z tym wspólnego, ale była ona wieszczką i ostrzegła mnie, iż możesz potrzebować pomocy w walce ze złem.
Zmarszczył brwi jakby się nad czymś zastanawiając.
- To co masz na ręku to bransoleta, która ma przekazać ci wiedzę twych przodków zawartą w kamieniach, lecz nie będę zagłębiał się dokładnie o co chodzi, gdyż to nie moje zadanie. Tak więc powiem ogólnie, że zostało stworzonych pięć Kamieni wiedzy, a ofiarowali ją Salazar Slytherin, Rowena Ravenclaw, Helga Hufflepuff, Godric Gryffindor oraz ja. Każdy kamień wskazuje drogę do następnego, lecz dopiero wszystkie razem wskażą drogę do Kamienia czasu. Pozwoli on ci na jedną podróż w czasie, lecz dopiero jak wykonasz swoje zadanie tutaj, abyś mógł wykonać je ponownie i ocalić to co utraciłeś kiedyś. Długa droga przed tobą, więc moi przyjaciele pomogą ci w opanowaniu darów otrzymanych od nas twoich przodków – powiedział z uśmiechem, a po kilku sekundach dodał:- Pamiętaj nie bać się kochać, gdyż jest to piękne uczucie. Żegnaj, mój dziedzicu.
Potter zastanawiając się nad słowami Merlina niespodziewanie poczuł jak ciało zaczyna mu drętwieć, a wszystkie zmysły jeden po drugim wyłączają się powoli. Odczuwał zmianę, lecz nie była ona bolesna oraz się nie bał, ponieważ coś mówiło mu, iż może zaufać temu staremu magowi. Po kilku sekundach uniósł się do góry, aby zawisnąć na wysokości około dwóch stóp. W końcu i wzrok zanikł, a on pogrążył się w stanie podobnym do snu, ale umysł pracował cały czas przyswajając wiedzę zawartą w artefakcie otrzymanym od przodka w darze.

Minął czwarty dzień jak Harry Potter nie opuścił ani razu domu wujostwa, a nawet nie wysłał sowy do Zakonu Feniksa. Tak więc Remus Lupin podjął decyzję, aby odwiedzić młodzieńca i dowiedzieć się czy wszystko jest w porządku. Deszczowa pogoda panująca w całej Wielkiej Brytanii ułatwiała dostanie się do domu państwa Dursley bez wzbudzania zainteresowania, a więc z samego rana udał się do nich. Równym krokiem zmierzał w stronę domu mieszczącego się na ulicy Privet Drive numer cztery, a w środku cały się denerwował, gdyż bał się o syna zmarłego przyjaciela.
W końcu dotarł i zadzwonił do drzwi, a po kilku sekundach otworzyła je koścista kobieta, a z kuchni słychać było wołanie.
- Kto to, Petunio?
- Czego chcecie, przecież jest dobrze traktowany? – Zapytała przybysza blednąc.
- Nie napisał listu, a więc przyjechałem sprawdzić czy nic mu nie jest. Mogę wejść czy go zawołasz?
- Jest na górze i od kilku dni nie wychodzi, a nawet nie reaguje na wołanie – oświadczyła spokojnie.
- Co? I ty mówisz to tak spokojnie? – Zaczynał powoli się denerwować, lecz po chwili się opanował i tylko zapytał:- Gdzie?
- Najmniejsza sypialnia na górze – odparła wskazując mu schody prowadzące na górę.
Ruszył biegiem wyciągając przy okazji swoją różdżkę, a kiedy dwaj pozostali domownicy go dostrzegli omal nie zeszli z tego świata. Jednak Remus nie przejmował się nimi i szybko pokonał drogę dzielącą go od drzwi do pokoju Potter’a. Chciał otworzyć drzwi, lecz coś blokowało mu dostęp.
- Alohomora – wypowiedział zaklęcie wskazując na zamek.
„To na pewno nie żaden przedmiot, a czarów nie używał. Co to może być?” – Rozmyślał, aż w końcu zdecydował się na zniszczenie drzwi. Wycelował w nie różdżkę i używając zaklęć niewerbalnych skierował na nie magiczny pocisk, który miał je wysadzić, lecz nic się nie stało. Zdziwiony mężczyzna patrzył jak zniknął on niecały cal od drzwi jakby wniknął w niewidzialną tarczę ochronną o bardzo dużej mocy. Powtórzył cały proces jeszcze dwa razy i zawsze było tak samo, a więc nie pozostało mu nic innego jak zawiadomić o całej sytuacji głowę Zakonu Feniksa. Wyciągnął z kieszeni spodni lusterko dwukierunkowe i wypowiedział wyraźnie:
- Albus Dumbledore.
Przez kilka sekund nic się nie działo, aż w końcu rozbłysło i pojawiła się w nim uśmiechnięta twarz dyrektora Hogwartu.
- Remus, coś się stało? – Zapytał zdziwiony.
- Tak – odparł szybko.- jestem u Harry’ego i nie mogę się dostać do jego pokoju... – a potem opowiedział czemu tu przybył oraz co robił.
- Zaraz tam będę, ale jeszcze wezwę Alastora na wszelki wypadek – powiedział, gdy wilkołak skończył opowiadać i rozłączył się. Po chwili Lupin zszedł na dół i oznajmił rodzinie młodego Potter’a:- Niedługo przyjedzie profesor Dumbledore, aby sprawdzić te drzwi, bo ja nie potrafię ich otworzyć.
- Wobec tego my wyjeżdżamy na najbliższe kilka dni – oświadczył czerwony Vernon Dursley, który ledwo nad sobą panował wściekły, że ma do czynienia z ludźmi tego gatunku.- Planowałem wyjazd na wakacje pod koniec tygodnia, ale możemy jechać już dziś. Pakować się i nas nie ma przez całe dwa tygodnie.
Wilkołak wzruszył tylko ramionami, gdyż wolał nic nie mówić. Niecałą godzinę później cała mugolska rodzina młodego czarodzieja siedziała w samochodzie i opuszczała Little Whinging nawet nie rozważając co się dzieje z młodzieńcem. Kilka minut po ich odjeździe aportowała się w salonie owego domu para mężczyzn, która od razu ruszyła do kuchni, gdzie czekał na nich Lupin.
- Gdzie rodzina Harry’ego? – Zapytał staruszek o długiej siwej brodzie i włosach tej samej barwy.
- Wyjechali przed chwilą – odparł zapytany.- Chodźcie na górę.
- Co próbowałeś zrobić z drzwiami? – zaciekawił się drugi, gdyż Dumbledore poinformował go, iż Remus próbował je otworzyć.
- Najpierw zaklęcie otwierające zamek, a potem niszczące – rzekł zdenerwowany, gdyż martwił się o chłopaka.- Nic się nie stało, nawet jedna rysa nie powstała.
Doszli do wejścia prowadzącego do najmniejszej sypialni na piętrze, lecz drzwi nie chciały się otworzyć pod zwykłym czarem otwierającym. Dyrektor Hogwartu wykonał kilka gestów swoją różdżką mrucząc przy tym dziwne słowa, a były auror próbował w tym czasie zajrzeć do pokoju, lecz jakaś magia ich blokowała.
- Moje oko nie działa na te ściany – oświadczył po kilku minutach Alastor Moody, gdy nie mógł przeniknąć swoim magicznym okiem do zamkniętego pomieszczenia.
- Znane mi zaklęcia też nie pomagają, a więc trzeba zniszczyć te drzwi – rzekł kilka sekund później siwobrody mag.- Odsuńcie się.
Wykonali jego polecenie, aby nie zostać rannym, a on skierował swoją różdżkę na drzwi szepcząc zaklęcie wyczarowujące kulę energii, która w zetknięciu z celem eksplodowała na boki. Obserwował uważnie jak zmierza ona w miejsce, gdzie miała uderzyć. Niespodziewanie rozpłynęła się w powietrzu, a on zamrugał niedowierzając temu co widział.
- To nie możliwe – wymruczał zdezorientowany starzec.- Co to za magia?
- O co chodzi, Albusie? – Spytał Szalonooki Moody wychodząc z sypialni obok, gdzie wszedł z Lupinem.
- Mój czar zniknął kilka cali od drzwi – powiedział sam nie wierząc w to co mówi.- To niemożliwe.
- To co zrobimy, profesorze? – Odezwał się wilkołak.
- Zwołamy zebranie Zakonu na wieczór i musimy rozważyć parę opcji, bo tutaj działa potężna magia i na pewno nie Toma – zadecydował, a po chwili dodał:- Powiem Severusowi, aby obejrzał te drzwi, gdyż zna się na czarnej jak nikt inny. A ciebie Remusie muszę prosić, żebyś zamieszkał tutaj na kilka dni.
- Dobrze.
- Do zobaczenia wieczorem – powiedział i znikał, a za nim zrobił to samo stary auror zostawiając siwiejącego mężczyznę samego.
Upłynęło parę godzin i nieubłaganie zbliżał się wieczór. Koło piątej po południu w domu przy ulicy Privet Drive cztery aportował się czarnowłosy mężczyzna, który chciałby być wszędzie byle nie w tym miejscu.
- Severus, co ty tu robisz? – Zapytał zdziwiony Lupin widokiem Mistrza Eliksirów.
- A jak myślisz? – Warknął przybysz.- Czy może przebywając w tym domu zaraziłeś się czymś od Potter’a?
- Mógłbyś być miły choć raz – rzekł, a odpowiedziało mu wzruszenie ramionami.
- Gdzie te drzwi?
- Na piętrze – odparł wilkołak.- Zaprowadzę cię.
Ruszyli w kierunku schodów, aby wejść na piętro. Po kilku minutach Snape mruczał jakieś magiczne formuły, a jednocześnie różdżką wskazując na zaklęte wejście do pokoju tego bachora jak go nazywał ów człowiek. Wkrótce zrezygnował widząc, że i tak niczego się nie dowie poza czasem działania czaru.
- Trzy dni – powiedział cicho.
- O czym ty mówisz?
- One otworzą się dopiero za trzy dni.
- Jesteś pewny – odpowiedziało mu skinienie głowy.- Skąd...
- ...wiem? – Dokończył przerywając mu pytanie.- Ja używałem czarnej magii, aby przełamać zaklęcie, a ona cały czas stawiała mi nowe blokady. Jedynie wyczułem echo czasu, ma on działać równo sto sześćdziesiąt osiem godzin...
- Siedem dni.
- Na mnie już czas – powiedział i zniknął z trzaskiem towarzyszącym teleportacji.

Niecałe dwie godziny później cały Zakon Feniksa zebrał się w swojej kwaterze głównej mieszczącej się w Londynie przy ulicy Grimmauld Place numer dwanaście. Niegdyś okazała rezydencja rodu Black została praktycznie zapomniana przez ludzi i powoli niszczała, a zabiegi renowacyjne niewiele dały, gdyż dom był niezwykle zapuszczony. Jednak nikt nie oceniał jego wyglądu, ponieważ najważniejsze było, iż spełniał on swoją rolę jako centrum walki z Lordem Voldemortem.
W kuchni zbierali się powoli wszyscy członkowie tej tajnej organizacji, a mało kto spośród nich wiedział czemu tak nagle zwołano naradę. Jako ostatni tuż przed założycielem tej organizacji przybył Remus Lupin, który bez słowa zajął swoje miejsce i czekał. Kiedy tylko pojawił się Albus Dumbledore wszyscy zaczęli się dopytywać co się stało.
- Proszę o ciszę! – Powiedział podnosząc prawą dłoń do góry, a każdy w pomieszczeniu zamilkł.- Zaraz wam wyjaśnię po co zwołałem to zebranie.
Zamilkł próbując zebrać myśli i dopiero po kilku sekundach kontynuował.
- Jak wiecie Harry miał wysyłać listy co trzy dni i... –mówił spokojnie, lecz w głosie tego maga dało się usłyszeć zdenerwowanie oraz bezsilność, aż w końcu zakończył swój wywód słowami:- Severus odkrył, że blokada zniknie za trzy dni.
- Jak to możliwe? – Zapytała płaczliwym tonem Molly Weasley.
- Nie wiem i sądzę, że tylko jedna osoba jest w stanie to wyjaśnić – odparł po chwili.
- Kto? – Odezwał się Dedalus Diggle.
- Harry Potter.
- Skąd ta pewność, Albusie? – Głos zabrała jego prawa ręka, Minerwa McGonagall.
- Mam takie przeczucie i jestem prawie pewien, że jest on w pokoju. Potrzebna jest jeszcze jedna osoba, która zamieszka w domu państwa Dursley do czasu zniknięcia blokady drzwi.
- Ja mogę, bo i tak mam urlop od jutra – odezwała się młoda aurorka Nimfadora Tonks.
Długo prowadzili dysputę, lecz nic nie ustalili, a więc nie pozostało im inne wyjście jak wrócić do zajęć, które wykonywali na co dzień. Jedynie Remus Lupin i jego młodsza towarzyszka przenieśli się na Privet Drive.

Powoli zaczął odzyskiwać zmysły, lecz były one przytępione i potrzeba było trochę czasu, aby z powrotem mógł z nich korzystać tak jak kiedyś. Poczuł jak jego ciało ląduje powoli na ziemi, a on przypomniał sobie, że lewitował kilka cali nad podłogą przyswajając wiedzę zawartą w kamieniu, jednak nie mógł sobie przypomnieć żadnych zaklęć. Z każdą upływającą sekundą odzyskiwał władzę nad swoimi mięśniami, aż w pewnym momencie poruszył nogą i przewrócił krzesło robiąc trochę hałasu.

Czas biegł nieubłaganie, aż w końcu minął trzeci dzień, lecz drzwi prowadzące do pokoju Harry’ego Potter’a wcale się nie otworzyły, a wszyscy zaczęli wątpić w to co powiedział niedawno Severus Snape. Niespodziewanie tej samej nocy dwójkę lokatorów zamieszkujących tymczasowo dom państwa Dursley obudził dźwięk dochodzący z najmniejszej sypialni w tym domu. Szybko skierowali swe kroki do owego pomieszczenia, a kiedy przekroczyli próg pomieszczenia dostrzegli leżącego na ziemi podłodze młodzieńca, który starał się podnieść. Podbiegli do niego, gdy tylko zobaczyli jak wygląda.
- Harry, nic ci nie jest? – Zapytał troskliwym głosem wilkołak zerkając jak jego towarzyszka podnosi się z podłogi po tym jak zawadziła nogą o jakieś ubranie leżące z boku.
- Profesor Lupin?
- Mów mi Remus, gdyż nie jestem już nauczycielem – odparł uśmiechając się nieznacznie.
- Przepraszam, ale moje zmysły jeszcze nie odzyskały pełnych funkcji i najlepiej, abym zasnął.
- O czym ty mówisz? – Zainteresowała się aurorka.
- Powiem wam rano, a teraz jeśli możecie to podajcie mi eliksir Słodkiego Snu.
- Zaraz Tonks poleci do Hogwartu i przyniesie – powiedział mężczyzna, a po chwili dodał do niej:- Tylko się pośpiesz.
Podniósł bezwładne ciało Potter’a i ostrożnie przeniósł na łóżko. Wyczarował sobie krzesło i usiadł na nim czekając na pojawienie się gapowatej młodej kobiety.
- Przyniosę wody, Harry – odpowiedziało mu lekkie skinienie głowy.
Poszedł na dół i już wracał ze szklanką pełną wody dla wyczerpanego młodzieńca, gdy lusterko w tylnej kieszeni spodni zaczęło niespodziewanie wibrować. Wyjął je i powiedział:
- Remus Lupin – a po kilku sekundach ukazała się twarz dyrektora Hogwartu.- Coś się stało, Albusie?
- Nie – odparł szybko.- Tonks pojawiła się w zamku i zabrała od Severusa eliksir, a on powiadomił mnie, że Harry się obudził.
- Tak, ale jest wyczerpany zbyt, aby rozmawiać o tym co się działo.
- Rozumie, a więc pozostało mi życzyć wam miłej nocy – rzekł rozłączając się.
Zdążył wejść i podać niewielką ilość życiodajnego płynu Potter’owi, gdy na dole aportowała się Nimfadora czyniąc wiele hałasu. Wbiegła do pokoju młodzieńca ściskając w dłoni fiolkę, która nie miała żadnej rysy.
- Proszę – odezwała się podając ja wilkołakowi.
- Harry, wypij eliksir.
Powoli, aby nie uronić ani kropli wlał mu eliksir Słodkiego Snu do ust, a on przełknął i odpłynął w krainę snów.


Objaśnienia:
* stolica miasta smoków położonego w południowych górach
** bogata w różne minerały górska okolica zamieszkała przez krasnoludy, których główne miasto Antrum znajduje się w tym miejscu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Śro 8:33, 19 Lip 2006    Temat postu:

Ho, hoo... co ja widzę Very Happy bardzo ciekawie zapowiadający się fick?... TAK spodobał się mi od razu i z (nie)cierpliwością czekam na następne części...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cissy
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamek Czarodzieji Słońca i Księżyca

PostWysłany: Śro 12:03, 19 Lip 2006    Temat postu:

Brawo. To jest dokładnie taki rodzaj opowiadania jaki lubię najbardziej: tajemnica, szykująca się przygoda... Są też pewne podobieństwa do Władcy Pierścieni- za to masz następny plus- czczę tą książkę bardziej niż H.P. . Szykuje się niezła zabawa i świetny fick. Pisz następny rozdział, nie mogę się doczekać!

Pozdrawiam i życzę weny
Cissy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ice
Obywatel



Dołączył: 20 Lip 2006
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z piekła na ziemi

PostWysłany: Czw 3:41, 20 Lip 2006    Temat postu:

Brawo, ff cudowny. Podoba mi się zwłaszcza pomysł z kamieniami wiedzy. Orygnalnie, bo ostatnio panuje, że się tak wyrażę, moda na bractwa Smile . Ciekawi mnie natomiast jedno. Skoro Potter użył magii, to czemu MM się o tym nie owiedziało? Jeśli dobrze pamiętam, to Złoty Chłopiec miał już przesłuchanie za użycie czarów poza szkołą. Z resztą w drugiel klasie Zgredek użył magii w jego obecności i Potterowi się dostało. Tak wiem czepiam się, ale nic na to nie poradze Wink
Życzę duużo weny i wolnego czasu na pisanie rozdziału


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madius
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:40, 20 Lip 2006    Temat postu:

Rozdział 2


Nadszedł nowy dzień, a właściwie wieczór, lecz jakby nadzieja odżyła w przyrodzie, gdyż słońce jasno świeciło, a wiatr ucichł. Przez uchylone okno w domu przy ulicy Privet Drive pod numerem czwartym promienie najjaśniejszego obiektu na niebie obudziły pewnego młodzieńca, który teraz rozmyślał co się stało. Spojrzał na prawy nadgarstek, gdzie spoczywała bransoleta. „To nie sen” – rozpaczą opanowała mu umysł, a gdy powoli oswajał się z pochodzeniem i tym co ponoć otrzymał naszła go pewna myśl:- „Ciekawe czy Dumbledore wie o moich przodkach?” Lecz postanowił tego nie rozważać, gdyż i tak jedna osoba mogła coś o tym wiedzieć.
Niespodziewanie drzwi się otworzyły i wkroczył przez nie Remus Lupin, na którego twarzy natychmiast pojawił się uśmiech kiedy zauważył Harry’ego leżącego na łóżku. Podszedł do niego i siadając na stołku zapytał:
- Jak się czujesz?
- Nie jest tak źle, ale mięśnie jeszcze trochę mnie bolą, profesorze.
- Mów mi imieniu – rzekł i zadał nurtujące go pytanie:- To co ty robiłeś przez te siedem dni?
- Ile... – krzyknął nie rozumiejąc co się wydarzyło, gdyż dla niego upłynęło tylko parę minut.
- Byłeś tutaj zamknięty cały tydzień.
- To nie możliwe – powiedział na głos to co pomyślał, a po chwili dodał:- Chyba, że...
- Harry, co się stało?
- Przykro mi, ale to muszę sam przemyśleć. Lecz odpowiedz mi na jedno pytanie.
- Jakie?
- Ile spałem?
- Prawie cały dzień, dochodzi szósta wieczorem – oświadczył z uśmiechem, lecz był trochę zawiedziony.- Profesor Dumbledore chciałby z tobą porozmawiać.
- Nie mam ochoty go oglądać – burknął od razu.
- Jak chcesz, ale on i tak pewnie postawi na swoim – odparł spokojnie wilkołak.
- To wyleci stąd z hukiem.
- Przekażę mu, a teraz ubieraj się i idziemy na kolacje.
- Kto gotował? – Zapytał zadowolony ze zmiany tematu.
- Tonks.
- To pewnie nawet woda jest przypalona – powiedział i zaśmiali się obaj.
Został sam, a więc nie pozostało mu nic innego jak powlec się do łazienki i wykonać podstawowe poranne czynności. Z wielki trudem usiadł na łóżku, aby po kilku sekundach wstać i chwiejnie zrobić parę kroków. Postanowił przemieszczać się nie podpierając ściany i spróbował poruszać się prosto, lecz upadł w myślach klnąc swoją słabość. Powoli wstał z podłogi i najszybciej jak potrafił dotarł do miejsca przeznaczenia. Kilkanaście minut później wychodził z łazienki prawie normalnie, gdyż mięśnie powoli zaczynały pracować, acz jego ruchy nie były jeszcze tak sprawne jak kiedyś. W końcu po marszu, który dla niego trwał parę godzin wkroczył do kuchni. Kolacja ładnie pachniała, a przy kuchence stał wilkołak wyklinający Tonks pod nosem.
- Ładnie to tak się wyrażać – odezwał się młodzieniec.
- Najpierw zajrzyj do kosza na śmieci i powiedz co to jest.
Wolnym krokiem podszedł w miejsce gdzie znajdował się wskazany przedmiot, a następnie zajrzał do środka. Kiedy zobaczył spalone na popiół tosty roześmiał się przypominając sobie co wcześniej powiedział. Nagle rozległ się trzask towarzyszący aportacji i wszyscy ucichli. Po chwili Lupin wraz Tonks kierowali się ostrożnie rozglądając po drodze. W salonie dostrzegli samego dyrektora Hogwartu.
- Coś się stało moi drodzy? – Zapytał z przyklejonym do twarzy uśmiechem.
- Nie, Albusie – odparł wilkołak.- Właśnie mieliśmy siadać do kolacji.
- Przykro mi wam przerywać, lecz muszę porozmawiać z Harrym.
- On nie chce z panem rozmawiać, dyrektorze.
- Musi, gdyż tu nie chodzi tylko o niego, ale o cały świat.
Lupin wzruszył ramionami i wyszedł po młodzieńca, ponieważ wiedział, że i tak by nie wygrał z tym człowiekiem, a aurorka podreptała za nim. Młody Potter wszedł kilka minut później do pomieszczenia.
- Coś się stało, profesorze? – Zapytał uprzejmie, acz z chłodem wyczuwalnym w jego głosie.
- Chciałbym, abyś opowiedział mi co się stało tydzień temu.
- To moja sprawa – odparł takim samym tonem jak poprzednio.- A teraz przepraszam, ale jestem głodny.
Wstał i już miał wyjść, lecz zatrzymał go głos Dumbledore’a.
- Harry, mnie możesz zaufać.
- Tak – rzekł odwracając się w jego stronę.- Jednak kłamców nienawidzę.
- Nigdy cię nie okłamałem...
- Proszę sobie darować, gdyż mnie to nie interesuje.
Wyczuł jak mężczyzna chce włamać się mu do umysłu, a dokładnie w tej samej chwili naszła go myśl: „jak ja to czuję?”. Postawił mur chroniący go przed penetracją jednocześnie starał się wymyślić jakąś karę za to co zrobił ten miłośnik cytrynowych dropsów. Po kilku minutach, gdy starzec szukał luki, a młodzieniec rozmyślał postanowił. Skupiając się do granic swoich możliwości wyprowadził kontratak na niego czyniąc małe spustoszenia w jego umyśle, gdyż kara miała być namacalna i miałby ją odczuwać jeszcze przez długi czas. Strumień energii wystrzelił w kierunku siwobrodego, którego oczy rozszerzyły się ze strachu kiedy zobaczył co się dzieje, a kiedy trafił go w klatkę piersiową wyrzucił w powietrze. Dyrektor Hogwartu zdążył wykonać półtora salta i napotkał ścianę na swojej drodze. Uderzył w nią przodem swojego ciała i bezwładnie zjechał po niej na ziemię.
- Cholera – zaklął Harry.- Celowałem w okno.
Do salonu wpadli zwabieni hałasem tymczasowi lokatorzy tego domu, a gdy tylko zobaczyli nieprzytomnego mężczyznę rzucili się z pomocą. Potter patrzył na ich zabiegi, a jednocześnie uśmiechał się lekko na myśl, że w końcu opanował oklumencje, lecz stawiał sobie pytanie: „jak?”. Jednocześnie odczuł osłabienie, gdyż nie odzyskał jeszcze pełni sił.
- Co mu się stało? – Zapytała Nimfadora patrząc na młodzieńca.
- Uderzył w ścianę za próbę grzebania mi w myślach – odparł spokojnie patrząc jej w oczy.
- Jak to zrobiłeś? – Tym razem odezwał się jej towarzysz.
- Szczerze mówiąc to nie wiem, a teraz idę coś zjeść.
Wyszedł nie odzywając się już więcej z uśmiechem zadowolenia przyklejonym do twarzy. Spożywając posiłek myślał nad tym czego dokonał, a przy okazji jak załatwił tego piernika. Kiedy skończył poszedł na górę i rozłożył się na łóżku, aby po kilkunastu minutach pogrążyć się w śnie.

Poszkodowanego w starciu ze ścianą domu Dursley’ów przewieziono świstoklikiem do Munga, a tamtejsi uzdrowiciele tylko patrzyli z niedowierzaniem co się stało temu magowi, jednak nikt z pośród nich nie wiedział. Kilka godzin Dumbledore odzyskał przytomność, lecz nikomu nie powiedział co się stało rozmyślając czego był świadkiem, aż do wieczora kiedy przybył gość.
- Albusie, co się stało? – Zapytała Minerwa McGonagall wchodząc do sali, w której leżał samotnie.
- Nie wiem, moja droga.
- Remus powiedział, że to był Harry.
- Bo był – odrzekł od razu.
- Ale jak?
- Magia umysłu jest potężna – powiedział filozoficznie starzec.
- Przecież Ministerstwo Magii nie wykryło żadnego zaklęcia użytego w tym domu – odezwała się po kilku sekundach ciszy.- Jak to możliwe?
- Nie wiem, Minerwo.
- Co zrobimy z Harrym?
- Dzień przed powrotem jego rodziny przeniesiemy go do Kwatery Głównej, lecz na razie nikt nie może tego wiedzieć
- Dobrze, a teraz odpocznij – oświadczyła kobieta kierując się w stronę drzwi.- porozmawiam z uzdrowicielem i dowiem się kiedy można cię stąd zabrać. Dobranoc.
Opuściła pomieszczenie zastanawiając się co się stało na Privet Drive, a następnie skierowała swe kroki do gabinetu uzdrowiciela. Natomiast mężczyzna wyglądał jeszcze starzej niż zwykle oraz okazywał zmęczenie. W końcu zasnął rozmyślając nad tym co się stało.

Noc minęła spokojnie, a Lord Voldemort nie dawał od jakiegoś czasu znać o sobie. Harry James Potter leżał w łóżku i rozmyślał nad spokojną nocą, której zaznał bez koszmarów. W danej chwili był pewien, że wszystkie one były zsyłane przez jego największego wroga, aby go doprowadzić do załamania. W końcu wstał i powędrował do toalety. Kiedy wrócił do pokoju pogrążył się w lekturze księgi o Quidditchu, którą znalazł przed chwilą na biurku. Zapisane w niej były przeróżne taktyki oraz schematy wykorzystywane przez kogoś wcześniej, a przerzucając kartki natrafił na jedną z końcowych zapisaną dwoma różnymi charakterami pisma. Dostrzegł pod spodem podpisy i zdziwiony przyglądał im się dłużej nie mogą powstrzymać łez napływających do oczu. Zajął się czytaniem nawet nie opuszczając pokoju w tym dniu.
Koło południa z jedzeniem na tacy do pomieszczenia wkroczył Lupin. Kiedy zobaczył zaczytanego młodzieńca uśmiechnął się.
- Jesteś taki sam jak ojciec – powiedział odrywając go od lektury.
- Czemu?
- Bo Quidditch mógł zastąpić mu jedzenie, a teraz siadaj i jedz – odparł stawiając posiłek na biurku.
- Chętnie.
Spełnił polecenie, gdyż jego żołądek domagał się czegoś, aby ugasić głód. Później wrócił do przerwanego zajęcia, więc wilkołak przyniósł mu kolację.
- Podoba się książka? – Zapytał wieczorem
- Owszem – odpowiedział.
- Napisał ją James z Syriuszem w piątej klasie, ponieważ rzadko mogli zapamiętać te taktyki, które widzieli na prawdziwych meczach lub też sami opracowali.
- Wiem.
- Znalazłeś podpisy?
- Tak.
Remus uśmiechnął się do wspomnień, a po chwili opuścił pokój. Potter zjadł posiłek, a następnie powrócił do księgi i tak śpiącego zastał go Remus kiedy wrócił po naczynia.

W końcu zakończyły się przygotowania, a smok Adinzhu, krasnolud Fralin Stalowa Pięść oraz elf Sarnmor mieli wyruszyć na poszukiwanie wybrańca, gdyż dzień wcześniej rada ustaliła, iż nie dostaną dokładnej lokalizacji jego miejsca zamieszkania.
- Sami musicie go znaleźć – powiedział niezadowolony Dwarin.
- Potem zdobądźcie jego zaufanie i sprowadźcie do przed nasze oblicze – rzekł smoczy władca.
- Lecz nie przemocą, a z własnej woli – oświadczył Nimsarn.
Za kilka minut miał zostać otwarty portal, a więc pozostało im tylko czekać i przysłuchiwać się rozmową władcą trzech ras.
- Sądzisz, że zdadzą egzamin, przyjacielu? – Zapytał Ishar.
- Tak, jeśli sobie zaufają i jeden będzie gotowy życie za drugie oddać – odparł elf.
- O czym wy mówicie? – Zaperzył się władca Antrum.
- O przeznaczeniu – odpowiedzieli w równocześnie.
- Ja was nie rozumie czasami.
- Nic dziwnego, gdyż mowa jest o przeszłości i ich przyszłości jednocześnie – odezwał się po chwili smok.
- Kiedyś my z twym przodkiem ruszyliśmy na poszukiwanie wybrańca i znaleźliśmy go, lecz to dopiero początek – dopowiedział Nimsarn patrząc na swego potomka.- Razem zło pokonaliśmy przełamując własne wady oraz wpojone zalety, aby pomóc jednemu z nas wykonać misję mu przeznaczoną przez los.
- Ja i tak nie rozumie – dalej zrzędził krasnolud.
- Jego dłonie potrafią piękno stworzyć, a umysł jest wolny – oświadczył smok.- Twój przodek był podobny, gdyż zamiast planować wolał toporem swoim siać spustoszenie wśród wrogów.
- Pora na ostatnie informacje o miejscu przeznaczenia – rzekł w końcu elf i podszedł wraz z pozostałymi członkami rady do drużyny.- Pojawicie się w szkole założonej przez jego przodków i macie ją opuścić niezauważeni, ponieważ lepiej portal zostawić w ukryciu.
- Dostaniecie od nas dary, aby towarzyszyły wam w drodze przypominając o misji oraz domu – powiedział Ishar, a wtedy nawet Dwarin Płonące Młoty zaczął przyglądać im się z ciekawością, gdyż nic o nich nie wiedział.- Podejdźcie i połóżcie prawe dłonie w tym miejscu – wskazał na jedną z kamiennych ścian, której jako jedynej oprócz wejścia nie pokrywał gobelin.
Wykonali polecenie, choć Fralin ociągał się trochę. Po kilku sekundach, gdy młody brodacz miał już się odezwać w środkowej części muru zniknęła ona ukazując bogato zdobione wejście do innego pomieszczenia. Elf i smok uśmiechnęli się do wspomnień związanych z tym miejscem, a ich koledze z rady oczy rozszerzyły się z niedowierzania.
- Co to? – Zapytał po chwili.
- Zbrojownia – odparł z uśmiechem smoczy władca.
- Czemu o niej nie wiedziałem?
- Miała pozostać ukryta do czasu, aż potomkowie pierwszej drużyny wyruszą na swoją wyprawą. Chodźcie i obejrzyjcie broń dla was.
Przekroczyli wolnym krokiem wejście, które było zrobione w kształcie łuku. Na każdym kamieniu ukazany był przedstawiciel jednej rasy spośród członków drużyny, lecz było ich osiem, a więc każdy posiadał dwa. Krasnolud z młotem wykuwający jakiś przedmiot oraz z toporem bojowym w gotowości do ataku. Smok w swojej naturalnej postaci, a także z mieczem niczym ludzka istota. Elf z łukiem, którego cięciwa została napięta do granic możliwości oraz pogłębiający swoją wiedzę. Ostatni przedstawiał młodego chłopaka z wywołującego cztery żywioły, aby mu były posłuszne oraz z ściskający miecz w dłoni jakby szykował się do walki.
- Kto to wykuł? – Zapytał Adinzhu.
- Wszyscy pomogli – powiedział jego ojciec, a widząc pytające spojrzenie dodał:- My dostarczyliśmy kamienie wydobyte przez krasnoludy, natomiast elfy ładnie je ociosały i stworzyły te dzieła sztuki. Wraz z naszymi brodatymi przyjaciółmi ułożyliśmy je na miejscu, a Merlin stopił je, aby stanowiły jedność. Rzucił zaklęcie, gdyż czas mógłby je naruszyć i tak trwają do dziś, lecz nie czas na lekcję historii. Wejdźcie do środka.
- Mógłbym wam kazać wybrać broń samemu, - zaczął mówić Nimsarn – jednak mam dla was inną propozycję.
Młodzi podróżnicy patrzyli na niego z ciekawością.
- Dostaniecie broń potężną i od wieków przechowywaną, aby zło zwalczać – kontynuował po chwili.
- Nie wiem czy są na to gotowi - przerwał mu smok.- Młodzi, niedoświadczeni oraz...
- ...podobni do nas jak pierwszy raz w podróż ruszaliśmy – dokończył jego przyjaciel.- Pamiętaj, że może ich nie wybrać lub w czasie podróży porzucić jeśli zdradzą towarzyszy.
Ten pokiwał głową rozmyślając nad stworzonym przed wiekami orężem.
- O czym wy mówicie? – Zapytał Dwarin.
- Zaraz się dowiesz – powiedział spokojnie elf.- Musicie położyć dłonie na gablotach i powiedzieć słowa: „honor i przyjaźń”, a potem zobaczycie.
Podeszli i wykonali to co mieli zrobić. Przez kilka sekund nic się nie działo, a oni trwali w tych samych miejscach, aż w końcu złote światło rozbłysło w pomieszczeniu oślepiając ich na chwilę, aby następnie przybrać srebrną barwę. W końcu drewniana gablota zniknęła ustępując miejsca kryształowej, której drzwiczki otworzyły się. Młodzi podróżnicy lekko odsunęli się od nich, a Ishar podszedł i zaczął wyjmować wyposażenie.
- Dla ciebie Fralinie topór bojowy, sztylet oraz bransoleta, dla ciebie Sarnmorze łuk, krótki miecz oraz bransoleta, dla ciebie Adinzhu miecz, sztylet oraz bransoleta – powiedział smoczy przywódca podając im rzeczy.
- Piękna – wydusił z siebie po kilku minutach krasnolud oglądając dar rady.
- Skąd ona jest? – Zapytał jego ojciec.
- Wykonana została przed wiekami, gdy ruszaliśmy na wojnę z Lardericiem – odparł elf, a widząc spojrzenia dodał:- Rzucono na nie potężne zaklęcia chroniące.
- Jakie? – Zaciekawił się jego potomek.
- Możecie je przywołać i odsyłać w to miejsce, nigdy się nie stępią, zgubią czy też zniszczą. Oprócz tego mogą chronić przed klątwami, a nawet je obijać. Bransolety tak zwani Strażnicy...
- To są te legendarne zbroje? – Odezwał się młody smok, a odpowiedziało mu skinienie głowy.
- Dzisiaj dostroją się do waszej magii i jutro wyruszycie. Macie jeszcze jakieś pytania?
- Nigdy nie widziałem takiego metalu, o to? – Zapytał się krasnoludzki członek rady.
- Nadaliśmy mu nazwę Dusha*, gdyż zaklęta została w nich nasz moc i przez to tylko przedstawiciel danej rasy może używać tego metalu, aczkolwiek musi posiadać dobre serce. Wykuł ją Glofurem Żelazne Serce wykorzystując do tego smoczy ogień przyjaciela, a ja wykonałem zdobienia.
- Są wspaniałe, ale tu są wasze imiona – powiedział jego potomek.
- Zapomniałem – oświadczył uśmiechając się.- Musicie zasłużyć, aby wasze zastąpiły dawne. Może się wam to uda, a może nie, lecz nikt tego nie wie.
- Idźcie odpocząć, gdyż przyda się wam to – zadecydował Ishar po chwili ciszy.
Rozeszli się, aby w swoich kwaterach rozważać słowa wypowiedziane przez Nimsarna. Czy podołają misji? Czy nie zawiodą oczekiwań? Czy zasłużą na swoje imiona wyryte na broni? Tak rozmyślali przez resztę dnia.

Następnego dnia o wschodzie słońca sześć osób spotkało się w jadalni, aby spożyć posiłek, a kiedy skończyli.
- Niedługo wyruszacie – powiedział Ishar.- Dlatego damy wam jeszcze coś co pomoże odnaleźć wybrańca.
- Otrzymacie kryształową mapę, w której zawarta została magia czterech ras, aby każdego członka drużyny można odnaleźć.
Elf władca podszedł do ściany i palcem wskazującym dotknął miejsca, w którym wisiał gobelin przedstawiający cztery postacie okryte białymi pelerynami, aczkolwiek można było dostrzec miejscami błysk metalu. Wyszeptał kilka słów, a po chwili zwinął się on do góry okazując zrobioną z różnych minerałów skrytkę. Cała obudowa wykonana została z najtwardszego metalu wydobytego przez krasnoludy zwanego Gana**. Przyłożył dłoń do nie, a bogato zdobione drzwiczki otworzyły się jakby oliwiono je godzinę wcześniej. Jednak wszyscy przyglądali się osłonie, gdyż przedstawione na niej zostały cztery sztuki oręża ułożone w czterech miejscach niczym w kwadracie. U góry z lewej strony znajdował się miecz dokładnie taki sam jaki otrzymał Adinzhu, a pod nim łuk teraz należący do Sarnmora. Obok miecza lecz z prawej strony swym pięknym wyglądem zachwycał topór bojowym który otrzymał Fralin. Jednak najbardziej zaciekawił ich wygląd przedstawionego poniżej miecza, gdyż nawet tutaj wyglądał na magiczny, ponieważ nawet rysunek promieniował tajemniczą, a jednocześnie przyjemną i potężną mocą. Niezwykłe było też wnętrze, gdyż wyłożono je błękitnym aksamitem, a zawiasy wykonano z kości słoniowej powlekanej złotem.
- Piękne, ale tej broni na dole nie widziałem – odezwał się w końcu Dwarin wskazując na umiejscowioną w prawym dolnym rogu rzeźbę.
- Tylko dziedzic Merlina może go wydobyć – rzekł smoczy władca wskazując na czwartą gablotę stojącą z boku.
- Pora jednak wrócić do mapy – rzekł młody elf.
Jego reszta skinęła głowami, a Nimsarn wydobył z środka dwa małe zawiniątka. Odpakował jedno, aby pokazać wszystkim zebranym kamień szlachetny, który przypominał oszlifowany brylant, lecz kolor był inny.
- To Bursztynowy klucz uniwersalny do portali międzywymiarowych – powiedział po chwili.- Później dowiecie się jak go używać, a teraz najważniejsza rzecz.
Odłożył go wraz z jedwabiem, w który był owinięty na bok, a sięgnął po drugą rzecz. Powoli z namaszczeniem wyciągał dublet*** zrobiony z dwóch różnych kamieni szlachetny. To zdarzało się niezwykle rzadko, gdyż miało one podobny kształt, lecz barwa była całkowicie odmienna. Czerwony szmaragd oraz błękitny diament razem tworzyły niezwykłe połączenie przy pomocy niewidzialnego spoiwa.
- Piękny kamień – wyszeptał młody krasnolud.
- Masz rację – odparł Ishar, a po kilku sekundach dodał:- Pamiętam jak pewna osoba myślała jakby go wykonać przez dwa dni siedziała zamknięta w pracowni.
Roześmiał się, a Nimsarn uśmiechnął się jedynie.
- Jak on działa? – Zapytał młody smok.
- Trzymaj – powiedział elf podchodząc do niego i podając mu mapę.- Weź w prawą dłoń i wypowiedz hasło, które brzmi: Yava.
- Yava – rzekł Adinzhu.
Przez kilka sekunda nic się nie działo, aż w końcu pojawiła się iluzja przedstawiająca ich kontynent, aby po chwili zmaleć i pokazywać trzy postacie z podpisanymi imionami.
- Jak to możliwe? – Zapytał Fralin.
- Magia, chłopcze – odparł jego ojciec.
- To prawda, lecz trzymając go w dłoni możesz powiększać lub znaleźć cel myśląc o nim – powiedział smoczy władca.- Macie kryształ do portali?
- Tak – odezwał się Sarnmor.
- Zatem pora ruszać.
Opuścili komnatę, aby wrócić do pomieszczenia gdzie od wieków istniał portal międzywymiarowy.
- Pora pokazać wam jak używa się ich – rzekł Nimsarn.
Podszedł do kamiennej płyty, na której wyryto różne runy, a umieszczonej w środku tej wielkiej sali. Z jej północnej strony znajdowała się mała dziurka, w którą w sadził bursztynowy klucz uniwersalny. Przez chwilę nic się nie działo, lecz w końcu zerwał się wiatr, który wirował dokładnie w centrum. Najdziwniejsze było to, że oko przybierającego na sile cyklonu znajdowało się w poziomie, a nie w pionie. W końcu kolor z siwego zmienił się na czerwony wirując dalej. Środek zaczął stawać się jednością, aby po chwili zamienić się w płynną materię, która w każde sekundzie mogła się rozlać, a jednocześnie kolor całości zmienił się na błękitny. Oznaczało to, iż portal się ustabilizował.
- Kiedy strażnik klucza – zaczął mówić Ishar – go wyciągnie pozostanie wam kilka minut na przekroczenie go, a więc pospieszcie się, aby nie pozostać tutaj.
- Powodzenia – rzekła pozostała dwójka.
Młodzi podróżnicy skłonili się przed nimi, aby okazać cześć jaką ich otaczali. W końcu Sarnmor wyciągnął klucz, a cała trójka wkroczyła w portal, który zamknął się zaraz za nimi.


Objaśnienia:
* minerał, który łatwo chłonie magię i można go nią bardzo nasycać, a jednocześnie jest twardy i trudny do zniszczenia; kształtowanie odbywa się w największych temperaturach, a taką może dostarczyć smoczy ogień
** minerał odporny na magię i oraz uszkodzenia; jako ruda jest niestabilny i łatwo ulega zniszczeniu, dlatego podczas wytopu dodawana jest magia, która jest potrzebna, jeśli ma chronić różnych rzeczy
*** są to sztucznie sporządzone kamienie, składające się z dwóch części; niekiedy są wykonane z kamieni naturalnych, często jednak jedna część składa się ze szkła; tutaj naturalne


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Madius dnia Wto 20:12, 21 Lis 2006, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Czw 19:22, 20 Lip 2006    Temat postu:

to sie nazywa opowiadańko aż miło sie czyta. oby tak dalej prijatiel Grey_Light_Colorz_PDT_03

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
el_lothril
Łowca



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Jazzu

PostWysłany: Czw 14:46, 27 Lip 2006    Temat postu:

Cudowne!
Podoba mi się to, że pokazane zostały przygotowania do wyprawy, przepowiednia i inne takie, a nie od razu byli u Harry'ego. Dobrze było też napisane jak Harry chłonął wiedzę przodów. Nie lubię jak Harry od razu, w sekundę otrzymuje jakieś moce. To zbyt idealne.
Pozdrowienia i najlepsze życzenia
el


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madius
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:17, 04 Sie 2006    Temat postu:

Dodaję nowy rozdział i jednocześnie przepraszam, że tak długo. Wypocząłem i od razu jak wróciłem to zabrałem się za pisanie. Smile Jednocześnie informuje zainteresowanych, iż od jutra zaczynam dalej sprawdzać rozdzał Moniki i można się go spodziewać w niedzielę lub poniedziałek. A tera to co najważniejsze:



Rozdział 3


W Hogwarcie od czasów założycieli istniała ukryta wieża, do której wchodzić mogli tylko oni, Merlin oraz przedstawiciele ras wchodzących w skład Rady Wielkich. Drzwi ukryte zostały za obrazem przedstawiającym elfa, smoka, krasnoluda oraz człowieka na ukwieconej polanie. To w niej otworzył się magiczny portal swoim światłem rozświetlający pomieszczenie, a po chwili wyszły z niego trzy istoty i z zainteresowaniem rozglądały się po komnacie. Od północy istniało wielkie okno, lecz przez wieki nie odkurzane było całe brudne, a gdy przejście się zamknęło praktycznie ogarnęła ich ciemność. Po kilku sekundach zapłonęły pochodnie, aby mogli rozeznać się w tym co tutaj widzieli. Od południa znajdowało się wyjście z wieży. Na wschodniej ścianie umieszczony został dokładnie taki sam gobelin jak w zamku Merlina, a na zachodniej półkolisty łuk prowadzący na schody.
Adinzhu postanowił zbadać schody i skierował się w ich kierunku. Zaczął iść po nich i zszedł na niższe piętro gdzie znalazł przytulny salon. Po chwili dostrzegł cztery drzwi, które prowadziły w różne miejsca. Na każdych wyryte w drewnie zostały różne głowy. Smoka, krasnoluda, elfa oraz człowieka, a on podszedł do tej przedstawiającej jego rasę i dotknął ich dłonią. Otworzyły się. Jego wzrok padł na potężną komnatę, której część stylizowana była na smoczą ze wspaniałym legowiskiem, a w kącie stały łoże godne ludzkiego króla.
- Wspaniałe – wyszeptał rozglądając się po pomieszczeniu.
Po chwili biegł jednak na górę, aby pokazać towarzyszą wyprawy co znalazł. Zastał ich przyglądających się gobelinowi.
- Chodźcie na dół – powiedział od razu.
- Po co? – Zapytał Fralin.
- Tam są pokoje i są wspaniałe.
Minęło kilka sekunda, a cała trójka stała już na dole przyglądając się drzwiom.
- Jak je otworzyć? – Zadał pytanie Sarnmor.
- Połóżcie dłonie na tych, które przedstawiają waszą rasę, a same się otworzą – odparł Adinzhu z uśmiechem.
Obaj zrobili jak rzekł i po niecałej minucie stali przed pięknymi sypialniami. Każda była stylizowana na to co dana istota lubiła najbardziej. Smok miał grotę, elf dużo roślin przypominających las, natomiast krasnolud podobną do skalnego mieszkania głęboko pod powierzchnią ziemi niczym w jego rodzinnym Antrum.
- Piękne – powiedział przedstawiciel Starożytnego Ludu.
- Masz rację – po chwili odezwał się brodacz.
- To co teraz zrobimy? – Zapytał potomek Ishara siadając wygodnie na kanapie.
- Pora ruszać, aby jak najszybciej wypełnić tę misję i wrócić do domu – odparł elf.- Musimy jeszcze zdobyć ubrania ludzi niemagicznych.
- Czemu mam nosić jakieś łachy? – Zainteresował się Fralin.
- Bo inaczej za bardzo będziesz się rzucał w oczy, krasnalu – zażartował Sarnmor.
- Od moje wzrostu z daleka, uszatku – odparował zręcznie.
- Lepiej mieć uszy ciut dłuższe niż taką kosmatą brodę.
- Ty...
- Spokój – zdenerwował się smok.- Mamy tworzyć drużynę, a nie skakać sobie do gardeł. Idę zajrzeć do szafy w rogu mego pokoju i wam też to radzę.
- Masz rację, przyjacielu – stwierdziła długowieczna istota.
Rozeszli się znaleźć ubrania pasujące do tego świata oraz obejrzeć dokładnie swoje komnaty. Po kilkunastu minutach wyszli z pomieszczeń, a Adinzhu roześmiał się widząc krasnoluda ubranego w różową bluzkę oraz jasno-zielone spodnie. Elf zareagował identycznie, a oburzony siłacz rzucił im mordercze spojrzenie.
- Coś się stało? – Zapytał.
- Masz zamiar w tym iść? – Odezwał się Sarnmor.
- Tak.
- To daleko od nas – rzekł smok.
- Czemu?
- Wyglądasz jak głupek, a zarówno ludzie niemagiczni jak i czarodzieje rozpoznają, że nie jesteś stąd – powiedział potomek Nimsarna.
- Może macie rację, bo ja niezbyt znam się na modzie – odparł krasnolud wychodząc i mamrocząc coś pod nosem.
- Załóż zieloną koszulę i czarne spodnie – krzyknął za nim jaszczur.
Wrócił po kilku minutach ubrany jak należy, aby zobaczyć jak obaj towarzysze jego podróży dyskutują o czymś zawzięcie.
- Coś się stało?
- Nie – odparł syn Ishara.- Po prostu nie wiemy gdzie on jest?
- A mapa?
- Zapomniałem – rzekł smok uderzając dłonią w czoło.
Wyciągnął w małej sakiewki dublet, który otrzymał od członka Rady. Wziął go w prawą dłoń i wypowiedział hasło:
- Yava.
Po kilku sekundach pojawiły się zarysy mapy Europy, aby zmaleć do rozmiarów Wielkiej Brytanii. Trzy kropki znajdowały się w jednym miejscu, a jedna oddalona była o wiele mil.
- To chyba on – odezwał się brodacz wskazując na pojedynczy punkt.
- Raczej tak, ale musimy być pewni i dlatego zaraz tam wyruszymy – zadecydował elf.- Pokaż dokładniej, abym wiedział gdzie otworzyć portal.
Po kilku sekundach mapa najechała na miejsce, o którym myślał jej strażnik, a nad nią pojawiła się nazwa miejsca oraz koordynaty dla portalu.
- Długo ci to zajmie? – Zapytał smok.
- Dajcie mi parę minut, gdyż nie znam się za dobrze na magii tego miejsca i nie wiem jak jest silna.
- O czym ty mówisz? – Zaciekawił się krasnolud.
- W miejscu gdzie jesteśmy zawarta jest potężna moc, lecz nie każdy potrafi ją wyczuć – odpowiedział Adinzhu.- Ojciec dbał o moją edukację i dlatego oprócz walki bronią białą uczony byłem magii, choć za nią nie przepadam.
- Mnie szkolono w kowalstwie oraz walce, aby nie ustępował straży miejskiej Antrum – rzekł Fralin.- Sztuki magiczne nie są nam potrzebne w kopalniach, gdyż ciężka praca je zastępuje.
- Mylisz się – rzucił elf kończąc badanie aury miejsca, w którym przebywali.- Pomogła by wam bardzo, lecz mało kto spośród waszego ludu ją zna.
- To przyjedź i pokaż co potrafisz.
- Może kiedyś, gdyż teraz czeka na nas zadanie.
- Wiesz co to za miejsce? – Zapytał syn Ishara.
- Tak, to słynna Szkoła Magii i Czarodziejstwa...
- Hogwart? – Wtrącił się brodacz, a odpowiedziało mu kiwnięcie głowy pozostałej dwójki.
- Pora ruszać – zadecydował Sarnmor.- Otworzę portal w pobliskim zadrzewionym terenie, abyśmy nie wzbudzili zbytniej uwagi.
Tak jak powiedział uczynił. Wyciągnął przed siebie prawą dłoń zaciśniętą na diamencie świecącym błękitnym światłem jak każdy klucz do portali podróżników. Zaczął szeptać magiczne formuły, a po kilku sekundach pojawiło się przejście prosto do miejsca gdzie aktualnie przebywał potomek Merlina. Wkroczyli w niego, aby opuścić ukrytą wieżę i podążyć ku swemu przeznaczeniu.

W tym samym czasie obiekt ich poszukiwań leżał na swoim pokoju i bawił się tworząc widmowe zwierzęta. Rudy lis przebiegał przez pokój, a po chwili dreptał pies podobny do Syriusza w jego animagicznej postaci, aby ułożyć się na podłodze i obserwować młodzieńca swoimi znikającymi z każdą sekundą ślepiami. Uśmiechnął się do siebie na wspomnienie jak przebudził się rano i jednym ruchem dłoni sprawił, iż w pomieszczeniu, które zajmował pojawił się ledwie widoczny Black. Czytał kiedyś o tym, lecz nigdy nie widział i dopiero po kilkunastu minutach odnalazł księgę z Historii magii i w niej znalazł fragment o umiejętnościach swojego przodka. Jeszcze raz rzucił okiem na część, w której opisano najważniejszy dar magiczny Merlina:

...Wiele rzeczy potrafił on zrobić przy pomocy magii, lecz największą moc stanowiła dla niego iluzja. To dzięki niej mógł kształtować rzeczywistość według własnych pomysłów, zabijać wrogów ich strachem lub też przeganiać zbójów napadających na bezbronne wioski. Koncentrując się potrafił zmienić humor towarzyszą tworząc piękne widmowe obrazy niewiele odpowiadające rzeczywistości. Wedle wielu podań moc jego umysłu potrafiła nawet zabić, lecz nikt tego nie jest pewien, aczkolwiek słabszy był w magii żywiołów. Jednak w dzisiejszych czasach nikt nie wie ile z dawnych podań jest prawdą i czy naprawdę taka była moc Merlina Wspaniałego oraz czy jakikolwiek jego potomek przetrwał do dziś...

Skończył czytać i pozwolił swoim myślą rozwiać iluzję, a sam zaczął się zastanawiać jak odnaleźć pozostałe kamienie wiedzy. Jednak przerwał te rozmyślania, gdyż Tonks wołała go na śniadanie. Niechętnie zszedł na dół, aby spożyć posiłek. Kiedy skończył postanowił przejść się do parku, gdyż musiał w spokoju przemyśleć parę spraw.
- Idę do parku – powiedział do swoich tymczasowych opiekunów.
- Pójść z tobą? – Zapytała aurorka.
- Dam sobie radę, a poza tym po co – odparł.- Muszę się tylko przewietrzyć, bo już mam dość siedzenia w pokoju.
- Jak chcesz, lecz nie wdawaj się w bójki – rzekł Lupin.
- Zgoda.
Wyszedł opuszczając progi domu przy Privet Drive cztery, a nogi same poniosły go do miejsca, które w tym roku było mniej zniszczone niż zwykle. Było to chyba zasługą, iż Dudley opuścił okolicę i nie zdążył zdewastować okolicy. Usiadł na ławce i zatopił się w rozmyślaniach, a po kilku sekundach jednym ruchem dłoni sprawił, iż zaczęły kicać małe króliki w różnych kolorach, lecz niezbyt dobrze dopracowane. Niebieskiemu brakowało dokładnego odwzorowania, a czerwonemu części ogonka. Pomimo takich braków małe dzieci będące z opiekunami na porannym spacerze zaczęły je ganiać oraz skakać jak one. Obserwując ich zachowanie na twarzy Harry’ego pojawił się pierwszy uśmiech od wielu dni.
Niespodziewanie dla siebie wyczuł magię kumulującą się w najbardziej dziki i niedostępnym miejscu parku, lecz nie zareagował, gdyż była ona neutralna w stosunku do niego. Najbardziej zdziwiło go, iż wyczuł ją jakby widział rzucone obok niego zaklęcie. Powoli próbował uczynić biegające zwierzątka bardziej rzeczywistymi, aby mogły przypominać prawdziwe.
- Nieźle, lecz nie masz wprawy w iluzjach, młodzieńcze – odezwał się obok niego dostojny głos przypominający władcę lub szlachcica.
- Skąd możesz to wiedzieć? – Zaciekawił się.
- Z opowiadań mego ojca, gdyż Merlin był jego przyjacielem i często słyszałem jakie on potrafił tworzyć cuda – odparł drugi człowiek.
- A ja bym zjadł takiego króliczka – rzucił trzecia osoba.
- Nie przedstawiliście się, a więc nie wiem z kim mam do czynienia – rzekł Harry.
- Mnie zwą Adinzhu – rzekł wysoki i postawny brunet stający przed nim.- A to moi towarzysze podróży Fralin oraz Sarnmor.
- Miło mi, a ja jestem Harry Potter – oświadczył młodzieniec.- Nie jesteście ludźmi?
- Skąd wiesz? – Zapytał zdziwiony najniższy przybysz.
- Czuję od was magię znajomą, a jednocześnie obcą.
- Masz rację – odezwał się blondyn.- Ja jestem elfem...
- ... a ja krasnoludem...
- ... ja natomiast smokiem.
- Nie wiedziałem, że smoki mogą przybierać ludzką postać – stwierdził Potter.
- Jesteśmy osobną rasą niż znane ci i choć wiele nasz łączy to dzieli tak samo dużo.
- Nie przybyliście tutaj na herbatę, a więc czego ode mnie oczekujecie?
- Masz rację – odezwał się syn Ishara.- Rada wysłała nas do ciebie, gdyż jako dziedzic Merlina nie panujesz nad mocą ci daną i dlatego pragnie, abyś przybył do naszego wymiaru oraz tam nauczył się nią władać.
- Skąd mam wiedzieć, że nie przysłał was Tomuś?
- Zaufaj sercu, młodzieńcze – rzekł filozoficznie Sarnmor.- Poza tym nikt z nas nie będzie służył złu.
- Jest jeszcze jedna sprawa, o której nie wspomniałeś – powiedział Potter po kilku minutach ciszy.
- Jaka? – Zapytał krasnolud, a reszta jego towarzyszy pokręciła z rezygnacją głową.
- Jesteś mało inteligentny, kurduplu – odparł Harry.- On powiedział trochę za dużo, a ty widać nie słuchałeś. Dokładnie tak jak teraz.
Z lekkim rozbawieniem obserwował jak Fralin rozpaczliwie szarpie się przytrzymywany przez towarzyszy.
- Puśćcie mnie do niego – próbował krzyczeć, lecz nie mógł, a jedynie mówił trochę ciszej niż normalnie, gdyż taki był efekt zaklęcia rzuconego przez elfa.- Już ja mu pokażę co znaczy mnie obrazić.
- Daj spokój, a ty lepiej go nie obrażaj i wytłumacz co to jest za Tomuś – rzekł smok.
- Ale on tak ładnie się złości – rzucił głośno.
Dokładnie w tej same chwili usłyszał w myślach głoś Sarnmora i wyraźnie wypowiedziane słowa: Nie obrażaj go, gdyż każdy krasnolud jest niezwykle dumny, a obraza jego lub nawet żartobliwe nawiązanie do wzrostu lub umiejętności powoduje napad takiego szału. To telepatia i ty też to potrafisz, lecz nie masz przeszkolenia, aby jej używać.
- Wybacz, krasnoludzie – powiedział człowiek zauważając jak Mugole zaczynają im się przyglądać.- Nie myślałem, że me słowa cię obrażą. Opowiedzieć wam mogę, lecz to długa opowieść i nie warto jej tutaj wywlekać.
- To przenieśmy się do ukrytej wieży w Hogwarcie... – zaczął mówić Adinzhu, gdy Fralin opanował się w końcu.
- Może najpierw zabiorę swoje rzeczy, gdyż czuję, że już nie wrócę do domu Dursley’ów. Co wy na to?
- Raczej nie, gdyż z tego co wiem to twoi przodkowie zapisali ci w spadku wszystkie zamek, który zamieszkiwali od dziecka oraz skarbce – rzekł elf, a po chwili dodał.- My też mamy u Gringotta coś odłożone.
- Ładnie, ale nie wiem czy z nich będę korzystał.
- Raczej tak, gdyż czekają cię podróże, a pieniądze się przydadzą – odezwał się potomek Ishara.- To jak chcesz to zorganizować?
- Może pójdę tam gdzie muszę mieszkać oraz spakuję się, a wy zabierzecie mnie tak samo jak się tutaj pojawiliście?
- Czemu nie – rzucił szybko Sarnmor – to może się udać, ale będziemy koło północy, aby nie wzbudzić zbyt wielkiego zainteresowania twoich opiekunów.
- Dobrze, ale mam jedno pytanie – powiedział ostrożnie Potter.
- Więc pytaj, a my uznamy czy odpowiedzieć – zaciekawił się elf.
- Jak to jest, że mogę używać magii, a Ministerstwo Magii tego nie wykrywa?
- Jest parę powodów – odparł smok.- Nie rozumieją jej oraz nie potrafią wykryć, gdyż bransoleta blokuje ich wykrywacze.
- Jak to nie rozumieją?
- Jak machasz różdżką pozostaje ślad, który jest łatwy do wykrycia oraz mogą znaleźć go w niej, - zaczął swój wykład potomek Nimsarna – a jeśli rzucasz czary bez jej użycia musisz kontrolować ją bardziej i początkowo zabiera więcej energii, lecz z czasem rośniesz w siłę i stajesz się potęgą jak Merlin.
- Dziękuję – rzekł młodzieniec.
- Za co? – Zainteresował się Fralin.
- Za prawdę i do zobaczenia za parę godzin.
Skończył mówić i opuścił huśtawkę, aby skierować swe kroki na Privet Drive. Powoli szedł rozmyślając nad opuszczeniem tego domu, lecz nie ze względu na wujostwo, a raczej na tymczasowych mieszkańców domu pod numerem czwartym. Rozmyślając przekroczył próg i nie odzywając się nawet słowem podążył do swego pokoju, a po chwili wziął się za pakowanie swoich rzeczy.
Jego dziwne zachowanie zostało dostrzeżone przez Lupina, który akurat w tym momencie miał iść zobaczyć gdzie Potter się kręci. Miał zamiar iść z nim porozmawiać, lecz wołanie Tonks zmieniło jego plany, więc ruszył w stronę kuchni, aby pomóc jej w przygotowaniu obiadu i wcześniejsze wydarzenia całkowicie wyleciały mu z głowy.
W tym samym czasie Harry uporządkował swój pokój, a wszystkie rzeczy zamknął w kufrze, który zamknął. Jednocześnie nie mógł się nadziwić jak w tak krótkim okresie mógł zrobić taki bałagan w tym małym pokoju. Uśmiechnął się do siebie i postanowił napisać list, aby poinformować przyjaciół, iż wyjechał w bardzo ważnej sprawie. Tak więc zabrał się za to i po dziesięciu minutach oraz kilku zmarnowanych arkuszach pergaminu w końcu udało mu się skończyć, lecz schował go na razie do szuflady, a sam zszedł na dół.
Wydaje się, że czas płynie wolno, gdy czekamy na coś dobrego i tak było tym razem, gdyż każda minuta wlokła się młodzieńcowi niczym sekunda. Czekał czytając po raz kolejny książkę „Quidditch przez wieki”, aż w końcu nadeszła oczekiwana godzina i w pomieszczeniu rozbłysnął magiczny portali wyskoczyło z niego dwóch mężczyzn, którzy od razu przywitali się z młodym gospodarzem.
- Gotowy? – Zapytał Adinzhu.
- Tak, ale co to?
- Portal, który wykorzystujemy do podróży – odparł elf.- Jest niewykrywalny i pozwala na łamanie zabezpieczeń magicznych, a także pola antyteleportacyjnego.
- Fajnie – powiedział młodzieniec patrząc na magiczną energię wirującą w jednym miejscu.- Chyba będę musiał się tego nauczyć, gdyż to może być przydatne.
- Masz rację, ale nie czas na te rozmowy i pora zniknąć stąd.
- Ktoś idzie do tych drzwi – odezwał się niespodziewanie smok.- Sarnmorze, zabezpiecz drzwi, aby nie otworzyły się do naszego zniknięcia – a przedstawiciel Starożytnej Rasy tylko skinął głową i zaczął rzucać zaklęcie.
- To znikajmy – rzucił do nich Potter.
Jednak nikt nie zdążył się odezwać, a ktoś złapał za klamkę.
- Harry, otwórz drzwi – odezwał się Lupin.
- Adinzhu, ty pierwszy, a po tobie...
- ... pójdę ja, a ty ostatni.
- Zgoda – odparł elf.
Po kolei wskakiwali w portal, a po kilku sekundach z drugiej strony zamknął go potomek Nimsarna.

Tymczasem na Privet Drive cztery rozpętało się pandemonium, gdyż zbudzeni dziwnymi odgłosami tymczasowi opiekunowie Potter’a próbowali właśnie dostać się do jego pokoju, lecz nie mogli.
- Otwórz te drzwi, albo będę musiał je zniszczyć – wrzasnął znowu wilkołak
- Odsuń się, Remusie, ja to zrobię – krzyknęła aurorka wyciągając różdżkę i kierując ją na drzwi.
Już miała rzucić zaklęcie burzące, lecz drzwi same stanęły otworem, a oni wkroczyli do pokoju. To co ujrzeli spowodowało, iż stali nie wiedząc co zrobić, gdyż pomieszczenie wyglądało jakby od kilku lat nikt w nim nie mieszkał. Cały lśnił i nawet drobinka kurzu nie znajdowała się w nim. W końcu po paru minutach z szoku otrząsnął się Lupin, który jeszcze raz rozejrzał się po pokoju i dostrzegł list leżący na nocnej szafce. Powoli podszedł do niego i wziął w dłoń, aby następnie rozerwać kopertę. Wraz z czytaniem jego zawartości coraz bardziej bladł, aż w końcu usiadł na krześle znajdującym się w nim. Rzucił przerażone spojrzenie Tonks i jeszcze raz rozejrzał się po pokoju.
- On uciekł – powiedział po chwili przerywając męczącą ciszę.
- Jak to?
- Leć po Dumbledore’a i powiedz mu, że czekam w Kwaterze Głównej – odezwał się lekceważąc jej pytanie.- Niech zwoła cały Zakon.
- Co?
- Leć i nie zadawaj teraz pytań – warknął coraz bardziej denerwując się o życie chłopaka.
Zniknęła z cichym trzaskiem, a on został sam i rozmyślał co syn jego zmarłego przyjaciela wykombinował. Po kilku minutach i on opuścił dom Dursley’ów teleportując się na Grimmauld Place numer dwanaście.

Harry Potter wraz z trzema mężczyznami rozmawiał w salonie ukrytej wieży o tym co się wydarzyło i będzie działo, a nawet o swoim przeznaczeniu.
- Jutro udamy się do naszego świata, abyś mógł stanąć przed Radą – powiedział Sarnmor, aby po chwili dodać:- To oni zadecydują co dalej będzie się działo.
- Rozumiem – odparł młodzieniec.- A co z wami?
- Nie wiemy, lecz najprędzej będziemy ci towarzyszyć – odparł smok z lekkim uśmiechem.
- Jak to? – Zapytał Fralin.
- Mamy stworzyć drużynę, a pamiętając opowieści ojca to dane nam jest podróżować razem.
Człowiek skinął głową ciesząc się, że nie pójdzie sam szukać Kamieni wiedzy swych przodków.
- Lepiej się prześpijmy, – rzekł elf – bo coś czuję, że najbliższy okres będzie bardzo męczący dla nas.
- Masz rację, przyjacielu – dorzucił od siebie Adinzhu.
Rozeszli się do swoich komnat, aby udać się na zasłużony odpoczynek i jednocześnie przygotować na czekające ich wyzwania, a tych szykowało się nie mało.

Do dawnego domu Black’ów, a teraz Kwatery Głównej Zakonu Feniksa przybywało coraz więcej osób, aż w końcu zebrali się wszyscy członkowie tej organizacji. Jako ostatni przybył jej założyciel i przywódca Albus Dumbledore, któremu towarzyszyła młoda kobieta o malinowych włosach.
- Skoro wszyscy są to możemy zaczynać – odezwał się dyrektor Hogwartu.- Remusie, co się stało?
- Może poprosimy młodzież, gdyż ich też to dotyczy – rzekł po kilku minutach ciszy.
- Czy to potrzebne? – Głos zabrała Molly Weasley, która była wielką przeciwniczką dopuszczania nieletnich do wszelkich tajemnic.
- Ja uważam, że tak – odparł wilkołak.
- Dobrze, czy mogłabyś...
- Już po nich idę.
- Jutro będzie trzeba skontaktować się z Hermioną, ponieważ Harry może nawiązać z nią kontakt – powiedział Lupin.
Po chwili czworo najmłodszych z wielkiej rodziny rudowłosych Weasley’ów dołączyło do reszty i z zainteresowaniem czekało na dalszy rozwój sytuacji.
- Harry uciekł z domu, a na pożegnanie zostawił list – odezwał się w końcu Lupin.
- Pokaż mi go – rzekł Dumbledore, gdy tylko przetrawił wiadomość przekazaną mu przez wilkołaka.
Kiedy dyrektor otrzymał wiadomość zaczął szybko czytać, a z każdym słowem bladł coraz bardziej, aż w końcu upuścił pergamin na stół i rozejrzał się niewidzącym spojrzeniem po twarzach zebranych.
- Niech ktoś to przeczyta na głoś – rzekł się zimnym oraz pozbawionym wszelkich uczuć głosem Severus Snape, który cieszył się takim biegiem wydarzeń.
- Ja to zrobię, gdyż znam treść i nie zrobi to na mnie takiego wrażenia – odparł Lupin.
Po kilku sekundach całkowitej ciszy zaczął czytać:

Drodzy przyjaciele oraz wy dwaj, Dropsie i Snape,
Jak już zapewne wiecie opuściłem dom Dursley’ów i nie mam zamiaru tam nigdy wracać. Ostatnie wydarzenia dały mi dużo do myślenia i postanowiłem poszukać swego dziedzictwa, a co za tym idzie pewnych rzeczy, które zostawili dla mnie przodkowie. Nie powiem wam co to jest, bo znając Zakon to jest tam przynajmniej jeden zdrajca, choć myślę, że więcej. Nie odnajdziecie mnie, a jak spróbujecie to zrobię wam kuku i będzie bolało jak Dumbledore’a, gdy nie trafiłem nim w okno.
Dowiedziałem się jeszcze paru rzeczy o sobie, ale nie wszystkiego i dlatego znikam. Nie bójcie się, gdyż nic mi się nie stanie oraz jest mi strasznie przykro Snape, że cię rozczaruję, ale takie są fakty, choć kto wie czym są kamienie zabezpieczone. Tego też nie znajdziecie, gdyż ta wiedza jest bezpiecznie ukryta. Kiedy nadejdzie właściwy czas może wrócę, a jak nie to szukajcie sobie nowego Złotego Chłopca do ratowania świata przed Tomusiem i jego pieskami.
Obrażony na niektóre osoby H. P.

Kiedy skończył czytać zapadła cisza, a nikt nawet słowem się nie odezwał.
- Co to za okno? – Odezwał się w końcu Postrach Hogwartu.
- Harry wypchnął mnie ze swojego umysłu z taką siłą, że wylądowałem na ścianie... – zaczął Dumbledore.
- ... a potem powiedział, iż celował w okno – dokończyła Tonks.
- Przecież to niemożliwe – powiedział Moody.
- Mylisz się, ale do tego potrzebne jest bycie arcymistrzem Magii Umysłu, a ostatnim był Merlin – rzekł dyrektor.
- Skąd on to umiał? – Zapytał Shacklebolt.
- Chyba tylko on wie – głos zabrała profesor McGonagall.
- To chyba wszystko co muszą wiedzieć? – Odezwała się pani Weasley.
- Tak, Molly – rzekł Albus.- Lecz jest do nich prośba, aby nam powiedzieli jak Harry nawiąże z nimi kontakt.
- Dobrze – powiedziała Ginny i wraz z braćmi opuściła pomieszczenie poganiana przez matkę.
Długo debatowali, lecz nic nie udało im się konkretnie ustalić. Jedynie postanowili mieć na oku znane miejsca oraz osoby, a przy okazji dowiedzieć się czemu uciekł od nich. W końcu o świcie rozeszli się do swoich zajęć lub skierowali swe kroki ku własnym łóżką.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Madius dnia Nie 11:18, 26 Lis 2006, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Pią 19:48, 04 Sie 2006    Temat postu:

No i kolejny świetny rozdział Very HappyVery HappyVery Happy oby tak dalej...
Niech wena i różowa super świnka będzie z tobą Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
el_lothril
Łowca



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Jazzu

PostWysłany: Pią 21:29, 04 Sie 2006    Temat postu:

Heh. Hurra!!! Kolejny rozdział! Coraz bardziej mi się to podoba. I trzymaj tak dalej!
Szczególnie podobało mi się Ostatnie zdanie z listu:
Cytat:
Obrażony na niektóre osoby H. P.
To było świetne!
Pozdrowienia i najlepsze życzenia
el


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cissy
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamek Czarodzieji Słońca i Księżyca

PostWysłany: Pon 9:54, 07 Sie 2006    Temat postu:

Rozdział jak zwykle- arcydzieło. List był po prostu świetny Smile.
Ja ze swojej strony życzę Ci weny. I czekam na rozdział...
Pozdrawiam
Cissy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madius
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:27, 07 Sie 2006    Temat postu:

Rozdział 4


Harry James Potter leżał w wielkim łożu i rozmyślał nad swoją przeszłością oraz przyszłością, aż w końcu podjął decyzję o zamknięciu swojego dawnego życia i rozpoczęciu nowego jako dziedzic Merlina. Postanowił poznać magię jaka ona jest naprawdę, a nie do jakiej dopuszczał go Dumbledore. Poczuł złość na dyrektora, lecz wyparowała kiedy przypomniał sobie, że on nic nie wie o jego przodkach i mimowolnie uśmiechnął się do siebie na myśl jak się zachowa, gdy pozna prawdę. Po niecałej godzinie leżenia i patrzenia w okno podjął najważniejszą decyzję i postanowił zastanowić się nad uczuciami wobec pewnej dziewczyny.
W końcu wstał z łóżka i przemierzył komnatę, aby zażyć odprężającej kąpieli w wannie z gorącą wodą. Opuszczając łazienkę miał już ułożony w głowie plan działania i od razu zabrał się za pisanie listu do przyjaciółki, a kiedy skończył podszedł do swojej sowy oraz przywiązał do nóżki list.
- Hedwigo, dostarcz ten list Hermionie i zostań u niej na jakiś czas, gdyż muszę wyruszyć w podróż – powiedział do swojego prywatnego listonosza.
Stworzenie jedynie zahukało na znak zgody oraz oczekiwało na otwarcie okna znajdującego się na południowej ścianie pomieszczenia, a po kilku minutach obserwowania jak zmienia się ona w coraz mniejszy punkt opuścił komnatę, aby udać się do małej jadalni umieszczonej tuż obok salonu.
Zastał tam pozostałą trójkę mieszkańców wieży.
- Co na śniadanie? – Zapytał wchodząc do pomieszczenia.
- Kanapki, gdyż nikt nie zna się dobrze na takim gotowaniu – odparł Sarnmor uśmiechając się lekko.
- Cóż i tak lepsze czym żywili mnie Dursley’owie...
- Czym? – Zaciekawił się Fralin.
- Owoce i warzywa w mikroskopijnych wielkościach.
Wszyscy uśmiechnęli się, a krasnolud oburzył jak ktoś może jeść taką zwierzęcą mieszankę, lecz nikt mu nie odpowiedział, gdyż doprowadziło by to do kłótni. W końcu zakończono posiłek i zaczęto szykować się do drogi, aby stanąć przed obliczem Rady. Młodzieniec ubrał się w ubranie znajdujące się w szafie w jego komnacie, które było idealne jakby zostało uszyte właśnie dla niego. Po godzinie stali przed portalem do drugiego wymiaru.
- Gotowi do drogi? – Zapytał Sarnmor patrząc osoby wchodzące do komnaty, a odpowiedział mu tylko skinienie głową każdego.- To ruszamy i mam prośbę do ciebie Adinzhu, abyś wziął rzeczy Harry’ego, gdyż on jest słabszy fizycznie..
- Dobrze, przyjacielu – odparł smok.
Wziął od młodzieńca kufer z jego rzeczami, a elf zaczął otwierać przejście międzywymiarowe, aby po kilku minutach wkroczyć w nie. Komnata znowu pogrążyła się w ciemnościach, lecz tym razem nie na wieki jak dawniej jak niegdyś, a tylko na kilka tygodni, miesięcy lub nawet lat.

Piękna sowa śnieżna przemierzała tereny jednego z malowniczo położonych osiedli niedaleko walijskiego miasteczka Cardiff. Niesamowicie wyglądała szybując w porannym słońcu, a kierowała się do domu państwa Granger. W końcu osiągnęła cel i usiadła na parapecie jednego z okien umieszczonych na piętrze i czekała, aż zamieszkująca ten pokój osoba obudzi się. Po kilkunastu minutach młoda kobieta zamieszkująca w owym pomieszczeniu zaczęła wstawać z łóżka, a ptak lekko pukać dziobem w szybę. Podeszła do okna i go wpuściła, a sowa wyciągnęła nóżkę czekając na odebranie listu. Gdy to nastąpiło wleciała do środka i usiadła na oparciu krzesła.
- Dzięki, Hedwigo! – Powiedziała do pierzastego stworzenia głaszcząc białe pióra.
Postanowiła później przeczytać, a teraz skierował się na śniadanie. Wróciła niecałą godzinę później i od razu zabrała się za list od przyjaciela siedząc na swoim łóżku.

Droga Hermiono,
Pewnie nie wiesz, ale ostatnio wiele się wydarzyło, a ja napiszę ci to co jest powszechnie znane, choć nie dla wszystkich. Jak dyrektor dostał na kilka dni łóżko w świętym Mungu, a jest to moja zasługa, gdyż ponownie grzebał mi w umyśle i się trochę zdenerwowałem. To dowodzi, że jeszcze nie w pełni panuję nad mocami oraz umiejętnościami jakie otrzymałem w spadku po przodkach. Wczoraj o północy opuściłem dom Dursley’ów, aby wraz z nowymi znajomymi udać się do nich i wyszkolić, jednak nie martw się, gdyż nic mi nie grozi. No może poza spaleniem przez smoka, zakopaniem lub też rozszarpaniem przez wściekłego krasnoluda i tym podobne.
W najbliższym czasie postaram się przesłać ci pewną księgę, a wówczas jak ci się uda opanować oklumencje zdradzę ci kilka rzeczy i jednocześnie dam ci radę nie ufaj za bardzo Dumbledore’owi, ponieważ on lubi wbijać nóż w plecy.
Harry Potter
PS. Mam prośbę zaopiekuj się Hedwigą, gdyż ja nie będę mógł tego zrobić.

Czytała powoli i coraz mniej rozumiała z tej wiadomości, aż w końcu łzy zaczęły jej płynąć po twarzy. List wyleciał z jej dłoni, a ona płacząc ułożyła się na łóżku przytulając jednocześnie do swojej ulubionej poduszki. W końcu zmęczona zasnęła.
Obudził ją kilka godzin później dzwonek do drzwi wejściowych, a schodząc na dół usłyszała rozmowę dwóch osób.
- Remusie, musimy jej powiedzieć? – Mówiła jakaś kobieta.
- Wiem, Tonks – rzekł mężczyzna stojący za drzwiami.- Sam się o niego boję...
- Nic na to nie poradzisz – powiedziała kobieta.- Ona powinna się od nas dowiedzieć, a nie z gazet.
- I tak miałem zamiar poinformować ją o wszystkim.
Podeszła do drzwi i nie otwierając ich zapytała:
- Kto tam?
- Remus Lupin i Nimfadora Tonks – powiedział dobrze znany jej męski głos.
- Już otwieram – odparła, a kiedy to uczyniła zadała inne pytanie:- Coś się stało?
- Tak, ale może porozmawiajmy w środku – odparła aurorka.
Kiwnęła głową i zaprosiła ich do salonu.
- Chodzi o to, że Harry zniknął...
- ... wiem – przerwała byłemu nauczycielowi.
- Skąd? – Zainteresowała się jego towarzyszka, gdy otrząsnęła się z szoku wywołanego tą odpowiedzią.
- Napisał do mnie list i poprosił o opiekę nad Hedwigą – odparła smutna.
- Coś jeszcze napisał? – Dopytywał się wilkołak.
- Tak, że jedzie nauczyć się korzystać ze swoich umiejętności, ale nie wiem gdzie.
- Cholera, ja już nie wiem jak go pilnować – warknął zły mężczyzna.
- On się nie da, bo to w końcu Potter – odezwała się panna Granger.
- Wiem, ale jednocześnie to syn mego przyjaciela i martwię się o niego – powiedział Lupin wstając.- To będziemy się zbierać i mam jednocześnie prośbę, abyś zawiadomiła mnie jak się z tobą skontaktuje.
- Dobrze.
- Do zobaczenia, Hermiono – rzekł na pożegnanie.
- Cześć – rzuciła aurorka zawadzając się o dywanik leżący w przedpokoju i upadając pod nogi towarzysza.
- Do widzenia.
Wyszli, a ona pogrążyła się swoich myślach o tym co się dzieje z jej przyjacielem.

W tym samym czasie obiekt jej rozmyślań zwiedzał zamek Anima rozmawiając z Sarnmorem o swoich przodkach oraz wielu innych rzeczach. W końcu skończyli i spożywali posiłek przygotowany przez skrzaty domowe opiekujące się na co dzień tym miejsce, gdy do sali wpadł Adinzhu, który wyglądał na zmęczonego, lecz na ich widok uśmiechnął się.
- Za godzinę mamy stanąć przed Radą – powiedział, gdy usiadł.- A gdzie brodacz?
- Zwiedza kuźnie umieszczoną w lochach tej twierdzy – odparł elf.
- Nie ma go już parę godzin, a to oznacza, że albo mu się tam spodobało albo się zgubił – dodał od siebie Potter.
- Możliwe, ale cała nasza czwórka ma się stawić i dlatego trzeba go odszukać – rzekł smok po chwili.
- To zjedzmy i chodźmy – zadecydował nowy właściciel tej nieruchomości.
Tak też zrobili i znaleźli go w oglądającego z zafascynowaniem metale złożone w ulubionym przez jego rasę miejscu. Podeszli, a on się odwrócił z zachwytem wypisanym w oczach.
- To miejsce jest cudowne – wypalił po chwili.
- Wierzę, ale teraz się zbieraj, gdyż mamy coś do zrobienia – rzekł Sarnmor, a widząc jego pytający wzrok dodał:- Mamy stanąć przed Radą.
- Kiedy?
- Za kilkanaście minut, a więc chodź na górę – odparł mu Harry.
Ruszyli, aby kilkanaście minut później wyjść z portalu w dolinie Gaudium, lecz nie w zamku, a w pobliskim lesie, gdyż mieli jeszcze trochę czasu i postanowili się przejść do twierdzy. Piękno tego miejsca po prostu oczarowało wszystkich i nawet krasnoluda, który przyglądał się majestatycznym drzewom nie wiedząc co myśleć.
W końcu dotarli do zamku i rozmawiając o pięknie przyrody oraz wspaniałym położeniu owego miejsca. Od razu skierowali swe kroki do komnaty, w której od wieków zbierała się Rada jeśli akurat elfy były gospodarzami takiego spotkania. Kiedy podeszli do drzwi strażnik otworzył je na oścież, aby zaraz za nimi je zamknąć.
- Witajcie! – Przemówił dostojny elf siedzący w środku.- Nazywam się Nimsarn i jestem przewodniczącym Rady, a oto Dwarin Płonące Młoty oraz Ishar.
- Miło mi was poznać – odparł.- Ja nazywam się Harry Potter.
- Wiemy, lecz dobrze wiedzieć, że młodzi pamiętają o dobry wychowaniu – odezwał się smoczy władca.- Cieszy mnie, że misja się powiodła i możesz zostać poddany szkoleniu.
- Nie mamy zbyt wiele czasu – przemówił człowiek.
- Wiemy, lecz przed wiekami przygotowaliśmy się na wszystko i odbędziesz odpowiednie przygotowanie w pewnej wieży, - mówił przedstawiciel długowiecznego ludu – która została umieszczona poza czasem.
- Jej budowa kosztowała wiele wysiłku wszystkie nasze rasy – zabrał głos krasnolud.- Kilka lat trwała ona, lecz zakończyła się sukcesem.
- Zaklęta tam jest magia potężna i poznasz tam podstawy, aby być gotowym na przyjęcie umiejętności zawartych w darach twych przodków – rzekł spokojnie Ishar.- Za nauczycieli dostaniesz swoich towarzyszy, abyś miał czas przygotować się do swojej misji.
- Zaraz, ale ja nie jestem nieśmiertelny – odezwał się lekko zdenerwowany Fralin.
- Nie lękaj się, gdyż czas tam nie ma prawa wkroczyć – powiedział uspokajająco Nimsarn.- Wasze ciała nie postarzeją się, a jedynie włosy mogą urosnąć.
- Wspaniale – rzucił ucieszony krasnolud.
- To nie wszystko, gdyż będziesz mógł opanować władanie swą bronią oraz jej moc magiczną – dodał jego ojciec.
- Moc magiczną? – Zaciekawił się brodacz.
- Tak, bowiem każda ma specjalne właściwości i daje wam częściową władzę nad jednym żywiołem – rzekł przewodniczący Rady.- Nie taką jak magą, a tylko pozwolą strzelać jednemu lodem lub innemu ognistym pociskiem.
Uśmiechnął się widząc ich twarze niedowierzające, aż uśmiechnął się z towarzyszami.
- Jutro z rana przeniesiecie się do tej wieży, a po obiedzie Harry dostaniesz rzeczy, którymi przed wiekami Merlin władał – odezwał się po chwili Ishar.
- Dobrze – odpowiedział.
- Teraz chodźcie coś zjeść, bo znając wasze umiejętność kulinarne to ostatnio kanapkami żyliście – oznajmił dostojnie Nimsarn.
Opuścili salę posiedzeń rozmawiając wesoło o wszystkim, lecz gorliwie omijając temat wspólnej przyszłości całej drużyny.

Pod wieczór wyruszyli do zamku Anima, aby potomek wielkiego ludzkiego maga otrzymał swe dziedzictwo. Wkroczyli jak kilka dni wcześniej do ukrytej koło portalu zbrojowni, a tym razem sam młodzieniec miał uzyskać oręż dla siebie.
- W drewnianej gablocie ukryta jest broń – rzekł Ishar.- By ją wydobyć podaj hasło, które brzmi: honor i przyjaźń.
Podszedł do niej i zrobił to co powiedział mu smoczy władca, a po kilku sekundach ona znikła. Ukazał się wspaniały miecz oraz bransoleta otoczone kryształowymi ściankami. Elf podszedł i wyjął z niej zawartość, aby wręczyć ją Potter’owi jako nowemu właścicielowi.
- Gdy zasłużysz to miecz przyjmie twe imię i zostanie ono wyryte w języku elfów, abyś pamiętał kim jesteś oraz o swej misji – powiedział dostojnym głosem.- Ta bransoleta to obrońca, a gry jej dotkniesz oraz wypowiesz hasło pojawi się zbroja na tobie, aby cię chronić przed urazami zarówno fizycznymi, jak i magicznymi, lecz najpierw musi dostroić się do twojej magii.
- Teraz idźcie odpocząć, – rzekł po chwili Fralin - a od rana zaprowadzimy was do waszego tymczasowego domu.
Rozeszli się i każdy zagłębił się we własnych rozmyślaniach, aczkolwiek dziedzicowi Merlina nie zajęło to długo. Po niecałej godzinie czytał księgę autorstwa dawne właściciela owego zamku „Potęga umysłu”, a następną odłożył na bok o nazwie „Świat iluzji”.

W magicznym świecie zapanował chaos, a najbardziej miotał się Korneliusz Knot, który nie wiedział co robić. Jednak najgorsza wiadomość dotarła do niego z porannego wydania „Proroka Codziennego”. Na pierwszej stronie wielkimi literami napisane zostało: „Tajemnicze zniknięcie chłopca, który przeżył”, a pod nim zamieszczone było zdjęcie młodzieńca. Natomiast cały artykuł głosił:

Wczoraj w godzinach wieczornych zniknął z domu swojego wujostwa Harry Potter i nikt nie wie jak to się stało. „Ostatnio zachowywał się inaczej niż zwykle” stwierdził Percy Weasley. Jednak nikt nie wie co to zmiana w zachowanie.
Najdziwniejsze stwierdzili pracownicy Ministerstwa Magii, którzy nie wykryli użycia choćby najprostszego zaklęcia w okolicach Surrey, gdzie zamieszkiwał podziwiany przez miliony czarodziei oraz czarownic młodzieniec. „Odkąd powrócił Lord Jak Mu Tam wszyscy jesteśmy narażeni” stwierdził ostatnio Minister Magii. Czy to nie dziwne, że akurat teraz przepadł bez wieści jego największy wróg? A może nie wróg tylko sprzymierzeniec? To wie tylko Harry Potter.

Czytając gazetę lub nawet na nią zerkając Korneliusz Knot wyglądał na człowieka całkowicie załamanego, a dobiły go jeszcze słowa młodszego sekretarza, który właśnie wszedł do gabinetu swojego szefa.
- Panie ministrze, nie mamy pojęcia jak ten dzieciak mógł zniknąć – powiedział spokojnie, a ten ton wywołał strach o stanowisko u zrezygnowanego już całkowicie mężczyzny.
- Jak to możliwe?
- Albo ktoś go ukrył, albo sam uciekł nie używając czarów.
- To możliwe – rzekł troszkę pewniejszym głosem Knot.
- Jedynym człowiekiem, który mógłby to zrobić jest Dumbledore – podpuszczał tego głupca jak go nazywał w myślach.- Gówniarz mu ufa i mógł go gdzieś przenieść.
- Nie mamy dowodów, a przesłuchanie tej osoby może zaszkodzić całemu Ministerstwu Magii – rzucił kończąc rozmowę i opuszczając gabinet.

Albus Dumbledore niespokojnie spacerował po gabinecie rozmyślając jak jego uczeń zdołał wydostać się z domu swojego wujostwa, a jednocześnie nie mógł pozbyć się wrażenia, iż coś mu umyka. Przerwało mu pukanie do drzwi.
- Proszę! – Powiedział siadając za biurkiem.
Do pomieszczenia wkroczył wysoki mężczyzna o czarnych przetłuszczonych włosach.
- Coś się stało, Severusie? – Zapytał, gdy gość usiadł.
- Nie wiem, ale martwię się o tego dzieciaka – rzekł zamyślając się.
- Nie tylko ty.
- Wiem, ale jak pomyślę, że mogłem przeciwdziałać takiemu traktowaniu...
- Widzę, że do ciebie powoli dociera jaki on jest naprawdę – przerwał mu dyrektor.
- Cholera, nigdy nie myślałem, że będzie mi żal jakiegoś Potter’a – warknął gniewnie.- Gdyby go wziął do siebie to może inaczej ten bydlak mógłby się nie odrodzić.
- Nikt tego nie wie, ale nie wziąłeś go tylko ze względu na ojca.
- Nie musisz mi przypominać, iż mój ojciec odszedł do mugolskiej kobiety porzucając moją matkę i mnie...
- Nie denerwuj się – powiedział uspokajającym tonem Dyrektor.- Twój ojciec chciał nawiązać z tobą kontakt, lecz ona próbowała go wtedy zabić...
- Czemu wcześniej mi nie powiedziałeś? –Zapytał miękkim głosem Snape, a to nie było podobne do niego.
- Nie uwierzyłbyś mi – rzekł, a ten kiwnął głową na znak zgody.- twoja matka zawsze wpajała ci, iż Mugole to robactwo, które należy deptać. Podsycała to wraz z twym ojczymem twierdząc, że ojciec odszedł ze względu na ciebie, a prawda była inna.
Popatrzył uważnie na swego ojca, aby ciągnąć dalej rozmowę po kilku sekundach ciszy widząc zainteresowany wzrok Mistrza Eliksirów.
- Znałem go dobrze i pomimo, iż był mistrzem Czarnej Magii to nie był zły – mówił wspominając dawne czasy.- On nienawidził wykorzystywania jej do własnych celów jedynie jako broni do niszczenia, a nie do pomagania innym. Twoja babka, aby zmusić go do wstąpienia w szeregi Śmierciożerców wybrała mu żonę, lecz on od jakiegoś czasu spotykał się z Megan.
- To jak doszło do ślubu? – Zapytał mężczyzna.
- Klątwa Imperius, lecz następnego dnia ją przełamał i uciekł z domu rodzinnego – ciągnął dalej siwobrody mag.- Udał się do ukochanej i opowiedział jej o wszystkim, a ona nie odrzuciła go.
- Skąd to wiesz, Albusie?
- Opowiedział mi rok przed twoim i Lily przyjściem do Hogwartu – odparł.
- Czy ona wiedziała?
- Nie, gdyż postanowiliśmy zataić to przed nią.
- Co było potem? – Zainteresował się historią swego ojca.
- Morgana go szukała i przysięgła na różdżkę, iż zabije go z tą mugolską dziwką, a udało jej się to dopiero, gdy ty miałeś iść do szóstej klasy – mówił dalej.- Pewnie interesuje cię czy wiedział o tobie – ten kiwnął głową.- Tak i nie raz próbował się skontaktować, a nawet planował porwanie, abyście mogli porozmawiać, lecz ona zawsze stawała mu na drodze.
- A co z moim ojczymem?
- Oficjalnie ogłosili śmierć twego ojca, a on ożenił się z twoją matką, gdyż była w ciąży – odpowiedział.- Jemu to było na rękę, gdyż dostał bogactwa rodu jako jedyny spadkobierca rodu, lecz był bezpłodny. Ponad to on chciał być z Morganą, gdyż sam dał się pochłonąć ciemnej stronie magii.
- Dziękuję – rzekł po kilku minutach ciszy, gdy trawił usłyszane słowa.- A teraz powiedz co zaszło między tobą a chłopakiem.
- Zawiodłem jego zaufanie zbyt długo zwlekając z wyjawieniem mu przepowiedni.
- To chyba nie wszystko? – Zapytał Snape.
- Nie – odparł Dumbledore wyglądając o wiele starzej niż normalnie.- Przy każdym spotkaniu zaglądałem mu do umysłu i tym sposobem straciłem całkowicie jego zaufanie.
- Rozumiem, lecz nie masz się co martwić, gdyż to w miarę inteligentny dzieciak i zrozumie, że dbałeś o jego dobro – powiedział na głos, a jednocześnie pomyślał: „To będzie trudne.”
- Uważaj, aby żaden uczeń nie usłyszał, że chwalisz Harry’ego.
- Dlaczego?
- Chyba nie chcesz stracić swojej opinii Postrachu Hogwartu – rzekł dyrektor z wesołym błyskiem w oku jakby nagle odzyskał chęć do życia.
- Wrócę do lochów i uwarzę jeszcze trochę eliksirów dla Poppy – oznajmił Snape.
- Dobrze.
Mistrz Eliksirów opuścił pomieszczenie, a Dumbledore patrząc przez okno rozmyślał nad słowami tego mężczyzny. Nie wiedział, iż Severus nie pracuje w prywatnym laboratorium. On też miał wiele do przeanalizowania, gdyż dowiedział o rzeczach, które przed nim ukrywano od dawna. Siedział w swoim ulubionym fotelu popijając coś mocniejszego ze swej szklaneczki oraz wspominając kilka ostatnich lat.

Harry Potter siedział w swojej komnacie i kończył czytać pierwszą z ksiąg jakie wybrał z prywatnej biblioteki, a kiedy ją zamknął zaczął analizować to czego się dowiedział o swoich nowych umiejętnościach. Był pewny, iż nie będzie musiał poświęcać lat, aby dojść do poziomu swojego przodka. Pozostało mu jedynie ćwiczyć oraz sprawdzać swe umiejętności, lecz to nie tylko był problem. Najbardziej zainteresował go fragment o specjalnej sali medytacji, w której mógł osiągnąć więcej i szybciej w dziedzinie magii umysłu niż gdziekolwiek indziej. Postanowił odwiedzić ją jak najszybciej, a najpierw spożyć kolację. Dotarł do jadalni w odpowiednim momencie, gdyż wszyscy siadali do stołu.
- Już myślałem, że będzie trzeba kogoś po ciebie wysłać – odezwał się Ishar kiedy go zobaczył.
- Nie ma takiej potrzeby.
- To co robiłeś, iż o mało nie przegapiłeś posiłku? – Zaciekawił się Sarnmor.
- Czytałem o magii umysłu i znalazłem niezwykle ciekawy fragment o sali medytacji...
- Rozumiem – rzekł przewodniczący Rady.- Pewnie chcesz wiedzieć czy tutaj jest umieszczona – odpowiedziało mu kiwnięcie głowy.- Tak, ale nie ma na razie na to czasu, a w wieży też została umieszczona, abyś tak mógł czynić postępy szybsze niż normalnie.
- Rozumiem, a więc mam na pewien czas odpuścić sobie korzystanie z niej – odparł młodzieniec.
- Dokładnie – znowu głos zabrał Nimsarn.- Zjedzcie i idźcie się przespać, gdyż wyruszamy o wschodzie słońca.

Śpiew feniksa obudził go dokładnie w chwili, gdy tylko pierwsze promienie najjaśniejszej gwiazdy wyjrzały zza widnokręgu. Przetarł oczy, aby po chwili z niedowierzaniem przyglądać się ptakowi. Czarne pióra pokrywały całe ciało tego magicznego stworzenia, a jedynie ogon, dziób oraz szpony były złote. Obaj obserwowali się z uważnie.
- Witaj! – Odezwał się młodzieniec.- Jestem Harry Potter.
Odpowiedziała mu melodia, która podnosiła na duchu.
- Ciekawe do kogo należysz – mówił sam do siebie.
Jednocześnie rozmyślał co takie piękne oraz rzadkie magiczne stworzenie może robić w jego komnacie. „Później zapytam się o Sarnmora” – pomyślał, a w tym samym momencie w jego umyśle pojawił się głos elfa.
Coś się stało?
Co się dzieje...
Nawiązałeś ze mną kontakt telepatyczny, lecz nie wiem jakim cudem.
Jak? A zresztą nieważne. Mam inną sprawę, gdyż jest u mnie feniks...
Cały czarny? – Pojawiła się pytająca myśl.
Tak. Skąd wiesz?
Nazywa się Nuduri i należał kiedyś do Merlina. Teraz jest twój, gdyż jesteś jego dziedzicem.
Fajnie – ucieszył się.
Wiem, a teraz szykuj się i chodź na dół.
Zaraz będę.
Zakończył rozmowę dziwiąc się, iż mu się to udało bez ćwiczenia tej techniki komunikacji, ale jednego był pewien, że z niewyszkolonym w tej dziedzinie umysłem nie poszłoby mu tak łatwo. Zszedł na dół i spożył posiłek, aby w końcu szykować się do drogi ku całkowicie innej nauce jakiej dotąd doświadczał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cissy
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamek Czarodzieji Słońca i Księżyca

PostWysłany: Wto 13:46, 08 Sie 2006    Temat postu:

I co tu dużo mówić - rozdział jest znakomity. Bardzo mi się podobał. Co prawda niezbyt dużo rozumiem z rozmowy Snape'a z Trzmielem, ale wydaje mi się że zostanie to niedługo wyjaśnione dokładniej.
Pisz szybko - już nie mogę się doczekać Smile
Pozdrawiam Cissy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madius
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:02, 08 Sie 2006    Temat postu:

Dokładnie sprawa wyjaśnie się w drugim tomie sagi, a teraz jedynie będzie powoli tłumaczone, a nawet w piątym rozdziale jest taki fragment o przodkach. jak wpadnie do Hogwartu to dopiero będzie jazda. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
el_lothril
Łowca



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Jazzu

PostWysłany: Śro 12:58, 09 Sie 2006    Temat postu:

Czyli Harry będzie trochę w Hogwarcie?
Pozdrowienia i najlepsze życzenia
el


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madius
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:32, 09 Sie 2006    Temat postu:

I tak i nie, gdyż w tym tomie jest przewidziany jako... No nie będę zdradzał głównych tajemnic. Natomiast drugi tom będzie inny i tam będzie szkoła. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cissy
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamek Czarodzieji Słońca i Księżyca

PostWysłany: Śro 17:28, 09 Sie 2006    Temat postu:

Madius ty lepiej nie igraj z ogniem... Ja już z ciekawości nie mogę wytrzymać... Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madius
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:14, 09 Sie 2006    Temat postu:

to cię pocieszę, że rozdział był by już dziś, ale teraz mam na tapecie trzynasty rozdział Moniki. Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Patyś
Wojownik



Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Miasta Wampirów:)

PostWysłany: Śro 23:36, 09 Sie 2006    Temat postu:

swietne opowiadanko i baaardzo wciągające:) Myślałam, że tylko opowiadanie Moniki jest oryginalne, ale się pomyliłam. Na początku tytuł mi się nie podobał, ale postanowiłam się zmusić i bardzo dobrze zrobiłam. Czekam na kolejny rozdział, ale nie poganiam!!

Jeszcze raz : SUPER opowiadanie:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madius
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:07, 10 Sie 2006    Temat postu:

Wiadomość dla osób, które mają niski iloraz inteligencji!
Opowiadanie piszę sam i dlatego nie jest tłumaczone, a więc nie pytać na PM czy możecie pomóc w tym zadaniu.


Rozdział 5


Sześć osób stało w komnacie portalu i czekało, aż pojawi się jeden spóźnialski. Po kilku minutach do pomieszczenia wpadł zdyszany krasnolud.
- Wybaczcie, lecz zapomniałem wczoraj się spakować – oznajmił przepraszającym tonem.
- Nic się nie stało, ale na drugi raz szykuj się wcześniej – odparł Nimsarn.
- Oczywiście.
- To ruszamy, a więc zanim udamy się w podróż jest jeszcze jedna sprawa – oświadczył Ishar.- Od dawna istniały dwa klucze międzywymiarowe i jeden należał do wybrańca, a drugi do przedstawiciela jednej z naszych ras. Twój przodek też miał, aby mógł się z nami kontaktować zawsze jeśli zaszła potrzeba.
- Rozumiem, ale co to ma ze mną wspólnego? – Zapytał.
- Dostaniesz go – odparł Fralin i patrząc jak smoczy władca ściąga go z szyi klucz do wrót.
- To Bursztynowy klucz uniwersalny, a zaraz dowiesz jak się go używa – powiedział przewodniczący Rady.- Noś go zawsze przy sobie, aby nigdy nie odkładaj, gdyż nie raz może ci to uratować życie.
- Dobrze - rzekł zakładając na szyję kamień szlachetny umieszczony na rzemieniu.
- Wobec tego pora ruszać, a więc synu otwórz portal.
Po chwili znowu różnokolorowe światła wypełniały, aby w końcu przyjąć jednolitą barwę, a tym samym dać, iż jest on prawidłowo ustawiony. Wkroczyli w niego jeden po drugim, aby w końcu się zapadł sam w sobie i światy znowu stały się rozdzielone.
Pojawili się ponownie w Hogwarcie, a Nimsarn nie czekając na otworzył zwykłe przejście, aby przenieśli się do w pobliże wieży poza czasem. Wyskoczyli z portalu i z uśmiechami podeszli do wyglądającej na małą samotnej budowli z białego kamienia.
- Piękna – odezwał się Harry.
- Masz rację, ale do rzeczy – zabrał głos elfi władca.- Spędzicie w niej czas, aż opanujecie wszystkie potrzebne umiejętności lub też w przypadku ciebie, młodzieńcze, podstawy. Nie wolno wam jej opuszczać przez ten czas i macie tam w pełni wyposażoną bibliotekę, która jest wierną kopią tej z naszego zamku. Macie jakieś pytania?
- Nie – odparł jego potomek, a pozostali pokręcili przecząco głowami.
- Wobec tego ruszajcie i powodzenia – rzekł Fralin.
- Chwileczkę – powiedział Ishar.- My nie jesteśmy na wakacjach i dlatego Sarnmor uda się z nami, aby otworzyć nam przejście, a później wróci. Musicie jeszcze wiedzieć, iż dla was rok to dla nas niecałe szesnaście dni i dlatego najważniejszy jest czas szkolenia. Za wasze trzy lata będziemy oczekiwać was w głównej komnacie zamku Anima.
Młody elf otworzył przejście oraz przekroczył je z członkami Rady, a po kilki minutach przybył z powrotem. Po chwili obserwowania przyrody ruszyli w kierunku swojego nowego domu, aby przygotować się na to co ich czeka. Kiedy zamknęli przekroczyli próg wejście zostało magicznie zapieczętowane, aby otworzyć się po okresie jaki zaznaczą na klepsydrze. Zrobił to Adinzhu, który stał najbliżej zaznaczając trzy lata. Kilka sekund później poczuli jak potężna magia kumuluje się wokół wieży, a tym samym ogranicza im dostęp do świata zewnętrznego dając szansę poznania życia poza czasem.
- Rozpakujmy się, a później postanowimy co dalej robić – zadecydował elf.
- Lepiej będzie jak pójdziemy razem, gdyż pojedynczo możemy się zgubić – rzekł Harry.
- Masz rację – poparł go smok.
Tak więc razem przemierzali piętra i wkrótce okazało się, iż wygląd zewnętrzny mylił, a w środku była wielka. W końcu cofnęli się do wyjścia, a smok na stoliku stojącym z boku znalazł sześć map zaklętych tak, że pokazywały piętro, na którym aktualnie się ona znajdowała. Ze szczerymi uśmiechami przyklejonymi do twarzy wkroczyli na ostatnie piętro, gdzie według opisu zamieszczone z drugiej strony znajdować się miały sypialnie.
- Rozpakujmy się, a później podzielimy zadania, aby każdy ostro trenował i nikt się nie obijał – powiedział krasnolud zaskakując towarzyszy.
- Masz rację – odparł Sarnmor, który jako pierwszy otrząsnął się z szoku.
Każdy wszedł do jednej z czterech komnat. Okazało się, że wyglądają podobnie do tych umieszczonych w Szkole Magii i Czarodziejstwa, a więc nie mieli zbyt dużo do robienia. W końcu zebrali się w salonie i rozpoczęli dyskusję, aż w końcu podjęli decyzję. Przez sześć dni w tygodniu trenowali. Krasnolud miał pracować nad wyglądem Potter’a, a elf nauczyć go podstaw magii żywiołów ziemi oraz wody, wprowadzić go w moc iluzji oraz pokazać prawdziwą moc magii umysłu. Natomiast smok miał mu przekazać wiedzę na temat walki bronią białą oraz magii żywiołów ognia i powietrza. To zaplanowali na dwa lata, ponieważ nie wiedzieli jak im pójdzie nauka.

Kiedy drużyna przekraczała próg wieży w Hogwarcie walenie w drzwi obudziło Severusa Snape’a, którego męczył potworny kac. Mężczyzna z trudem zwlókł się ze swego łoża i ledwo podszedł do drzwi.
- Lucjusz? – Zapytał patrząc na korytarz.
- Wybacz tak wczesną porę, ale muszę z tobą porozmawiać – powiedział nawet nie witając się z nim.
- Poczekaj chwilę – rzekł i wyszedł do łazienki, aby z podręcznej apteczki zażyć eliksir na kaca.- Coś się stało? – Zainteresował się widząc wygląd przyjaciela.
Lucjusz Malfoy zwykle ubrany w był w najlepsze szaty, a jego włosy ułożone były równo lub też związane w kucyk. Teraz przedstawiał obraz człowieka załamanego oraz zrezygnowanego.
- Powiesz czy nie?
- Czarny Pan chce, aby Draco dołączył do nas – powiedział w końcu, gdy zrobił duży łyk Ognistej.- Narcyza się zgadza, ale ja nie chcę. Boję się o niego.
- Wierzę, lecz czego oczekujesz ode mnie?
- Przybyłem poprosić cię o pomoc w ukryciu go tak jak Potter’a.
- Nie mogę ci pomóc.
- Czemu? – Zapytał, a po kilku sekundach dodał:- Przecież obaj wiemy, iż go zdradziłeś.
- Uznam, że tego nie słyszałem, a nie pomogę, gdyż nie wiemy gdzie zniknął ten dzieciak – powiedział swoim normalnym tonem.- Lepiej powiedz mi jak udało ci się wyjść z Azkabanu.
- Sakiewka pełna złota może zdziałać cuda w naszym świecie – odparł uśmiechając się lekko.- Czyli dla twojego chrześniaka nic nie można zrobić?
- Kto ci to powiedział, przyjacielu? Ma osobną skrytkę u Gringotta?
- Tak – rzekł blondyn.- O czym myślisz?
- Ucieczka z domu, a później ukryć go i ochronić może tylko Dumbledore, ale ty musisz zostać szpiegiem, lecz będziesz kontaktował się tylko ze mną.
- Kto by wiedział?
- Tylko Albus, Minerwa i ja – odpowiedział Mistrz Eliksirów.
- Zgoda, ale musisz wiedzieć, że Czarny Pan ma szpiega w Zakonie i wie o twojej roli – oznajmił spokojnie.
- Wiesz może kto to jest?
- Nie.
- Niech Draco wieczorem opuści dom i spotka się ze mną w pobliskim lesie – zadecydował Snape.- Resztą sam się zajmę.
- Dziękuję.
- Zrobisz to jak ten cały bajzel się skończy.
- W takim razie lepiej będzie jak udam się do domu.
- Masz rację, Lucjuszu. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Kiedy Malfoy senior opuścił jego gabinet maska obojętności zniknęła z jego twarzy, a on udał się na śniadanie do Wielkiej Sali rozmyślając o planie ukrycia Dracona. Przy stole prezydialnym zastał tylko dwie osoby, dyrektora oraz panią wicedyrektor. Przywitał się lekkim ukłonem i zaczął jeść przysłuchując się ich rozmowie.
- Musimy porozmawiać – odezwał się w końcu do pozostałych członków kadry pedagogicznej Hogwartu, którzy też kończyli posiłek.
- Chodźmy do mnie do gabinetu – zaproponował Dumbledore.
- Lepiej do mnie, gdyż mamy zdrajcę.
- O czym ty mówisz? – Zainteresowała się nauczycielka transmutacji.
- Później.
Ruszyli do ciemnych i zawsze zimny korytarzy mieszczących się na niższych poziomach szkoły. Po kilku minutach spaceru dotarli do prywatnych kwater Mistrza Eliksirów, a kiedy usiedli zaczął mówić:
- Odwiedził mnie rano Lucjusz i... – streścił całą rozmowę, aby na końcu dodać:- Wie, że jestem zdrajcą.
- Kto? – Zapytał dyrektor.
- Czarny Pan, a nawet niektórzy Śmierciożercy – odparł zdenerwowany.- W Zakonie jest zdrajca...
- Jesteś pewien?
- Tak, Minerwo.
- Masz podejrzenia? – Znowu odezwała się kobieta.
- Nie, gdyż to może być każdy...
- Będziemy musieli działać jak kiedyś – zadecydował Dumbledore.- Nikt nie będzie dostawał więcej informacji niż potrzebuje.
- Można by przenieść Kwaterę Główną w inne miejsce, a na Grimmauld Place pozwolić mieszkać członkom Zakonu - powiedział Snape.
- Masz jakiś pomysł? – Zaciekawił się siwobrody mag.
- Myślałem o domu Blacka, który znajduje się w dolinie Godryka. Obłożył go zaklęciami, a jak zaklęcie Fideliusa zostanie rzucone na ten dom to zyskamy dodatkową ochronę.
- Możliwe, ale ten dom ma dostać Harry w spadku po Syriuszu...
- Tak, ale jako jego jedyny magiczny krewny mam prawo zarządzać jego majątkiem dopóki nie skończy siedemnastu lat – przerwał mu.
- Coś ty powiedział – krzyknęła profesor McGonagall.
- Ja i Potter jesteśmy dość blisko spokrewnieni – odparł mężczyzna.
- Jak?
- Ja i Lily Evans jesteśmy przyrodnim rodzeństwem.
- Mogłeś się nim zaopiekować – powiedziała patrząc na niego z wyrzutem.- Nie musiałby mieszkać z tymi Mugolami.
- Nie mogłem z dwóch powodów.
- Jakich? – Zapytała nauczycielka.
- Pierwszym są rodzice, gdyż ich nienawidziłem, a drugim Czarny Pan.
- Nie rozumie – rzekła spoglądając na Dumbledore’a, który siedział zamyślony.
- Mroczny Znak, który mam wypalony na ciele i stanowi swoiste połączenie – zaczął tłumaczyć kobiecie.- Nie będę dokładnie tłumaczył o co z nim chodzi, ale jedno jest pewne, że zniknie dopiero, gdy ten kto go zrobił zginie lub stanie się to ze mną.
- Dlatego byłeś pewny, że wróci?
- Tak i tym samym nie zerwałem kontaktów z pozostałymi na wolności członkami Wewnętrznego Kręgu, gdyż pozostało mi tylko czekać.
- To prawda, Minerwo – odezwał się Albus zwracając na siebie uwagę pozostałej dwójki.- Masz rację, Severusie, ale to oznacza, iż musisz zacząć uważać na siebie jeszcze bardziej. Kwaterę przeniesiemy, ale potrzebny nam jest nowy Strażnik Tajemnicy, gdyż ja nie mogę chronić jednocześnie dwóch miejsc.
- Masz kogoś szczególnego na myśli? – Zapytała profesor McGonagall.
- Myślałem o Remusie, lecz jego choroba go wyklucza – powiedział, a usłyszał prychnięcie Mistrza Eliksirów.- Pozostał mi tylko jeden kandydat...
- Kto? – Zniecierpliwiła się kobieta.
- Co ty na to Severusie, aby nim zostać?
- Chyba żartujesz, Albusie – rzekł, lecz patrząc na jego oblicze oraz błąkające się w oczach iskierki rozbawienia.- Nigdy w życiu – warknął po chwili, gdy dotarło do niego, iż on mówi poważnie.
- Jesteś najlepszym kandydatem, gdyż i tak będą na ciebie polować – odparł dyrektor uśmiechając się lekko.
- Nie, to ja już wolę całą Świętą Trójcę gościć u siebie całe wakacje niż to zrobić – warknął zły, gdyż wiedział, że i tak się w końcu zgodzi, ponieważ nie mógł mu odmówić.
- Pomyśl tylko – powiedział ze swoim dobrotliwym uśmiechem.- Nikt nie będzie się spodziewał, iż ty możesz być Strażnikiem Tajemnicy.
- Ale...
- Severusie, nie ma żadnego ale – oświadczyła Minerwa głosem, który nie znosił sprzeciwu.
- Zgoda, lecz Draco musi zostać ukryty – oznajmił z rezygnacją.
- Cieszę się i można go umieścić do końca wakacji w domu na Grimmauld Place – rzekł Dumbledore.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, bo Narcyza wychowywała go od małego na rasistę, a tym samym nie pozwalała samemu myśleć – zamyślił się czarnowłosy mężczyzna.- Lucjusz dokładał swoje, lecz on wolał robić interesy niż dyskutować z nim o przyszłości, choć sam z pewnego powodu nienawidzi Mugoli.
- Czemu? – Zainteresowała się kobieta.
- Pamiętasz może jak zginęła Araminta Malfoy? – Zapytał.
- Jeśli dobrze pamiętam to w „Proroku Codziennym” napisali, że to był wypadek...
- Wypadek – rzekł i zaśmiał się szyderczo.- Zabił ją Mugol, gdyż chciał się zabawić jak był pijany, a Ministerstwo Magii nie mogło sobie pozwolić, aby ktoś się dowiedział, gdyż mogło to doprowadzić do przejścia większej rzeszy czarodziei na stronę Czarnego Pana. Po kilku tygodniach dowiedzieliśmy się kto to był od pewnego aurora, który za ładną sumkę dał nam prawdziwe akta sprawy i mogę cię zapewnić, że nie chcesz wiedzieć co było dalej.
- Masz rację – odparła.- Co będziesz robić?
- Pójdę i przygotuję eliksirów dla Poppy – powiedział.
- Może zrobić awaryjny świstoklik – odezwał się niespodziewanie Dumbledore.
- Myślisz, że może się przydać?
- Raczej tak, Minerwo – odpowiedział jej dyrektor.- Coś może pójść nie tak lub też po chłopaka mogą przyjść Śmierciożercy.
- Sam miałem cię o to poprosić, Albusie – odezwał się Snape.
- To przyjdź do mnie zanim wyruszysz.
- Dobrze, a co z Potter’em?
- Oprócz tego, że wysłał list do panny Granger nie mamy żadnych informacji – odparł siwowłosy mag.- Mam jego wyniki SUM’ów i nie wiem gdzie je wysłać.
- Może do jego przyjaciółki, bo chyba tylko ona ma z nim kontakt – powiedziała nauczycielka transmutacji, a obaj spojrzeli na nią.
- Dobry pomysł, moja droga.
- Przeproszę was, ale pójdę popracować.
- My też musimy, Severusie. Później wpadnij do mnie.
- Dobrze, dyrektorze.
Wstali i rozeszli się, gdyż każdy miał swoje zajęcia. Dopiero pod wieczór Mistrz Eliksirów wyjrzał ze swojego królestwa, ponieważ czekała go trudna misja.

Teleportował się w lasku położonym niecałe pół mili od Malfoy Manor i teraz pozostało mu czekać, aż jego chrześniak się pojawi. Nie musiał długo czekać, gdyż Draco pojawił się po kilkunastu minutach, lecz bez rzeczy.
- Gdzie masz kufer? – Zapytał od razu mężczyzna.
- W kieszeni, profesorze.
- Złap mnie za ramię i teleportujemy się.
Młodzieniec wykonał zadanie, lecz nie zniknęli z trzaskiem, a za to w oddali było słychać podniesione głosy zarówno mężczyzn, jak i kobiet.
- Macie ich znaleźć, bo jak nie to pożałujecie – krzyczała czarnowłosa kobieta w szacie z kapturem o tej samej barwie.
- Bella, uspokój się – odezwał się poznany po głosie przez uciekinierów Macnair – i tak nam nie...
- Crucio! – Wrzasnęła, a powietrze przeciął krzyk torturowanego mężczyzny.- Idioto, jeśli to ze Snape’m ma się spotkać to równie dobrze możemy darować sobie poszukiwania, gdyż ten zdrajca dobrze go ukryje. Szukać ich.
Snape rozejrzał się niepewnie, gdyż zrozumiał, iż na teren otaczający rezydencję zostało rzucone pole antyteleportacyjne i tym samym została ona zablokowana na parę godzin.
- Cholera! – Zaklął, a po chwili powiedział pewnym głosem.- Musimy opuścić jak najszybciej to miejsce.
- Są – krzyknął jakiś młody chłopak, który mógł mieć nie więcej niż dwadzieścia lat i wskazał dłonią na miejsce gdzie przebywali.
- Brać ich – krzyknęła Lestrange, a po chwili rzuciła klątwę:- Crucio!
- Drętwota!
- Expelliarmus!
- Petrificus totalus!
- Avada Kedavra! – Krzyknął ktoś naprawdę zdesperowany.
Posypały się i inne zaklęcia jak kule ognia, strzały wyczarowane przez czarodziejów, klątwy powodujące oparzenia oraz takie, które powodowały głównie ból. Jednak żadna z nich nie dotarła do celu, gdyż Severus Snape zachowując trzeźwość umysłu wyczarował wielki kamień na ich drodze. Większość zaklęć zatrzymała się na nim, a te które przeleciały praktycznie trafiły w drzewa, ponieważ dwójka magów upadła na ziemię. Draco podniósł się lekko, aby wyjrzeć i oberwać klątwą Cruciatus, a jego krzyk wypełnił przestrzeń. Kiedy działanie zostało cofnięte leżał na ziemi ciężko oddychając.
- Pora się stąd zabierać – rzekł mężczyzna wyjmując z kieszeni świstoklik.
- P... prof… profesorze…
- Przygotuj się na chwilę bólu – powiedział Mistrz Eliksirów, a widząc pytanie w jego oczach dodał:- Polecimy świstoklikiem do Hogwartu, a to może trochę boleć biorąc pod uwagę, iż twoja ciotka rzuciła w ciebie klątwą.
Skinął głową, gdyż był pewny, że nie potrafiłby mówić z powodu bólu jaki rozchodził się po jego mięśniach. Czarnowłosy czarodziej objął go i wsadził w dłoń pluszową zabawkę wyglądającą na misia.
- Gotowy? – Zapytał, a kiedy ten skinął głową rzekł wyraźnie:- Cytrynowy drops.
Po chwili szybowali w kierunku bezpiecznego miejsca jakim była Szkoła Magii i Czarodziejstwa. Wylądowali w lochach, a młodzieniec jęknął uderzając o podłogę całym ciałem.
- Nie ruszaj się – rzucił Snape wybiegając z pomieszczenia, a po chwili wrócił z fiolką eliksiru przeciwbólowego.- Wypij go, a potem porozmawiamy.
Podał mu ostrożnie specyfik starając się nie sprawić mu więcej bólu, a po kilku sekundach twarz młodzieńca rozjaśnił lekki uśmiech.
- Dziękuję, profesorze – powiedział po chwili.
- Poczekaj, aż dostaniesz resztę – rzekł Severus i wyciągnął z kieszenie szaty trzy różne pojemniki z eliksirami.- Wypij jeszcze je.
Podał blondynowi, a ten lekko się krzywiąc wypił zawartość każdego po kolei.
- Profesorze, czemu musiałem uciekać z domu?
- Twoja matka i Czarny Pan chcieli, aby stał się Śmierciożercą – odparł ważąc każde słowo.
- Mógłbym usuwać szlamy oraz...
- Lepiej nie kończąc, bo sam rzucę w ciebie zaklęciem – przerwał mu.- Nie wiesz jak wygląda życie jego sługi.
- Ale...
- Nie przerywaj mi – jego głos był zimny, a na twarzy pojawiła się maska obojętności choć wewnątrz się cały gotował.- Naprawdę sądzisz, że bycie Śmierciożercą jest takie kolorowe jak opowiadała ci matka? Pomyśl, ale najpierw posłuchaj tego co mam do powiedzenia. Jak chcesz to odstawię cię w ręce Bellatrix, lecz wierz mi nie warto marnować sobie życia.
- To czemu pan został... – zaczął, a zaraz się poprawił pod groźnym spojrzeniem:- Przepraszam!
- Moja historia jest inna i pewnie o niej nie słyszałeś, ale opowiem ci, abyś nie popełnił tych samych błędów co ja – zakończył i zaczął sobie przypominać swoje dzieciństwo.- Ojca widziałem tylko raz i wówczas wybuchła między nimi wielka awantura, a stało się tak ponieważ został zmuszony do tego małżeństwa Imperiusem, ale o tym dowiedziałem się niedawno. Najważniejszą osobą w tamtym czasie była moja matka, która od małego uczyła mnie Czarnej Magii, lecz bardziej interesowała ją zemsta za to co zrobił mój ojciec.
Chciał się odezwać, lecz uniesiona ręka nauczyciela nakazała mu milczeć.
- Widzisz on nigdy nic nie czuł do mojej matki poza nienawiścią, ponieważ zostawił ją dla niemagicznej kobiety – powiedział i uśmiechnął się.- Porzucił ją dla mugolki, a ona nie mogła tego ścierpieć i aby uniknąć publicznej kompromitacji ogłoszono, że zginął, a z nią ożenił się mój wuj Regulus. Ona poszukiwała go przez lata i znalazła we wakacje przed moim szóstym rokiem, a potem zabiła wraz z żoną. Nie wiedziała, iż miał dwie córki, gdyż w domu znajdowały się tylko starszej o rok, która była charłakiem – przerwał znowu, aby pomyślał.- Natomiast młodsza była Gryfonką i przez całe życie jej nienawidziłem, lecz podświadomie starałem się chronić. To chyba dlatego zostałem szpiegiem, lecz nie do końca. Wiesz jak wygląda inicjacja? – Zapytał, a odpowiedziało mu pokręcenie głową.- Musisz pokazać co umiesz oraz to w czym jesteś najlepszy.
Znowu przerwał, gdyż nienawidził tego wspomnienia, ale ono mogło pomóc chłopakowi wybrać dobrą drogę w życiu.
- Moją jest Czarna Magia oraz eliksiry, a więc musiałem zaprezentować się przed całym Wewnętrznym Kręgiem i zrobiłem to. Jednak ledwo wytrzymałem, gdyż moją ofiarą była dwunastoletnia dziewczynka, którą kiedyś widziałem w Hogwarcie parę razy. Jak się okazało jej ojciec był zdrajcą i mogę cię zapewnić, że nie chcesz wiedzieć co z nią się stało – zerknął jak młodzieniec zbladł.- Zapytałbyś czy była czystej krwi i musiałbym to potwierdzić, ale nie będę ci opowiadał co z nią się stało na oczach jej rodziców. Kilka godzin później udałem się profesora Dumbledore’a i wyznałem mu wszystko, a on pomógł mi i tak zakończył się mój proces pogrążania w mroku. Masz pytania?
- Tak. Ponoć był pan w Azkabanie? – wypalił w końcu.
- Tak, spędziłem tam długie trzy tygodnie z powodu rozkazu Riddle’a, który wysłał nas z zadaniem włamania do Ministerstwa Magii – odparł.- Wyciągnął mnie z niego dyrektor jak tylko się dowiedział, a było to trzynastego listopada 1981 roku.
- Kim była pana siostra?
- Mógłbym skłamać, ale tego nie zrobię i jako jeden z nielicznych poznasz prawdę – powiedział beznamiętnym głosem.- Zresztą znasz jej nazwisko jak każdy w naszym świcie. Nazywała się Lily Evans.
- J... jest pan krewnym Potter’a – rzekł blednąc z każdą sekundą, a on tylko kiwnął głową.- Myślałem, iż pan go nienawidzi.
- Myślałem, że tak jest, ale ostatnio wiele się wydarzyło – wypowiedział słowa normalnie, a to było u niego rzadkością.- Pewnie wiesz kim byli Huncwoci?
- Tak, gdyż ojciec opowiadał mi jak bardzo ich nienawidził.
- Cóż to nie do końca prawda, ponieważ częściowo my byliśmy temu winni – rzekł.- Zwykle zaczepialiśmy mugolaki i tak zaczęły się kłótnie. W pierwszej klasie twój ojciec rozerwał Lily torbę i dowiedział się, iż jest moją siostrą, ponieważ wypadło z niej zdjęcie rodzinne z moim ojcem. Od tego czasu często wyzywałem ją, a że James Potter szalał za nią od pierwszej klasy to obrywałem dość często, choć ona zawsze mnie broniła. Z powodu ojca, który się nade mną znęcał oraz matki, która jak sądziłem odebrała mi ojca, a ja zacząłem ja nad nim się wyżywać.
- Profesorze...
Przerwało mu pukanie do drzwi, a mężczyzna wstał otworzyć drzwi i wpuścić gościa.
- Już czas, Severusie – powiedział od razu Dumbledore.
- Już się zbieramy – odparł.- Chodź, Draco.
- Gdzie idziemy, profesorze?
- Do twojego tymczasowego domu, chłopcze – odezwał się dyrektor.
- A wracając do pytania, które chciałeś mi zadać to odpowiedź jest prosta – rzekł Snape.- Nie chciałem, abyś podążył moją dawną drogą.
- Dziękuję – odparł, a Dumbledore spojrzał na ciemnowłosego z niemym pytaniem i po kilku sekundach uśmiechnął się nieznacznie.
Opuścili Szkołę Magii i Czarodziejstwa, aby wykorzystując teleportację łączną przenieść się z Hogsmeade na ulicę Grimmauld Place w Londynie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania ze świata Harrego Pottera Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin