Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna MITHGAR ŚWIAT FANTASY
FORUM ZOSTAŁO PRZENIESIONE NA http://mithgar.jun.pl/
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Harry Potter i Władca Smoków
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania ze świata Harrego Pottera
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Śro 6:55, 03 Maj 2006    Temat postu: Harry Potter i Władca Smoków

To ja wlepie moje opowiadanko Razz

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aravan de'Deiamalthe dnia Czw 20:21, 25 Maj 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Śro 11:23, 03 Maj 2006    Temat postu:

Harry Potter i Władca Smoków

ROZDZIAŁ I

Był środek nocy, wszyscy mieszkańcy Privet Drive spokojnie spali ale czy na pewno wszyscy? W domu pod numerem 4 w sypialni na górze spał a raczej miotał się po całym łóżku chłopiec, Harry Potter bo to o nim mowa był wysokim, szczupłym o kruczoczarnych wiecznie rozczochranych włosach nastolatkiem, musi się mu śnić jakiś koszmar…tak śni mu się dokładnie to samo od ponad 3 tygodni.

„TARANTALLEGRA !!! – wrzasnęła jakaś kobieta - PROTEGO !! – oj Bello myślałem że się lepiej postarasz… EXPELLIARMUS – krzyknął Syriusz, Bellatrix w ostatniej chwili odskoczyła w bok i wrzasnęła DRĘTWOTA !!! strumień czerwonego światła pomkną w stronę Syriusza….niestety nie zdążył zareagować siła zaklęcia posłała go w stronę tajemniczej kurtyny za którą wpadł….NIEEEEEE!!!!!! ryknął Harry budząc się jednocześnie cały się trzęsąc.

– znowu ten sen, to moja wina – pomyślał. Gdyby nie moja głupota S…Syr…Syriusz by nadal siedział w Kwaterze…bezpieczny. Na samo wspomnienie o swoim ojcu chrzestnym oczy chłopca napełniały się łzami.
Spojrzał na zegarek była 4:30 nad ranem sądząc że i tak nie zaśnie (nawet nie chciał zasypiać być może bał się że znowu przyśni mu się Syriusz wpadający za zasłonę ) tak więc wziął książkę „Eliksiry i antidota – poziom zaawansowany” i zaczął czytać, po paru godzinach wstał i podszedł do okna które zostawił otwarte dla jego sowy Hedwigi.
Wyjrzał przez nie na skąpaną w słońcu ulice Privet Drive spojrzał na zegarek dochodziła 9:00
w tym samym momencie rozległo się wołanie jego ciotki na śniadanie

– Harry!!! złaź na śniadanie!

Chcą nie chcąc zszedł do kuchni w której siedziała już cała rodzinka Dursley’ów, wuj Vernon jak zwykle ignorował go na wszelkie możliwe sposoby a Dudley jak zwykle spoglądał na niego niespokojnie jak by bał się że Harry rzuci na niego jakieś paskudne zaklęcie, znowu jedzenie dla królików pomyślał widząc swoje śniadanko (kromka chleba plasterek pomidora i liść sałaty) chyba wielki - D nadal jest na diecie – pomyślał, poczym wstał od stołu i z nadal burczącym brzuchem udał się do swojej sypialni.

Gdy wszedł od razu rzuciły mu się w oczy 3 sowy, Jedna rozpoznał od razu to był Errol sowa Weasley’ów, druga pewnie od Hermiony, a trzecia wyglądała jak by miał cos bardzo ważnego dostarczyć i rzeczywiście tak było gdy odwiązał list ujrzał na nim pieczęć ministerstwa mgii.

Szanowny Panie Potter
Pragnę poinformować pana że w raz z
dyrektorem Albusem Dumbledorem doszliśmy
do wniosku że w tych okolicznościach przyda się panu specjalne pozwolenie.

Z dniem dzisiejszym może pan używać magii poza
terenem Hogwartu, w związku z tym może pan używać
wszelkich znanych panu czarów dodatkowo zezwalam panu
na używanie i naukę czarnej magii, teleportacjai, oraz naukę
zaklęć niewybaczalnych i informuje pana że ma pan takie
same prawa jakie ma auror i z przyjemnością oświadczam
że z dniem 25.07.1999r. jest pan pełnoprawnym czarodziejem.

Korneliusz Knot Minister Magii.


Harry nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą przeczytał mógł używać czarów poza Hogwartem. Gdy ochłoną zabrał się za listy od przyjaciół.

– Najpierw Ron powiedział

Cześć stary !
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin jest też tam paczka
urodzinowa (mam nadzieje ze paczka dotarła (razem z Errolem)
aha tata mi powiedział ze niedługo po ciebie wpadną i cię do
kwatery zabiorą. To do zobaczenia.
Ron


Następny list był od Hermiony.

Cześć Harry!
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin mam też dla
ciebie prezent. Mam nadzieje że jakoś się trzymasz i nie była
to twoja wina !!! Ja jestem już w kwaterze a i Ron lada
moment powinien się zjawić do zobaczenia w kwaterze.

Hermiona


Harry odłożył listy i zabrał się za prezenty Hermiona przysłała mu książkę „Quidditch – najlepsze zwody, akrobacje i zagrania”, od Rona dostał słodycze z miodowego królestwa i specjalny wosk do konserwacji miotły. Już zabierał się do odpisania przyjaciołom gdy usłyszał zniecierpliwione pohukiwanie to była sowa i miała przywiązany do nóżki list Harry domyślił się co to za list i się nie mylił to były wyniki sumów.
Drżącymi rękami otworzył list i zaczął czytać.

Szanowny Panie Potter
Mam zaszczyt przedstawić panu pańskie wyniki ze
Standardowych Umiejętności Magicznych a oto i one :

Przedmiot Teoria Praktyka
Astronomia P P
Eliksiry P W
Historia Magii - z
Mugoloznawstwo - -
Numerologia - -
OPCM W W
ONMS W W
Starożytne Runy - -
Transmutacja P W
Wróżbiarstwo Z Z
Zielarstwo P P
Zaklęcia P W

Gratuluję tak wysokich wyników i przypominam że 1 Września
rozpoczyna się rok szkolny, pociąg odjeżdża o godzinie 11:30.
Proszę też wybrać przedmioty których będzie się pan uczył na 6 i 7 roku nauki w Hogwarcie. Życzę udanych wakacji.

prof. Minerva McGonagall
zastępca dyrektora



Harry był w szoku nie spodziewał się, że uzyska tak dobre wyniki a co do tego zaliczy eliksiry oznacza to tylko jedno – MOGĘ ZOSTAĆ AUROREM!!!! krzyknął ze szczęścia.
Po niecałej godzinie postanowił iść spać – taak to był wspaniały dzień – pomyślał, poczym niemal natychmiast zasnął.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aravan de'Deiamalthe dnia Śro 13:12, 03 Maj 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Śro 11:38, 03 Maj 2006    Temat postu:

ROZDZIAŁ II

Następnego dnia, Harry obudził się w dużo lepszym nastroju niż zazwyczaj, leżał tak na łóżku dobre 30 minut wpatrując się w jakąś bardzo interesującą plamę na suficie, poczym wstał ziewając

– ciekawe, co Dursley’owie wymyślą mi dziś do roboty – pomyślał i zszedł na dół do kuchni, zastał tam krzątającą się ciotkę, po paru minutach pojawił się wuj Vernon a tuż zanim wtoczył się Dudley.

-Dzień dobry Petunio – rzekł pan Dursley
– dzień dobry Vernonie – odpowiedziała mu Petunia nakładając mężowi na talerz śniadanie, na nieszczęście Harry’ego dieta Dydley’a nadal obowiązywała i nawet nie liczył na coś więcej niż kromka chleba z plasterkiem sera, po tym „czymś” jak to nazwał Harry, bo śniadaniem to raczej to nie było skierował się w stronę schodów wchodził już po schodach, gdy usłyszał głos swojej ciotki:

– Harry! umyjesz wszystkie okna i powycierasz kurze a potem masz umyć podłogi, Zrozumiałeś?!?!

– Tak ciociu, zrozumiałem.

Chłopak zastanawiał się w duchu, po co w ogóle wstawał z łóżka zabrał się za sprzątanie. Gdy skończył dochodziła już 13:00 po południu, niewiele myśląc udał się do swojego pokoju i opadł bezwładnie na łóżko momentalnie zasypiając.

Gdy się obudził i spojrzał na zegarek była 16:30 więc postanowił wyjść na dwór się przewietrzyć.

– Taak od razu lepiej – powiedział do siebie i ruszył w stronę parku gdzie dosyć często przesiadywał, usiadł na swojej ulubionej huśtawce i pogrążył się znów w ponurych wspomnieniach…

” Czemu ja, czemu! – powtarzał sobie – czemu to mnie to wszystko spotkało?, ciekawe jak by wyglądało moje życie jak by żyli moi rodzice, pewnie byli by ze mnie dumni miałbym normalną rodzinę…mamę, tatę i Syr…iusza. Miał bym NORMALNE życie gdyby nie Voldemort! To właśnie przez nie go musze mieszkać u tych…tych… MUGOLI!!! i przez 11 lat nie wiedzieć kim na prawdę jestem, i jeszcze ta głupia przepowiednia mówiąca że tylko ja mogę pokonać Lorda Voldemorta…tylko jak mam to zrobić, przecież nie mam żadnych super mocy”
…spojrzał przed siebie i zdziwił się trochę bo już było ciemno, spojrzał na zegarek i aż krzyknął...

– DZIESIĄTA!!!

Nawet nie za uwarzyłem, lepiej już wrócę – pomyślał i udał się w stronę domu wujostwa. Po niecałych 15 minutach dotarł pod drzwi domu, po cichu otworzył drzwi i wszedł do środka był już jedną nogą na schodach, gdy usłyszał za sobą głos swojego wuja:

– A ty gdzie się wałęsasz co? – spytał się go wuj Vernon.

– nigdzie – odpowiedział Harry

– Pewnie znowu byłeś u tej stukniętej starej Figg – prychną

– A nawet jeśli to co z tego?! – warknął Harry

Twarz Vernona zrobiła się fioletowa

– jak śmiesz mówić do mnie takim tonem!!! – powiedział wuj Vernon przez zaciśnięte zęby.

Harry nie chcąc wywoływać kłótni odwrócił się na pięcie i poszedł do swojego pokoju, pan Dursle’y po chwili zrobił to samo i poszedł w stronę salonu. Harry wszedł do swojego pokoju i położył się na łóżku w ubraniu i zaczął wspominać cały dzisiejszy dzień nawet nie za uwarzył jak wpadł w objęcia snu…śniło się mu że leci na Hardodziobie razem z Syriuszem w dole machali do niego jego rodzice z Remusem Lupinem który uśmiechał się do niego promiennie, Syriusz mówił coś do niego a on co chwila się uśmiechał…Nagle sen się zmienił Syriusz, Lupin i jego rodzice znikli za to teraz siedział na drewnianym krześle przypominającym tron a przed nim klęczało kilku ludzi ubranych w czarne płaszcze z kapturami naciągniętymi na głowy.

– Panie nadal szukamy chłopaka – powiedział jakiś mężczyzna

– Chcesz mi powiedzieć Lucjuszu że jeszcze go nie znaleźliście ? – rozległ się zimny sykliwy głos.

– T…tak p…panie D…Dumbledore m…musiał d…dobrze u…ukryć Pot…tera – jąkał się
– Zawiodłeś mnie Lucjuszu ale dam ci jeszcze jedną szansę…mam nadziejże tym razem mnie nie zawiedziesz.– Dziękuje mój panie i nie zawiodę cię, obiecuje

– Oby Lucjuszu oby a teraz odejdźcie

– Tak jest panie – odpowiedzieli

– Lucjuszu nie zapomniałeś o czymś…kara nie omija nikogo CRUCIO!,

Malfoy zaczął się wić z bólu i krzyczeć……Harry obudził się cały zlany zimnym potem, leżąc tak starał się przypomnieć co mu się śniło ale jedyne co zapamiętał to Voldemorta torturującego Lucjusza Malfoya za to że nie znalazł kogoś, tylko kogo? Harry ponownie się położył i pochwali zasną tym razem już nic się mu nie śniło.Następnego dnia obudził się już o godzinie 7:30, przeciągnął się i ziewnął potężnie, wstał i powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi już chwytał za klamkę gdy nagle usłyszał odgłos aportacji, momentalnie się od wrócił i zobaczył...

– Profesor Dumbledore??? – zdziwił się Harry

– Witaj Harry – rzekł dyrektor – chciałem ci o czymś powiedzieć, trochę mi się śpieszy więc powiem krótko, dziś o 15 przybędzie po ciebie ktoś z zakonu żeby cię zabrać do kwatery więc bądź w tedy gotowy do drogi, no ale na mnie już czas to do zobaczenia Harry

– Do widzenia – odpowiedział chłopak z radością w głosie.

Dyrektor deportował z cichym pyknięciem , Harry nadal nie mogąc uwierzyć że za parę godzin opuści ten dom wariatów i nie zobaczy Dursley’ów aż do następnych wakacji, tak więc w świetnym humorze zszedł do kuchni.

– Dzień dobry – powiedział z uśmiechem na twarzy siadając na krześle

– A co ty taki zadowolony co? – zapytał się chłopaka wuj Vernon spoglądając na niego podejrzliwie

– Skoro wujek pyta to wam powiem – rzekł nadal się uśmiechając, oczy Dursley’a zwęziły się

– Dziś o 15 przyjedzie ktoś po mnie i zabierze mnie stąd na resztę wakacji – powiedział jeszcze szerzej się uśmiechając poczym udał się do swojego pokoju.

-Lepiej się spakuje – pomyślał, łatwo powiedzieć trudniej zrobić, ponieważ wszystkie rzeczy które miał w kufsze leżały teraz porozrzucane po całym pokoju, odnalezienie wszystkich rzeczy zajęło mu dobre dwie godziny, było piętnaście po jedenastej miał jeszcze trochę czasu więc postanowił dalej czytać książkę o eliksirach, tak się zaczytał że całkowicie zapomniał że o 15 ma przybyć po niego ktoś z zakonu...gdy nagle usłyszał jakieś krzyki i dźwięk tłuczonego szkła, Harry natychmiast wyciągnął różdżkę i z szedł ostrożnie po schodach był już w ich połowie gdy usłyszał znajomy damski głos:

– Ohh…przepraszam to było niechcący, naprawdę zaraz to naprawię REPARO! – powiedziała jakaś kobieta – jak nowe - powiedziała

– Cześć Tonks – powiedział, na co kobieta podskoczyła tym samym prawie upuszczając szklaną wazę którą trzymała w rękach

– Uff…nie strasz mnie Harry a tak poza tym to cześć – uśmiechnęła się do niego

-Gotowy do drogi? – zapytał się go Lupin (kiwnięcie głową) to idź po swoje rzeczy

-Pomogę ci – powiedziała Tonks i ruszyła za nim po schodach , po chwili oboje wracali Harry niósł swój kufer a Tonks klatkę Hedwigi i miotłę pod pachą.

– Zatem możemy już ruszać – rzekł Lupin

– Jak się dostaniemy do kwatery?– zapytał się Harry

– Świstoklikiem – odpowiedziała Tonks, Lupin wyją z kieszeni płaszcza starą mugolską książkę – to na 3 – rzekł … 1…2…3! I znikli w kłębach błękitnego dymu.

Po chwili wylądowali w kuchni na Grimmauld Place 12, Harry zmarkotniał bo przypomniał mu się Syriusz.

– Harry! Jak dobrze cię widzieć – to była pani Weasley, podeszła do niego i go przytuliła – jak się czujesz, jesteś głodny?

– Czuje się świetnie i dziękuje nie jestem głodny

– W takim razie idź na górę Ron i Hermiona od rana na ciebie czekają – powiedziała Pani Weasley i uśmiechnęła się ciepło.

Tak więc poszedł do pokoju który on i Ron zajmowali w zeszłym roku, wszedł do niego po cichu Ron i Hermiona siedzieli plecami do niego i rozmawiali:

– No gdzie on jest – niecierpliwił się Ron

– Niewiem Ron, powinien już tu być

– Cześć wam – powiedział uśmiechnięty Harry

– Cześć Harry – powiedział Ron

– Hermiono jest już dwadzieścia po trzeciej a jego nadal ni… - nagle Ron jakby dostał czymś ciężkim w głowę odwrócił się w stronę drzwi i aż krzyknął

– HARRY!!! Nareszcie jesteś!

Chłopak już otwierał usta żeby coś powiedzieć lecz w tym momencie Hermiona rzuciła mu się na szyje przewracając go prawie.

– HARRY! Jak dobrze cię widzieć – pisnęła

– Ja też się cieszę że cię widzę – powiedziała

– Hermiono puść Harry’go bo go zaraz udusisz – zaśmiał się Ron -dziewczyna puściła go zawstydzona

– Jak tam wakacje stary, Dursley’owie chyba dali ci już spokój co?

– Nie było źle, jak widać żyje – po tych słowach cała trójka wybuchła śmiechem

– A u ciebie Hermiono – spytał się Harry

– W porządku chociaż nigdzie nie wyjeżdżałam, a właśnie jak wam poszły SUM-y?

– Ja oblałem Historie Magii i Wróżbiarstwo z OPCM-u i ONMS mam W, z astronomi, zielarstwa i zaklęć mam P – oświadczył Ron – A ty Harry – powiedział

– Ja z OPCM-u, ONMS mam W a z Transmutacji teoria P a praktyka W, z astronomi i zielarstwa mam P, z historii magii i wróżbiarstwa mam Z, z zaklęć z teorii P a z praktyki W, ale najlepsze jest to że z eliksirów z teorii mam P a z praktyki W – oświadczył z uśmiechem

– To Snape się wścieknie że w ogóle zdałeś i to na wybitny – zaśmiał się Ron

– A ty Hermiono? – zwrócił się do przyjaciółki Harry

– Yyy…ja zaliczyłam wszystko

– To my wiedzieliśmy już przed egzaminami – mrukną do przyjaciela Ron

– Hermiono nam możesz przecież powiedzieć – powiedział Harry – a więc?

– Och już dobrze…mam same W – mruknęła cicho dziewczyna rumieniąc się lekko

– HA!! – Krzyknął Ron – wiedziałem innej możliwości nie było – dodał po chwili

– No to gratuluje powinnaś być z siebie dumna Hermiono – powiedział Harry

– RON, HARRY, HERMIONO! - Krzyknęła mama Rona – KOLACJA!

– Dobra chodźmy coś zjeść – rzekła dziewczyna

– Popieram – dodał Ron – jestem strasznie głodny

– Zresztą jak zawsze – powiedziała dziewczyna co wywołało niewielką kłótnię między dwojgiem przyjaciół

– Nie prawda!

– Prawda

– Wcale że nie!

– A właśnie że tak

– Nie, Nie, nie i jeszcze raz NIE!

Harry szedł za nimi i przysłuchiwał się ich kłótni z uśmiechem, tym sposobem dotarli do kuchni byli tam już Moody, Remus, Tonks, Dumbledore, Państwo Weasley, pojawili się również Bliźniacy i Ginny. Harry przywitał się z bliźniakami i Ginny i usiadł przy stole to samo zrobiła Hermiona, kolacja była jak zwykle wyśmienita, po chwili wstał Dumbledore i powiedział:

– Dziękuje Molly za wspaniały posiłek ale mam parę pilnych spraw do załatwienia więc musze was opuścić, tak więc dobranoc wszystkim – poczym się deportował.

– Ja też musze iść – oświadczył po chwili Remus – Tonks idziesz?

– Co…och tak, tak już idę Remusie, zamyśliłam się troszkę

– Dobranoc – powiedzieli jednocześnie i znikli za drzwiami

– Cóż na mnie też już czas – stwierdził Moody po paru minutach – dobranoc – i także zniknął

– Dobra nie wiem jak wy ale ja idę spaaaać – ziewną Harry

– Ja też idę – dodał Ron
– I my też – powiedzieli razem bliźniacy

– No my również idziemy –powiedziała Hermiona spoglądając na przysypiającą Ginny Po czym wszyscy się porozchodzili do swoich pokoi, Harry przebrał się i wślizgnął do łóżka, zmęczony dzisiejszym dniem bardzo szybko zasną.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Śro 11:53, 03 Maj 2006    Temat postu:

Rozdział III

Następnego dnia Harry obudził się piętnaście po jedenastej, leniwie otworzył oczy pochwili wstał spojrzał w stronę łóżka Rona…buło puste.

– Pewnie wstał wcześniej i je teraz śniadanie – pomyślał poczym poszedł do łazienki, po 15 minutach wyszedł z niej i udał się w stronę kuchni.

– Dzień dobry – powiedział wchodząc

– O dzień dobry Harry, siadaj zaraz dam ci cos do jedzenia – powiedziała pani Weasley

– Gdzie wszyscy? – spytał się Harry

– Ron z Hermioną i Ginny są w pokoju dziewczyn, nie chcieli cię pewnie obudzić – odpowiedziała – proszę – dodała podając Harry’emu tosty z dżemem i sok z dyni Chłopak szybko zjadł i poszedł do pokoju dziewczyn.

– Cześć wam – powiedział wchodząc do środka
– Cześć – odpowiedzieli

– Gdzie Fred i Georgie? - spytał

– W swoim sklepie – powiedział Ron

– Mówią że mają tam niezły młyn – dodała Ginny

– A ja się zastanawiam, skąd oni mieli kasę na rozruch interesu – dorzuciła Hermiona

– A mnie to niezbyt obchodzi ważne, że idzie im świetnie i już – odpowiedział Ron

– I mnie również to nie obchodzi skąd mieli kasę na to – poparła brata, Ginny – co prawda mama nie była zadowolona że woleli otworzyć jakiś tam sklepik z magicznymi rzeczami niż skończyć szkołę ale jak któregoś dnia przynieśli jej pełne garście galeonów to dała im w końcu spokój, ale i tak uważa że źle zrobili rzucając szkołę – oświadczyła Ginny

– Ciekawe, kto będzie uczył OPCM-u w tym roku? – zmienił temat Harry

– Noo, mam nadzieje, że to nie będzie Snape – powiedział Ron

– A ja tam myślę, że to będzie ktoś z zakonu – powiedziała Ginny

– Możliwe tylko, kogo by Dumbledore zatrudnił – dodała Hermiona

– Może Moody albo…– zamyślił się Ron

– …albo Lupin – dodał Harry

– Właśnie Harry, myślałeś o GD? – zapytała się chłopaka Hermiona, na co Harry pokręcił przecząco głową.

– No bo tak sobie myślałam i...

– …i co? – dopytywał się chłopak

– Co myślisz o reaktywowaniu GD? – wyrzuciła z siebie Hremiona

– Eee…. sam nie wiem, ale wole żeby to Dumbledore chciał zemną o tym porozmawiać, jeśli będzie chciał żebym dalej prowadził GD to tak zrobię i już

– może i masz racje no, ale nie ważne pomyślimy o tym kiedy indziej

– OBIAD!!! – rozległo się wołanie pani Weasley

– Dobra ja idę zjeść, a wy? – zapytała się Ginny

– No my też idziemy – powiedzieli chórkiem.

W kuchni byli już: Bliźniaki, Lupin i Tonks. Usiedli wygodnie i czekali aż pani Weasley poda do stołu.Przez parę minut jedli w ciszy, pochwali odezwał się Lupin

– Po obiedzie idziemy na pokątną – oświadczył im – czyli za 30 minut – dodała Tonks

– To fajnie – ucieszył się Harry – w końcu zobaczę wasz sklep – tu spojrzał na bliźniaków.

Po 10 minutach skończyli jeść i poszli na górę się przygotować do wyjścia.

– No dobra, skoro jesteście gotowi to możemy ruszać – oznajmiła im Tonks

– A jak się tam dostaniemy – zapytał się Ron

– Proszkiem fiuu – odpowiedział Remus

Tak więc pierwsza poszła Tonks za nią Hermiona, Ginny, Ron, Harry na końcu poszedł Lupin

– A gdzie Fred i Georgie? – spytał się Ron. W tym samym momencie aportowali się bliźniacy

– tu jesteśmy Ronuś… – powiedzieli razem

– …a co martwiłeś… – dodał George

– …się o nas? – zakończył Fred

– Ron mrukną coś w stylu „spadajcie”

– Dobra chodźmy – powiedziała Tonks – nie mamy całego dnia przecież. I weszli po chwili na ulice Pokątną.

– A teraz posłuchajcie, macie 3 godziny wolnego czasu potem spotykamy się przy księgarni, zrozumieliście? – oznajmił im Lupin

– Tak – odpowiedzieli zgodnie – To świetnie…miłych zakupów – rzuciła za nimi Tonks.

– To gdzie idziemy – rzuciła Ginny

– Może najpierw do Gringotta wyciągnąć trochę kasy – zaproponowała Hremiona

– Dobra myśl – poparli ją Po 15 minutach wyszli z banku i udali się w stronę księgarni

– OK. co teraz – zapytał Ron

– Nie wiem ale mi przydały by się nowe szaty i składniki do eliksirów z resztą nie tylko to – powiedział Harry

– Racja – poparł go Ron Po godzinie zakupów obładowani, ale zadowoleni udali się do sklepu bliźniaków potem dla relaksu odwiedzili lodziarnie pana Floriana.

– Mamy jeszcze półtorej godziny – oznajmił im Ron, gdy rozkoszowali się lodami o smaku truskawkowo – śmietankowo – bananowym posypanymi wiórkami kokosowymi

– No – odpowiedział inteligentnie Harry

– Może pójdziemy gdzieś połazić – zaproponowała Ginny

– Niee chce mi się, jest mi tu wygodnie i poza tym serwują pyszne lody – oznajmił Ron – prawda Harry?

No – kolejna bardzo rozbudowana i inteligentna odpowiedź chłopaka.

Ale co tu się dziwić jego wzrok przykuła pewna dziewczyna siedząca dwa stoliki dalej, była bardzo ładna jak Harry spostrzegł z tej odległości i chyba była w jego wieku, owa dziewczyna spojrzała w jego stronę ich spojrzenia spotkały się, speszona i lekko zarumieniona dziewczyna szybko się odwróciła, ale Harry i tak zdążył zobaczyć lekki uśmiech na jej twarzy. Na nieszczęście Harry’ego dostrzegła to Hermiona i spojrzała w tamtym kierunku, po chwili odezwała się do niego:

– Widzę Harry, że wpadła ci w oko – powiedziała rozbawiona miną przyjaciela

– Ron i Ginny nie rozumiejąc o co jej chodzi spojrzeli na Harry’ego a potem w strone w którą patrzył czyli na ową dziewczynę i ponownie na twarz kolegi i oboje zaczęli chichotać.

– Wpadłeś stary – zaśmiał się Ron i poklepał Harry’ego po plecach, co sprowadziło chłopaka z powrotem na ziemię.

– hmm…. co?, mówiłeś coś Ron – spytał się Harry

– Ja? Nic tylko Hermiona mówiła że wpadła ci w oko tamta dziewczyna – skinął głową w jej kierunku z uśmiechem

– No co to już nie można się popatrzeć na dziewczynę przez chwilkę??? – zapytał się chłopak lekko się rumieniąc

– no można – odpowiedziała Hermiona – ale przez ponad 5 minut wpatrywać się w nią to chyba o czymś świadczy nie?

– A co w tym złego – oburzył się chłopak

– Dobra stary, przyznaj się…że ci się podoba – powiedział Ron

– Wiecie co lepiej się przejdźmy – powiedział Harry chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę

– No w sumie racja, musze jeszcze skoczyć do księgarni – oznajmiła Hermiona – Ginny idziesz? – dodała

– Yhy – mruknęła Ginny

– A my gdzie pójdziemy? – zapytał się przyjaciela Ron

– Hmmm może do sklepu z markowym sprzętem do Quidditcha – oznajmił Harry

– Czemu nie – odpowiedział i obaj poszli w stronę sklepu.

Po jakichś 15 minutach wyszli z niego na ulice, Harry zerkał jeszcze na wystawę sklepu przez co wpadł na coś a raczej kogoś, tym kimś okazała się być ONA dziewczyna która była w lodziarni … Harry pomógł jej wstać

– Przepraszam nie za uwarzyłem cię – powiedział do niej Harry

– Nic nie szkodzi, nic mi nie jest – odpowiedziała.

Harry teraz mógł się jej teraz lepiej przyjrzeć miała długie, proste ciemnoblond włosy, piękne błękitne oczy i była niższa od niego o jakieś 20cm i na prawdę była ładna.

– jak masz na imię? – zapytała

– Jestem Harry Potter a to jest mój przyjaciel Ron Weasley

– Miło mi was poznać ja nazywam się Jessica Steele

– Nam również jest miło cię poznać – powiedział Harry

– Proszę, proszę kogo my tu mamy – usłyszeli za sobą głos ich „ulubionego” ślizgona Dracona Malfoya – bliznowaty i rudzielec (Ron cały poczerwieniał na twarzy) o i widzę że znaleźliście sobie nową koleżankę, czyżby wam się ta szlama Granger znudziła? – powiedział wyraźnie akcentując słowo „szlama” (ron kipiał ze złości i gdyby nie Harry z pewnością rzucił by się na Malfoya)

– Czego chcesz Malfoy – powiedział przez zaciśnięte zęby Ron

– Nic co powinno cię interesować Weasley – a tobie radzę się trzymać od nich z daleka, to są szlamo-lubcy a tacy zawsze kańczą tragicznie a sądząc po wyglądzie ty do tej grupy nie należysz – powiedział z satysfakcję Draco

– Słuchaj no Malfoy tak? – zwróciła się do blondyna Jessica – wybacz mi ale zawiodę cię bo ja również pochodzę z nie magicznej rodziny i cieszę się z tego powodu więc bądź tak dobry i daj nam spokojnie porozmawiać – poczym wróciła do rozmowy z Harry’m i Ronem

– Cóż pomyliłem się co do ciebie Potter, ty jednak nie masz gustu

– To ty jeszcze tu jesteś? bądź tak dobry i spełzaj stąd i obrzydzaj innym życie swoją obecnością – powiedział Harry na co Ron i Jessica parsknęli śmiechem

– Potter zapłacisz mi za to – warkną Malfoy

– taak, to mam nadzieje że nie zbankrutuje przez to, bo już tyle razy miałem ci „za to” zapłacić że straciłem rachubę – zaśmiał się chłopak

Draco wściekły błyskawicznie wyciągną różdżkę niestety Harry za późno zareagował i różdżka chłopaka leżała obok Dracona

– Co jest Potter strach cię obleciał – powiedział Malfoy z satysfakcją w głosie
– Chciał byś – warkną Harry

– Teraz Porter popatrzysz sobie jak ta szlama będzie błagała o litość – w oczach Dracona można było dostrzec ze nie żartuje i rzeczywiście tak było.

Harry spojrzał w stronę nowo poznanej koleżanki, ta słysząc to momentalnie zbladła i ze strachem w oczach wpatrywała się w różdżkę Dracona Malfoya wycelowaną prosto w nią.

Nagle Harry poczuł się jakoś dziwnie, czuł w sobie moc która z każdą sekundą rosła w nim i w tym momencie usłyszał jak Malfoy wypowiada zaklęcie

– CRUCIO!

I wtedy stało się co jeszcze dziwniejszego Harry wyciągną rękę w stronę Jessici i wypowiedział jakieś nieznane mu zaklęcie, niewiedzą skąd je znał i co w ogóle ono robi ale w jakiś sposób wiedział że to ją ochroni.

– PROMEO EN UCILLO! – krzyknął

Zaklęcie Malfoya mknęło w stronę przerażonej dziewczyny, gdy nagle w okuł niej pojawiła się błękitna bariera i gdy zaklęcie zetknęło się z barierą ta po prostu go wchłonęła, Malfoy stał jak wryty w ziemię i z otwartymi ustami wpatrywał się w Harry’ego, widząc że znów podnosi rękę i to w jego stronę uciekł z wyrazem przerażenia na twarzy.

– Harry jak ty…co ty…co to było w ogóle – Ron zasypywał przyjaciela pytaniami nadal w szoku po tym czego był świadkiem Lecz Harry go nie słuchał podszedł do trzęsącej się Jessici i sprawdził czy wszystko z nią w porządku

– Nic ci nie jest – spytał

– N…nie…n…nic…mi…nie…j…jest dzi…ękuje – powiedziała cicho jąkając się

– Lepiej się stąd zmywajmy – powiedział Ron

– Tak znajdźmy Hermione i Ginny – odpowiedział Harry poczym zwrócił się do dziewczyny

– jak chcesz to możesz iść z nami

– Chętnie bym z wami poszła ale nie mogę, muszę już wracać i jeszcze raz chcę ci podziękować za uratowanie mnie, poczym pocałowała go w policzek, do zobaczenia i poszła w stronę Dziurawego Kotła.

W tym samym momencie pojawiły się Hermiona i Ginny

– Co tak stoicie, stało się coś ? – spytała się chłopców Ginny

– A żebyś wiedziała że się stało – powiedział zadowolony Ron

– No to nas oświeć – powiedziała Hermiona

– No więc Harry wpadł na tę dziewczynę co była w lodziarni no i zaczęliśmy sobie rozmawiać z nią gdy podszedł do nas Malfoy i…same możecie się domyślić co mogło z tej rozmowy wyniknąć, więc Malfoy zaczął obrażać nas więc Harry zaczął się mu odgryzać, Malfoy się wściekł i odebrał Harry’emu różdżkę potem rzucił na Jessicę cruciatusa…

– CO?!?!?! – wrzasnęły

– No ale słuchajcie dalej gdy tylko zaklęcie Malfoy’a wyleciało z jego różdżki Harry podniósł dłoń i skierował ją na Jessicę i powiedział jakieś dziwne słowa zaraz jak to było…

– PROMEO EN UCILLO – powiedział Harry

– …właśnie, i nagle w okuł niej pojawiła się błękitna bariera która wchłonęła zaklęcie

– ŻE NIBY CO ZROBIŁA?!?! – krzyknęła ze zdziwienia Hermiona

– No też się zdziwiłem w końcu to było zaklęcie niewybaczalne i…

– …i nie ma żadnej tarczy obronnej przed nim tak jak i Avadą – weszła Ronowi w słowo Hermiona

– Mylisz się moja droga – na te słowa cała czwórka aż podskoczyła i spojrzeli na osobę stojącą za Hermioną i Ginny

– można je zablokować tylko trzeba znać odpowiednie zaklęcia – dodał tajemniczy mężczyzna, był wysoki i miał na sobie szarą szatę z kapturem naciągniętym na twarz w niektórych miejscach można było dostrzec czarne i zielone paski, Harry próbował dostrzec jego twarz ale nie mógł bo była skryta w cieniu kaptura jaki drzewa obok którego stal ale dostrzegł za to coś innego…oczy, jego oczy były jakieś dziwne takie…nie ludzkie, zauważył również że ma miecz przy pasie.

– Kim jesteś i czego chcesz – zapytał się Ron trzęsącym głosem

– To kim jestem nie powinno was interesować a chcę JEGO – wskazał palcem na Harry’ego – miałem go znaleźć i udało mi się, teraz muszę cię zabrać do mojego pana – powiedział uśmiechając się przebiegle

– Nigdzie go nie zabierzesz – rozległ się spokojny i opanowany głos i po chwili między nim a Harrym pojawił się dziwnie ubrany człowiek

– TYY… – powiedział pierwszy mężczyzna cofając się o krok – Harry mógł by przysiądź że w jego oczach dostrzegł cień strachu i respektu mieszającym się z nienawiścią do tego nowo przybyłego osobnika

– Tak ja…i nie pozwolę ci zabrać chłopca, więc wracaj do swojego pana albo zostań tu i zgiń – powiedział trochę wyższym i ostrzejszym tonem i zacisną ręką na rękojeści miecza, Harry myślał że sięga po różdżkę ale dostrzegł że koniec płaszcza mężczyzny lekko jest podniesiony i od razu się połapał że to nie po różdżkę sięgał tylko po miecz.

– Jeszcze się spotkamy – powiedział i znikną w kłębach czerwonego dymu

– Nie wątpię – mrukną drugi mężczyzna po czym odwrócił się do czwórki przyjaciół i rzekł:

– Nie obawiajcie się mnie nic wam nie zrobię – powiedział spokojnym głosem – a teraz chodźcie od prowadzę was do waszych przyjaciół.

Szli w ciszy, Harry całą drogę zastanawiał się kim jest ten tajemniczy człowiek, ubrany był podobnie do tamtego z tym wyjątkiem że jego szata była innego koloru a dokładniej: końcówki szaty był koloru czerwono-złotego, a reszta Granatowo-szara, miał również skórzany pas do którego miał przyczepiony miecz tak jak tamten, do tego miał jeszcze wspaniałą pelerynę zielono-srebrną z namalowanym albo wyszytym czarnym smokiem otoczonym pierścieniem ognia.

– Widzę waszych towarzyszy, ale na mnie już czas musze koniecznie porozmawiać z pewną osobą tak więc do widzenia i możecie być pewni że jeszcze się spotkamy i to całkiem nie długo, przyjaciele spojrzeli po sobie i gdy Hermiona chciała się zapytać co to miało znaczyć, jego już nie było.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Śro 12:04, 03 Maj 2006    Temat postu:

ROZDZIAŁ IV

– Ciekawe o co mu chodziło z tym „jeszcze się spotkamy” i kim on w ogóle jest? – pomyślała na głos Hermiona

– Nie wiem Hermiono ale na razie zachowajmy to dla siebie – odpowiedział Harry

– Nie rozumiem – zdziwiła się dziewczyna

– Mam na myśli to żebyśmy nikomu nie mówili że spotkaliśmy dwóch jakichś kolesi gdzie jeden chciał mnie zabrać z pewnością do Voldemorta a drugi mu w tym przeszkodził – odpowiedział Harry

– Też tak myślę, ale co powiemy jak się dowiedzą o spotkaniu z Malfoyem? I o tym co zrobił Harry? – dodał Ron

– Cóż Dumbledore już pewnie wie, więc tak czy inaczej opowiemy jak to „spotkanie” wyglądało – powiedział Harry

– Lepiej chodźmy do Lupina i Tonks bo zaraz wezwą cały zakon żeby nas znaleźć – wtrąciła się Ginny.


– No nareszcie jesteście, zaczynaliśmy się już niepokoić – powiedziała Tonks

– W takim razie wracajmy do kwatery, nie ma sensu stać tu jak kołki – rzekł Lupin

Parę minut później znaleźli się na Grimmauld Place 12, Harry wraz z przyjaciółmi udał się na górę do swojego i Rona pokoju, rozsiedli się wygodnie na podłodze i zaczęli rozmawiać na o tym co się wydarzyło na pokątnej:

– Harry – zaczęła Hermiona – jak ci się udało rzucić tamto zaklęcie, przecież na zaklęcia niewybaczalne niema żadnej tarczy która mogła by przed nimi kogoś ochronić

– Nie mam pojęcia, ale zanim go rzuciłem poczułem w sobie jakąś „moc” która z sekundy na sekundę rosła we mnie poczym na myśl przyszło mi to zaklęcie no i go użyłem – odpowiedział

– Hej, a co myślicie o naszym nowym „znajomym”? – spytała się Ginny

– Wiemy tylko tyle, że jest przyjaźnie nastawiony – rzekł Ron

– Racja, ale zastanawiam się kim był ten pierwszy…

– …Pierwszy?, ten co cię chciał zabrać do swego pana? – weszła Harry’emu w zdanie Hermiona

– Yhy, był jakiś dziwny a raczej jego oczy było w ich coś dziwnego, nie ludzkiego nie wiem co ale nie podobało mi się to jak na mnie patrzył – powiedział Harry

Rozmawiali tak do godziny dwudziestej, gdy usłyszeli panią Weasley wołającą ich na kolację.W kuchni byli już Moody, Lupin, Tonks, Dumbledore, bliźniaki i Pan Weasley .Po kolacji kiedy wszyscy zaczęli wstawać od stołu, Dumbledore rzekł:

– Chciałbym jeszcze porozmawiać o pewnym zajściu – tu spojrzał na Harry’ego – doszły mnie słuchy ż maiłeś Harry starcie z Panem Malfoyem, nie wiem co tam zaszło więc chciałbym żebyś o tym opowiedział – rzekł dyrektor

Więc chłopak zaczął opowiadać począwszy od wyjścia ze sklepu o tym jak „poznał” Jessicę, jak przyszedł do nich Malfoy ( powtarzając całą ich rozmowę), jak rzucił na ich nową znajomą zaklęcie cruciatusa (wszyscy doznali małego szoku poza Harrym i Ronem no i Hermioną i Ginny które wiedziały o całym zdarzeniu pierwsze a Dumbledore słuchał z jaszcze większym skupieniem wymalowanym na twarzy) jak wyczarował tarczę która wchłonęła zaklęcie (w tym momencie wszyscy omal nie pospadali z krzeseł łącznie z Dumbledorem)

– Ale jak….– Harry….

– To nie możliwe….

– Wyjaśnij nam jak to zrobiłeś….

Przekrzykiwali się jedno przez drugie, jedynie Dumbledore siedział wpatrując się w Harry’ego poczym podniósł rękę na znak żeby się uciszyli

– Harry powiedz nam jak to zrobiłeś – powiedział spokojnie dyrektor

– Gdy Malfoy celował różdżką w Jessicę poczułem się jakoś dziwnie nie umiem tego dokładnie wyjaśnić ale poczułem w sobie „moc” czułem jak wzrasta ona we mnie z każdą sekundą, kiedy Malfoy rzucił zaklęcie ja uniosłem rękę i skierowałem ją na Jessicę i wypowiedziałem jakieś zaklęcie którego nigdy wcześniej nie słyszałem „PROMEO EN UCILLO” to było właśnie to zaklęcie no i wytworzyła się wokół niej błękitna bariera która wchłonęła zaklęcie – zakończył opowieść Harry

Po tych słowach nastała grobowa cisza wszyscy byli zbyt zszokowani żeby coś powiedzieć, Harry zobaczył, że dyrektor intensywnie nad czymś myśli, po czym zwrócił się do Harry’ego:

– Cóż Harry wydaje mi się, że użyłeś zaklęcia z dziedziny magii starożytnej sądząc po formule zaklęcia – powiedział powoli dyrektor, na co chłopak wytrzeszczył oczy na niego z nie dowierzaniem – ale wierz mi Harry nigdy wcześniej nie słyszałem i nie czytałem o tym zaklęciu, naprawdę nie mam pojęcia jak go użyłeś i skąd ono przyszło ci do głowy ale wiem kto może wiedzieć coś na ten temat więc muszę już iść i porozmawiać z nim o tym, myślę że on sam będzie chciał ci wyjaśnić pewne rzeczy więc pewnie już jutro tu przybędzie a teraz życzę wszystkim dobrej nocy – po czym się deportował.

Harry po chwili poszedł do pokoju i położył się na łóżku – czy rzeczywiście użyłem starożytnego zaklęcia – rozmyślał – i dokąd się udał Dumbledore – tego typu pytania kłębiły się mu w głowie, zasną dopiero grubo po pierwszej w nocy.

Następnego dnia Harry obudził się o 6:00 rano przeczuwając że i tak już nie zaśnie postanowił wstać. W kuchni jeszcze nikogo nie było – no tak przecież normalni ludzie jeszcze śpią o tej godzinie i to w niedziele – pomyślał, po czym zabrał się za robienie sobie śniadania.

Przesiedział w kuchni w ciszy jeszcze do 8:00 poczym poszedł do pokoju, Ron spał w najlepsze, po cichutku doszedł do swojego łóżka i położył się na nim, leżał tak i wpatrywał się bezmyślnie w sufit po jakimś czasie spojrzał na zegarek…dochodziła jedenasta, Ron zaczął się powoli budzić.

– Cześć Ron – zawołał Harry

– Cześć Haaaaarrrryyyy…– powiedział ziewając Ron – która godzina? – zapytał

– Za dziesięć jedenasta – odpowiedział Harry

Kiedy Ron skończył się ubierać do pokoju chłopców ktoś zapukał– Proszę – powiedzieli razem

Drzwi się otworzyły i staną w nich nie kto inny jak sam Albus Dumbledore

– Profesor Dumbledore? – zdziwił się Harry

– Witaj Harry, chciałem ci przekazać że w kuchni czeka na ciebie ktoś kto wyjaśni ci kilka rzeczy – oznajmił dyrektor .

Harry skinął głową i ruszył za dyrektorem a za nimi podążył Ron…byli już na schodach a po chwili Harry z dyrektorem weszli do kuchni Ron chciał zrobić to samo lecz Pani Weasley go powstrzymała i powiedziała:

– nawet o tym nie myśl, nikt nie powinien im przeszkadzać – rzekła do swojego syna i zaciągnęła go do pokoju obok.

Harry wszedł do kuchni, rozejrzał się po pomieszczeniu a jego wzrok padł na mężczyźnie siedzącym przy stole…

– …t…to pan? – zdziwił się chłopak

Mężczyzna uśmiechnął się i rzekł:

– Przecież powiedziałem, że się niedługo spotkamy

– To w takim razie nie będę wam przeszkadzał – rzekł dyrektor i zniknął za drzwiami

– Najpierw się przedstawię, nazywam się Kalgalath, ale mów mi Kal. Cóż Harry na początek wyjaśnię ci, co to było za zaklęcie, którego użyłeś. Otóż jak już wiesz od Albusa jest ono z dziedziny magii starożytnej a posługując się nią różdżka jest zbędna… jest ono tak stare, że całkowicie zostało zapomniane jak i parę innych zaklęć być może dla tego, że te zaklęcia były bardzo potężne i wymagały naprawdę ogromnej mocy, ale wróćmy do tematu „PROMEO EN UCILLO” jest zaklęciem tarczy pojedynczej czyli takiej którą można rzucić na jedną osobę lub przedmiot, pewnie zastanawiasz się w jaki sposób udało ci się je rzucić (chłopak kiwną potakująco głową) więc posłuchaj mnie Harry… masz w sobie ogromną moc która właśnie dała o sobie znać i ta moc z wiekiem będzie jeszcze większa i musisz jak najszybciej nauczyć się panować nad nią…

– Ale ja przecież nie…

– Nie czujesz jej to chciałeś powiedzieć prawda? – spytał z lekkim uśmiechem (Harry skiną głową)

– więc wiec że nawet jeśli jej nie czujesz to nie znaczy że jej nie ma. Np: bardzo szybko nauczyłeś się zaklęcia Patronusa a to nie lada wyczyn potem przepędziłeś setkę dementorów a to już o czymś świadczy, prawda? I to w tak młodym wieku i wież mi Harry wielu dorosłych czarodziejów a nawet niektórzy z aurorów mają z tym zaklęciem problemy i nie potrafią się obronić przed chociażby jednym dementorem, widzę że chcesz o coś spytać

– Tak, no bo tak się zastanawiam skąd tyle wiesz o tym zaklęciu i czy wiesz coś o tych „innych” zaklęciach?, co to znaczy że muszę jak najszybciej nauczyć się panować nad tą mocą i kto miał by mnie tego nauczyć? I kim tak w ogóle jesteś? – Harry wyrzucił z siebie najbardziej nurtujące go pytania

– O tym i innych zaklęciach wiem całkiem sporo, ponieważ potrafię je rzucić (Harry’emu opadła szczęka), co do tego uczenia się, to chcę żebyś wpierw nauczył się panować nad swoją mocą, choć w niewielkim stopniu na początek potem zaczniesz się uczyć magii starożytnej a uczyć cię będę…JA, a co do tego kim jestem to dowiesz się w swoim czasie powiem ci na razie tylko tyle że nie jestem stąd – mówiąc to spojrzał Harry’emu prosto w oczy, kiedy chłopak się przyjrzał jago oczom mało nie krzyknął… jego oczy były prawie takie same jak tamtego człowieka też miał pionowe źrenice, różniły się tylko kolorem: on ma jasno niebieskie lekko świecące tęczówki (Harry nigdy nie widział takich oczu jedynie u Voldemorta ale jego świecą krwistą czerwienią i widać je z daleka) teraz już wiedział dokładnie kto a raczej co ma takie oczy… a mianowicie…smoki tak, Harry teraz sobie przypomniał gdzie je widział (na zdjęciach które pokazywał mu brat Rona, Charlie) choć tylko kilka z nich ma takie jak on: bystre, zawsze czujne i przenikliwe oczy, i jego takie właśnie były.

– A gdzie będziesz mnie uczył? – spytał się po chwili Harry

– Wydaje mi się że najodpowiedniejszym do tego miejscem będzie Hogwart – odpowiedział.

Harry się bardzo ucieszył z tej informacji ale po chwili zapytał:

– A co z Ronem I Hermioną?

– Hmmm… - zamyślił się Kal

– Myślę że Pan Weasley i Panna Granger z przyjemnością będą ci towarzyszyć Harry – powiedział dyrektor, który właśnie wszedł do kuchni. Harry szeroko się uśmiechną.

– Możesz już iść Harry – rzekł Kal

– Aaa Harry bym zapomniał, jutro rano dokładnie o 9:00 lecimy do Hogwartu, więc spakujcie się jeszcze dziś a teraz idź i powiedz o tym swoim przyjaciołom i jeśli chcesz to możesz powtórzyć im całą rozmowę z Kalem i sądzę, że powinieneś im powiedzieć o przepowiedni na pewno zrozumieją to co szykuje dla nas a w szczególności dla ciebie los.

– Wiem, ale boję się tego jak zareagują, że się ode mnie odwrócą – powiedział

– Harry jesteś ich przyjacielem i na pewno zrozumieją i bądź pewien, że ani Ron ani Hermiona cię nie zostawią i lepiej będzie dla nich jak się dowiedzą tego od ciebie, a teraz lepiej idź do nich, bo nie mogą już wytrzymać z ciekawości – powiedział dyrektor uśmiechając się pogodnie.Harry wyszedł z kuchni i wszedł do pokoju obok.

– No nareszcie stary! – zawołał Ron

– O czym tak długo rozmawialiście – dodała zaciekawiona Hermiona.

Tak więc, Harry zaczął opowiadać przyjaciołom z najdrobniejszymi szczegółami całą rozmowę z Kalem, gdy powiedział im że jutro lecą do Hogwartu byli w niebo wzięci tą wiadomością.

– Ale super Harry normalnie brak mi słów – cieszył się Ron

– Rzeczywiście świetnie, ale ja się zastanawiam kim jest ten cały Kal i skąd pochodzi? – mruknęła Hermiona

– Cóż wiemy tylko jak ma na imię i może kiedyś się czegoś więcej dowiemy – powiedział Harry.

Chłopak się zamyślił:

– może Dumbledore ma rację i lepiej jak im powiem teraz o przepowiedni i chyba tak zrobię, im szybciej tym lepiej.

– Jest coś o czym wam nie powiedziałem – oświadczył nagle chłopak Ron z Hermioną popatrzyli na niego zdziwieni

– O czym nam nie powiedziałeś? – Spytała ostrożnie Hermiona

– O tej przepowiedni, co była w ministerstwie magii – powiedział

– Tej którą śmierciożercy chcieli zdobyć (Harry kiwną potakująco głową) ale przecież ta kulka w której była umieszczona się stłukła sam tak powiedziałeś – zdziwił się Ron

– To prawda, ale to była tylko jej kopia – powiedział – oryginalna została wypowiedziana na długo przed moim urodzeniem a usłyszał ją Dumbledore a przepowiednię wygłosiła Trelawney

– CO?!?! – zdziwił się okrutnie Ron – ta stara oszustka?

– Wygląda na to, że na prawdą ma wewnętrzne oko w końcu przepowiedziała, że Glizdogon wróci do swojego pana – powiedział Harry, wziął głęboki wdech i zaczął mówić:

Zbliża się ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana...
zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli ,a przyjdzie
na świat, gdy siódmy miesiąc będzie przemijał...
I choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie,
będzie on miał moc, której Czarny Pan nie zna... i jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, jako że żaden nie może istnieć, gdy drugi przeżyje... Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana przyjdzie na świat, gdy siódmy miesiąc będzie przemijał...


– Harry ja…ja naprawdę cię podziwiam – zaczął Ron – musiałeś się wykazać naprawdę wielką odwagą mówiąc nam o niej, ale nie rozumiem jednej rzeczy, co to znaczy, że „Jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, jako że żaden nie może istnieć, gdy drugi przeżyje”

– Chodzi oto Ron, że tylko ja mogę pokonać Voldemorta, czyli kiedyś będę musiał stanąć przed nim i albo ja zabiję jego albo on mnie – oznajmił

– Oh Harry na pewno musi być ci ciężko przez to i…

– Wiesz co? już zdążyłem przywyknąć do tego że kiedyś będę musiał zabić albo zginąć – westchnął poczym podszedł do okna i zaczął się wpatrywać w pogrążoną w mroku ulicę, nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu a zraz to samo poczuł na drugim

– Harry – zwrócił się do niego Ron (chłopak odwrócił się do nich) chcemy ci podziękować, że podzieliłeś się z nami przepowiednią i wiec…

–… że nigdy cię nie opuścimy – mówiła łamiącym się głosem Hermiona - zawsze możesz na nas liczyć i…

w tym momencie nie wytrzymała i się rozpłakała, Ron przytulił ją a ona wtulona w niego cicho łkała, Ron też wyglądał jak by miał się zaraz rozpłakać z resztą Harry również ledwo powstrzymywał łzy…teraz wiedział już że nic i nikt nie zerwie ich przyjaźni wiedział że jeśli by musiał to oddał by za nich życie i wiedział również że oni zrobili by dla niego to samo…

– Ja…chcę wam podziękować…,że jesteście tu i…że mogę na was zawsze liczyć…jestem dumny z tego, że mam takich przyjaciół jak wy… – powiedział Harry uśmiechając się do nich na co oboje odwzajemnili uśmiech.

– Chodźmy może się już spakować, bo rano nie będzie na to czasu – powiedział po chwili Ron

– Racja w końcu jest już jedenasta – oznajmiła Hermiona.

Całą trójką udali się na schody, Harry i Ron rzucili krótkie „dobranoc” Hermionie i znikli za drzwiami ich pokoju.Harry i Ron w ciągu dwudziestu minut byli spakowani, gdy Harry kładł się spać cały czas myślał o słowach swoich przyjaciół „nigdy cię nie opuścimy” i z tą myślą zapadł się w spokojny sen…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Śro 12:30, 03 Maj 2006    Temat postu:

ROZDZIAŁ V

Następnego dnia Harry obudził się o 6:30 – czy ja zawsze muszę się tak wcześnie budzić? – pomyślał i uśmiechnął się lekko.

Powoli zwlekł się z łóżka, ubrał się i poszedł do kuchni nikogo w niej nie było (w końcu dopiero w pół do siódmej) tak więc chłopak zrobił sobie kilka tostów z dżemem i piwem kremowym do tego po czym zabrał się za jedzenie.Nie mając nic lepszego do roboty postanowił posiedzieć w kuchni chwilkę…która trwała półtorej godziny…o ósmej do kuchni weszła Pani Weasley

– O dzień dobry Harry

– Dzień dobry – odpowiedział

– Co chcesz na śniadanie? Jajecznicę…może tosty

– Nie dziękuje już jadłem

– Aha to w takim razie idź i obudź Rona dobrze – powiedziała Pani Weasley.

Po drodze minął się z Hermioną, gdy wszedł do pokoju Ron smacznie spał, podszedł do niego i szturchnął go ale ten dalej spał…

– Ron wstawaj mamy tylko godzinę – powiedział głośno – nic…

– Ron! – wstawaj! – powiedział już trochę głośniej – nadal nic…

– RON!!! OBUDŹ SIĘ!!! – krzykną, na co rudzielec zachrapał tylko głośno i przekręcił się na drugi bok

– Więc skoro tak cię nie obudzę zrobię to w bardziej drastyczny sposób – powiedział wyciągając różdżkę

– Accio – przywołał do siebie dzbanek z wodą, który stał na szafce przy łóżku Harry’ego i nie zastanawiając się długo wylał całą wodę z dzbanka na Rona.

– Aaaa…topie się – Ron zaczął się rzucać po łóżku machając rękami

Harry widząc to zaczął się śmiać. Ron spojrzał na przyjaciela i zobaczył że w rękach trzyma dzbanek…

– Tyyy…. – zaczął Ron wstając z łóżka lecz jego nogi były zaplątane w kocu który do połowy zwisał z łóżka przez co wylądował na podłodze Harry widząc to wybuchną jeszcze większym śmiechem…

– Dzięki że mnie w tak miły sposób obudziłeś – burkną Ron

– Wybacz ale inaczej się ciebie nie dało obudzić – powiedział Harry szeroko się uśmiechając

– lepiej idź coś zjeść bo za trzydzieści pięć minut Kal wpadnie po nas – dodał.

Równo o dziewiątej na Grimmauld Place pojawił się Kal.

– Witajcie to jak gotowi? – rzucił na dzień dobry wchodząc do pokoju chłopców w którym zastał całą trójkę (skinęli głowami) – to w takim razie weźcie kufry, będę na dole – dodał i znikną za drzwiami.
Po chwili Harry, Ron i Hermiona byli na dole gdzie czekał na nich Kal

– Jak dostaniemy się do Hogwartu? – spytał się Harry

– Świstoklikiem – odpowiedział mężczyzna – wylądujemy w Hogsmade i dalej pójdziemy pieszo – poczym machną krótko ręką a ich kufry znikły – dobrze, teraz dotknijcie tego talerza…ruszamy na trzy, Raz…dwa…TRZY!

Harry poczuł znajome szarpnięcie w okolicy pępka i jego nogi oderwały się od ziemi, pochwali stali na ulicy w Hogsmade, po jakichś piętnastu minutach marszu dotarli do ogromnych wrót Hogwartu weszli przez nie do środka a Kal zaprowadził ich do wierzy Gryffindoru.

– Hasło? – powiedziała Gruba Dama

– Smok – rzekł Kal a portret odsuną się na bok żeby ich wpuścić, weszli do pokoju wspólnego a po chwili Kal zwrócił się do trójki przyjaciół:

– Dobra posłuchajcie mnie teraz szczególnie ty Harry, mamy tylko miesiąc i to nie cały więc zaczniemy od razu, Harry treningi będą na błoniach o d godziny 08:00 do 20:00 przerwy będziesz miał trzydziesto minutowe co jakieś trzy - cztery godziny, a co do was – tu zwrócił się do Rona i Hermiony – to profesor Dumbledore będzie was uczył zaklęć i obrony umysłu, lekcje zaczynamy od jedenastej ponieważ JA i dyrektor musimy uzgodnić kilka spraw więc rozpakujcie się i zjedźcie coś – po tych słowach wyszedł

– Dobra mamy jeszcze półtorej godziny więc idę się rozpakować – oznajmiła Hermiona

– No w sumie racja – dodał Harry

– To spotykamy się za trzydzieści minut – poczym rozeszli się do swoich dormitorii.

Pół godziny później we trójkę zeszli do wielkiej Sali, usiedli przy stole Gryfonów przez chwilę zastanawiali się co by zjeść co prawda nie byli zbytnio głodni więc zażyczyli sobie naleśniki z truskawkami i sok z dyni po jakichś 20 minutach wyszli na błonia a dokładniej udali się nad jezioro i usiedli pod ich ulubionym drzewem żadne z nich się nie odzywało siedzieli tak oparci plecami o drzewo i rozmyślali nad tym jak będą wyglądały ich zajęcia a szczególnie Harry się nad tym zastanawiał leżeli tak parę minut jak się im wydawało lecz gdy Ron spojrzał na zegarek była za pięć jedenasta

– O rany!!! – zawołał – Hermiono za pięć minut zaczynamy lekcje z Dumbledorem

– Coo?! – krzyknęła i puściła się biegiem

– To na razie stary – rzekł Ron i pobiegł za dziewczyną

Harry zaczynał się podnosić gdy usłyszał za sobą znajomy głos, to był Kal

– Tu jesteś Harry to jak zaczynamy? (chłopak skinął głową) w porządku, wiesz chciałem najpierw sprawdzić jak sobie radzisz w pojedynkowaniu się ale doszedłem do wniosku że najpierw nauczę cię paru porządnych zaklęć i to bez użycia różdżki, ale to potem najpierw ci powiem czego cię będę uczył: nauczę cię jak używać zaklęć które rzuca się za pomocą różdżki…tak, ty będziesz ich używał bez różdżki, nauczę cię też czarnej magii gdy nauczysz się jak korzystać ze swojej mocy i opanujesz choć w połowie magię starożytną to każde zaklęcie będziesz mógł rzucić bez różdżki i możesz mi wierzyć zaklęcia będą bardziej skuteczne i precyzyjne niż normalnie, tak więc zaczynajmy, możesz schować różdżkę, widzisz ten głaz?

– Yhy – mrukną

– Stań naprzeciw niego, dobrze teraz wyceluj w niego dłonią i skup się na nim…pomyśl, że chcesz go podnieść wyobraź sobie, że jest lekki jak piórko i powiedz w myślach zaklęcie lewitacji…

- Harry całą siłą woli skupił się na kamieniu i w myślach powiedział „WINGARDIUM LEVIOSA” ku jego wielkiemu zdziwieniu kamień uniósł się do góry i zawisł prawie dwa metry nad ziemią

– Dobra robota Harry spróbuj go teraz obrócić…świetnie a teraz go postaw z powrotem…wyśmienicie Harry po kilku lekcjach nie będziesz miał żadnych problemów z nauką może za wyjątkiem starożytnej magii bo z czarną magią to raczej nie powinieneś mieć kłopotów, ale lecimy dalej – uśmiechną się.

– Przejdźmy do czegoś bardziej przydatnego hmm…może DEPULSO, DRĘTWOTA, ENGORGIO, EVANESCO, EXPELLIARMUS, EXPECTO PATRONUM i PROTEGO. To zaczynamy…aha co do Depulso to poćwiczysz na mnie i robi się coś takiego do odpychania: to tak jak byś ręką kogoś odpychał, a z przyciąganiem odwrotnie rozumiesz (kiwnięcie głową) to zaczynaj.

Harry w momencie gdy ręką odpychał jak by coś nie widzialnego pomyślał zaklęci „DEPULSO” i w tej samej chwili Kal poleciał dwa metry do tyłu

– doskonale – zawołał podnosząc się z ziemi – teraz mnie przyciągnij – Harry zrobił to co wcześniej tylko zamiast ruchu odpychającego zrobił przyciągający

– Doskonale – zawołał ponownie – teraz zaklęcie powiększające

Harry odwrócił się w stronę głazu, na którym ćwiczył mocno się skupił i pomyślał „ENGORGIO” chwilę potem kamień był dwa razy większy

– Doskonale – teraz niech zniknie ten głaz

Chłopak skupił się i pomyślał „EVANESCO” i kamień znikł

– Idzie ci świetnie Harry – pochwalił go Kal – to teraz mnie rozbrój i podniósł z ziemi jakiś patyk.

Tak więc skupił się i wycelował w niego rękę w której po chwili znajdował się patyk Kala

– Dobrze to teraz może potronus Harry – powiedział

Chłopak skupił się bardzo mocno przypominając sobie jak Jessica pocałowała go w policzek…” EXPECTO PATRONUM” i po chwili z jego dłoni wyleciała srebrna mgiełka która uformowała się w pięknego srebrnego jelenia

– Świetna robota, a tak na marginesie to niezły potronus – rzekł z uśmiechem kał

– cóż to teraz tarczę ja rzucę na ciebie jakieś zaklęcie a ty wyczarujesz tarczę…to na trzy…raz…dwa…TRZY!

– FURNUNCULUS – krzyknął Kal, Harry wyciągną przed siebie dłoń i krzykną

– PROTEGO – Zaklęcie Kala odbiło się od tarczy chłopaka i pomknęło w stronę właściciela

– Doskonale – to teraz ty mnie zaatakujesz i robimy przerwę

Harry wycelował w niego ręką i krzykną
– DRĘTWOTA – zaklęcie Harry’ego pomknęło z ogromną prędkością w stronę Kala, ten tylko zrobił szybki przysiad

– Dobra na razie starczy za pół godziny tutaj i skierował się do zamku a Harry zrobił to samo.

Gdy wszedł do wielkiej Sali zastał już w niej Rona i Hermione

– I jak tam lekcje z Dumbledorem? – spytał się Harry

– Mówie ci stary było świetnie pokazał nam kilka naprawdę ciekawych zaklęć, ćwiczyliśmy takie zaklęcie obrońcy – powiedział Ron

– Obrońcy? – zdziwił się Harry

– To zaklęcie przywołuje leśne stworzenie a dokładniej wilka który będzie cię bronił dopóki nie zostanie zniszczony – wyjaśniła chłopakowi Hermiona

– A jak u ciebie lekcja z Kalem? – spytał Ron

– Świetnie, uczę się rzucać zaklęcia bez różdżki – mówiąc to wskazał na pomarańcze leżącą obok talerza Rona, która znikła gdy tylko powiedział w myślach formułę zaklęcia

– Wow stary to było świetne – zachwycił się Ron

– To nie jeszcze nie wszystko, ale ja lecę, bo skończyła mi się przerwa – oznajmił im Harry

– To my idziemy popatrzeć jak ci idzie – powiedziała uśmiechnięta Hermiona

– To nie macie teraz lekcji? – zdziwił się chłopak

– Na razie nie, bo Dumbledore ma coś do załatwienia, przez co mamy jakieś trzy godziny wolnego – odpowiedziała

Tak, więc Harry zaprowadził ich na miejsce gdzie trenował, Kal już tam na niego czekał.

– Dobra Harry to zaczynamy (Ron z Hermioną usiedli pod drzewem) teraz przejdziemy do transmutacji zmień tego zająca (machną krótko ręką a na ziemi pojawił się śliczny biały królik) w stołek – rzekł – formuła zaklęcia to „FERAVERTO”

– Harry skupił się na króliku i powiedział w myślach zaklęcie „FERAVERTO” i po chwili w miejscu gdzie był królik stał stołek.

I tak Harry ćwiczył przez następne kilka dni zaklęcia transmutujące i szło mu nad zwyczaj dobrze. Trzy dni później Harry zaczął się uczyć czarnej magii…

– Uważaj teraz, czarna magia ma pewien minus, ponieważ większość klątw i uroków wymaga wypowiedzenia formuły na głos, ale są i takie które nie muszą być mówione głośno wystarczy skupić się na celu i powiedzieć w myślach formułę zaklęcia…

Harry słuchał go w wielkim skupieniu i choć brzydził się tym rodzajem magii wiedział że musi ją opanować bo nie raz będzie jej używać aby… przeżyć.

– Taak… zaczniemy może od ofensywnych zaklęć… – zastanowił się chwilę poczym ciągną dalej – niewybaczalne zostawimy na koniec

– A na czym będę ćwiczył? – spytał się Harry

– Ćwiczyć będziesz na nim (machną krótko ręką i pojawił się znów królik) oczywiście najpierw te legalne, więc zaczynamy, pokaże ci kilka ciekawych zaklęć na początek…zaklęcie „Infuso” - wywołuje paniczny strach u przeciwnika, popatrz – wycelował ręką w królika i rzekł – INFUSO – królik zaczął się trząść i rozglądać się na boki a za chwilę wystrzelił jak z procy w gęstą trawę.

– Teraz ty, Harry – rzekł Kal i wyczarował kolejnego królika

– INFUSO – nic się nie dzieje, lecz gdy podszedł do zwierzątka ten podskoczył nagle w górę i w sekundę później był już w gęstej trawie

– Świetnie to teraz następne, „Virulence” - powstaje kilka długich kręcących się mieczy, które tną wszystko na swej drodze – popatrz,
– Virulence – krzyknął a w stronę zakazanego lasu poleciały trzy długie miecze wirując niczym śmigła samolotu.

Harry bez problemu wykonał to zadanie.

– To teraz „Destructo” – zniszczenie Np.: przedmiotu lub bolesne łamanie kości w drzazgi, no to zaczynaj – i pojawił się kolejny królik

– DESTRUCTO – zawołał i aż mu szczęka opadła bo z królika został krwawa plama

– Eee… taak mogłem to przewidzieć… powinienem wziąć coś większego jak na takie zaklęcie – powiedział bardziej do siebie niż do Harry’ego.

Harry ćwiczył klątwy i uroki do godziny osiemnastej a było tego całkiem sporo. Po przerwie Kal postanowił nauczyć chłopaka niewybaczalnych a potem do mu spokój.

– Harry myślę, że mogę już cię nauczyć niewybaczalnych, więc posłuchaj wpierw będzie Imperio potem Crucio a na końcu Avada. Imperio nie jest trudne musisz się tylko skupić na celu…(kolejny królik do kolekcji)

Chłopak skupił się mocno i powiedział – IMPERIO! – królik znieruchomiał

– Karz mu teraz coś zrobić

– Harry pomyślał troszkę i chwilę później królik tańczył na tylnich łapkach

– Brawo Harry teraz cruciatus są jego trzy wersje: pierwszy znasz…to Crucio drugi to Megallocrucio – zwielokrotniony cruciatus, a trzeci to Maxime Crucio – maksymalizuje zaklęcie cruciatusa przez 5 minut, można je przerwać wcześniej, powoduje rozciąganie, łamanie i wyginanie wszystkich kończyn. I jest jeszcze jedno zaklęci również niezbyt przyjemne a mianowicie… Tormenta – powoduje krwotok wewnętrzny.
Aby je rzucić musisz chcieć zrobić temu komuś krzywdę albo pomyśl o kimś, kogo nie nawiedzisz z całego serca…

Chłopak kolejno rzucał je na królika wyobrażając sobie, że to Voldemort a ten wił się w agonii na trawie.

– A teraz Avada…Harry aby jej użyć musisz chcieć śmierci swojego przeciwnika pomocna jest też złość, nienawiść jaką żywisz do tej osoby…zaczynaj

– AVADA KEDAVRA! – nic

– AVADA KEDAVRA! – i znów nic

Harry skupił się na jednej rzeczy, osobie której nienawidził najbardziej na świecie, na Voldemorcie i krzyknął

– AVADA KEDAVRA!! – zielony strumień wystrzelił z dłoni Harry’ego i pomkną w stronę królika który padł martwy gdy mordercze zaklęcie w niego trafiło.

– Dobrze, bardzo dobrze myślę, że na dziś już wystarczy a od jutra zaczynamy magię starożytną a jak starczy nam czasu to nauczę cię walki na miecze i wiesz co Harry?... Jestem pod wielkim wrażeniem, że tak łatwo przychodzi ci nauka naprawdę, myślałem, że będziesz mieć jakieś problemy…a tu, wszystko ci idzie bez błędnie. Powiedziałem ci na początku, „gdy nauczysz się jak korzystać ze swojej mocy i opanujesz choć w połowie magię starożytną to każde zaklęcie będziesz mógł rzucić bez różdżki”…cóż myliłem się i to bardzo – zaśmiał się – i kiedy powiedziałem żebyś schował różdżkę…to chciałem tylko sprawdzić czy zdołasz rzucić proste zaklęcie lewitacji bez niej… no i udało ci się i szło ci świetnie więc nic nie mówiłem. A teraz idź już i wyśpij się porządnie.

Harry wszedł do pokoju wspólnego a przy kominku siedzieli już Ron i Hermiona

– O Harry jak lekcje – zagadnęła Hermiona gdy chłopak usiadł wygodnie w fotelu przy kominku

– To niesamowite, ale umiem bez problemu rzucać zaklęcia bez różdżki poznałem naprawdę sporo zaklęć czarno magicznych razem z niewybaczalnymi i rzucam je bez żadnego wysiłku nawet Kal był pod wrażeniem – powiedział

– To rzeczywiście musisz mieć wielką moc skoro tak łatwo idzie ci nauka – rzekł Ron

– A od jutra zaczynamy starożytną magie – powiedział zamyślony Harry – ciekawe jak będzie mi z nią szło – dodał po chwili

– Na pewno dobrze będzie ci szło – odparła Hermiona – a jak się zacznie szkoła to co zrobisz? No mam na myśli czy różdżkę odstawisz na bok? – dodała po chwili

– Nie, wole żeby się nie rozniosło o moich umiejętnościach po całej szkole, będę używał różdżki tak długo jak to będzie możliwe – odparł
– Nie wiem jak wyyyyy… – ziewną Ron – ale ja idę spaaaać… dobranoc – i ruszył w stronę dormitorium chłopców

– Ja też idę, dobranoc – rzekł Harry i podążył za przyjacielem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Śro 12:45, 03 Maj 2006    Temat postu:

ROZDZIAŁ VI

Następnego dnia Harry obudził się już o 7:00 więc miał jeszcze godzinę do lekcji z Kalem, po niecałych 15 minutach był w Wielkiej Sali a w niej siedział sobie najspokojniej w świecie Kal i zajadał się śniadaniem, gdy tylko dostrzegł Harry’ego wchodzącego do WS gestem ręki poprosił go do siebie wskazując na krzesło obok niego.

– Witaj Harry – przywitał się Kal

– Dzień dobry – odpowiedział chłopak siadając obok niego

– Chciałem z tobą porozmawiać o dzisiejszej lekcji… zaczniemy magię starożytną i pewnie z tym będziesz mieć problemy, więc na początek zaczniemy od czegoś łatwego i prostego w opanowaniu a dopiero potem weźmiemy się za porządne czary – powiedział – mamy tylko dziesięć dni do rozpoczęcia roku szkolnego i chcę cię nauczyć jeszcze posługiwania się jako tako mieczem…

– Spokojnie będę się starał ze wszystkich sił żeby nauczyć się jak najwięcej – powiedział poważnie Harry na co Kal się uśmiechną posępnie i mrukną cicho

– dziesięć dni…

Harry spojrzał na niego ale nic nie powiedział, wpatrywał się tylko w jego twarz na której dostrzegł coś dziwnego… zaniepokojenie.

– Coś się stało? – wyrwało mu się

– Nie Harry wszystko w porządku… – rzekł po czym wstał od stołu – zjedz teraz sobie w spokoju a ja będę czekał na ciebie tam gdzie zwykle – dodał i udał się do wyjścia.

Po 10 minutach chłopak stał naprzeciwko Kala.

– No to zaczynamy Harry, na razie poznasz parę łatwych i pożytecznych zaklęć – rzekł Kal – Talus Chute, Ayassah Hess, Goss Aleesh, Tiss Danssir, Moles Quibus, Whirille windite, Wissper Inssani, Josso Essher, Dassk En Arosyss i Usshae Visshetta.

– “Talus Chute” jest zaklęciem, które powala twojego przeciwnika… o tak – Kal wypowiedział zaklęcie celując dłonią w Harry’ego który po chwili leżał na ziemi z rozłożonymi rękoma na boki – teraz ty Harry.

– TALUS CHUTE – powiedział chłopak

– Świetnie Harry – rzekł Kal podnosząc się z ziemi

– To teraz „ Ayassah Hess” – zaklęcie te wystrzeliwuje Pioruny Kuliste, takich piorunów można wystrzelić kilkanaście lub tylko jednego, jeśli ma być ich więcej niż jeden to musisz dodać „Qut” na końcu formuły zaklęcia i w myślach powiedzieć ich ilość, najlepiej używać wtedy obu dłoni, popatrz.

– AYASSAH HESS – i w tym momencie z jego otwartej dłoni wystrzeliła błękitna kula wielkości piłki siatkowej i uderzyła w głaz, na którym Harry ćwiczył
– a teraz jego druga wersja, AYASSAH HESS QUT – z jego obu dłoni wystrzeliło kilkanaście identycznych błękitnych kul i jedna po drugiej uderzała w głaz pozostawiając w miejscu ich uderzenia czarne dymiące plamy – twoja kolej Harry

– AYASSAH HESS – powiedział a z jego dłoni również wystrzeliła błękitna kula, która pomknęła w stronę głazu.

– Teraz druga wersja – rzekł Kal

– AYASSAH HESS QUT

– Brawo, idzie ci znakomicie – pochwalił chłopca Kal patrząc na grad kul wyczarowanych przez niego.

– Lecimy dalej „Goss Aleesh”– Ciskasz we wroga błyskawicą niczym oszczepem możesz tę błyskawice trzymać w dłoni tak długo jak tylko chcesz a jeśli chcesz żeby czar przestał działać to po prostu powoli rozluźniasz dłoń, w której trzymasz błyskawicę.
Nie muszę ci pokazywać jego działania nawet nie musisz celować ręką wystarczy, że wypowiesz tylko formułę zaklęcia…

– GOSS ALEESH – powiedział niepewnie, gdy nagle w prawej dłoni poczuł dziwne mrowienie spojrzał na nią i ku jego wielkiemu zdziwieniu ściskał w niej… błyskawicę, na oko miała jakieś 40 – 45cm długości i świeciła intensywnym lekko pulsującym jasnym światłem a co chwila strzelały z niej iskry.

– Wyśmienicie, a teraz rzuć nią jak hmm… oszczepem

Chłopak wykonał to polecenie i w raz z Kalem podziwiał jej lot…

– teraz wyczaruj jeszcze jedną błyskawicę a potem ją zlikwiduj – rzekł mężczyzna.

Chłopak bez problemu ponownie wyczarował błyskawicę i gdy powoli rozluźniał dłoń owa błyskawica stopniowo znikała.

– Świetnie to teraz „Tiss Danssir” Wywołuje Trzęsienie Ziemi, które powala przeciwników na ziemię w obszarze jego działania, popatrz… – Kal wyciągną przed siebie obie ręce i lekko je podniósł, po czym wypowiedział zaklęcie

– TISS DANSSIR – i w tym momencie, Harry patrzył w osłupieniu jak drzewa na skraju Zakazanego Lasu przechylają się we wszystkie strony a kilka większych kamieni przesuwa się po ziemi i co chwila na siebie wpada.

Kal opuścił ręce i tym samym zaklęcie przestało działać

– Teraz ty Harry, wyciągnij obie ręce przed siebie i podnieś je lekko do góry…właśnie tak, teraz skup się na obszarze nie większym
niż 50m albo i mniejszym i wypowiedz formułę zaklęcia…

– TISS DANSSIR – powiedział chłopak, a po chwili drzewa i kamienie znów zaczęły swój taniec, Harry stosując się do rady Kala skupił się na dwudziestu metrach.

– Świetnie Harry, myślę, że zrobimy sobie przerwę, tym razem masz godzinę nie chcę cię przemęczać spotykamy się tutaj – rzekł Kal i wraz z chłopcem poszli w stronę zamku.

W Wielkiej Sali siedzieli już Dumbledore, Ron i Hermiona. Harry przysiadł się do dwójki przyjaciół a Kal usiadł obok Dyrektora.

– I jak tam chłopie lekcje? – rzucił na powitanie Ron

– A dobrze i to bardzo, poznałem cztery bardzo fajne zaklęcia – powiedział z uśmiechem Harry – jak chcecie to mogę wam je pokazać – dodał

– Jasne że chcemy – powiedziała uradowana Hermiona

– A jak wasze zajęcia z Dumbledorem? – spytał się chłopak

– Mówię ci stary jest ekstra poznaliśmy całkiem sporo fajowych zaklęć… – mówił Ron

– …no mnie podobało się zaklęcie zmiany kamienia w ciało i odwrotnie, a od jutra zaczynamy obronę umysłu – dodała Hermiona

– Dobra mamy jeszcze 45 minut, to jak pokażesz nam te zaklęcia? – zwrócił się do przyjaciela Ron

– No to chodźmy – rzekł Harry i zaprowadził przyjaciół na miejsce gdzie miał lekcje z Kalem i po chwili przeszedł do „pokazu”… a po każdym rzuconym zaklęciu objaśniał im jego działanie.

– TALUS CHUTE – powiedział a Ron i Hermiona zostali powaleni niewidzialną siłą

– Kurczę to było coś Harry – powiedziała Dziewczyna podnosząc cię z ziemi

– To popatrzcie na to… AYASSAH HESS – błękitna kula pomknęła w stronę głazu i uderzyła w niego pozostawiając tylko czarną dymiącą plamę
– a teraz druga wersja… AYASSAH HESS QUT – z jego obu dłoni wystrzeliło kilka identycznych kul uderzając w to samo miejsce, co poprzednia.

– Wow niezłe stary, naprawdę ekstra – zachwycał się Ron

– To teraz pokaże wam coś naprawdę fajnego… GOSS ALEESH – powiedział cicho a Ron i Hermiona patrzyli z niedowierzaniem jak w ręku Harry’ego pojawia się czterdziesto pięcio centymetrowa błyskawica, którą potem ciska w niewielkie drzewko rozłupując je w pół.

– Harry to…było… niesamowite – wyksztusiła dziewczyna

– Mam jeszcze jedno zaklęcie, stańcie tam – wskazał ręką miejsce oddalone o jakieś 30m

– TISS DANSSIR – powiedział wyciągając ręce przed siebie a miejsce, w którym stali Ron i Hermiona zaczęło się trząść, przyjaciele próbowali zachować równowagą lecz się im nie udało i przewrócili się, w tym samym momencie wszystko ustało tak nagle jak się zaczęło.

– To był niesamowite – rzekł zszokowany Ron

– To było fantastyczne – dodała dziewczyna

– O widzę że pokazałeś przyjaciołom kilka zaklęć – powiedział z uśmiechem Kal podchodząc do trójki gryfonów – ale lepiej już idźcie bo zaraz macie zajęcia z Albusem.

Po tych słowach Ron i Hermiona puścili się biegiem do zamku rzucając chłopakowi krótkie „do zobaczenia”.

– To co, zaczynamy? – spytał się mężczyzna

Harry przez kolejne pięć dni ćwiczył bezustannie magię starożytną, nauczył się nie tylko tych zaklęć, które miał na pierwszej lekcji, ale też innych dużo potężniejszych, choć miał z nimi spore problemy ale opanował je w końcu a są to:
Divine Boonave – wyczarowuje Ognistą Kulę, która leci w kierunku wroga eksplodując przy zderzeniu.

Anguished Vas Lingwah – Przez 25 sekund teren wokół celu jest bombardowany deszczem ognia.

Defiant En Xinrae – przyzywa Wściekłego Feniksa, który powstaje przy tobie raniąc szponami i ostrym dziobem najbliższego wroga i następnie leci do celu eksplodując przy zderzeniu.

Tranquildoom van Tanashen – w promieniu kilku do kilkunastu metrów powstaje pierścień niebiesko – czerwonego ognia, chroniący przed klątwami i urokami, jest to też bardzo bobra ochrona przed różnymi stworzeniami czarno magicznymi.

Blind Vas Mingson – Wszyscy pobliscy wrogowie zostają oślepieni bardzo ostrym i jasnym światłem.

Arcane Conundrum – Po 3 sekundach cel oraz pobliscy mu wrogowie stają w płomieniach.

Arcane Mimicry – jeden cel staje w płomieniach.

Na pięć dni przed rozpoczęciem roku Kal zaczął uczyć Harry’ego posługiwania się mieczem.

– Rozmawiałem z dyrektorem na temat twojego szkolenia w walce na miecze i zgodził się oddać ci miecz Godryka Gryffindora… proszę – i podał mu piękny długi miecz ze złota rękojeścią wysadzaną drogimi klejnotami a na ostrzu widniał napis „Godryk Gryffindor”.

– Jest wspaniały nieprawdaż? – mrukną Kal przyglądając się chłopakowi

– Tak rzeczywiście jest wspaniały, ostatnim razem nie mogłem się zbytnio mu przyjrzeć…

– A teraz należy do ciebie – powiedział z uśmiechem Kal

– Ale nie rozumiem jednej rzeczy… w jaki sposób mi pomoże w walce skoro będę używał magii?

– Możesz mi wierzyć, że nie raz ci się przyda – powiedział Kal

– Ale nadal nie wiem w jakim „stopniu” mi się przyda…

– Harry, na świecie istnieje wiele magicznych mieczy… jedne świecą gdy wróg się zbliża a inne mają płonące lub zatrute ostrza a jeszcze inne sprawiają że ich właściciel znika… ale za to ten miecz, miecz Gryffindora jest inny, unikalny i nie powtarzalny… jest zrobiony z najczystszego srebra i złota, nigdy się nie stępi, nie złamie czy też zardzewieje ma także pewne właściwości magiczne otóż:
Gdy z jakiegoś powodu nie będziesz mógł wyczarować tarczy to po prostu osłoń się mieczem…

– Jak to mam osłonić się mieczem? – spytał się zdziwiony Harry

– Hmm… jak by ci to wytłumaczyć – zamyślił się – O mam… oglądałeś w telewizji Gwiezdne Wojny?

Chłopak lekko zdziwił się tym pytaniem ale kiwną potakująco głową.

– To zapewne widziałeś walki na te ich miecze świetlne

– Yhy – mruknął

– No co? Przecież telewizje oglądają nawet czarodzieje…

– Nie no nic, nic… tylko zaskoczyłeś mnie tym pytaniem

– Dobrze to teraz przypomnij sobie jak rycerze Jedi odbijali mieczem lecące pociski...

Nagle Harry dostał olśnienia:

– To oto ci chodziło, tak? – spytał się

– Nie do końca, bo jakoś nie wydaje mi się żebyś odbijał zaklęcia wykonując jakieś niesamowite akrobacje wisząc 10 metrów nad ziemią – zaśmiał się Kal – ale do rzeczy chciałem ci jeszcze coś powiedzieć o mieczu, jest jeszcze jedna rzecz która dodaje mu niezwykłości a jest nią… jego imię, tak Harry on ma Imię, wszyscy za czasów Gryffindora nazywali go OBROŃCĄ ale tylko jego właściciel mógł go nazwać prawdziwym imieniem a brzmi ono… Dunamis i gdy wymówi się jego prawdziwe imię to jego ostrze zapłonie złotym ogniem, niestety nie wiem co w tedy można nim zdziałać ale z pewnością całkiem sporo… a teraz dobądź miecza i nazwij go jego prawdziwym imieniem – zakończył Kal

Chłopak nie myśląc nic zacisną prawą dłoń na rękojeści i szybkim i pewnym ruchem wyciągną miecz z pochwy, przyjrzał mu się chwilkę a potem wypowiedział magiczne imię:
– Dunamis! – w jednej chwili ostrze buchnęło złotym ogniem, dopiero po jakichś dwudziestu sekundach złoty płomień znikł… i kiedy chłopak obracał miecz zauważył że oprócz napisu „Godryk Gryffindor” pojawił się nowy tylko z drugiej strony… „Harry James Potter” gdy tylko go przeczytał to mało nie zemdlał z wrażenia.

– C… CO TO Z… ZNACZY?!?!?! – zapytał zszokowany

– To znaczy, że jesteś nowym właścicielem Obrońcy – rzekł uśmiechnięty Kal – Godryk był pierwszy, więc jego imię zostanie na zawszę a u ciebie się zmieni na imię twojego potomka gdy odziedziczy miecz.

– Możesz mi wyjaśnić coś? – spytał się ostrożnie Harry

– Co takiego chcesz wiedzieć? – odpowiedział pytaniem na pytanie Kal

– Skąd tyle wiesz o tym wszystkim?

– Ech… na razie ci nie mogę powiedzieć po prostu nie jestem jeszcze na to gotowy, ale obiecuje ci, że dowiesz się o mnie wszystkiego, ale jeszcze nie teraz… – powiedział zamyślony – dobra lepiej zabierzmy się do roboty – dodał już weselej.

– Wpierw podstawy: Obrona i unik, obrona i atak, unik i atak no i unik, atak i obrona…
Będziemy walczyć mieczami – zabawkami – mówiąc to Kal wyczarował dwa miecze – zabawki jeden identyczny do prawdziwego miecza Harry’ego a drugi do miecza Kala, nie z wyglądu rzecz jasna, miały tylko tę samą wielkość oraz wagę.

– Ok. ja będę atakował a ty będziesz się bronił i robił uniki…

I zaczęło się Harry starał się ze wszystkich sił unikać i zatrzymywać ataki Kala co nie wychodziło mu zbyt dobrze i dość często jego miecz – zabawka lądował na ziemi a chłopak dysząc lekko rozcierał sobie obolały nadgarstek.

– Nie jest źle, ale ruszasz się za sztywno, ruchy musisz mieć płynniejsze i staraj się więcej ruszać – doradził chłopakowi Kal

I ponownie ruszyli… Kal zrobił zamach z góry a chłopak go zatrzymał, następnie zaatakował go poziomym cięciem z prawej…Harry zrobił unik pochylając się do tyłu… i znów ten sam atak tyle, że z lewej strony… blok i odskok i znów unik tym razem przed kopnięciem Kala. Mężczyzna co i raz pochwalał chłopca ponieważ szybko się uczy tak jakby miał to we krwi… i prawdę mówiąc rzeczywiście ma to we krwi…

Stuk!, Stuk! Co i raz po błoniach roznosi się odgłos uderzanego o siebie drewna…
Stuk!, Stuk! Auć… Stuk! – dobrze, czasem możesz odskoczyć na bok znaczy się odsunąć na parę metrów by złapać oddech lub ocenić sytuację – rzekł Kal i dalej zaczęli walkę.

Mijały kolejne godziny a oni dalej walczyli robiąc krótkie przerwy, co jakiś czas na odpoczynek i napicie się wody.
Dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego był chyba najgorszym dniem w życiu Harry’ego ponieważ chłopak poznał i opanował podstawy walki na miecze i Kal postanowił sprawdzić co umie… i od dziesiątej rano rozpoczęli „sprawdzian” baaaaardzo długi bo walczyli aż do 18:00 z małymi piętnasto minutowymi przerwami na odsapnięcie i łyknięcie wody.

Gdy skończyli ledwo żywy Harry zebrał swoje rzeczy i powolnym krokiem ruszył do zamku. Przemierzał korytarze ciągnąc za sobą dwa miecze jeden prawdziwy a drugi zabawkę, w końcu dotarł do portretu Grubej Damy:

– Smok – powiedział hasło zmęczonym głosem i gdy tylko portret przesunął się na bok ukazują przejście do Pokoju Wspólnego wszedł do środka, odnalazł swój ulubiony fotel przy kominku i usadowił się w nim wygodnie, nawet nie zauważył siedzących obok Rona i Hermiony…

– Harry dobrze się czujesz? – zapytała się dziewczyna

– Yhy… – mrukną niewyraźnie

– O stary wyglądasz fatalnie – dorzucił Ron

– Też byś tak wyglądał jak byś przez osiem godzin machał mieczem, atakował i robił uniki – rzekł powoli chłopak.

I w tym momencie Hermiona zobaczyła że na podłodze przy fotelu w którym siedział a raczej leżał Harry, leży miecz – zabawka a obok niego… jeszcze jeden, podniosła ten drugi i gdy się zorientowała że TEN jest prawdziwy krzyknęła:
– HARRY! Co to ma znaczyć?! – wskazała na jego własność – czy ty… czy wy… walczyliście prawdziwymi mieczami?!?!?!
– Tak… ale tylko na początku bo… – zawahał się chwile ale zaraz ciągną dalej – …bo prawie pozbawiłem siebie palcy – i wskazał na przód buta który był ucięty a następnie wyją z kieszeni szaty jego uciętą część… był to centymetrowy kawałek gumy (na szczęście).

– No to miałeś farta – zaśmiał się Ron – ale powiedz skąd masz ten miecz – wskazał ręką na broń trzymaną przez Hermione

– Dumbledore mi go zwrócił, to właśnie nim pokonałem bazyliszka w drugiej klasie

– To chcesz powiedzieć, że to jest miecz Godryka Gryffindora??? – zaciekawił się Ron a dziewczyna w między czasie wyciągnęła miecz z pochwy i zaczęła się mu przyglądać a po chwili wydała z siebie stłumiony ręką okrzyk:

– HARRY!! TU JEST TWOJE IMIĘ I NAZWISKO!!! – krzyknęła zszokowana

– Że co jest?!?! – zapytał zdziwiony Ron, dziewczyna bez słowa pokazała mu napis z jednej a potem z drugiej strony a jemu na ten widok szczęka opadła.

– Harry co to znaczy – wykrztusił z siebie

– To znaczy, że teraz ja jestem jego właścicielem – oznajmił spokojnie

– Ale jak to, nic z tego nie rozumiem – wtrąciła się dziewczyna

– Ech… to może powtórzę to co mi Kal powiedział – wziął głęboki oddech i zaczął mówić.

– Na świecie istnieje wiele magicznych mieczy… – w ciągu dziesięciu minut przekazał im wszystko to co sam usłyszał o „obrońcy” powiedział im nawet że ma prawdziwe imię, czyli wszystko to co powiedział mu Kal.

– Wow stary to jest dopiero coś – ekscytował się Ron

– Co z nim zrobisz, będziesz go nosić? – spytała się dziewczyna

– Na razie nie, musze umieć porządnie się nim posługiwać – odpowiedział

– A właśnie co powiemy jak ktoś spyta czemu jesteśmy w Hogwarcie wcześniej? – rzucił Ron

– Eee… no, dobre pytanie – powiedziała dziewczyna i w tym momencie do PW wszedł Kal.

– Dobrze, że nie śpicie, właśnie rozmawiałem z Albusem i wpadliśmy na pewien pomysł jak zrobić żeby nikt nie zorientował się, że byliście tu już wcześniej… otóż jutro o 11:10 przeniosę was na peron 9 i ¾ wraz z bagażami rzecz jasna, a że w pociągu będzie kilku aurorów będących w Zakonie Feniksa do ochrony uczniów, więc nie będzie problemu jak udam że też nim jestem, tak więc równo o 11:00 macie być razem z kuframi przy wrotach zamku będę tam na was czekał – po tym oświadczeniu wyszedł z PW.

– Całkiem niezły pomysł prawda – mruknął Harry

– No rzeczywiście sprytny plan, ale nie wiem jak wy, ale ja idę spać – oznajmiła Hermiona i znikła na schodach prowadzących do dormitorium dziewcząt

– Ja też idę spać

Harry chcąc nie chcąc ruszył za Ronem lecz w jego przypadku wchodzenie po schodach było ogromnym wysiłkiem ponieważ nadal odczuwał skutki dzisiejszego „sprawdzianu” cicho stękając dotarł do łóżka (na czworaka) gdy tylko całym ciałem wpełzł na nie, nie zdejmując nawet ubrania, zasną od razu gdy tylko jego głowa spoczęła na poduszce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Śro 12:56, 03 Maj 2006    Temat postu:

ROZDZIAŁ VII

Harry Potter kroczył ciemnym korytarzem za odzianą w czarny płaszcz
wysoką postacią, która nie była świadoma obecności chłopaka, po chwili weszli do skąpanego w mroku pomieszczenia mężczyzna wszedł głębiej a Harry zanim podążył, w jednej chwili pochodnie zapłonęły zielonym ogniem.

Chłopiec w obawie, że ktoś go zauważy schował się za niewielką fontanną wystającą ze ściany, teraz mógł się lepiej przyjrzeć pomieszczeniu, w którym się znajdował a była to ogromna skąpana w półmroku komnata a jedyne światło pochodziło z pochodni umieszczonych na ścianach, na jej środku był ustawiony niewielki kamienny podest w kształcie głowy węża a na niej stał ktoś a raczej coś, bo człowiekiem tej istoty nie można było nazwać. W okuł owej postaci zaczęli się zbierać inni osobnicy odziani w czarne długie szaty z kapturami naciągniętymi na głowy tak, że nie można było dostrzec ich twarzy… było ich coraz więcej i więcej z każdą chwilą ich przybywało aż w końcu cała komnata się zapełniła a wielkie wrota zamknęły się z przeraźliwym jękiem.

– Oto nadchodzi dzień, na który czekaliśmy tak długo… – rozległ się zimny sykliwy głos – …dzień, w którym zmieciemy z tego świata wszystkie szlamy i mugoli oczyszczając magiczny świat, który został splugawiony brudną krwią… a ci którzy staną nam na drodze poczują czym jest potęga, POTĘGA LORDA VOLDEMORTA! ! !

Po tych słowach cała komnata rozbrzmiała brawami i wiwatami a nawet dało się dosłyszeć zdania typu: „śmierć wszystkim szlamom” czy też „czysta krew…”, Harry z przerażeniem słuchał tego wszystkiego a Tom mówił dalej…

– Moi wierni śmierciożercy już nie długo ruszymy na Londyn… macie nie oszczędzać nikogo, weźmiecie ze sobą dementorów by zwiększyć strach i panikę u wroga… a teraz idźcie i pamiętajcie, że nadchodzi ERA PANOWANIA LORDA VOLDEMORTA! ! ! – kolejna fala braw i krzyków zalała całą komnatę.

Chłopak z sercem bijącym jak oszalałe trawił słowa Czarnego Pana.

– On chce zaatakować Londyn… tylko kiedy i gdzie nastąpi atak… – myślał gorączkowo.

Powoli ludzie zaczęli znikać za drzwiami, w końcu w komnacie została szóstka zakapturzonych postaci (razem z Lordem), który po chwili zwrócił się do stojącej przed nim piątki postaci:

– Jesteście tu, ponieważ mamy do wykonania oddzielną misję… musimy dostać się do departamentu tajemnic a dokładniej do Komnaty śmierci

– Departament tajemnic… komnata śmierci? – odezwała się jedna z postaci

– Dokładnie tak Lucjuszu, dokładnie tak – odpowiedział chłodno Voldemort

– Ale w jakim celu mój panie? – dodał kobiecy głosHarry podszedł jeszcze bliżej aby lepiej słyszeć rozmowę.

– Jak wiecie w komnacie tej jest tajemniczy łuk i kurtyna zasłaniająca wejście… i ani ministerstwo ani Dumbledore nie wiedzą, kto i po co go stworzył, ale ja wiem, wiem kto go zbudował i w jakim celu, wiem też co jest po drugiej stronie i jak się tam dostać – zaśmiał się w iście szatański sposób a jego czerwone oczy zabłysły w pół mroku a serce Harry’emu podskoczyło do gardła, i ciągną po chwili dalej

– łuk ten zbudował wielki mroczny mag imieniem Gyphon i jest to brama do jego zamku zwanego Fortecą Mroku który ma… – Voldemort urwał nagle i zaczął się rozglądać.

– Coś się stało mój panie? – tym razem odezwał się Augustus Rookwood

– Chyba mamy gościa – oznajmił Czarny Pan rozglądając się po komnacie i w tedy go dostrzegł, Harry’ego stojącego przy jednej z kolumn

– proszę, proszę kogo my tu mamy… słynny Harry Potter zaszczycił mnie swoją obecnością – powiedział z szyderczym uśmiechem.

Chłopak sięgną do kieszeni w poszukiwaniu różdżki lecz jej tam nie było… ogarnęła go lekka panika, gdy przypomniało się mu że potrafi czarować bez niej… pewnym krokiem ruszył w stronę Voldemorta.

Śmierciożercy chcieli go zaatakować , lecz Czarny Pan ich powstrzymał.

– Wybacz ale nie będę skakać z radości Tom – odpowiedział pewnie chłopak

– Nie nazywaj mnie tak! – syknął

– A to dlaczego… Tom? – droczył się

– Nie drażnij mnie Potter!

– Och… czyżbym cię uraził?… tak mi przykro… – rzekł z ironią chłopak

– To powinno nauczyć cię szacunku CRUCIO! – krzykną Lord

Harry zareagował błyskawicznie – PROMEO EN UCILLO – krzykną, lecz nic się nie stało… i w ostatnim momencie chłopak uskoczył w bok

– Ooo czyżbyś Harry zapomniał jak się czaruje? – zaśmiał się szyderczo Czarny Pan.

Chłopak ku swojemu przerażeniu stwierdził, że nie może sobie przypomnieć żadnego zaklęcia

– czy to już koniec? – myślał – umrę nie mogąc się nawet bronić…

– Często mi krzyżowałeś plany Harry, ZA często! Ale zaraz ten problem zniknie, o tak już nigdy mi nie wejdziesz w drogę… AVADA KEDAVRA! ! ! – rykną Voldemort

Mordercze zaklęcie jak na zwolnionym filmie leciało ku Harry’emu… czekając na koniec poczuł że jego prawa dłoń ściska coś chłodnego i ciężkiego spojrzał na nią a w jego dłoni był… miecz, piękny długi miecz… jego miecz!

Nie myśląc wiele Harry zrobił przewrót w przód pozwalając zaklęciu przelecieć nad nim, błyskawicznie staną na równe nogi i podbiegł ku zaskoczonemu Lordowi, szybko machną mieczem a jego koniec ranił go w policzek…

krew mocno leciała z rany, była zielona, ZIELONA!! Chłopak był w takim szoku że nie zauważył jak piętka śmierciożerców celuje w niego różdżkami a sekundę później zwijał się i krzyczał z bólu, ból był nie do zniesienia zaczął krzyczeć

– AAAAaaaaaaa!!!!!!!!!…

– Harry, Harry!!! Obudź się HARRY!!! – ktoś wrzeszczał mu nad uchem i szarpał nim.

Chłopak blady i zlany zimnym potem dysząc ciężko otworzył oczy i zobaczył, że pochyla się nad nim przerażony Ron

– C… co się stało? – spytał słabo

– Ty mi powiedz… obudziłem się w środku nocy i gdy chciałem się napić wody bo mi w gardle zaschło zauważyłem że coś jest z tobą nie tak… mówiłeś coś przez sen potem machnąłeś ręką a zachwalę zacząłeś się rzucać po całym łóżku i krzyczeć i kiedy przybiegła Hermiona próbowaliśmy cię obudzić, ale nie mogliśmy więc poleciała po Dumbledora i Kala

w tym momencie do dormitorium wbiegli dyrektor, Kal i Hermiona.

– Co się stało? – zapytał się dyrektor podchodząc do Harry’ego

– Nie mam pojęcia… – zaczął Ron – mówił coś przez sen później machną ręką chwilę potem zaczął się rzucać po łóżku i krzyczeć… dopiero co się ocknął – dodał na koniec

– Na brodę Merlina! – wrzasnęła dziewczyna – dlaczego on trzyma miecz w dłoni i co to jest to zielone na jego czubku?!

– To jest krew – powiedział cicho Harry

– Krew?… czyja to krew i to ZIELONA?? – zdumiał się Ron

– Voldemorta – odparł

– CO?!?!?! – zdziwili się okrutnie jedynie Kal nie wyglądał na zaskoczonego, wpatrywał się uważnie w chłopca po czym rzekł:

– Harry, opowiedz nam najdokładniej jak potrafisz, co się działo z tobą.

Tak więc zaczął swoją opowieść od momentu gdy szedł korytarzem, przemowę Voldemorta, potem jak rozmawiał z piątką śmierciożreców, jak go zauważył i całą rozmowę z nim jak nie mógł rzucić żadnego zaklęcia i jak Lord rzucił w niego Kedavrą, jak poczuł miecz w dłoni i co zrobił nim Czarnemu Panu wyjaśniając tym samym skąd się wzięła zielona krew i na zakończenie powiedział jak jego sługusy poczęstowali go Cruciatusem.

– Niesamowite – podsumował Ron

– Jak się czujesz chłopcze – rzekł ciepło Dumbledore

– Dobrze dziękuje, jestem tylko trochę osłabiony – odpowiedział

– Jest jeszcze potężniejszy niż wcześniej… – mrukną Kal

– Hę? Co masz na myśli? – zapytał się Dyrektor

– Voldemort potrafił w jakiś sposób zablokować Harry’emu umysł tak, że zapomniał wszystkie czary jakie znał, a jak on się tam znalazł… tego nie wiem.

– Kal, a o co chodzi z tym łukiem w komnacie śmierci – spytała się Hermiona

– Cóż łuk ten jest bramą albo jak kto woli przejściem do Fortecy Mroku Gyphona…

– A tak w ogóle to czym jest ta forteca i kim jest ten cały Gyphon? nigdy wcześniej o tym nie słyszałem – spytał nagle Dumbledore

– Zacznę wpierw od Gyphona… Gyphon był wielkim magiem… nekromantą, nazywano go Mrocznym Wędrowcem, ponieważ mógł podróżować między światami: Tym, Adonarem zamieszkanym przez elfy i Avalonem królestwem smoków… i jeszcze jednym światem zwanym Hellionem zamieszkanym przez przeróżne stwory, demony i niewiadomo co jeszcze… i w każdym z nich Gyphon zbudował identyczny zamek, Fortecę Mroku i takie samo wejście do niego lecz wyjście było gdzie indziej… gdzie? Tego nikt nie wie.

Czym jest forteca? Hm… niewiadomo, ale wiem jedno ta forteca jest zła… Zamki zbudował po to by czerpały ze światów energię, energię którą umieszczał w czarnym krysztale dzięki któremu stał by się niepokonany i zawładną by wszelkim życiem na wieki, gdy Elfy dowiedziały się co zamierza Gyphon postanowili powiadomić o tym Króla Avalonu i razem ruszyć na wojnę przeciwko niemu, czemu świat ludzi nie przystąpił do wojny?… ponieważ ludzie byli w tedy bardzo naiwni i rządni władzy i mogli by przyłączyć się do Mrocznego Wędrowcy, więc nikt im nic nie powiedział o nadchodzącej wojnie.

A Hellion?… był w stu procentach po jego stronie.Rozpoczęła się wielka bitwa brutalna i krwawa z początku siły dobra wygrywały zaczęli spychać armię ciemności do tyłu… Gyphon widząc, że zaczyna przegrywać postanowił użyć jeszcze nie gotowego kryształu lecz jego moc była wystarczająca… wezwał hordy krwiożerczych bestii a on sam stał się jeszcze silniejszy…nawet smoki nie dawały rady takiej armii, siły dobra były dziesiątkowane i w bardzo szybkim tempie spychane do tyłu. Dzień przed końcem wojny Król Adonaru i król Avalonu widząc nadchodzący koniec postanowili spróbować zniszczyć fortece i udało się, choć wielu straciło życie.Z nową siłą natarli na zaskoczonego Gyphona pokonali jego armię, lecz nekromanta uciekł i słuch po nim zaginął.

– A niech mnie, to było niesamowite – wydusił zszokowany tą historią Harry

– Taak w rzeczy samej – powiedział zamyślony Dumbledore

– Kal, kim ty naprawdę jesteś i skąd znasz tę historię – wyrwało się Harry’emu

– Przecież już ci mówiłem, że dowiesz się wszystkiego w swoim czasie – powiedział i spojrzał na niego. Chłopak spojrzał mu w oczy i to co w nich zobaczył wywołało u niego ogromny szok… jego oczy były teraz pełne bólu i cierpienia bardzo to go zdziwiło jego rozmyślenia przerwał głos dyrektora:

– Dochodzi dziesiąta a o jedenastej macie być gotowi do wyjścia, więc lepiej się zacznijcie pakować – poczym w raz z Kalem opuścili dormitorium chłopców.

– Kurcze to dopiero historia… – rzekł Ron

– W porządku Harry? – zwróciła się do niego dziewczyna

– Taak czuje się już dużo lepiej… zastanawiam się tylko, w jaki sposób Voldemort i jego świta mogli mnie ruszyć w końcu moje ciało było w Hogwarcie…

– Faktycznie dziwne ale i tak niczego się nie dowiemy, przynajmniej na razie więc zamiast tak siedzieć to lepiej się zabierzmy za pakowanie – oznajmił dwójce gryfonów Ron

– Ron ma rację mamy niecałą godzinę a trzeba jeszcze coś zjeść – dodała dziewczyna i wyszła z dormitorium.

Po 30 minutach całą trójką udali się do Wielkiej Sali, usiedli przy stole gryfonów a kufry postawili obok .Harry kazał Hedwidze zostać w sowiarni a klatkę upchną do kufra, gdy napełnili żołądki była za pięć jedenasta więc poszli w umówione miejsce a Kal już na nich czekał.

– Skoro jesteście gotowi to możemy ruszać, udamy się na stację w Hogsmade i stamtąd się teleportujemy – oznajmił trójce przyjaciół a ich kufry zmniejszył do rozmiarów paczki zapałek.

Całą drogę szli w ciszy, którą co i raz przerywały ćwierkania ptaków, gdy weszli na stację odezwał się Kal:

– Złapcie się mnie mocno – przyjaciele zrobili jak kazał, Ron wraz z Hermioną złapali go za lewą rękę a Harry za prawą zamykając oczy, kiedy je otworzyli zamiast stacji w Hogsmade ujrzeli czerwoną lokomotywę stojącą na ogromnym peronie… który był tak zatłoczony że nikt nie zauważył pojawienia się ni stąd ni zowąd czworga ludzi, pewnym krokiem ruszyli do pociągu przeciskając się przez tłum uczniów, w końcu weszli do pociągu i po chwili znaleźli pusty przedział gdy tylko weszli do niego odezwał się Kał:

– To ja was zostawiam, w końcu jako auror – powiedział wyraźnie akcentując słowo „auror” – muszę patrolować pociąg – i zniknął za drzwiami przedziału zamykając je za sobą.

Pociąg powoli zaczynał ruszać, uczniowie wychylali się przez okna w swoich przedziałach żegnając się z bliskimi. Pociąg przyspieszał coraz bardziej aż końcu zniknął za zakrętem.Nagle drzwi ich przedziału otworzyły się a do środka weszła Ginny

– Cześć wam – powiedziała i usiadła koło Hermiony

– Cześć – odpowiedzieli

– Eee Hermiono? – spytała

– Tak?

– Czy ty i Ron nie powinniście być w wagonie prefektów?

– NA BRODĘ MERLINA! ! – krzyknęła dziewczyna – całkowicie zapomniałam Ron lecimy!! – chwyciła chłopaka za rękaw szaty i pociągnęła go za sobą

– No to Harry opowiadaj co porabialiście w Hogwarcie – zagadnęła Ginny

– Szczerze to cały czas się uczyliśmy… – odpowiedział

– A czego się uczyłeś?

– Czarnej magii i magii starożytnej a pod koniec wakacji Kal uczył mnie posługiwania się mieczem – oczywiście nic nie wspomniał, że posiada miecz i to nie byle jaki… – a Ron i Hermiona mieli zajęcia z Dumbledorem.

– Suuper! Po prostu bajecznie – zachwyciła się dziewczyna

– Noo ja również się z tego cieszę – powiedział z uśmiechem.

W tym momencie do przedziału weszli Ron i Hermiona.

– O czym mówicie? – odezwał się Ron

– Opowiadałem Ginny co robiliśmy w Hogwarcie

– Aha… i co ty na to Gin? – zwróciła się do przyjaciółki Hermiona

– Kurcze ale wam zazdroszczę…

– Cześć – powiedział Neville wchodząc do przedziału

– Cześć Neville – odpowiadali jedno po drugim

– Można? – spytał

– Jasne, właź – odpowiedział mu Ron

Gdy tylko wszedł w drzwiach pojawił się wózek ze słodyczami, kupili chyba ze trzydzieści różnych rodzajów smakołyków. Przez resztę drogi wesoło sobie gawędzili, śmiali się, grali w Eksplodującego Durnia no i zajadali się zakupionymi słodyczami… a pociąg mknął i mknął a na zewnątrz zrobiło się już ciemno.W końcu pociąg zaczął zwalniać aż w końcu się zatrzymał, wjechali na stację w Hogsmade.

Wyszli we wszech obecną ciemność a do ich uszu dotarł znajomy głos

– Pirszoroczni do mnie! Pirszoroczni…

– Cześć Hagridzie – zawołali machając rękoma w jego stronę

– Sie macie! Wporząsiu? – odkrzyknął

– Jasne! Do zobaczenia na uczcie – i ruszyli w stronę powozów

– Hej a gdzie Kal? – spytał się Harry

– Nie mam pojęcia – odpowiedział Ron rozglądając się

– Hej kto to jest Kal? – wtrącił się Longbottom

–Yyy… znajomy auror jechał z nami pociągiem – rzuciła Hermiona

– Aha…

Wsiedli do powozów i po chwili jechali do zamku a tym czasem zaczął padać deszcz. Po dziesięciu minutach dotarli do zamku, szybko wysiedli z powozów i pobiegli do ciepłego i suchego zamku. Zmierzali do stołu Gryffindoru witając się ze znajomymi, Ron, Harry i Hermiona usiedli z jednej a Neville i Ginny z drugiej strony stołu.

– Spójrzcie przy stole nauczycieli jest wolne miejsce – odezwała się Ginny

– Faktycznie na pewno jest dla nauczyciela OPCMu ciekawe, kogo Dumbledore zatrudnił na to stanowisko? – rzekł Ron

– Mam nadzieję, że to nie Snape – oznajmił wystraszony Neville

– Możesz być spokojny nietoperz siedzi na swoim miejscu – zaśmiał się Harry

Ich rozmowę przerwał dyrektor Hogwartu wstając z miejsca uciszając tym samym wszystkich.

– Witajcie drodzy uczniowie w nowym roku szkolnym w szkole magii i czarodziejstwa Hogwart, nie chcę was zanudzać, więc przejdę od razu do rzeczy, wpierw pragnę powitać nowych uczniów

W tym momencie do Wielkiej Sali weszła grupka wystraszonych pierwszorocznych a cała WS zaczęła klaskać i zanim rozpocznie się ceremonia przydziału chciał bym powitać nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią teraz do Wielkiej Sali wszedł dostojnym i szybkim krokiem nowy nauczyciel, odziany był w długi płaszcz z kapturem naciągniętym na głowę szybko dotarł do wolnego miejsca przy stole , a Dumbledore ciągną dalej.

– Powitajcie profesora… Kalgalatha

Nim dyrektor skończył wymawiać jego imię, ten ściągną kaptur ujawniając swoją twarz. Harry mało nie spadł z krzesła jak i Hermiona, Ginny i Ron a cała sala zaczęła głośno klaskać a najgłośniej robili to gryfoni. Kal skiną lekko głową i usiadł a Dumbledore znów zabrał głos– Pragnę również powitać nową uczennicę… Jessicę Steele która zacznie naukę w naszej szkole na szóstym roku, powitajcie ją jak na Hogwart przystało. Harry patrzył z niedowierzaniem jak Jessica przechodzi przez WS i podchodzi do pierwszoroczniaków stając na samym końcu, a wszyscy wstali z miejsc witając nową uczennicę głośno klaskając.

– A teraz czas rozpocząć ceremonię przydziału – powiedział dyrektor a prof. McGonagall przyniosła stołek z tiarą przydziału. Wielka Sala czekała w ciszy na tiarę, która rozglądała się czujnie po Sali a za chwilę rozpoczęła swą, jak co roku pieśń

…Kiedy młoda jeszcze byłam,
a czwórka wielkich magów w zgodzie żyła,
Godyk Gryffindor, Salzar Slytherin,
Helga Hufflepuff i Rovena Ravenclav…
Wzięli sobie za cel nauczać młodych czarodziejów pokolenie,
Lecz Każde z nich na swój sposób robić to chciało.
I tak zgodna czwórka, trójką nie zgody się stała…
ponieważ Slytherin opuścił szkołe, a powód był jeden…
nie chciał przebywać tu gdzie Czysta Krew miesza się z „brudną”.
Ale nie jestem tu by wspominać dawne czasy,
lecz po to by do domów was przydzielić,
Ale pozwólcie, że wpierw was ostrzegę…


Tiara zamilkła na chwilę a po chwili ciągnęła dalej

…Siły ciemności rosną w siłę, wielka wojna naszych czasów
zbliża się do was wielkimi krokami i tylko zjednoczeni możecie
pokonać zło. PAMIĘTAJCIE ŻE W JEDNOŚCI SIŁA!...
Ja powiedziałam to, co chciałam powiedzieć wy zrobicie to,
co uważacie za słuszne.


Tiara umilkła a w Wielkiej Sali nastała grobowa cisza nawet nauczyciele byli zdziwieni tą przemową w końcu ciszę przerwał Dumbledore

– Cóż nie pozostaje mi nic innego jak rozpocząć ceremonie przydziału – oznajmił a Minerwa zwróciła się do nowych uczniów:

– Gdy wyczytam imię i nazwisko dana osoba siada na stołku i nakłada tiarę, po przydzieleniu do domu idziecie do jednego z czterech stołów gdzie siedzą uczniowie z danego domu – oznajmiła i zabrała się do wyczytywania nazwisk.

Po przydzieleniu pierwszorocznych do Hufflepuffu trafiło dwóch chłopców i dwie dziewczyny, do Ravenclavu podobnie tylko było trzech chłopców i jedna dziewczyna, do Slytherinu trafiło troje chłopców, a Gryffindor zyskał aż pięcioro uczniów trzech chłopaków i dwie dziewczyny. A teraz przyszła kolej na Jessicę.

– A teraz panna Steele dostanie przydział do jednego z domów, który to będzie dom? To się zaraz okaże… – oznajmił uczniom dyrektor

– Zapraszam – zwrócił się teraz do dziewczyny.

Harry w duchu modlił się żeby dostała się do jego domu, chłopak w napięciu czekał na werdykt tiary, gdy dziewczyna nałożyła ją na głowę po kilku sekundach tiara wrzasnęła.

– GRYFFINDOR!!!

A cały stół gryfonów wybuchł oklaskami . Dziewczyna z uśmiechem od ucha do ucha podeszła do stołu i usiadła obok Harry’ego, chłopak nie zauważył nawet jak Ron wcześniej zmienił miejsce i siedział teraz obok Hermiony, za co był mu wdzięczny.

– Cóż Na tym zakończyła się ceremonia a więc… wsuwajcie! – powiedział dyrektor.

– Cześć – przywitała się blondynka

– Cześć – odpowiedział – Rona już znasz a to jest Hermiona, Ginny, Neville… – przedstawiał – a tak w ogóle to czemu wcześniej nie powiedziałaś że będziesz chodziła tutaj?

– Bo sama jeszcze nie miałam o tym pojęcia…

– Jak to nie miałaś pojęcia? – wtrąciła się Hermiona

– Bo… – zająknęła się – …jak wróciłam tamtego dnia gdy się poznaliśmy do domu, stało się coś strasznego… śmierciożercy torturowali moich rodziców a… a jeden z nich a raczej jedna bo po głosie poznałam że to kobieta… torturowała…mojego 8 letniego braciszka… – oczy dziewczyny wypełniły łzy

– Przepraszam nie wiedziałam, ja…

– Nie przepraszaj, nie masz za co… na szczęście w porę pojawili się aurorzy, co prawda napastnicy zdołali zwiać ale to bez znaczenia, żyjemy i to się liczy – dodała już weselej

Powstał Dumbledore i rzekł:

– Na koniec chciałbym jeszcze powiedzieć, że wstęp do Zakazanego Lasu jest jak sama nazwa wskazuje ZAKAZANY to wszystko… DOBRANOC!

Cała Wielka Sala zaczęła podnosić się z miejsc i zmierzać do wyjścia, gdy przyjaciele również tam dotarli Harry dostrzegł kogoś w tłumie uczniów, z chęcią mordu w oczach ruszył w stronę tej osoby, którą okazał się być…

– MALFOY TY GNIDO!!! – wrzasnoł, niestety Ron i Hermiona nie zdążyli zareagować a wściekły gryfon gdy tylko podszedł wystarczająco blisko walną ślizgona z pięści prosto w szczękę, złapał Dracona za gardło i przycisną do ściany a prawą ręką w której trzymał różdżkę wycelował prosto w serce a potem rzekł głosem zimnym i drżącym z wściekłości:

– Jeśli jeszcze raz rzucisz jakimkolwiek zaklęciem w któregoś z moich przyjaciół to rozerwę cię na strzępy… nie wiem jakim cudem jesteś jeszcze w Hogwarcie ale dla twojego dobra radzę ci nie wchodź mi w drogę – puścił blondyna i ruszył przez zszokowany tłum był już jakieś dwa metry od Jessici, Rona i Hermiony kiedy usłyszał wściekły głos Malfoya:

– Potter pożałujesz za to co zrobiłeś!

Harry nic sobie z tego nie robił w końcu dosyć często mu grożono, więc wraz z trójką przyjaciół ruszyło wyjścia… nagle chłopak poczuł jak jego różdżka wylatuje mu z ręki a chwilę potem w jego stronę mknie oszałamiasz…

z prędkością błyskawicy obrócił się w stroną zaklęcia wyczarowując jednocześnie tarczę, która odbiła oszałamiacza posyłając go na pobliską ścianę.

Z wściekłością spojrzał na Malfoya który po sekundzie wylądował na ścianie na końcu WS, szybkim krokiem podszedł do niego i wyciągnął rękę w jego stronę i gdy miał zamiar walnąć go jakąś klątwą w ostatniej chwili usłyszał znajomy głos:

– HARRY NIEE!!! – Głos Kala potoczył się po WS

– Harry wiem, że sobie zasłużył, ale nie zniżaj się do jego poziomu – to był głoś Hermiony która właśnie podbiegła a za nią Ron i Jessica

– Profesorze, dlaczego ten śmieć jest w Hogwarcie?! – zwrócił się Harry do dyrektora który przedarł się właśnie przez morze uczniów – przecież wie pan co zrobił w wakacje…

– Tak, wiem… i zaraz ci wyjaśnię dlaczego jeszcze pan Malfoy tu jest, ale zrobię to w moim gabinecie. Severusie zaprowadź Dracona do jego wierzy… dziękuje. A ty Harry chodź ze mną.

– Koniec przedstawienia, rozejść się do swoich domów… natychmiast! – zagrzmiała McGonagall

Harry powiedział przyjaciołom, że spotkają się w pokoju wspólnym i podążył za dyrektorem a za nimi ruszył Kal.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Śro 13:09, 03 Maj 2006    Temat postu:

ROZDZIAŁ VIII

– Usiądźcie proszę – powiedział dyrektor, gdy tylko znaleźli się w jego gabinecie.

– Ja tylko na chwilę, czy mógł byś pożyczyć mi księgę, którą kiedyś znalazłeś w jednej z komnat w Hogwarcie, TĘ księgę – odezwał się Kal wyraźnie akcentując słowo „TĘ”

– Co? Księgę? ach taak… oczywiście że mogę, już ją ci przynoszę

– i znikną pomiędzy regałami. Wrócił po chwili niosąc w rękach grubą, srebrno, czarno, złoto, czerwoną księgę gdy tylko podają Kalowi ten szybko schował ją pod pelerynę, skinął lekko głową i wyszedł.

– Teraz Harry mogę ci na spokojnie wyjaśnić, dlaczego pan Malfoy pozostał w szkole…

– zwrócił się do chłopaka dyrektor

– …otóż było kilka osób, którzy widzieli całe zajście i zeznali, że pan Malfoy nie był sam

– Kto tam był jeszcze? – zaciekawił się

– Oczywiście jego ojciec Lucjusz oraz Bellatrix…– To znaczy… co to w ogóle znaczy?– Możemy się tylko domyślać, ponieważ nie da się sprawdzić czy ktoś był pod działaniem zaklęcia Imperio nawet za pomocą Veritaserum… niestety – westchnął

– Znam Malfoya jest taki sam jak jego ojciec i jestem pewny, że był w tedy sobą… – powiedział Harry

– Może tak a może i nie.

Nie mogłem usunąć Dracona ze szkoły bez jakichkolwiek dowodów świadczących o tym, że był w pełni świadom swojego czynu, poza tym według świadków Lucjusz cały czas wpatrywał się w młodego Malfoya, co wykorzystała jego żona Narcyza podczas przesłuchania… no i…

– …go uniewinnili – dokończył chłopak– Tak Harry uniewinnili go

– Panie profesorze, dlaczego nie pojawili się aurorzy?

– Bo nikt ich nie powiadomił

– Jak to? przecież widzieli, że Malfoy rzucił niewybaczalne oraz dwójkę sługusów Voldemorta i nie powiadomili o tym nikogo?? – zdziwił się chłopak

– Tak mnie również wydaje się to dziwne, ale twierdzili, że za bardzo się bali i nie mogli się ruszyć z miejsca

– chłopak prychną tylko a dyrektor mówił dalej

– jeszcze pewnie do tego wrócimy, ale nie dziś. Jest już późno a chciałem jeszcze o czymś porozmawiać

– O czym? – spytał

– O tym incydencie w Wielkiej Sali po skończeniu uczty – rzekł dyrektor

– Przepraszam po prostu poniosło mnie jak go zobaczyłem i… – chłopak spuścił wzrok wpatrując się teraz w podłogę

– Nie tłumacz się Harry bo nie ma z czego i to ja powinienem cię przeprosić– Przeprosić mnie, za co? – zdziwił się chłopak

– Tak przeprosić za to, że nie powiedziałem ci wcześniej, że pan Malfoy był przesłuchiwany i że nie poniósł żadnej kary no i że dalej będzie uczęszczać do szkoły… całe to zdarzenie było z mojej winy– A dlaczego Pan mi nic nie powiedział – rzekł nieco zły chłopak

– Bo nie chciałem cię denerwować, wiedziałem że nauka idzie ci świetnie i nie chciałem ci w niej przeszkadzać…

– Cóż popełniać błędy jest rzeczą ludzką panie profesorze sam Pan kiedyś tak powiedział

– Cieszę się, że nie jesteś na mnie zły Harry… a teraz posłuchaj mnie proszę, masz wielką moc, choć musisz się wiele jeszcze nauczyć, musisz uważać żeby nie stracić nad sobą kontroli wiem, że może to być trudne, ale musisz poskromić swój wybuchowy charakter… domyślasz się dlaczego?

– Tak profesorze – odpowiedział

– To dobrze, a teraz zmykaj. Dobranoc Harry

– Dobranoc profesorze – odpowiedział chłopak zamykając za sobą drzwi.

Chłopak szedł korytarzem rozmyślając nad wydarzeniami dzisiejszego dnia rozumiał obawy Dumbledora i rzeczywiście musi mieć dużą samokontrolę, jeśli nie chce rozwalić wszystkich ślizgonów… poza tym musi uważać na Malfoya, bo z pewnością będzie chciał się zemścić… powoli zmierzał do swojej wierzy był tak pogrążony w swoich myślach, że nie zauważył stojącej pod portretem Grubej Damy, Jessici.

– Harry! – zawołała– Jessica? – Dobrze że jesteś już myślałam, że będę musiała czekać do rana – powiedziała z ulgą w głosie

– Jak to? nie rozumiem

– Ach… no bo z godzinę temu wyszłam z Pokoju Wspólnego na parę minut a jak chciałam wejść z powrotem to zorientowałam się że zapomniałam jakie było hasło a portret nie chciał mnie wpuścić bez niego więc czekałam tutaj, bo może ktoś będzie wychodził…

– To masz szczęście, że dopiero wróciłem od dyrektora…

– Może się w końcu zdecydujecie, co?! – przerwała im zdenerwowana Gruba Dama

– Hej Harry chce ci się spać? – spytała dziewczyna z nadzieją w głosie że się mu nie chce– Szczerze powiedziawszy to nie chce mi się, a co?

– Yyy… oprowadzisz mnie po zamku? – Chętnie – odpowiedział

– ale przecież jutro mamy lekcje i…– Oj Harry przecież jutro jest sobota

– zaśmiała się dziewczyna– Ups, rzeczywiście musiało mi się coś pomieszać.

Harry i Jessica łazili korytarzami wesoło rozmawiając chłopak pokazywał różne klasy, tajne przejścia, znikające i pojawiające się w innym miejscu pomieszczenia, ukryte w portretach przejścia na inne piętra, itp. A dziewczyna słuchała go z zachwytem i czekała na więcej…Pokazał jej kuchnię i mimo późnej godziny skrzaty nadal były na nogach, gdy zobaczyły dwójkę młodych czarodziejów od razu podbiegły do nich pytając się, czego by sobie życzyli. Po kilkunastu minutach wyszli z kuchni trzymając w rękach po parę pysznych babeczek ze śmietankowym nadzieniem i piwem kremowym, zadowoleni wznowili „zwiedzanie” tym razem chłopak pokazał jej bibliotekę, już mieli wracać z powrotem do PW gdy nagle usłyszeli czyjeś kroki

– Ktoś tu idzie – powiedziała Jessica

– Znając moje szczęście to napatoczył się tu mój ulubiony nauczyciel eliksirów profesor Severus Snape – rzekł z ironią chłopak

– Co teraz zrobimy zaraz tu będzie…

– Chodź szybko – złapał dziewczynę za rękaw szaty i pociągną za sobą

– Dokąd idziemy?– Niestety ukryte przejście było wcześniej a tamtędy ktoś idzie, więc musimy iść do drugiego – wskazał na schody przed nimiGdy do nich dotarli a Harry postawił stopę na pierwszym stopniu usłyszeli z dołu czyjś głos

– Widziałaś coś? Więc prowadź szybko, bo nam ucieknie!…

– Cholera to woźny Filch – zaklął chłopak

– Co teraz? – rzekła wystraszona dziewczyna

– Na górę wiem gdzie można pójść

Chłopak wpadł na genialny pomysł „Pokój Życzeń” byli tylko piętro niżej, więc po trzech minutach byli na miejscu Harry zaczął intensywnie myśleć nad pomieszczeniem, w którym można się ukryć, które będzie niewidoczne i niedostępne dla osób z zewnątrz oraz żeby mogli widzieć wszystko na zewnątrz. Po chwili przed nimi pojawiło się wejście chłopak szybko otworzył drzwi i wszedł do środka ciągnąc za sobą zdumioną dziewczynę, kiedy tylko drzwi się zamknęły zrobiły się przeźroczyste wraz ze ścianami, na co chłopak uśmiechną się szeroko, widząc zdumioną i zaciekawioną minę koleżanki zaczął wyjaśniać:

– To Pokój Życzeń nie martw się jesteśmy tu całkowicie bezpieczni, tu nas nie znajdą – gdy to powiedział z za rogu wyszedł woźny.

– Jest Filch z tą swoją wstrętną kotką… ha! Miałem rację to był Snape! – dodał po chwili widząc zbliżającego się do woźnego i Mistrza Eliksirów

pomyślał, że dobrze by było jak by słyszeli jeszcze ich rozmowę i od razu dotarł do nich głos Nietoperza:

– Nie mogli ot tak sobie zniknąć!! – warczał Snape

– Wiem Severusie, ale nigdzie ich niema jak by się rozpłynęli w powietrzu

– Przeklęty Potter wiem, że to on się tu szwenda!– Szczeniak musi tu gdzieś być Severusie – rzucił woźny .

Snape zgrzytną tylko zębami i odszedł bez słowa a zaraz po nim znikną woźny niosąc swoją kotkę na rękach.

– Chyba się niezbyt lubicie, co? – spytała po chwili dziewczyna

– Delikatnie mówiąc – mrukną

– Często bywasz w tym pokoju?– Niee chyba, że nie mam gdzie się schować – po tych słowach oboje się roześmiali

– Opowiedz mi coś o nim – poprosiła,Tak więc zaczął opowiadać to co sam o nim wiedział, opowiedział również o GD i Umbridge, akcji w Ministerstwie Magii oczywiście nie wspomniał nic że Voldemort połączył się z nim oraz nic jej nie powiedział o przepowiedni.

– Przykro mi z powodu twojego ojca chrzestnego – powiedziała nieśmiało– Dzięki, wiesz cały czas czuję, że on nadal żyje…

– Kto wie Harry nigdy nie trać nadziei…

– O rany! Dochodzi trzecia lepiej wracajmy do wierzy – powiedział zdziwiony

– Masz rację oby tylko nikt nas nie złapał

Szli ostrożnie i w ciszy rozglądając się, co chwilę czy droga jest wolna w końcu ciszę przerwała Jessica

– Wiesz co? zaimponowałeś mi

– A czym ci niby to ja zaimponowałem?

– No jak to czym? Tym, że postawiłeś się tej całej Umbridge, że byłeś przywódcą i nauczycielem GD, że…

– Daj spokój to nic wielkiego – rzekł zawstydzony

– Jaki skromny do tego – zaśmiała się

W końcu dotarli do portretu a Harry podał hasło

– „Ogniste Skrzydła” – a portret ukazał wejście do Wspólnego

– Kurcze wiedziałam, że to coś związane ze skrzydłami – mruknęła dziewczyna a Harry zachichotał cicho

W Pokoju Wspólnym nikogo nie było, ale co tu się dziwić w końcu była trzecia nad ranem.

– Dzięki Harry, że oprowadziłeś mnie po Hogwarcie było super – mówiąc to podeszła do niego i cmoknęła go w policzek

– dobranoc

– D… dobranoc – odpowiedział oszołomiony

Stał jeszcze na środku pokoju chwilę, po czym udał się do swojego dormitorium po cichutku przebrał się w pidżamę i wślizgną do łóżka rozmyślał jeszcze jakiś czas o tym, co działo się od spotkania Jessici przy wejściu do PW.

Zasną bardzo spokojnym snem a śniło się mu, że jest na ogromnej zielonej łące wraz z rodzicami, byli też Weasley’owie, Hermiona, Dumbledore, Tonks, Lupin z resztą Zakonu Feniksa, był tam też… Syriusz, który szedł do niego i uśmiechał się szeroko.

Na twarzy chłopca pojawił się uśmiech… był w śród przyjaciół osób, które kochał… znów był z rodzicami i ojcem chrzestnym nawet, jeśli był to sen… a może to nie był zwykły sen?…

Następnego dnia Harry obudził się o 12:00 a raczej został obudzony przez Rona, który niechcący potkną się o kufer przy swoim łóżku i runął na podłogę.

Chłopak nieprzytomnym wzrokiem szukał źródła owego hałasu, przez który się zbudził i w końcu odnalazł sprawcę…

– Dał byś pospać, co? – mrukną siadając na łóżku by po chwili ponownie się położyć chowając głowę pod poduszką.

– Dobra chłopie skoro już nie śpisz… – usłyszał głos przyjaciela

– Heh ciekawe, dla czego? – burknął

– …to gadaj, co robiłeś w nocy??– Spałem – odpowiedział

– Tak, to ciekawe gdzie? Bo ja o Pierwszej jeszcze nie spałem a twoje wyro było puste… więc?

– Byłem u Dumbledora…

– Tyle to i ja wiem a wątpię żeby Dumbledore tyle czasu cię trzymał – zniecierpliwił się Ron

– Och dobra już dobra… jak wracałem z gabinetu dyrektora to spotkałem Jessicę przy wejściu do Pokoju Wspólnego

– I… – dociekał

– …i rozmawialiśmy tylko…

– Wiesz co stary? Jakoś ci nie wieżę, że tylko rozmawialiście – powiedział Ron z uśmiechem – wyobraź sobie, że jesteś na spowiedzi w kościele – dodał

Chcąc nie chcąc Harry zaczął opowiadać przyjacielowi o wydarzeniach wczorajszej nocy (oczywiście nic nie wspomniał o całusie od dziewczyny z wdzięczności a może na dobranoc albo i jedno i drugie) …no i udało nam się cało dotrzeć do wierzy – zakończył

– Kurcze mieliście wielkie szczęście, że was nie capnęli – rzekł trochę jak by zawiedziony Ron

– Nawet nie chcę myśleć o tym, co by nam zrobił Snape jak by nas złapał – powiedział Harry ubierając się

– Noo… na pewno nie było by to nic przyjemnego, ale i tak wiem, że coś ukrywasz…

– Przecież już ci wszystko powiedziałem i…

– …i???

– I idę do Wielkiej Sali coś zjeść – powiedział i szybko zszedł do PW.

Był już w połowie drogi do wyjścia, gdy nagle się zatrzymał, syknął z bólu a jego ręka natychmiast powędrowała do czoła zatrzymując się na bliźnie w kształcie błyskawicy…

W tym samym momencie setki mil od Hogwartu na pogrążonej w mroku polanie otoczonej gęstym lasem a w oddali majaczyła samotna wieża zbierały się postacie odziane w czarne szaty z kapturami. Harry nie wiedział gdzie jest ani co tu robi po chwili przemówił, ale nie był to jego głos… zimny i sykliwy, był to głos Lorda Voldemorta

– W końcu nadszedł ten dzień moi śmierciożercy, dzień na który tak czekaliśmy… CZAS ROZPOCZĄĆ ATAK NA LONDYN!!! – Rykną – a teraz ruszajcie i pamiętajcie RZADNYCH jeńców…

Chłopak z przerażeniem słuchał jak Czarny Pan wydaje rozkaz do ataku a za parę sekund rozległy się odgłosy deportacji setek deportacji. W tym momencie chłopak odzyskał świadomość stał jeszcze chwilę poczym puścił się biegiem do Wielkiej Sali z nadzieją, że Dumbledore tam jest. Biegł ile sił w nogach nie zważając na innych uczniów, cały czas biegł… w końcu dotarł na miejsce. Do WS wparował jak burza natychmiast podbiegł do stołu nauczycielskiego gdzie siedział dyrektor, dysząc ciężko powiedział:

– Panie… dyrektorze… V… oldemort… atakuje Londyn…

Albus zbladł natychmiast a w całej Wielkiej Sali zapanowała cisza nikt nawet nie zwrócił uwagi na wchodzącego Rona…

– Severusie powiadom aurorów w ministerstwie – Snape skiną głową i pośpiesznie opuścił WS

– Minervo natychmiast zwołaj Zakon McGonagall również skinęła głowa i wyszła

– Moi drodzy – zwrucił się do uczniów dyrektor – Jak słyszeliście Lord Voldemort zaatakował Londyn… i dla waszego bezpieczeństwa zostaniecie tutaj dopóki nie wrócę…

– A skąd Potter wiedział o ataku?! – krzykną ktoś od stołu slytherinu

– To skąd pan Potter się dowiedział jest tajemnicą panno Parkinson, więc proszę was wszystkich abyście go o to nie pytali…

– Harry – zwrócił się do niego Kal – opowiedz co widziałeś

Chłopak zaczął otwierać usta, gdy nagle mężczyzna poderwał się z krzesła tak szybko, że aż stół się przewrócił

– Co się stało? – spytał się dyrektor odwracając się w ich stronę

– Czarny Pan chce otworzyć przejście do Fortecy – opowiedział zszokowany mężczyzna – Albusie musimy natychmiast dostać się do ministerstwa

to powiedziawszy wybiegł z Sali a zanim podążył dyrektor.

Niemalże natychmiast po wyjściu dyrektora cała Wielka Sala eksplodowała wszyscy głośno dyskutowali o ataku i o tym skąd Potter się o tym dowiedział. Chłopak usiadł przy stole gryfonów od razu przyjaciele zasypali go gradem pytań, lecz on był tak zamyślony, że na nic nie zwracał uwagi, Ron i Hermiona przez pięć minut próbowali się z nim porozumieć bez skutku, więc dali sobie spokój.Tym czasem w centrum Londynu działy się straszne rzeczy.

Śmierciożercy zabijali mugoli i czarodzieji, podpalali budynki, demolowali sklepy a dementorzy dobijali niedobitków i nie tylko ich, nawet kobiety i dzieci również pozbawiali dusz… w końcu pojawili się auroży i od razu rzucili się na zakapturzone postacie… walka była zaciekła śmierciożercy używali samych niewybaczalnych, przez co auroży musieli się kryć za różnymi przedmiotami i robić częste uniki, powoli aurorów zaczęły opuszczać siły na szczęście pojawili się członkowie Zakonu Feniksa i z nową siłą natarli na wroga.

Parę minut później pojawił się Dumbledore wraz z Kalem… dyrektor chciał pomóc zakonowi i aurorom lecz Kal go powstrzymał krzycząc, że muszą jaj najszybciej dostać się do Komnaty Śmierci

– To pozbądźmy się chociaż dementorów – krzykną Albus

– Zgoda, to na trzy. Raz… dwa… TRZY! – EXPECTO PATRONUM – krzyknęli jednocześnie

Z różdżki dyrektora wyłonił się piękny złoty feniks, ale za to Kal wyczarował wspaniałego błękitno srebrnego smoka sześć razy większego od dorosłego człowieka, oba patronusy w mgnieniu oka przepędziły wszystkich dementorów.

– Teraz sobie poradzą, więc ruszajmy do tej komnaty.

Lord Voldemort stał właśnie przed łukiem wraz ze swoimi sługami kiedy jeden z nich wystąpił na przód i przemówił:

– Już czas Panie

Taak Prawa Ręko w istocie nadszedł czas

– zamilkł na chwilę wziął głęboki wdech i zaczął mówić jakieś dziwne słowa

– Akouse me peisou moi! (otwórz się Bramo Cienia!) – zawołał Czarny Pan– Idou tois Lord Voldemort ophtamolois tois tou nekrou!… (Ja Lord Voldemort potomek wielkiego nekromanty!…)

zaczerpnął powietrza i ponownie przemówił

– Idu tous polemious tous emous tous me nun diokóntous! (Rozkazuję, niech się otworzy przejście!)

znów przerwał by zaczerpnąć powietrza

– Heure autous ton paton ton auton… (Podejdź do zasłony i połóż na niej dłonie…) – rozległ się tajemniczy męski głos

– Ego gar ho Stókeos de keleuo se, pego an vilar? ( Teraz podaj hasło o ile jesteś tym, za kogo się podajesz, znasz je?)

– Psukhomanteia!!! (Mroczny Wędrowiec!!!) – Krzyknął Lord

– Eipe moi ho horeai ana Gyphon, kai leksem pese palin eis kethumon! (Istotnie jesteś potomkiem Gyphona, niechaj wrota się otworzą przed tobą!) – powiedział tajemniczy głos

Komnata nagle się zatrzęsła a łuk zapłoną zielonym ogniem, zasłona zwisająca z łuku robiła się powoli czarna aż całkiem znikła a na jej miejscu pojawiła się wirująca czarna miejscami szarawa mgła, Czarny Pan przeszedł na drugą stronę a za nim podążyła piątka jego sług, gdy ostatni jego poplecznik znikną za przejściem… brama znikła w kłębach czarno zielonego dymu a pozostał po nich tylko napis:

TON MELANTA ENTHA, OIKEOUSIN HAI PSUKHAI, HAIN ION NEKROU! (PIECZĘĆ ZŁAMANA, WROTA OTWARTE, PADNIJCIE PRZED NEKROMANTĄ!)

Nie całą minutę później do komnaty wbiegli Albus I Kal

– Na brodę Merlina! Co się stało z łukiem? Gdzie on znikną? – zdziwił się okrutnie dyrektor

– Przecież już mówiłem, że Ten łuk to przejście do Fortecy Mroku!

– Ale czemu znikną i co oznacza ten napis na ścianie?

– Napis mówi, że pieczęć została złamana, wrota otwarte, padnijcie przed nekromantą… sądzę, że przejście przeniosło się lub ktoś je przeniósł po złamaniu pieczęci i przejściu na drugą stronę odpowiedział Kal

– Ale ten nekromanta to chyba nie…

– …Gyphon? Niee gdyby On żył to przejście można by było otworzyć tylko z tamtej strony

– Więc tym nekromantą jest Voldemort – westchną dyrektor

– Zgadza się… nawet nie wiesz Albusie jak bardzo mamy teraz przechlapane…

– Co masz na myśli?

– Później ci powiem teraz pomóżmy naszym przepędzić śmierciożerców

Gdy tylko znaleźli się na zewnątrz zaóważyli, że na polu walki byli tylko członkowie Zakonu Feniksa podeszli do nich a Dumbledore zapytał

– Gdzie sługusy Toma?

– Jakieś pięć minut temu po prostu znikli, wszyscy równocześnie – odpowiedział Remus Lupin

– Ciekawe – mruknął Kal

– a auroży? – dodał głośniej

– Pomagają ofiarom ataku – wtrąciła się Tonks, była zmęczona i lekko poraniona z resztą jak wszyscy

– co się działo w środku Albusie? – dodała

– Nie teraz Nimfadoro omówimy wszystko na zebraniu zakonu jest teraz 16:15 zebranie będzie o 21:00,

pomóżcie aurorom my wracamy do Hogwartu.

W Wielkiej Sali nadal panował wielki gwar każdy zastanawiał się, co dzieje się teraz w Londynie…

– Długo ich niema – odezwała się Hermiona

– Na pewno zaraz wrócą Her…

– Harry nawet nie zdążył dokończyć, bo do Wielkiej Sali wkroczyli Dyrektor i nauczyciel OPCM-u wszyscy momentalnie ucichli

– Moi drodzy sytuacja została opanowana i możecie wrócić do swoich wierz – oznajmił dyrektor

Powoli uczniowie zaczęli podnosić się ze swoich miejsc, gdy drzwi WS ponownie się otworzyły a do środka ktoś wszedł miał na sobie skórzane spodnie jak i buty koloru ciemnego brązu oraz srebrną koszulę wyglądającą na zbroję zrobioną z małych metalowych płytek do tego miał też pelerynę zielono-srebrną z wyszytym czarnym smokiem otoczonym pierścieniem ognia… taką samą jak ma Kal, miał również skórzany pas, do którego miał przyczepiony miecz.

Powoli zbliżał się do stołu nauczycielskiego a za nim podążał wzrok zaciekawionych uczniów

– Kim jesteś? – zapytał dyrektor kiedy mężczyzna dotarł do stołu

– Witaj… braciszku – powiedział przybysz jak by nie usłyszał pytania Dumbledora

– Sleeth – bardziej stwierdził niż zapytał Kal

– A jednak nie zapomniałeś o młodszym bracie! – zawołał z uśmiechem

– Jak widać nadal mam dobrą pamięć – odpowiedział witając się z nim

– Wybaczcie że się wtrącam… ale co cię tu sprowadza – zwrócił się dyrektor do nowo przybyłego

Tym czasem profesor McGonagall kazała wszystkim się rozejść do swoich dormitoriów.

– Od jakiegoś czasu byłem w Transylwani i niedawno coś się stało w tamtejszych górach niebo zrobiłoś czarne jak noc, choć był jeszcze dzień a po chwili dostrzegłem zieloną poświatę, która zaraz znikła

– Sleeth mówił tak cicho, że tylko Kal i Dumbledore mogli go usłyszeć

– więc wyruszyłem w głąb Karpat, gdy dotarłem na miejsce poszukiwań nic nie znalazłem prócz pewnej osoby…

– Kogo? – spytali jednocześnie dyrektor i jego brat (Sleetha)

– Chodźcie do do tego waszego Skrzydła Szpitalnego tam leży ten mężczyzna, od razu go tam zaniosłem jak się tu znaleźliśmy.W skrzydle przy jednym łóżku krzątała się pielęgniarka właśnie podawała pacjentowi jakiś eliksir, kiedy drzwi się otworzyły i do środka weszło trzech czarodziejów

– Pani Pomfre, kto to jest? – spytał cicho dyrektor

– Lepiej sam zobacz Albusie – odpowiedziała pielęgniarka

Dyrektor podszedł do łóżka i kiedy spojrzał na pacjenta mało się nie przewrócił z wrażenia

– Na Merlina…

– Co się stało Albusie? Znasz go? – spytał Kal

– Oczywiście, że go znam to jest…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Black Lady
Obywatel



Dołączył: 28 Maj 2006
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:08, 28 Maj 2006    Temat postu:

supper opowiadanie:)z niecierpliwością czekam na następny rozdział.Pozdrawiam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sytia
Wojownik



Dołączył: 25 Maj 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:07, 28 Maj 2006    Temat postu:

No cóż, wypowiedziałam się na moim forum, ale...

Opowiadanie byłoby naprawdę fajne, gdyby nie ilość błędów!!Po pierwsze dialogi piszę się tak:
- Bla - powiedział ktoś, albo
- Bla. - Powiedział ktoś, więc np. tu:
Cytat:
TARANTALLEGRA !!! – wrzasnęła jakaś kobieta
Po wykrzyknikach powinno być z dużej litery, ponieważ znak zapytania, czy wykrzyknik traktuję się jak kropkę.
Po drugie: interpunkcja:
Cytat:
Był środek nocy, wszyscy mieszkańcy Privet Drive spokojnie spali, ale czy na pewno wszyscy?

Cytat:
Harry Potter, bo to o nim mowa

Cytat:
ignorował go na wszelkie możliwe sposoby, a Dudley...

Nie wymieniam wszystkich, bo mi się nie chce. Sprawdź sam Smile
Po trzecie: powtórzenia

Cytat:
wuj Vernon jak zwykle ignorował go na wszelkie możliwe sposoby a Dudley jak zwykle spoglądał

Po czwarte: ortografia:
Cytat:
... pana że w raz z dyrektorem

Co to za wyraz? Chyba powinno być wraz
Po piąte: literówki:
Cytat:
teleportacjai

Chyba teleportacji?

No cóż: pisz w wordzie, albo spraw sobie bete. Ja ci sprawdziłam ok. połowe 1 rozdziału, a więcej mi się nie chce.
Twoje opowiadanie czytam od dawna blogu. Ogólnie jest fajne, ale jak poprawisz wszystkie błędy będzie jeszcze lepsze. I naprawdę radze poprawić blędy.

Pozdrawiam, Sytia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Śro 14:48, 31 Maj 2006    Temat postu:

NO I JEST NOTKA SORKA, ŻE TAK DŁUGO CEKALIŚCIE....
_____________________________________________________________

ROZDZIAŁ IX

– …Syriusz!!!

– Black, Syriusz Black? Ojciec chrzestny Harry’ego? – zdziwił się Kal

– Zgadza się – odparł Albus – za ile on się obudzi? – zwrócił się teraz do pielęgniarki dyrektor

– Za jakieś dwa trzy dni był bardzo wycieńczony, więc podałam mu kilka eliksirów: wzmacniający, regenerujący, przeciw bólowy i eliksir słodkiego snu.

– Sleeth skąd wiedziałeś gdzie go przynieść? – zwrócił się do brata Kal

– Kiedy sprawdzałem czy żyje zaczął coś mówić ale zrozumiałem tylko: Hogwart, Voldemort, czarny zamek, zło i Harry…

– Ciekawe, co to może znaczyć – zamyślił się dyrektor

– Cóż na razie możemy tylko czekać aż Black się obudzi i opowie nam, co się z nim działo, co widział i jak udało mu się uciec – rzekł Sleeth

– A co z Harrym? Powiemy mu Albusie? – zapytał się Kał dyrektora

– Może na razie nic mu nie mówmy? – odpowiedział pytaniem na pytanie

– Daj spokój chłopak powinien się dowiedzieć i to jak najszybciej

– Ech… – westchną dyrektor hogwartu – może masz racje…

– W takim razie pójdę po niego – rzekł Kal i wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego.

Tym czasem w PW gryfonów Harry, Ron i Hermiona usadowieni w swoich ulubionych fotelach przy kominku rozmawiali przyciszonymi głosami.

– Ciekawe, co tam się działo… w Londynie – Odezwał się Ron

– Nie wiem, ale na pewno nie było to ciekawe, bo znając Gada i jego sługusy to rozwalali wszystko w około – odpowiedział Harry

– Taak, ale mnie ciekawi także ten facet, co wszedł do WS – mruknęła Hermiona

– O ile dobrze usłyszałem on jest bratem Kala… – wypowiedz Harry’ego przerwało wparowanie nauczyciela OPCM’u do Pokoju wspólnego

– Harry! – zawołał na wejściu – chodź zemną musisz coś zobaczyć a raczej… kogoś!

– Ale co się stało, o co chodzi? – zdziwił się chłopak

– O nic nie pytaj tylko chodź za mną! – mówiąc to złapał chłopaka za rękę i pociągną za sobą

– Dokąd idziemy? – spytał przemierzając szybkim krokiem korytarze

– Do skrzydła szpitalnego

– Co? Ale po co, czuje się dobrze…

– Och nie chodzi o ciebie!

– Skoro nie o mnie to, o kogo? – dopytywał się chłopak

– Zaraz sam zobaczysz

Drzwi do skrzydła otworzyły się a do środka weszli Harry i Kal dotarli do łóżka, przy którym stał dyrektor i młodszy brat Kalgalatha.

– O co chodzi panie profesorze?

Dyrektor nic nie odpowiedział tylko odsunął się odsłaniając całkiem pacjenta

– SYRIUSZ!!! – krzyknął chłopak – a ale jak… on… ja… jak, jak… – jąkał się

– Jak się tu znalazł? Przywiózł tu go brat twojego nauczyciela OPCM’u Sleeth – mężczyzna skinął lekko głową, ale jak Syriuszowi udało się uciec… tego nie wiemy i nie dowiemy się tego dopóki on się nie obudzi – powiedział dyrektor

– A kiedy się obudzi? – spytał łamiącym głosem chłopak

– Za jakieś dwa do trzech dni Potter – odpowiedziała mu pielęgniarka – w tej chwili jego stan jest stabilny i nic nie zagraża jego życiu

– To dobrze Poppy myślę, że możemy opuścić już skrzydło – powiedział dyrektor

– Profesorze Dumbledore?

– Tak Harry?

– Mogę zostać i posiedzieć przy Syriuszu?

– No nie wiem… ech no dobrze możesz zostać – rzekł po chwili namysłu

– Dziękuje profesorze

Chłopak przesiedział w Skrzydle resztę dnia i całą noc nie zmrużywszy nawet oka, Ron wraz z Hermioną zaglądali do niego, co jakiś czas przynosząc coś do jedzenia i picia, posiedzieli z nim chwilę i wychodzili zostawiając go samego.
W sumie nawet mu to odpowiadało przynajmniej mógł w spokoju pomyśleć, co działo się z jego ojcem chrzestnym oczywiście snuł tylko przypuszczenia.

W poniedziałek rano mężczyzna dalej spał a Harry… ciągle czuwał siedział w krześle obok i wpatrywał się w swojego ojca chrzestnego po kilku minutach chłopak dostrzegł niewielki ruch za chwilę następny i kolejny chłopak poderwał się z krzesła, na którym siedział… Mężczyzna powoli otworzył oczy i rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem.

– Gdzie ja jestem? – wyszeptał

– Syriuszu! Nareszcie się obudziłeś! – wykrzyknął chłopak rzucając się na Blacka

– Harry?? Na Merlina HARRY!! Myślałem, że nigdy już cię nie zobaczę! – rzekł ściskając mocno chłopaka

– Ja tak samo… myślałem, że… że n… nie żyjesz – słowa grzęzły mu w gardle

– Już dobrze Harry, wróciłem… zawsze będę przy tobie… przysięgłem to Lilly i Jamesowi tej nocy, gdy zginęli i słowa dotrzymam… – odpowiedział cichym, wzruszonym głosem

– Co się stało, Syriuszu? Jak udało ci się wydostać stamtąd i gdzie byłeś?... – zasypał Blacka pytaniami

– Nie teraz później ci wszystko opowiem – odparł – przyprowadź szybko Dumbledore’a Harrry musze mu coś bardzo ważnego powiedzieć…

– Ale…

– Harry nie mamy czasu mamy wielkie kłopoty i muszę natychmiast pomówić z Albusem

– Dobrze już po niego biegnę

Czarnowłosy chłopak biegł ile sił w nogach korytarzami uczniowie w okuł w pośpiechu usuwali się mu z drogi.

– Harry?! Co jest… – spytał Ron – lecz nie uzyskał odpowiedzi

W końcu dotarł do celu, ale nagle zdał sobie sprawę, że nie zna hasła… jakie było jego zdziwienie gdy kamienna chimera odskoczyła na bok ukazując wejście na schody. Tak więc chłopak ruszył w górę po chwili stał pod solidnymi dębowymi drzwiami i zapukał mocno.

– Proszę – usłyszał i wszedł do środka

– Profesorze! – powiedział

– O Harry, witaj – powiedzieli równocześnie dyrektor i Kal, który stał oparty plecami o regał z książkami

– Syriusz… obudził się… prosił, aby pan jak najszybciej poszedł do niego… ma jakieś bardzo ważne informacje

– Chyba się domyślam, o co chodzi – mrukną Kal i wraz z dyrektorem i Harry’m ruszyli do Skrzydla Szpitalnego

– Harry przykro mi, ale nie możesz wejść – odezwał się dyrektor, gdy tylko stanęli przy drzwiach do SS

– Ale…

– Żadne „ale” Harry to są sprawy Zakonu, rozumiesz? Wejdziesz jak skończymy

Kal spojrzał jakoś tak dziwnie na dyrektora Hogwartu coś jak by „Albusie, źle robisz” chyba i jemu się nie podoba, że trzyma chłopaka na dystans.

– Tak, jak by inaczej – prychną i odszedł

Dyrektor westchną i wszedł do pomieszczenia

– Jak się czujesz? – spytał na wstępie

– Całkiem nieźle Albusie, dzięki, że pytasz

– Podobno chciałeś ze mną rozmawiać?

– Tak… ech – westchną – mam bardzo złe wiadomości…

– To znaczy?

Zacznę o początku – wziął głęboki wdech i powoli wypuścił – Po tym jak mnie ta zdzira Bellatrix walnęła drętwotą wpadłem za zasłonę… pomyślałem sobie „super pokonała mnie taka wywłoka, a najgorsze jest to, że nigdy już nie zobaczę mojego chrześniaka” lecz zorientowałem się, że jednak nie umarłem byłem a raczej leżałem na kamiennej ścieżce po jakichś 10 minutach trafiłem (wzdrygną się) na jakiś ogromny zamek przypominający głowę jakiegoś stwora aż mnie ciarki przeszły na sam jego widok i w żaden sposób nie mogłem się dostać do środka jak by jakaś nie widzialna bariera chroniła go przed intruzami…
Jakiś czas później pojawił się tam Voldemort i jego kompania parę minut po nim pojawiła się reszta jego sługusów było ich około 400.
Czarny Pan przemówił w jakimś dziwnym języku i… wszedł do środka a za nim podążyli inni.
Też ponownie spróbowałem, ale nie wyszło może to i lepiej?… po jakimś czasie do zamku przybył ktoś a raczej coś miał jakieś 2m wzrostu, nie naturalnie chudy i miał parę skórzastych skrzydeł, jego skóra była szara a w okuł niego była jakaś dziwna aura…

– Boldovar… – szepną Kal

– Wiesz kim… czym on jest? – zdziwił się dyrektor

– Taak, wiem aż za dobrze… Boldovar to istny demon zły i okrutny jak mało kto… Szalony Król Hellionu to on dowodził wojskami Gyphona

– Czyli nie ciekawie się zaczyna – sapną dyrektor

– Zaraz, zaraz, kim jest Gyphon i kim Ty jesteś? – spytał zdezorientowany Syriusz

– Jestem Kalgalath uczę Obrony w Hogwarcie… – przedstawił się – Albusie – zwrócił się do dyrektora – musimy natychmiast zacząć działać, musimy zebrać tylu ludzi ilu się da niestety czas działa na naszą nie korzyść… zwołam moich ludzi do ochrony szkoły i pogadam ze starym przyjacielem. Musisz działać szybko i cicho a teraz do zobaczenia wrócę za dwa dni.

– Powodzenia w takim razie Kal

– Albusie, o co chodzi z tym Gyphonem i Hellionem? I kto to w ogóle jest? – wskazał ręką na drzwi które zamknęły się przed sekundą

– Wybacz Syriuszu, ale obowiązki wzywają, a co do twojego pytania to idź do Harry’ego on ci wyjaśni parę spraw…

– On?

– Tak wie tyle, co i ja, więc spokojnie możesz go wypytać a teraz musze iść

I wyszedł ze SS zostawiając mężczyznę z mętlikiem w głowie, niemalże w tym samym momencie drzwi do SS otworzyły się ponownie, to był Harry

– Dobrze, że jesteś – powiedział Black, gdy tylko chłopak podszedł do niego

– Coś się stało?

– Nie nic tylko muszę cię spytać o coś, bo dyrektor nie miał czasu…

– No to wal – zachęcał chłopak

– Twój nauczyciel OPCM’u wspomniał o niejakim Gyphonie, Hellionie i kim on tak właściwie jest?

– No, więc Gyphon… – i rozpoczął opowieść, którą sam usłyszał opowiedział mu także o Kalu i jego treningach z nim… o wszystkim odkąd wyniósł się od Dursley’ów a Syriusz? On słuchał po prostu, był z niego dumny chłopak nie załamał się, nie poddał znalazł kogoś, kto dał mu jakiś cel w życiu…

– …to tyle – rzekł na zakończenie chłopak

– Jestem z ciebie dumny Harry… ach gdyby Lilly i James cię teraz widzieli z pewnością pękli by z dumy, jakiego to oni mają wspaniałego syna…

– Dzięki… Syriuszu, o czym rozmawialiście?

– Chętnie ci opowiem, wiesz?

– A zresztą i tak nic mi nie powiesz „sprawy zakonu”… CO?! NAPRAWDĘ?! – zorientował się po chwili chłopak

– Pewnie, że tak – uśmiechną się i przekazał wszystko, co wiedział i całą rozmowę

– Ciekawe, dokąd się udali? – mrukną chłopak

– Nie mam pojęcia wiem tylko, że ten, Kalgalath poszedł sprowadzić pomoc a dyrektor? to nie wiem

– Z tego, co słyszałem jedno jest pewne, mamy kłopoty… i dzięki, że mi powiedziałeś mam już dosyć tego, że wszystko jest przede mną ukrywane – żalił się – przepowiednia… – nagle zdał sobie sprawę, co właśnie powiedział

– Harry, jaka przepowiednia? – zdziwił się Syriusz

– Och nie… żadna… tak tylko mi się powiedziało – plątał się chłopak

– Harry!

– Ech… – westchną – i znów przytoczył słowa z przepowiedni Trelawney

– Merlinie!, Harry powiedz, że to nie o ciebie chodzi

– Niestety to jest o mnie i już się z tym oswoiłem

– Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś?

– Bo sam dowiedziałem się po powrocie z Ministerstwa wtedy co… sam wiesz co się stało

– A skąd o niej wiesz?

– Od Dumbledora

– I dopiero teraz ci powiedział?!?!… Gdybym wiedział, gdybym wiedział!! Jasna cholera, czemu On mi nie powiedział o tym, Harry wież mi gdybym wiedział to już dawno byś się o niej dowiedział…

– Nie przejmuj się tym Syriuszu

– Nie powinien tego tyle czasu ukrywać…

– To prawda nie powinien! Ale stało się trudno

– Już ja sobie z nim porozmawiam… lepiej idź już, bo Ron i Hermiona na pewno się zamartwiają a ja muszę w spokoju poukładać myśli.

– Wporządku na razie – i znikł za dzwiami

***

Ogromny czarny smok mkną z zawrotną prędkością kilkadziesiąt metrów nad ziemią leciał w stronę odległych Gór Srogich wielkich i czarnych jak noc z jednym celem… „Zwołać innych”, kątem oka smok dostrzegł dziwne błyski w oddali wzbił się wyżej i skręcił w tamtym kierunku jego doskonały wzrok i słuch przekazał mu, że toczy się tam zajadła walka… zanurkował ostro w dół poczym wylądował ciężko na ziemi powodując potężny wstrząs pod stopami walczących ludzi kilka metrów dalej… zaskoczeni i przerażeni nagłym pojawieniem się smoka zaczęli się powoli odsuwać, ludzie aż po upuszczali swoje miecze i topory.
Smok rozejrzał się po polu walki a jego wzrok padł na uciekających w popłochu kilkunastu dziwnych szkaradnych stworów, nagle oczy smoka zapłonęły błękitnym ogniem, chyba rozpoznał, co to za istoty… poderwał się błyskawicznie do lotu i po sekundzie runą na spanikowane stwory, smok zaryczał wściekle i zioną ogromną falą ognia siła płomienia była tak wielka, że po stworach został jedynie wielki, wypalony, czarny dół… smok prychnął pogardliwie i wrócił do oniemiałych ludzi skinął delikatnie głową jakby chciał powiedzieć „jesteście bezpieczni” poczym odleciał w stronę gór.

Po kilku godzinnym locie dotarł do celu swojej podróży wylądował na gigantycznej kamiennej płycie otoczonej ze wszystkich stron górami a na samym środku stała lekko pochylona biała skała, wspiął się na nią poczym rykną z całej siły aż zatrzęsły się góry w posadach… nie czekał długo na odpowiedź w okuł czarnego smoka zaczęły lądować inne białe, szare, złote, srebrne, niebieskie, czerwone, zielone i inne nie tylko jedno litego koloru były ich dziesiątki na oko chyba z setka wielkich bestii po chwili do nich dołączyli ludzie, którzy właśnie się pojawili każdy z nich staną obok jednej bestii, po czym oddali pokłon temu, który ich wezwał ludzie klękli na jedno kolano i spuścili głowy a smoki postawiły łapy o jeden krok w tył uniosły lekko skrzydła w górę i skłoniły nisko łby w tej samej chwili czarnego smoka rozświetliła jasna błękitna aura a gdy znikła zamiast wielkiego czarnego smoka stał… człowiek!

– Witaj ludu Avalonu! – zawołał – wezwałem was, bo znów musimy stanąć do walki z siłami zła, zła które zniszczyło nasz świat…

– Królu chyba nie chcesz powiedzieć, że on Gyphon powrócił?! – Odezwał się ktoś

– Nie, nie on, lecz jego potomek… zapewne wielu z was słyszało to imię… Voldemort!

– CO?! Lord Voldemort jest potomkiem tego potwora!! – krzyknęło kilkoro innych ludzi

– Zgadza się jest z nim ten zdrajca ten, który odwrócił się od nas i przyłączył się do mrocznej strony… BARON STOKE!!! – krzykną – to on pomógł dostać się do Fortecy Mroku a teraz Voldemort zbiera ARMIĘ BY WYPOWIEDZIEĆ NAM WOJNĘ – podniósł głos – z Hellionu wezwał Szalonego Króla Boldovara! – po tych słowach rozgorzała burza zdenerwowanych głosów – wiem co to oznacza, wiem że będzie ciężko a nas jest zaledwie garstka i nie możemy wrócić do Avalonu po posiłki, ale z drugiej strony ci co tam zostali będą bezpieczni a pod wodzą Królowej Nalavary z pewnością odbudowali choć część naszego królestwa… i jeśli… – wyciągną swój miecz i wzniósł go w górę tak, że jego kryształowe ostrze lśniło w słońcu – …przyjdzie nam zginąć, zginiemy ALE WPIERW WYŚLEMY TE ŚCIERWO SPOWROTEM W CZELUŚCI PIEKŁA… NIECH POCZUJĄ GNIEW AVALONUUU!!!!!

– ZA AVALON!!! – ryknęli wszyscy zgromadzeni

– GRRRAAAAAAUUUUUUUUGGHHHH!!!!!!! – potężne ryknięcie setki smoków rozdarło niebo

– Jeźdźcy Smoków czas odnowić dawne przymierze, czas złożyć wizytę Elfickiemu Królowi Vangerdahastowi!…

Po raz drugi rozświetliła go jasna błękitna aura i na powrót stał się czarnym ogromnych rozmiarów smokiem wzbił się w powietrze a za nim podążyła reszta smoków ze swoimi jeźdźcami na grzbietach.

Było już całkiem ciemno, gdy dotarli na skraj wspaniałego zagajnika wszystkie smoki mają zdolność widzenia w ciemnościach, więc krążyły wysoko nad zagajnikiem a czarny po wylądowaniu ponownie przybrał ludzką postać, gdy tylko zbliżył się na 10m do zagajnika z pomiędzy drzew wystrzeliła strzała a następnie wbiła w ziemię o cal od jego stopy mężczyzna podniósł ją i przyjrzał się jej uważnie… miała złoty grot o srebrnym drzewcu takich strzał używają tylko elitarne oddziały elfów.

– Kim jesteś! – rozległ się ostrzegawczy głos z pomiędzy drzew

– Kimś, kto musi natychmiast pomówić z Alorem Vangerdahastem, wojna nadchodzi! – odparł spokojnie

Z małego lasku wyłoniło się dziesięć postać w zielonych uniformach z łukami wycelowanymi w przybysza

– Kim jesteś?! – powtórzył pytanie sądząc po głosie ten sam elf który je zadał wcześniej

– Opuście broń to przyjaciel – rozległ się spokojny, dźwięczny głos – witaj Lordzie Kalgalath’cie – skiną lekko głową – oczekiwałem cię stary przyjacielu

– Alorze Vangerdahaście – również lekko skiną głowę – to zapewne domyślasz się celu mojej wizyty

– Tak, wiem o nadciągającej wojnie, jak myślisz ile mamy czasu?

– Pół roku? może więcej nie wiem dokładnie

– To bardzo mało, bardzo!

– Wiem, musimy go dobrze rozegrać

– Sam jesteś Kal?

– Nie – spojrzał w górę a po chwili za jego plecami lądowali jeźdźcy – jest ze mną setka moich ludzi

– Tylko setka??

– Tak, niestety tylko setka, reszta została wraz z Nalavarą… jest coś jeszcze

– Co takiego?

– Boldovar!

– Cco? Jeśli on też tu jest to… nasze szanse na zwycięstwo spadły

– Po drodze spotkałem trochę tego ścierwa z Hellionu, trochę się przypiekli – tu uśmiechną się mściwie

– Gdy nadejdzie czas ruszymy do walki… – rzekł Vangredahast – mimo iż idziemy pewnie na śmierć – dodał ciszej

– Tym razem nie sami… wielu czarodziejów z tego świata jest po stronie światła!

– Obyś się nie mylił przyjacielu, obyś się nie mylił a teraz wybacz czas rozpocząć przygotowania do wojny

– Do zobaczenia wkrótce – rzekł Kal poczym znów przybrał postać czarnego smoka i wzbił się w powietrze a za nim jego towarzysze niknąc w mroku nocy.

Elfi Król popatrzył za nim przez chwilę, po czym odwrócił się i znikł wraz z dziesięciorgiem Elfów w głębi zagajnika.

***

Wczesnym rankiem Harry’ego obudziło jakieś wielkie poruszenie w dormitorium

– Cco się dzieje? – spytał zaspanym głosem

– Harry! Musisz to zobaczyć! – krzykną Ron

– Co się dzieje? – powtórzył pytanie

– Sam zobacz – powiedział przerażony Dean

Chłopak wstał z łóżka i ostrożnie podszedł do okna to, co zobaczył na zewnątrz wprawiło go w totalne osłupienie na błoniach stały dziesiątki wielkich smoków a kilkanaście z nich szybowało nad nimi w powietrzu, widok ten zaparł chłopakowi dech w piersi.

– Haarry, czczy too ataak? – wyjąkał blady jak papier, Neville

– Nie mam pojęcia – odparł cicho

– Harry a ty gdzie?! – spytał Seamus widząc jak chłopak ubiera się w pośpiechu

– Do Dumbledora – odparł i już go nie było

W połowie drogi zdał sobie sprawę, że dyrektor nie siedziałby teraz w swoim gabinecie tylko był by na błoniach. Po chwili szedł przez Salę Wejściową a tuż obok w Wielkiej Sali panował wielki gwar…

– Smoki, widzieliście prawdziwe smoki!

– Tak i zaatakowały Hogwart – zapiszczał jakiś pierwszoroczniak

– Głupi, jakby zaatakowały Hogwart to leżał byś bod stertą gruzu!

Harry więcej nie usłyszał nie pewnym krokiem wyszedł na błonia rozejrzał się i w końcu dostrzegł dyrektora Hogwartu

– Panie Profesorze, co się dzieje skąd tyle tych smoków?

– O Harry tak myślałem, że się zjawisz – powiedział z uśmiechem

– Czemu tu są… KAL?!

– Witaj Harry jak ci się podobają nowi ochroniarze szkoły?

– CO? Poważnie? Ale to przecież są smoki– nie dowierzał

– Nie martw się są po naszej stronie możesz być pewien

– Podobają ci się? – dorzucił dyrektor

– I to jeszcze jak – zachwycał się chłopak

Rzeczywiście widok był imponujący 80 smoków stało w pół okręgu w czterech rzędach jeden za drugim a w powietrzu, co i raz przelatywały cztery grupy po pięć smoków w każdej a każda z nich układała się w literę „V”

– Królu jesteśmy gotowi – zwrócił się do Kala jakiś człowiek

– Niech jeźdźcy zbiorą się w okuł mnie

Teraz dopiero Harry zauważył, że oprócz smoków byli także ludzie we wspaniałych zbrojach a każda z nich odpowiadało kolorem jednemu smokowi.

– Rozstawicie się w okuł Hogwartu w jednakowych odstępach a dziesięciu ludzi niech patroluje okolice jak któryś lub któraś z was – tu zwrócił się do tej dziesiątki – poczuje zmęczenie niech się zmieni nim zajmiecie stanowiska zaprowadzę was gdzieś gdzie będziecie mieszkać…

– Kal – wtrącił się dyrektor – chyba nie mamy tyle miejsca

– Oto się nie martw Albusie w szkole jest ukryte tajne piętro – powiedział bez entuzjazmu

– Co? Tyle lat jestem w tej szkole i nigdy nie słyszałem o tym, gdzie ono się znajduje? – zdziwił się dyrektor

– Między 5 a 6 piętrem

– Skąd o nim wiesz? – wtrącił się Harry

– Później ci wyjaśnię nie martw się

– A czemu mi nic nie powiedziałeś?

– Bo nie pytałeś Albusie – wzruszył ramionami – Za mną – rozkazał

Gdy dotarli na 5 piętro Kal podszedł do jednego z obrazów, który przedstawiał… drzwi?

– Taak teraz już wiem, czemu nie wiedziałem o tym przejściu, bardzo sprytnie – mrukną Dumbledore

– Avalon – Kal podał hasło a drzwi się otworzyły ukazując przejście

– Jak tu pięknie – zachwycał się Harry, gdy tylko znaleźli się w środku
dużego okrągłego pomieszczenia

Pomieszczenie te był ogromne pośrodku stał gigantyczny stuł, przy którym spokojnie zmieściłoby się przynajmniej 300 osób. Na blacie stołu wygrawerowany był wspaniały wizerunek smoka (z profilu) na podłodze rozciągał się dywan z wielkim herbem Hogwartu po obu stronach pokoju były drzwi.

– Drzwi po mojej prawej… Panie, drzwi po mojej lewej panowie…

– Wiesz Kal myślę, że nic się nie stanie jak dzisiaj się wyśpią z resztą trzeba przygotować ucztę powitalną i przedstawić ich uczniom…

– W sumie masz rację, ale wpierw niech rozstawią smoki w okuł szkoły

– Dobrze w takim razie uczta będzie za godzinę – dyrektor skinął głową i wyszedł wraz z Harrym.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sytia
Wojownik



Dołączył: 25 Maj 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:42, 31 Maj 2006    Temat postu:

No nie, naprawdę? Co ja widzę? Nie wierze!!
W końcu jest rozdział Smile

Błędy są, przytoczę ci jeden:
Cytat:
(...)Po kilku minutach chłopak dostrzegł niewielki ruch za chwilę następny i kolejny, chłopak poderwał się z krzesła(...)

Tam powinien być przecinek, bo to zdanie można różnie rozumieć.
Po pierwsze: Chłopak dostrzegł ruch i kolejny chłopak wstał z miejsca
Po drugie(i tak chyba powinno być): Chłopak dostrzegł ruch, a potem kolejny i wstał z miejsca.

Fajny rozdział, masz u mnie plusa, bo ja bardzo lubię Syriusza.

Pozdrawiam, Sytia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Śro 17:48, 31 Maj 2006    Temat postu:

Ja też go lubię i mam co do niego pewne "plany" Twisted Evil Twisted Evil

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cissy
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamek Czarodzieji Słońca i Księżyca

PostWysłany: Śro 17:51, 31 Maj 2006    Temat postu:

No bravo!!!!! Nareszcie rozdział... Jak zwykle wciągający i ciekawy... I love dragons!Czekam na ciąg dalszy....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Sob 12:10, 03 Cze 2006    Temat postu:

Mam gudniusa Razz rozdział pewnie jutro się pojawi Smile hehe mam niecałe 3 stronki worda Confused tak jakoś wena mnie w nocy nawiedziła hehe pisał bym dalej ale zasneło mi się Laughing Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cissy
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamek Czarodzieji Słońca i Księżyca

PostWysłany: Sob 19:22, 03 Cze 2006    Temat postu:

Notka... SUPER!!!! Gratuluję weny... I z niecierpliwością czekam Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Sob 23:13, 03 Cze 2006    Temat postu:

No i kolejny rozdzialik miłego czytania Razz .................
_____________________________________________________________

ROZDZIAŁ X


Wielka Sala powoli zaczęła się zapełniać uczniami każdy, kto wszedł rozglądał się z zaciekawieniem… nie było już chorągwi z godłami czterech domów zamiast nich wisiały tylko godła Hogwartu dostawiony był także dodatkowy stół wzdłuż stołu nauczycieli, jak cała sala zapełniła się podnieconymi głosami dyrektor wstał ze swojego miejsca uciszając tym samym wszystkich.

– Na początek chcę coś ogłosić – przemówił dyrektor – jak wiecie Lord Voldemort zaatakował Londyn i w moim interesie leży dobro tej szkoły, więc została sprowadzona tu elitarna grupa czarodziejów, która ma za zadanie chronić Hogwart… czyli was. Dodatkowo do ochrony w okuł zamku zostały rozstawione smoki. – cała sala słuchała w wielkim skupieniu dyrektora – nim rozpoczniemy ucztę wstańmy i powitajmy naszych gości

W tym momencie drzwi WS otworzyły się i do środka zaczęli wchodzić owi ludzie, uczniowie natychmiast skierowali wzrok na nich, mieli na sobie dziwne jedno litego koloru zbroje, ale różniące się inną barwą, choć niektórzy mieli w kilku kolorach do tego mieli jeszcze zielono-srebrne peleryny z namalowanym czarnym smokiem otoczonym pierścieniem ognia… szli równym i pewnym krokiem jedną rękę mieli położoną na rękojeści mieczy a drugą trzymali za plecami pod peleryną, gdy ostatnia osoba weszła drzwi do WS zamknęły się.

– Drodzy uczniowie przywitajmy naszych gości – powiedział poczym cała sala wypełniła się brawami

– Witajcie w Hogwarcie! – przywitał gości Dumbledore skinąwszy głową
– Zapraszam do stołu! – wskazał ręką na pusty stół

Gdy tylko usiedli stoły aż ugięły się pod ciężarem potraw, które właśnie się pojawiły

– Smacznego – dodał na koniec Albus

Po paru minutach Wielka Sala wypełniła się zaciekłymi rozmowami na temat „gości”

– Sporo ich – zauważył Ron

– No i dobrze przynajmniej mamy pewność, że nikt niepowołany tu nie wejdzie – powiedziała Hermiona

– Racja – poparła dziewczynę Jessica

– Ech… szkoda, że nie ma tu Syriusza – westchną Harry

– Nie martw się niedługo wyjdzie ze skrzydła – pocieszył go Ron

– Taa znając Pomfrey te „niedługo” może się trochę przeciągnąć

– Hehe coś mi się widzi, że jutro opuści skrzydło – zaśmiał się Ron

– Ciekawe skąd Kal ich wytrzasną – Harry wskazał brodą na ochronę zamku zmieniając tym samym temat

– Nie mam pojęcia – przyznała Hermiona

– A czy to ważne – Ron wzruszył ramionami i wepchną sobie do ust pieczonych ziemniaczków

– Myślę, że tak przynajmniej mieli byśmy jako takie pojęcie, co to za jedni – dodała Jessica

– Ciekawe czy oni też są za tym… – mruczała do siebie Hermiona

– Za czym? I kto? – zainteresowała się Jessica

– Za uwolnieniem skrzatów domowych – oświadczyła z powagą

– No Ne… ermiono owy yskakues s tą wszą? – powiedział z ustami pełnymi ziemniaków

– Po pierwsze nie wszą tylko W.E.S.Z’ą a po drugie nie mówi się z pełnymi ustami

– Czepiasz się z resztą to wszystko nie ma sensu

– JA się czepiam?! I co jest bez sensu?!

– No i znów się zaczyna – westchną Harry

– Oni tak zawsze? – spytała Jessica

– Taak, czasem mam już ich dość nawet nie chce mi się ich uspokajać…
– …Jess? – dodał po chwili

– Tak, Harry

– Niedługo pewnie będzie wypad do Hogsmade i…

– Tak?? – dziewczynie serce mocniej zabiło

– …czy… wybierzesz się tam zemną? – wypalił

– Naprawdę?

– Jeśli nie chcesz to…

– Pewnie, że chcę – ucieszyła się dziewczyna

– Naprawdę? – powiedział uradowany

– Jasne, wiesz nigdy w nim nie byłam a zawsze chciałam go odwiedzić

– To będziesz miała okazję… tylko jeszcze nie wiem, kiedy jest wypad

– Oby jak najszybciej – powiedziała z uśmiechem

Tym czasem Kal siedząc obok dyrektora spoglądał na swoich jeźdźców w końcu jego wzrok padł na jednym wolnym krześle…

– Owdenie – zwrócił się do najbliżej siedzącego mężczyzny

– Tak panie?

– Gdzie jest Sleeth?

– Rozstawia strażników (smoki przyp. Autor) panie

– Aha

– Powiedział, że zajmie mu to najwyżej pół godziny a niema go już prawie godzinę, więc zaraz powinien być – oznajmił

W tym samym momencie drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku to był…

– Sleeth?

– Braciszku, mamy problem

– Co się stało?

– Wracałem właśnie do zamku, gdy… coś odwróciło uwagę smoków kilka z nich poleciało to sprawdzić… no i za chwilę zaatakowały mnie te przeklęte latające szczury – mówił łapiąc co i raz oddech – zabiłem czterech ale reszta uciekła… mam nadzieję

Widać, że mężczyzna walczył miecz, który trzymał w ręku ociekał jakąś czarną mazią jak większa część jego ubrania także była poplamiona… była to krew.

– Cholera, w jaki sposób udało im się odwrócić ich uwagę przecież…

Niestety nie dane było mu dokończyć w tym momencie rozległ się przeraźliwy pisk i odgłos machających skrzydeł, był coraz głośniejszy jakby nadlatywała chmara owadów

– GHAZNETH!! – rykną Kal

Jak na komendę jeźdźcy poderwali się z krzeseł wyciągając miecze sekundę później do Sali przez okna wleciało dziesięć dziwacznych stworzeń, byli dobrze zbudowani ale za to mieli długie i cienkie kończyny z wyglądu przypominały wielkie owady jeden z nich wyglądał jak połączenie człowieka z pszczołą.

Uczniowie na ich widok zaczęli wrzeszczeć i chować się pod stołami.

– Zabić te ścierwo! – padł rozkaz

– Zaczekaj Władco Smoków! – przemówił największy z Ghazneth

– Czego! – warkną Kal

– Mam wiadomość dla ciebie od Mrocznego Lorda

– Doprawdy? – rzekł z ironią – cóż to za wiadomość?

– Masz coś, co należy do Niego i chce To odzyskać, jeśli zwrócisz Mu Księgę Umarłych to pozostawi w spokoju twoje królestwo…

– Moje królestwo? Ono już nie istnieje zniszczyliście je! – krzykną z furią w głosie a jego oczy zapłonęły błękitnym ogniem – a księgi mu nie oddam! GIŃCIE!!! – ryknął

To trwało ułamek sekundy Kal zaatakował najbliższe trzy stwory z niesamowitą szybkością i siłą zginęli natychmiast jego miecz siekał kolejnych wrogów a jego gniew kipiał w nim, z dziesięcioosobowej delegacji zostało tylko dwóch Ghazneth ten, co przekazał wiadomość i jeszcze jeden.

– Jeszcze się spotkamy – sykną i wyfruną przez okno

– Nie mogę się doczekać – krzykną Kal
– Niech 50 ludzi przeszuka cały zamek może być więcej tego ścierwa, 40 niech sprawdzi błonia a reszta niech patroluje okolice na smokach – po chwili Kal zaczął wydawać rozkazy

– Tak jest panie! – zawołali i ruszyli wykonać polecenia swego Króla

– Albusie – zwrócił się do wciąż oniemiałego dyrektora – Albusie! Zwołaj zakon!

– C… Co to było?! – wyszeptał blady – nigdy czegoś takiego nie widziałem!

– Nie czas na wyjaśnienia musisz wezwać Zakon Feniksa

– Dobrze – odpowiedział – a ty gdzie idziesz? – dodał widząc jak zmierza ku wyjściu

– Idę sprawdzić, co odwróciło uwagę strażników – rzekł i już go nie było

W Wielkiej Sali zapanował chaos wszyscy przekrzykiwali się nawzajem nawet nauczyciele byli tym wstrząśnięci

– CISZA! – po WS potoczył się głos dyrektora – proszę o spokój, sytuacja została opanowana ale do póki zamek będzie przeszukiwany zostaniecie tutaj

– Hagridzie zabierz stąd to coś i zanieś je do lochów – zwrócił się do gajowego

Gdy ciała znikły Dumbledore usuną ślady krwi

– Tę noc spędzicie w Wielkiej Sali pilnowani przez nauczycieli i aurorów, których zaraz sprowadzę i niewolo wam opuszczać WS– oznajmił

– Noc? Jak to noc, przecież… – zdziwił się Malfoy

– Tak wiem do wieczora jeszcze daleko, ale zamek jest wielki i przeszukiwanie zajmie dużo czasu

– A jeśli to coś wróci? – odezwała się jakaś roztrzęsiona krukonka

– Zapewniam was, że nie wróci – machną skomplikowanie różdżka i w oknach pojawiły się stalowe kraty – a teraz wybaczcie obowiązki wzywają – i wyszedł w pośpiechu


– Na wściekłe gargulce, co to było?! – wrzasną Ron do przyjaciół

– Mnie nie pytaj… okropne istoty – powiedziała Jessica

– Zaraz, jak to on nazwał te stwory… kazeth? – spytała Hermiona

– Ghazneth – poprawił przyjaciółkę Harry – słyszałaś o nich?

– Wydaje mi się, że gdzieś już o nich czytałam… ale nie pamiętam gdzie

– A widzieliście naszego nauczyciela OPCM’u! – wtrącił się Ron

– Tak a co? – odpowiedzieli

– Widzieliście jak walczył to było niesamowite – zachwycał się

– A jego oczy? Gdy tamten stwór wspomniał coś o jego królestwie, Kal dostał szału i…

– …i zapłonęły błękitnym światłem a raczej ogniem – dokończył Harry za Hermione

– On nie jest tym, za kogo się podaje – dodała niezrażona

– Taak już wcześniej to zauważyłem – mrukną Harry

– To coś wspomniało o jakiejś Księdze Umarłych jak myślisz Harry – zwrócił się Ron do przyjaciela – po co ona Sam-Wiesz-Komu?

– Wole nie wiedzieć z resztą pewnie jak zwykle temu szaleńcowi chodzi o władzę – wzruszył ramionami

Pół godziny później pojawił się dyrektor z całym Zakonem Feniksa. Mijały godziny a wszyscy dalej siedzieli w WS niektórzy przechodzili od stołu do stołu wymieniając się uwagami na temat ataku i nauczyciela OPCM’u.

Mijały kolejne godziny a na zewnątrz zapadł już zmrok… nadal nie było żadnych wieści od kogoś z ochrony i Kal także się nie pojawił.
Koło jedenastej do Sali wszedł dyrektor usuną stoły i wyczarował wszystkim śpiwory nakazując wszystkim iść spać, godzinę później oprócz nauczycieli i członków zakonu krążących pomiędzy uczniami nie spała tylko jedna osoba… Harry Potter jego myśli krążyły w okuł jego nauczyciela Obrony „Kim jesteś Kal?” myślał ale było jeszcze cos jakaś dziwna mgła ogarniała jego umysł próbował z tym walczyć ale z każdą chwilą tracił kontakt z rzeczywistością… zasnął.

– Harryyyy… Pottteerrr… – rozległ się tajemniczy głos

– Kim jesteś?! – zawołał wystraszony chłopak

– Niee… lękaj sięęę… chodź… – odpowiedział ten sam głos

Chłopak ostrożnie ruszył przed siebie ciemnym korytarzem po kilku minutach w oddali dostrzegł światło nie zwolnił tępa szedł jakby był prowadzony przez niewidzialną rękę wiedział, co się z nim dzieje i czuł, że jest bezpieczny.

– Gdzie ja jestem? – spytał a odpowiedział mu nie jeden głos ale całe mnóstwo różnych dźwięcznych, dochodzących ze wszystkich stron i nachodzących na siebie głosów.

– Jesssteśśś… w miejssscuuu…

– …w… którymmm… wszyssstko się zaczynaaa…

– …i w którymmm… wszyssstkooo… ma…

– …sswójj… konieeeccc…

– …wejdź… do środkaaa…

– …a poznaszszsz… swojeee… przeznaczenieee…

– …wybrańcuuu…

–Ale kim jesteście?! O co tu chodzi?! I co Ja tu robię?!?! – dopytywał się chłopak

– Jesteśmy… eśmy… my…

– …pradawnymi… ymi… ymi…

– …istotami… ami…

– …strażnikamiii… amiii… równowagi… wagi…

– …na świecie… ecie…

– Wielkie złoo… zło… o… powróciło… ciło… na ziemię… mię…

– …i tylko… ylko… tyy… możesz… esz… je zniszczyć… czyć…

Harry słuchał tych „głosów” ze zdumieniem oczywiście domyślał się, o jakie zło im chodzi… Voldemort w końcu według przepowiedni tylko on może go pokonać.

– …leczcz… nie zdołasz… go pokonaććć… mocą… ocą, którą… posiadasz… asz… obecnie…

– Pan… an… Ciemności… ości… jest potężny… ny…

– …i będzie… jeszcze… eszcze… potężniejszy… ejszy…

– …potężniejszy… niż… iż… kiedykolwiek… wcześniej… śniej…

– Więc jak mam go pokonać? – załamał ręce chłopak

– Nie możemy… emy… dopuścić… by zło… o… wygrało… ało…

– …przyjmij… więc… ęc… dar Pradawnych… awnych…

– …czy… yy… jesteś… esteś… gotów?… ów?…

Chłopak nie wiedział czy ma się zgodzić czy też nie, w końcu kiwną twierdząco głową.

– Wybór dokonany… – rzekł chór głosów

W tym momencie chłopaka ogarnęło jasne złoto zielone światło poczuł jak moc przenika każdą cząstkę jego ciała pojawiły się srebrne, grube promienie, które zaczęły krążyć w okuł niego, aby po chwili wniknąć w jego ciało. Poczuł jak wypełnia go moc, ogromna moc, podczas gdy owa moc wypełniała go ponownie rozległy się mistyczne głosy pradawnych

– Dar Pradawnych… w sobie masz… potęgą światła będziesz władać mógł… moc ta została utkwiona w czystej duszy twej… by uwolnić ją stracić wpierw musisz coś… lecz wyboru dokonał już za ciebie ktoś…

Kiedy głosy umilkły srebrne promienie zostały wchłonięte w ciało a złoto zielone światło w okuł chłopaka znikło.

– To było niesamowite, cudowne uczucie – wydusił oszołomiony

– Bądź błogosławiony wybrańcu dobra… – chór głosów ucichł a Harry zapadał powoli w ciemność.

Otworzył powoli oczy i rozejrzał się, był w Wielkiej Sali starał sobie przypomnieć, co mu się śniło, ale nie mógł jakby coś go blokowało… spojrzał na śpiących uczniów jeden przy drugim zdziwił się mocno, gdy zobaczył, kto obok niego śpi… „Jessica?!?!” pomyślał

– Widzę, że nie śpisz Harry – usłyszał cichy głos nad sobą spojrzał w górę prosto w twarz Kala

– Właśnie dopiero co się obudziłem – rzekł cicho

– Słuchaj mógłbym z tobą porozmawiać Harry?

– Jasne

– Ale nie tu chodźmy do mojego gabinetu


– Pamiętasz jak mówiłem, że opowiem ci o wszystkim, gdy nadejdzie czas? – Odezwał się Kal gdy obaj siedzieli w wygodnych fotelach.

– Tak pamiętam

– Ten czas właśnie nadszedł… zacznę od początku.
Jestem Kalgalath Czarny zwany Władcą Smoków i Król Avalonu – wstał i skłonił się z gracją – Avalon jest a raczej był wspaniałym królestwem, ale został zniszczony podczas wojny, o której kiedyś już mówiłem… i nie mogłem wrócić by pomóc mej ukochanej w jego odbudowie i nigdy pewnie tam nie wrócę…

– Czemu miałbyś tam nie wrócić? – spytał chłopak a Kal spojrzał na niego smutno

– Bo przejście między tamtym światem a tym zostało zniszczone w dwa dni po naszym przybyciu tutaj moim, moich ludzi to ci których widziałeś na błoniach, smoków i Godryka Gryffindora

– Co?! Ale to by wychodziło, że masz z tysiąc lat!

– Mam znacznie więcej, widzisz Harry my Avalończycy jesteśmy nieśmiertelni

– To ile masz lat?

– Dokładnie 847 tysięcy 498 lat

– I… ile? – chłopak aż spadł z fotela gdy to usłyszał

– Faktycznie sporo – uśmiechnął się

– Mówiłeś, że jesteś Władcą Smoków… co to znaczy?

– To znaczy, że mogę rozmawiać ze smokami i potrafię się zmieniać w takowego stąd mój przydomek „Czarny”

– Super! - ucieszył się

– Nie będę ci wszystkiego dokładnie opowiadał, bo nie mamy tyle czasu, ale na razie powiem o istotnych sprawach.
Pewnie zastanawiasz się, co to były za szkarady na uczcie? Otóż zwą się Ghazneth i są wyjątkowo niebezpieczni jedna Avada na nich nie wystarczy, co najwyżej spowolni je, jeśli chcesz jednego z nich zabić musisz użyć zaklęć starożytnych, których cię uczyłem a najlepiej służy do tego magiczny miecz obojętnie, jakie zaklęcia są w nim zawarte musi być magiczny.

Ich pan Szalony król Boldovar jest najgorszy z całego Hellionu i… lepiej nie pytaj, czemu ma przydomek „Szalony” powiem tylko, że dorobił się go w bardzo… krwawy sposób. Co jeszcze chciałbyś wiedzieć?

– Jeden z tych Ghazneth wspomniał coś o Księdze Umarłych, co to takiego?

– W księdze tej są zapisane najmroczniejsze i najbardziej śmiercionośne formuły, jeśli Volemort dostanie ją w swoje łapska i połączy z Czarnym Kryształem… to będzie koniec wszelkiego życia

– A nie można jej zniszczyć?

– Próbowaliśmy i nic z tego nie wyszło

– Właśnie powiedz, w jaki sposób kontrolujecie smoki i czemu mają taki kolorowe stroje?

– Smoki same wybierają sobie właściciela tym samym łączą się ze sobą więzią umysłową… rozmawiają telepatycznie wyczuwają, gdy jedno z nich ma kłopoty i rozumieją mowę innych smoków. A czemu ludzie są tak ubrani? Bo po wybraniu sobie pana smok oddaje kilka łusek, z których robi się pancerz jeźdźcowi i dla tego maja takie kolory by odpowiadały każdemu smokowi

– To musi być niesamowite mieć taką zbroje

– To prawda, bo zbroja sama w sobie jest niesamowita… Jest bardzo lekka i bardzo wytrzymała odbija większość klątw i uroków a do tego bardzo wygodna

– Wiesz przydałaby mi się taka...

Kal uśmiechną się szeroko i wstał z fotela i znikł za drzwiami do sypialni a po chwili wrócił niosąc coś w rękach

– Mam tu coś dla ciebie niech będzie to spóźniony prezent urodzinowy

– Co to jest? – spytał Harry

– To jest jajo – odparł

– Jajo? – zdziwił się

– Tak jajo… smoka

– Naprawdę?!?!

– Taak mam go od bardzo dawna zabrałem go z Avalonu z nadzieją znalezienia mu godnego właściciela… i oto go znalazłem… ciebie Harry

– C… co, mnie?!?! A… ale co ja zrobię z takim ogromnym zwierzakiem?

– Ten smok jest wyjątkowy, bo były tylko dwa takie jaja jedno zostało w Avalonie a samica wykluła się jakieś 4000 lat temu, ty Harry masz samca

– No dobra, ale co ja z nim zrobię jak dorośnie?

– Nie martw się będzie zaledwie dwa razy większy do twojej sowy śnieżnej powinien wykluć się za jakiś tydzień

– Dzięki… ja naprawdę… nie wiem, co powiedzieć

– Wystarczy, że się zgodzisz – mówiąc to wyciągną jajo wielkości strusiego w stronę chłopaka

– Zgoda – i wziął je do rąk, gdy to zrobił jajo rozjarzyło się pomarańczowym światłem i po chwili zgasło

– A więc załatwione od tej pory jesteście ze sobą połączeni

Chłopak uśmiechnął się szeroko na samą myśl, jaką minę zrobią jego przyjaciele jak powie im o smoku

– Niedługo będzie świtać lepiej idź i prześpij się trochę

– Ale dyrektor zabronił opuszczać Wielką Sale…

– To już nie aktualne, jest czysto

– To na razie i dzięki za prezent

– Nie ma, za co aha i jeszcze jedno o dwunastej pierwszą lekcję masz ze mną, więc mam nadzieje, że przyjdziesz… chcę urządzić mały pojedynek – powiedział

– Oczywiście, że będę – odparł z uśmiechem Harry – znikł za drzwiami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Olci@
Gość






PostWysłany: Nie 9:47, 04 Cze 2006    Temat postu:

Boże to jest boskie już nie mogę się doczekać następnego rozdziału mam nadzieję że niedługo go napiszesz
Powrót do góry
seb@^
Obywatel



Dołączył: 01 Cze 2006
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie powiem...

PostWysłany: Nie 10:51, 04 Cze 2006    Temat postu:

czekam na next Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sytia
Wojownik



Dołączył: 25 Maj 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 11:26, 04 Cze 2006    Temat postu:

Błęęęęęędyyyy, o booooożżżżżeeeeeee chyba więcej niż zwykle. No co ty? Kropki nie umiesz postawić?

A tak poza tym jest fajne. Ciekawe co musi stracić Harry, żeby uwolnić te moc.

Pozdrawiam, Sytia


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sytia dnia Nie 12:02, 04 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania ze świata Harrego Pottera Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin