Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna MITHGAR ŚWIAT FANTASY
FORUM ZOSTAŁO PRZENIESIONE NA http://mithgar.jun.pl/
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Harry Potter i historia pradawnych
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania ze świata Harrego Pottera
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Pią 14:05, 01 Wrz 2006    Temat postu:

ciesz sie puki możesz bo przypadkiem może je dostać. a wtedy moze mi odpuści łuskowaty gad jeden.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nex
Obywatel



Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:43, 04 Wrz 2006    Temat postu:

Wampirek, świetnie piszesz Very Happy Normalnie chyba dołącze do tego oślizgłego gada Razz Jak cie troszke potorturujemy to może nawet nowy rozdział sie szybciej pojawi Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Wto 22:17, 05 Wrz 2006    Temat postu:

Oj nie wiem nowy rozdział na razie tylko w głowie, bo za dużo pomysłów na raz i nie wiem, co pisać. Więc nawet inkwizytorskie tortury by nie pomogły. A co dopiero marne w tym zakresie umiejętności Voldemorta i zgrai facecików w czarnych pelerynkach i seksownym tatuażem?

Niezbadane są ścieżki, którymi przyszło nam kroczyć


Wasz uniżony sługa (wybaczcie ten nie feministyczny zwrot, którym chciałam pokazać, że wcale nie jestem taką wojującą feministką tylko czasem krytykuje skrajną głupotę tych ułomnych stworzeń, które od biedy zwą mężczyznami a które są tylko marnymi imitacjami tego, co chodziło po ziemi kiedyś)

Wampirek


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Wto 22:39, 05 Wrz 2006    Temat postu:

Jak to topshe, że ja nie jestem człowiekiem:D... (choć i tak czuje się dotknięty Confused )

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nex
Obywatel



Dołączył: 02 Wrz 2006
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:59, 06 Wrz 2006    Temat postu:

Tylko czasem??? Oj wampirek, ty hcyba siebie nie czytałaś Smile Ale i tak baby górą RazzRazzRazz W końcu więcej nas jest na tym forum niż facetów Very Happy Aravan... Nie czuj się dotknięty Smile Jesteś jednym z niewielu, którzy sie nie wliczają do tej grupy Smile Ale co do reszty.... Bez komentarza Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Nie 19:11, 17 Wrz 2006    Temat postu:

Rozdział 16

Za stworzenie sceny tortur bardzo dziękuję Smokowi i w ogóle dedykuje mu ten rozdział w zamian za utrzymywanie przy życiu



Wszedł do gabinetu opiekuna swojego domu nawet nie pukając. Severus siedział swym zwyczajem, ze szklaneczką whisky w ręku, wygodnie ułożony w fotelu. Wyglądał jakby spał, jednak Deimon wiedział, iż gdyby zamiast niego weszła tu osoba nieproszona to teraz znajdowała by się prawdopodobnie przyciśnięta do ściany z różdżką wbitą w krtań. Cóż w końcu to tylko takie zboczenie zawodowe.



- Mam nadzieje, że nie przeszkadzam.



- Nawet gdybyś przeszkadzał to byś sobie nie poszedł – mruknął mężczyzna leniwie podnosząc powieki i spoglądając na niego, a jego twarz zastygła w grymasie przerażenia. Jakimś cudem w jednej chwili siedząc na fotelu w następnej boleśnie wylądował na ziemi. Najwyraźniej nawet nie zdawał sobie z tego sprawy zajęty wpatrywaniem się w podopiecznego z otwartymi ustami. Deimon uśmiechnął się tylko zastanawiając się jak zareagują inni.



- Mógłbyś się już podnieść - stwierdził.- Nie w smak mi kiedy ktoś wije mi się pod stopami.



Mężczyzna jakby dopiero teraz zrozumiał co się stało i wolno poniósł się na fotel mrucząc pod nosem coś co brzmiało jak przekleństwa i groźby rzucane pod adresem niebezpiecznych dla społeczeństwa ludzi. Snape jeszcze raz spojrzał na niego wzrokiem kręcąc głową oraz zacinając usta w wąską linię najwyraźniej chcąc powstrzymać się od komentarza.



- Chciałbym, abyś dziś wybrał się ze mną do Kanionu Dusz.



- Kanionu dusz?



- Ta… mam tam umówione spotkanie, jednak po nim prawdopodobnie nie będę w stanie sam wracać. Dlatego muszę mieć jeszcze kogoś.



Severus wpatrywał się w niego w zamyśleniu. W umyśle szukał wszelakich wzmianek o tym tajemniczym miejscu. Jedyne co mu się z tym skojarzyło to zamek szalonego krzyku, w którym mieszkała pani spokojnych huraganów.



- Wampirzyca o stu twarzach – rzekł młodzieniec przerywając mu rozmyślania.- Widać jednak czegoś was tam uczą w zaświatach.



- Ty się naszej szkoły nie czepiaj.



- Jakżebym śmiał… - odparł podchodząc do drzwi i już stojąc na korytarzu dodał:- Do zobaczenia, staruszku!



Śmiał się w duchu słyszą stłumiony huk odpadającego gruzu, ponieważ mężczyzna musiał użyć dość perfidnego zaklęcia. Już z daleka słyszał gwar Wielkiej Sali, gdy jednak wszedł do środka wszystko umilkło. Ze zdziwieniem stwierdził, że wszyscy wpatrują się w niego, a niektórzy leżą płasko na ziemi lub po prostu siedząc jakby nogi się pod nimi ugięły. Wzruszył tylko ramionami kierując się w stronę przyjaciół. Z satysfakcją stwierdził, iż ich również zamurowało.



-Smoczku, zamknij te usteczka, bo ci muszek nawpada i nasza bogini nie będzie cię już chciała – rzekł. Jego słowa ich otrzeźwiły, bo wrócili do przerwanej rozmowy co jakiś czas jednak patrząc na niego, ale tak jak Severus nie skomentowali jego stroju. Zastanawiał się co oznacza ta zmowa milczenia bynajmniej nie przestrzegana przez resztę szkoły. Co rusz słyszał jak jakieś dziewczyny szeptały za nim po cichu co chwila wybuchając śmiechem. Sam się roześmiał, gdy usłyszał jak jakaś siódmoklasistka z Hufflepuff’u mówi, że w tych spodniach ma jeszcze bardziej zgrabny tyłek niż w czarnych, które zwyczajowo nosił. Doprawdy nie sądził, iż wygląd jego tyłka jest tematem dyskusji pośród dziewczyn. Co prawda słyszał, że na szóstym i siódmym roku ustawiano zakłady, która zaciągnie go do łóżka szybciej, ale… pokręcił głową z rezygnacją. W ekspresowym tempie wręcz załatwił sprawę wysłania kogoś do Ministra Magii, a dokładniej w niedemokratycznym głosowaniu oraz w akcie odwetu za nie przespane noce miał się tym zająć Dario. Niestety nie trafił w czas i Kimantsi niestety spała. Zostawił dzieciaki samym sobie w Hadesie, a sam skierował się w stronę Wrzeszczącej Chaty jednak nie zatrzymując się koło niej, a ruszając dalej. Jednak już po jakimś czasie wyczuł, że coś jest nie tak. Jego zmysły od czasu przemiany wyostrzyły się jeszcze bardziej i należały do najsilniej obciążonych teraz w jego DNA, a z człowieka było może pięć procent. Jednak reszta były to pozostałości po przodkach z wszelakich rodzajów nieludzi. Czasem ciężko było zapanować nad nową naturą, lecz w takich momentach dziękował za to. Zwłaszcza, iż został otoczony przez prawie cały Wewnętrzny Krąg. Miał co prawda szanse uciec, ale już po chwili poczuł jak jednocześnie uderza w niego piętnaście zaklęć. Upadł ciężko na ziemie, a po kilku sekundach poczuł jak ktoś chwyta go za ramię przenosząc do jakiejś wielkiej mrocznej sali. Skupił się na jednym punkcje starając się odzyskać władze nad ciałem w takich chwilach dziękował za to, że niewiele pozostało w nim już z człowieka. Podniósł się z ziemi dyskretnie rozglądając się wokół i szacując szansę na ucieczkę. Pomieszczenie było ogromne, jednak prowadziło do niego tylko jedno wejście teraz zatrzaśnięte magicznymi wrotami. On sam stał otoczony przez krąg Śmierciożerców. Popatrzył przed siebie, gdyż na wielkim tronie zasiadał nie kto inny jak sam Lord Voldemort. Uśmiechnął się do siebie, ponieważ wiedział, że szanse ucieczki stad są minimalne, a skoro nie można uciec to przynajmniej można sprawić jak najwięcej kłopotu.



- Widzę, iż wreszcie zacząłeś tresować swoje pieski Tom – odezwał się pewnym głosem.- Brawo choć tak długo milczałeś, że sadziłem, iż zwątpiłeś w te swoje bzdurne idee.



- Widzę, że nie zapomniałeś języka w gębie – warknął potomek Slytherina, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie, który prawdopodobnie miał być uśmiechem. Wstał on z tronu i teraz dopiero Deimon zobaczył, iż oprócz Mrocznego Znaku wyrzeźbionego na górnej części oparcia pod nim był jeszcze jeden. Głowa tygrysa. Parsknął śmiechem, a co niektórzy Śmierciożercy wzdrygnęli się słysząc ten dźwięk. Siostra wielokrotnie mówiła mu, że przypomina on złowrogie warczenie wilka niosące się echem ponurą nocą podczas pełni.



- Z moim językiem jest wszystko w porządku, jednak zastanawiam się czemuż to zawdzięczam zaproszenie na tą audiencje - powiedział.- Doprawdy pochlebia mi, iż pofatygowałeś się nawet zapewnić mi tu transport. Czyżbyś zaczął robić się miły.



Voldemort tylko przechylił głowę jak wąż zastanawiający się czy ofiara jest warta jego fatygi czy może powinien sobie odpuścić. Najwyraźniej jednak uznał, iż jest wart zachodu, gdyż podszedł do niego zatrzymując się zaledwie na odległość małego kroku przed nim. Pochylił się sycząc mu wprost do ucha.



- Mam dla ciebie propozycje – zaczął.- A raczej dwie opcje do wyboru albo staniesz po mojej stronie przysięgając mi wierność stając się Śmierciożercą oraz moją prawą ręką albo zginiesz. Co wybierasz – odsunął się od niego uważnie jednak wypatrując jakichkolwiek uczuć na jego twarzy co było bezowocne.



- Jak mniemam trzeciej ewentualności nie ma? Cóż doprawdy kusząca propozycja, jednak moja dusza samobójcy w połączeniu z instynktem samozachowawczym każe mi wybrać ewentualność b. Przykro mi.



Przez mgnienie oka wydawało mu się, iż dostrzegł w jego wzroku podziw, lecz w następnej chwili czerwonooki stał już tyłem do niego.



- Zabawcie się z nim, jednak tak, aby go nie zabić. Jeszcze nie teraz.



Deimon napiął mięśnie słysząc jego głos, ale w następnej chwili je rozluźnił tak jak go uczono, gdyż wiedział, że wtedy łatwiej przyjąć ból. Już po chwili poczuł pierwszy Cruciatus rzucony prze Bellatrix, która z wyciągniętą różdżką i ściągniętą maska stała przed nim. Z coraz bardziej wściekłą miną i niedowierzaniem w oczach patrząc na Deimona, któremu nie drgną nawet jeden mięsień pod jej klątwą, a twarz nadal pozostawała spokojna. Mimo tego pozornego spokoju zimny pot pojawił się na jego plecach, gdy zobaczył jak piątka Śmierciożerców rozkłada mugolskie narzędzia do tortur. Wiedział, że tylko jeden z nich ma takie zamiłowania. Avery. Wspomniany Śmierciożerca z jakimś podnieceniem w ruchach zaczął wyciągać swoje zabaweczki jak je pieszczotliwie określał. Jakby hiszpańskie buty mogły służyć do zabawy, a nie miażdżenia nóg. Układał je na pokrytym czarną tkaniną stole. Następnie wyjaśniał mu bardzo szczegółowo działanie co bardziej nieprzyjemnych przyrządów, jednak niepotrzebnie, gdyż on, aż za dobrze znał ich przeznaczenie, a dzięki Tengelowi potrafił się nimi posługiwać w sposób mistrzowski. Nawet zadawał pytania dotyczące rzeczy, które widział pierwszy raz lub zostały najwyraźniej zmodyfikowane wedle zlecenia Avery’ego. Wiedział, że to przedstawienie miało na celu skruszenie jego oporu lub przestraszenie go, lecz aby wywołać na nim taki efekt potrzeba czegoś więcej niż nagrzanych do czerwoności prętów, rozgrzanej smoły czy skalpeli chirurgicznych, gdyż to wydało mu się ciekawe zwłaszcza, iż miał do czynienia ze Śmierciożercami, ale jak to mówią paradoks królem. Jeden ze sług Riddle’a spętał jego dłonie niewidzialnymi łańcuchami za plecami i jednym szarpnięciem unosząc je równolegle do głowy. W teorii powinno to spowodować piekielny ból, zerwanie mięśni i ścięgien oraz wyrwanie ramion ze stawów. W rzeczywistości spowodowało tylko lekki ból, a także szarpanie w mięśniach. Przemiana spowodowała, że zmieniło się nie tylko jego DNA, ale i budowa szkieletu. Teraz był dziwną mieszanką istot, które kiedykolwiek weszły w jego rodzinę przekazując mu część genów. Ta zmiana swego czasu bardzo martwiła Tengela, ponieważ jego ciało mogło nie wytrzymać tak szybkiej zmiany zwłaszcza, że już teraz zostało w nim ledwo może pięć procent z człowieka. Uśmiechnął się miło do Śmierciożerców zdziwionych brakiem krzyków, a nawet charakterystycznego chrupnięcia zwykle towarzyszącego tej torturze.



- Skoro to cię nie rusza to zabawimy się inaczej. Avery w twoje ręce! – Śmierciożerca, który związał chłopaka odszedł na swoje miejsce.



- Zacznę od prawego boku – zadecydował wybrany sługa Voldemorta mówiąc na głos. Po kilku sekundach wziął jeden z noży i rozgrzał do zaklęciem czerwoności. W końcu powoli nacinał skórę chłopaka od pachy do biodra. Po chwili miał dwie identycznie biegnące wzdłuż ciała linie. Po krótkim zastanowieniu wybrał zakrzywiony kozik i zanurzył w cieczy znajdującej się w pojemniku obok, na którą składała się rozpuszczona sól w spirytusie. Nie spiesząc się naciął skórę oraz trzymając odcięty od ciała kawałek w drugiej dłoni ciął dalej, a co kilka sekund maczał nóż w cieczy. Twarz Deimona ściągnęła się z bólu, lecz nie krzyknął, a jedynie wydawał z siebie ciche syki, gdy Avery skończył trzymając w dłoni odcięty pasek skóry pokazał go chłopakowi, aby następnie polać ranę tą samą substancją, w której maczał nóż to samo zdobił z jego drugim bokiem.- Nie boli? Cóż to zrobimy inaczej – machną kilka razy różdżką a obok niego pojawił się stół inny niż wszystkie jego blat składał się z dwóch drewnianych belek złożonych w literę „X”- Przywiążcie go do tego – rzekł do kilku niższą rangą Śmierciożerców.- Dobrze, a teraz przytrzymajcie mu dłonie – dodał, gdy chłopak był gotowy do dalszej części „zabawy”.Ze stołu wziął kilkanaście małych i cienkich ostro zakończonych drewnianych patyczków poczym złapał jeden z palców chłopaka oraz wbił go pod paznokieć. „Facet jest niezły ciekawe, jakie jeszcze ma pomysły w tej swojej chorej głowie?” Pomyślał chłopak czując jak kolejne patyczki wbijają mu się w palce, ale nie krzyknął, gdyż nie mógł sobie na to pozwolić.



- Hej, Avery! Zademonstruj mu „łaskotki” – odezwał się jeden ze Śmierciożerców. Mężczyzna nic nie odpowiedział, a jedynie podszedł do stolika ze swoimi „zabawkami” i wziął do ręki wałek wysadzany milimetrowymi haczykami, którymi zaczął jeździć nim po brzuchu i klatce piersiowej chłopaka robiąc przy tym niesamowite rany. Po kilku minutach wtarł w nie sól, aby następnie powbijał w niego zaklęciem tysiące małych igiełek, które również zaklęciem rozgrzał do czerwoności po pięciu minutach Deimon został odwrócony na plecy, w które tuż pod skórą wbijane były długie oraz cieniutkie, niczym nić, lodowate niemalże palące zimnem metalowe druciki, a po chwili opuściły jego ciało, gdyż zostały wyrwane.



- W wasze ręce – oświadczył Avery do towarzyszy. Na szczęście inni nie byli tak pomysłowi, a więc przeważnie było Cruciatusy oraz Tormenta, ale trafiały się też inne równie paskudne klątwy. W końcu ponownie przywiązali go za ręce tak jak był wcześniej, aby raz oblewać go lodowatą wodą, a raz gorącą, lecz oczywiście miała ona domieszkę soli i spirytusu.



Voldemort już od jakiegoś czasu przyglądał się śmiałym poczynaniom swoich ludzi, gdyż zwabiła go powrotem niezwykła cisza, mimo, że już od dawna powinien słyszeć krzyki chłopaka. Teraz jednak widział jak jakiś niedawno przyjęty Śmierciożerca z wprawą uderza rzemiennym biczem nafaszerowanym ołowianymi kulkami plecy Deimona prawie rozszarpując go na szczepy, a ten tylko przy brutalniejszych ciosach wydaje cichy syk. Wiedział, że Tengel potrafi niewiarygodnie podnieść próg bólu w końcu sam tego doświadczył, ale nawet on nie potrafiłby tak wyszkolić chłopaka. W swoim życiu widział tylko jedną tak wytrzymałą istotę. Przyjrzał się uważnie dziełu swoich ludzi i stwierdził, że ciało młodzieńca jest całe pokryte ranami, oparzeniami i sińcami. Jego wzrok przykuło jasne odbarwienie na przedramieniu chłopaka ledwo widoczne pod krwią, lecz wydawało się, że całkowicie nie uszkodzone. Co jakiś czas rozbłyskiwało przytłumionym światłem. Nie zauważył tego wcześniej, gdyż skrywała to koszula, którą miał na sobie. Wynurzył się z cienia przyprawiając swoich ludzi niemal o atak serca i jednym ruchem dłoni kazał opuścić chłopaka. Znów się zdziwił, gdyż ten mimo nagłego kontaktu z ziemią nie upadł, a jedynie zachwiał się stając po chwili w miarę pewnie na nogach. Tylko po lekko zaciśniętych wargach poznał ile determinacji go to kosztowało. Na mgnienie w jego oczach pojawił się podziw.



- Głupi dzieciak i po co ci to było. Lubisz ból?



O dziwo w jego głosie nie było szyderstwa. Wbrew temu co głoszono wszem i wobec potrafił okazać szacunek, gdy coś na niego zasługiwało, a niechętnie musiał przyznać że nawet on nie wytrzymałby tego co przeszedł ten chłopak i miał jeszcze siłę stać prosto przed kolejnym potencjalnym oprawcą. Choć… kto wie. Nigdy nie był w takiej sytuacji. Chciał spojrzeć mu w oczy jednak te były zamknięte. Nawet gałki oczne nie poruszały się pod powiekami. Wyglądało jakby chłopak się na czymś skupił. Chwycił jego rękę jednym zaklęciem oczyszczając ją z krwi. Znak, który ukazał się jego oczom sprawił, że zatoczył się w tył. Mur z czarnych płaszczy zafalował zaaferowany. Voldemort opanował się szybko w głowie rozważając na ile znak mógł być prawdziwy. Wiedział, iż to nie ma sensu. Tego symbolu nie można podrobić. W przeciwieństwie do jego znaku nie istnieje zaklęcie potrafiące go przywołać i naznaczyć kogoś nieupoważnionego. Spojrzał w twarz chłopaka. Zobaczył jak powoli unosi powieki pozwalając mu spojrzeć w oczy koloru czystej śmierci o pionowych źrenicach i nieprzebytej głębi. Słyszał o tym. O oczach, w których można się zgubić. Powstrzymał się ostatnią resztką samokontroli, aby nie zanurzyć się w tym hipnotyzującym przyciągającym spojrzeniu. Odwrócił się szybko, a jego wzrok padł na głowę tygrysa widniejącą pod Mrocznym Znakiem na jego tronie.



- Paradoks królem – rzekł, a salę wypełnił jego zimny śmiech.



- Masz pięć minut, aby odejść – był świadomy dyskretnych zdziwionych spojrzeń wbitych w jego plecy. Nie zwracał na to uwagi. Poczuł jeszcze jedno dumne, niepokorne i szalone…



- W sumie wiedziałem, że jesteś zaprzysiężony pierwsza przysięgą ale nie miałem pojęcia, iż twoim celem jest przywrócenie Tygrysiego Tronu – stwierdził i roześmiał się dźwięcznym śmiechem elfa brzmiącym niczym najpiękniejsza muzyka tak obca dla tych murów.- Za jeden z głównych celów jednak wyznaczyłeś sobie zabicie mnie.



- Trzy minuty.



- Nie będę uciekał - oświadczył.- To nie w moim stylu. Nie w stylu mojej rodziny. Jeśli chcesz… zabij.



Czarny Pan odwrócił się błyskawicznie cicho wypowiedziane słowa rozbrzmiały złowieszczo w mrocznej sali. Zielony promień wypłynął z wyciągniętej różdżki, a ludzie za białymi maskami wstrzymali oddech czekając na nieuniknione, jednak zaklęcie minęło chłopaka o całe dziesięć centymetrów mimo, że ten nie poruszył się nawet o milimetr. Siła uderzenia zniszczyła połowę przeciwległej ściany.



- To chyba jakaś klątwa od wieków mówiono, że mężczyźni z mego rodu umierają we własnych łóżkach. Co o tym sądzisz?



- Sadzę, iż zaczynasz robić się bezczelny.



Deimon tylko się uśmiechnął rozcierając zdrętwiałe nadgarstki. Niektóre rany już zaczęły się goić, jednak nie miał szans, aby w takim stanie walczyć ani uciekać. Ze wszystkich sił starał się nie myśleć o bólu.



- Skąd ta pewność, że cię nie zabije?



Popatrzył mu w oczy i odpowiedział z najprościej jak mógł:



- Przysięgałeś…



Salę znów wypełnił niemiły śmiech.



- I byłeś tak pewny, że dotrzymam przysięgi złożonej tak dawno temu? Jesteś albo głupcem albo szaleńcem.



- Stawiałbym na to drugie jeśli mogę wyrazić swe skromne zdanie. Jednak sam dobrze wiesz, że kto raz przysięga na Stary Kodeks nie łamie słowa. Sprowadziłoby to na niego zgubę. Czasem nawet gorszą niż śmierć...



Najwidoczniej chłopak wiedział o czym mówi, jednak jego najbardziej ciekawiło czemu nosi symbol tygrysiego rodu.



- Ten symbol. Dlaczego go nosisz? – rzekł patrząc na niego uważnie czekając na odpowiedz.



- Wiesz w sumie nie widzę powodu, aby ci tego nie powiedzieć - stwierdził.- Czarodzieje uważają, że Wyklęci to bajka lub mit. I dobrze dlatego przez te lata w ich świadomości przetrwały tylko przydomki starych rodzin, ale nie ich nazwiska jednym z nich jest Merweredo. Moja matka była pierwsza kobietą od początku rodziny od samego Angelusa. Dlatego wiem, że jesteś zaprzysiężony pierwszą przysięgą. Wedle zwyczaju dotyczy każdego następnego w głównym pokoleniu, czyli mnie. Nie zabijesz mnie jeśli chcesz żyć i jeśli nie chcesz, aby wszyscy Wyklęci zebrali się przeciw tobie.



- Czemu ty ich nie zebrałeś? Chcesz zemsty.



- Może i tak, ale jestem przywódcą rodu. Moja zemsta nie może kolidować z obowiązkiem zapewnienia rodzinie bezpieczeństwa.



Voldemort znów odwrócił się od chłopaka. Nie potrafił uwierzyć, że przez tyle czasu on walczący o czystą krew starał się zabić potomka pierwszego władcy, a wręcz króla magii. Wypowiedział po cichu zaklęcie rzucając je na w ścianę, która rozsypała się na kawałki. Nagle przed dwójką jego ludzi pojawiły się ukulaki, czyli twory zaklęć służące za posłańców pomiędzy Wielka Radą za czasów królestwa Tygrysa, z czerwonymi zwojami. Bella i Lucjusz, gdyż to przed nimi się one pojawiły z wahaniem wyciągnęli ręce, wpatrując się w swego pana ze strachem. Ten jednak nic nie powiedział, ponieważ przed nim samym po chwili pojawił się ukulak tyle, że biały. Szybko zabrał mu pergamin przełamując pieczęć namiestnika rady. Zaczął czytać na głos:



- W dzień nowiu magów pod kamieniem starości się zgromadzicie. Stamtąd drogą prostą do gwiazd podążycie, a gdy czarną wieżę zobaczycie nie lękajcie się wejść do mrocznej warowni starego ludu. Stańcie na drugim niebie i tam na sporów rozstrzygnięcie zaczekajcie.



Widać, że w pozostałych dwóch listach było to samo. Zmarszczył brwi, gdyż nigdy niczego się nie bał, ale teraz w jego umyśle pojawił się lęk. Ostatnia Rada została zwołana, ponieważ Tygrysi Król oddawał władze. Później jednak ludzie, którzy chcieli zagarnąć imperium zorganizowali przewrót zabijając jak mniemano cały tygrysi ród. W tamta noc spłonęła stolica magii. Rada zwoływała się tylko wtedy, gdy niebezpieczeństwo było nawet nie wielkie, ale ogromne. Następny ukulak pojawił się w Sali tym razem przed Deimonem jego kolorem była biel. Kolor tygrysiego tronu. Białych tygrysów. „Jeśli zaraz to się nie skończy chyba zwariuje” – pomyślał przenosząc spojrzenie na Riddle’a.- „Chyba na jego ludzki umysł wrażenia z tego dnia są zbyt wielkie.”Popatrzył na czerwonookiego. Wiedział, że jest rozdrażniony, ale i zaskoczony. Za to on był wściekły. Skoro namiestnik zwołał Radę oznaczało to, że stało się coś dużo gorszego niż Voldemort oraz jego sługusy, a nawet na dodatek obie wojny światowe. Ostatnim razem, gdy zwołano Radę stała się ona pretekstem do prawie doszczętnego wyniszczenia jego rodu. To była rana jakiej nigdy nie wybaczyli czarodziejom. Jednak zapomnieli o tym chowając ból gdzieś głęboko w sobie. Jednak Wielka Rada znów została zwołana.



Chyba czas zmyć się z tej imprezki.



„Łatwiej powiedzieć niż zrobić” – odparł w umyśle, a w jego głowie zagrzmiał śmiech.



Pozwolisz, że nas stąd zabiorę.



„Moment ty mogłeś to zrobić przez cały czas? Kim ty jesteś…”



Pożegnaj się ładnie.



- Musisz mi wybaczyć, gdyż miło się gawędziło, ale...



Nie dokończył nawet zdania, gdy coś szarpnęło nim mocno. W następnej chwili zrozumiał, że znajduje się w swojej sypialni w Cytadeli. Odetchnął głęboko natychmiast, jednak zaniósł się kaszlem z powodu połamanych żeber. Popatrzył na nie rozpieczętowany list leżący obok niego. Nieznana dotąd trwoga zagościła w jego sercu, ponieważ wiedział, że to nie wróży nic dobrego. Rozmyślanie nad tym pochłonęło go na tyle bardzo, iż zapomniał o głosie i jego spóźnionej pomocy, a może tylko wolał nie wiedzieć dlaczego tak późno sobie o nim przypomniał…



Śmierciożercy wciąż kręcili się niespokojnie wstrząśnięci zniknięciem chłopaka. Voldemorta jednak to nie obchodziło. Zmiażdżył w dłoni list z wściekłą miną rzucając klątwę Cruciatus na przypadkowego Śmierciożercę, który znalazł się w pobliżu.



- Macie zakaz polowania na tego chłopaka - rzekł i opuścił główną salę. Słudzy popatrzyli po sobie kompletnie nic nie rozumiejąc.



-Lu, a może ty coś wiesz?Lucjusz popatrzył na Bellatrix, która wciąż na nowo czytała treść listu.



- Ta… wiem, że właśnie musiało stać się coś strasznego i to niewiarygodnie – powiedział ze zgrozą wpatrując się w czerwony pergamin w ręce.

Przypomniał mu się starą opowiastkę, którą słyszał ledwie raz w życiu, ponieważ tylko dlatego, iż opowiadający ją mężczyzna był pijany. Jak się potem dowiedział była to historia, której nie opowiada się głośno, bo niektórzy tego nie lubią. Opowieść o Ostatniej Wielkiej Radzie. Po plecach spłynął mu zimny pot.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Nie 19:36, 17 Wrz 2006    Temat postu:

Zawsze do usług Very Happy przyznam, że te tortury teraz wyglądają jeszcze lepiej nie będę mówił jakie to opowiadanie jest wspaniałe bo jeszcz w samo zachwyt wpadniesz i co będzie? Razz
Aha i dzięki za dedykacje

jaszczureczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Nie 20:41, 17 Wrz 2006    Temat postu:

nie martw sie jas ... Smoczku mi samozachwyt nie grozi nie przy tobie
czy to przejęzyczenie był miało oznaczać to co myślę? Razz /Aravan


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
el_lothril
Łowca



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Jazzu

PostWysłany: Nie 21:51, 17 Wrz 2006    Temat postu:

To dobrze, że ci samozachwyt nie grozi, bo pewnie wtedy to opowiadanie nie byłoby takie dobre:D A tak jest wspaniałe. A te tortury były świetnie opisane - czasem jak się czyta to jest aż niesmaczne...:/
Pozdrowienia i najlepsze życzenia
el


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Pon 13:45, 18 Wrz 2006    Temat postu:

No widzisz Smoczku potrafisz opisywać tortury jednak. I cio z tym przejęzyczeniem tak się napisało <robi niewinną minkę> każdemu się morze zdarzyć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vamp
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Nie 17:39, 08 Paź 2006    Temat postu:

No i przebrnołem przez to opowiadanie. Długie "toto" i ciekawe. Na początku, jak już tu pisałem za bardzo przypominało opowiadania Naji Snake: "Więzy Krwi" i "Wojne w naszej krwi". Teraz jest lepiej. Podobieństwo powoli sie zmniejszało... w końcu znikło. pojawiło się natomiast mnóstwo nowych wątków. Bardzo ciekawyczh muszę przyznać.
Błędów nie zauważyłem.
Kto betuje tekst?
Chcę mu podziękować!
Pisz więcej... dużo więcej.... i nie popadaj w samozachwyt.

Czeka z niecierpliwością na następny rozdział... mam nadzie że nie będe musiał długo czekać!

Pozdrowienia dla autorki!
V.

PS. Niech żyją wielokropki!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kazan
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 11 Paź 2006
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Zamku Starożytnych

PostWysłany: Śro 17:16, 11 Paź 2006    Temat postu:

Super opowiadanie.Podoba mi się że "Harry" nie jest synem Jamesa Pottera.A i gdybyś napisała że ojcem Deimona jest Snape to automatycznie przestałbym czytać opowiadanie.Życzę weny i jak najlepszych pomysłów.

PS. Nienawidzę blogów gdzie ojcem Harrego jest Snape. Very Happy Very HappyVery HappyVery Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Patyś
Wojownik



Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Miasta Wampirów:)

PostWysłany: Czw 18:48, 12 Paź 2006    Temat postu:

przepraszam bardzo, że nie komentowałam wcześniej, ale nie miałam weny na żadnego komenta.. chyba, że oklepanego:) teraz moge napisać, że bardzo brakuje mi tego opowiadania i chciałabym się zapytać kiedy zamierzasz dodać kolejny rozdzialik.. nie chce pospieszać, więc tylko grzecznie pytam...

Pozdrawiam i weny życzę

Patyś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Pią 14:40, 13 Paź 2006    Temat postu:

Następny rozdzialik ma mały poślizg, bo jak wiadomo szkoła się zaczęła a mnie nauczyciele tak lubią, że zawalona jestem nauką na olimpiadę jednak jakaś część tego, co nabazgrałam jest juz u Madiusa a juz za niedługo pojawi się i tu. Uff to było trudne =)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
el_lothril
Łowca



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Jazzu

PostWysłany: Pią 17:43, 13 Paź 2006    Temat postu:

A na jaką olimpiadę idziesz?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Patyś
Wojownik



Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Miasta Wampirów:)

PostWysłany: Pią 21:33, 13 Paź 2006    Temat postu:

to bardzo się cieszę... a co do olimpiad to u mnie to samo...Smile

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Pon 15:52, 16 Paź 2006    Temat postu:

rozdział 17


Deimon ze zdziwieniem popatrzył na drzwi, za którymi słychać było ciche kroki. Po kilku sekundach uśmiechnął się, gdyż tylko jedna osoba znała hasło do jego samotni w Cytadeli. W końcu w drzwiach ukazał się wysoki oraz dobrze zbudowany mężczyzna o twardych rysach twarzy i krótko ściętych ciemnych włosach, a jego oczy były koloru dojrzałego zboża. Spojrzenie młodzieńca wyrażało wdzięczność na widok mikstur przeciwbólowych i leczniczych w dłoniach przybysza. Co prawda jego rany zaczęły już się goić, jednak ciągle ich stan był poważny.
- Nawet nie wiesz jak miło cię widzieć, Drake – rzekł prawie szeptem.
Mężczyzna obrzucił go uważnym spojrzeniem i jedynie uśmiechnął się krzywo.
- Chyba jednak wiem – odparł, powoli szykując się do opatrzenia ran.- Postaraj się przez chwile nie ruszać i oddychać czy w ogóle nie żyć. To może nie będzie tak boleć.
Deimon popatrzył na niego z powątpiewaniem, lecz nagły ból powstrzymał go od celnej riposty. Obserwował jak Drake przykłada mu lecznicze zioła do licznych ran. Po chwili zamknął oczy starając się nie czuć.
- Namiestnik rady znów rozsyła ukulaki.
Poczuł jak ręka mężczyzny na chwile zamarła, jednak kiedy przemówił jego głos brzmiał spokojnie i pewnie.
- Skoro tak to musisz czym prędzej załatwić sprawę w Zamku Szalonego Krzyku.
- Tak przeklęta klątwa – warknął lekko unosząc głowę, a przez jego mięśnie przetoczyła się fala bólu.- Gdyby był inny sposób.
- Ale nie ma i dobrze o tym wiesz - odparł.- Wiesz również, że jeśli by to było możliwe poszedłbym tam za ciebie.
- Wiem… przyjacielu – stwierdził ważąc słowa.
- A ja za to nigdy nie wiem czy mówisz to naprawdę czy ot tak - oświadczył.- To właśnie mnie w tobie irytuje jesteś pierwszą osobą, której nie mogę rozgryźć.
- A ty pierwszą, która jest ze mną, a nie obok mnie. To chyba dlatego, iż od zawsze jesteś przy naszej rodzinie...
- ... i zawsze będę póki mi życia starczy – przerwał mu uśmiechając się, choć jego oczy nadal pozostały zimne. Deimon zdążył się już do tego przyzwyczaić choć innych to przerażało.- Jak to brzmi: „Moje ciało, moją duszę, moje serce, moje życie…”
Deimon wzdrygną się na dźwięk drugiej przysięgi największej, którą się składa w Świątyni Słońca, a nie jak pierwsza w dowolnym miejscu na Stary Kodeks. Poczuł jak powieki zaczynają mu ciążyć. W powietrzu unosił się zapach kwiatu elfów, jednego z najmocniejszych środków usypiających, a więc nie pozostało mu nic innego jak poddać się jego mocy. Był wdzięczny Drake’owi za tą chwile wytchnienia jaką dać mu mógł jedynie sen.

Stał nad olbrzymią przepaścią, a kilka cali dalej płynęła rzeka, której woda z niemiłosiernym hukiem spadała po skalistym brzegu wąwozu w dół. Czuł na plecach zimny pot na myśl, że musi tam zejść. Z tej wysokości nie widział jeszcze celu swej podróży, lecz wiedział, iż tam w dole czeka na niego potężna czarna warownia zwana Zamkiem Szalonego Krzyku. Teraz już wiedział dlaczego. Wszędzie dookoła była jałowa pustynia, a on stał pośrodku niczego w gorącym słońcu mimo, że już zbliżała się zima. Duża rzeka była tu co najmniej nie na miejscu. Spojrzał na Drake’a, który stał obok ich koni cierpliwie czekając na jego decyzje.
Odwrócił się z powrotem w stronę wodospadu i wsłuchał się w dźwięk potężnego żywiołu. Otworzył swój umysł i zjednoczył się z rwącą rzeką. Czuł jak w jego ciele pulsuje niczym niezmącona pierwotna czysta moc oraz sama esencja życia. Dał się porwać silnemu prądowi i z pierwotną radością poddał się temu co niesie los. Po kilku minutach ponownie otworzył oczy, a przed sobą widział ścianę ze starych zielonych drzew. Za sobą słyszał huk wodospadu, ale mocniejszy niż wcześniej. Odwrócił się i z zachwytem, aby ujrzeć jak woda z impetem rozbija się o wyżłobione, ostre skały tworzące niewielkie jeziorko mające swe ujście w rzece wpływającej do lasu. W centrum jeziora gdzie woda spadająca z góry łączyła się z wzburzoną taflą utworzyło się morze pijany, spośród której białych obłoków wyłaniała się tęcza jak nigdy wcześniej nasycona barwami. Z żalem odwrócił wzrok od tego cudu natury.
W nieprzebitym gąszczu zieleni próbował znaleźć jakaś wskazówkę dokąd ma zmierzać. Jego wzrok padł na ledwie widoczną ścieżkę, a właściwie trawę lekko przygiętą do ziemi, inaczej niż gdyby to był szlak zwierząt. Uśmiechnął się lekko ruszając w tamtym kierunku. Las zdawał się nie mieć końca, jednak już po trzech kilometrach uciążliwego spaceru przez zarośniętą dżunglę nagle wyszedł na polanę skąpaną w jasnym południowym słońcu. Przy takim oświetleniu dostrzegł olbrzymi czarny zamek wznoszący się na szczycie niskiej, lecz stromej góry. Wyglądał jakby został wyjęty z płótna jakiegoś postimpresjonisty lub rysownika fantasy.
- Cudowne – mruknął sam do siebie, gdyż jako artysta nie mógł nie zauważyć doskonałego światła i idealnej scenerii, a sama twierdza była wręcz arcydziełem architektury.
Wolno ruszył krętym zboczem ku głównej bramie zamku, ponieważ wejście tam od frontu było samobójstwem, a próba zakradnięcia się jeszcze większa głupotą. Stanął przed owalnym portalem lekko przypominającym gotyckie wrota, które z cichym zgrzytem kamienia trącego o kamień otworzyły się przed nim. Biorąc to za dobry znak ostrożnie wszedł do środka, a one zatrzasnęły się za nim z donośnym hukiem. Co by nie powiedzieć sztuka straszenia gości była tu opanowana do perfekcji. Uśmiechnął się z satysfakcją słysząc lekkie kroki gdzieś nad sobą. Z drugiej strony osoba, która porusza się tak zwinnie i szybko jest trudnym przeciwnikiem, lecz on nie miał zamiaru z nią walczyć. Czekał spokojnie, aż istota zbliży się do niego.
- Witaj, wędrowcze nocy – przemówiła czystym głosem.- Cóż cię sprowadza do mnie pani spokojnych huraganów i szalonego krzyku.
- Bądź pozdrowiona, pani. Przybyłem by prosić o radę oraz pomoc – oświadczył, a perlisty śmiech istoty odbił się od kamiennych ścian. Deimon widział jedynie zarys jej postaci, ponieważ mrok spowijający to miejsce był nieprzenikniony.
- Ty władco tygrysów, chcesz prosić mnie o rade i pomoc – rzekła, lecz zaraz zamilkła na chwile jakby się nad czymś zastanawiając.- Dobrze, gdyż nie wypada mi odmówić... nie komuś z takim przeznaczeniem – dodała już ciszej, jednak on wbrew jej oczekiwaniom usłyszał to.
- Przeznaczeniem? Nie rozumiem – powiedział, gdyż faktycznie nie rozumiał oraz nie wierzył w te brednie o przeznaczeniu.
- Chodź ze mną i nie martw się – stwierdziła.- Odpowiem na twe pytania.
Ciągle pogrążeni w mroku przemierzali niezliczone korytarze, lecz nagle bez ostrzeżenia stanął w ogromnej owalnej Sali zalanej jasnym światłem. Jego oczy szybko przyzwyczaiły się do tej zmiany. To pomieszczenie w przeciwieństwie do reszty zamku nie było z kamienia, a z diamentów wtopionych w kryształ. Światło załamujące się w ścianach tworzyło fantastyczne wzory na podłodze zrobionej doskonałym wręcz perfekcyjnie nie naturalnym tygrysim okiem*. Na środku Sali tak jak przedtem kamienie szlachetne tak teraz złoto było wtopione w kwarc. Tworząc wzór oka o pionowej źrenicy. Podniósł głowę i napotkał spojrzenie oczu w kolorze najczystszego błękitu jaki kiedykolwiek widział. Kobieta, która go tu zaprowadziła była wysoka, a nawet bardzo wysoka. Jej twarz o pięknych, lecz mało ludzkich rysach okalały długie do ziemi jasne włosy. Jej szata tak jak i oczy była błękitna jakby na średniowieczny wzór, a całość sprawiała, iż kobieta wydawała się eteryczną nieistniejącą marą. Klasnęła w dłonie i po chwili na obrzeżach oka pojawiły się dwie czarne poduszki. Ruchem ręki nakazała mu usiąść.
- Jak powiedziałam odpowiem na wszystkie twe pytania – rzekła uśmiechając się lekko.- Biorąc pod uwagę, że domyślam się jak one brzmią zacznę już teraz dziedzicu ciemności - uniósł brew w zdziwieniu, gdyż przydomki jakie mu nadawała były dla niego nowością.- Wiem, że dziwisz się, iż tak do ciebie mówię, ale posłuchaj. Na długo przed twym narodzeniem, na długo przed wszystkim, spotkałam istotę, która nakazała mi zamieszkać w tym zamku. Po świecie rozgłosiła zaś wieść, że jestem kapłanką Lilith. Ja natomiast miałam tu pozostać i strzec tej oto komnaty – wskazała dłonią na miejsce, w którym przebywali.- Sama do niej nie wchodząc, a więc robiłam co mi nakazano. Całe dnie spędzałam na wieży czekając na znak. W dzień narodzenia waszego Mrocznego Pana znów pojawiła się owa tajemnicza istota. Kazała mi czekać tu na dziecko ciemności zrodzone z szaleńczej miłości, lecz smutkowi poświecone w swym braku pokory losy ludzi zmieniające. Wtedy pomyślałam, iż to będzie on – przerwała na chwilę.- Jednak kiedy tu przybył sala ta nadal pozostawała zamknięta, a więc to jednak nie mógł być on. Czekałam nadal, aż w noc wigilii święta śmierci na niebie najjaśniej zapłonęła gwiazda przeznaczenia. Po niej na swym wozie Hekat w sukni utkanej ze smutków starła się z nią w śmiertelnym boju – zamilkła. Deimon zastanawiał się co z tym zrobić. Hekat na swym wozie, czyli krwawa kometa, a z tego co wiedział to pojawiła się tylko raz w dzień… śmierci jego ojca. Za to gwiazda przeznaczenia była fenomenem również w tamtą noc, gdyż jedyny raz się ukazała.- W święto śmierci doszła do mnie wiadomość, że dziedziczka rodu tygrysa oczekuje dziecka. Dziecka śmierci. Dziecięcia smutkowi poświeconego - wyciągnęła dłoń i pochylając się nad pionowym okiem dotknęła jego policzka patrząc mu jednocześnie prosto w oczy.- To jest prawda, gdyż za tobą idą demony przeszłości. Smutek to jedyna stała rzecz w twym życiu, władco tygrysów - odsunęła się znów przysiadając na poduszce.- Wedle słów istoty czekać tu miałam, aż przybędziesz do mnie. Sama nie wiem jakie co do ciebie ma plany. Moim zadaniem jest tylko oddanie ci tego co utraciłeś. Widzisz ten symbol – wskazała na oko, na którym Deimon znów skupił swoje spojrzenie, zdające się żyć i patrzeć na nich.- Jest to jeden z tajnych symboli twego rodu. Każde miejsce nim naznaczone jest twym. Został wam podarowany przed dziwną osobę o płomiennych oczach. Wielokrotnie pojawiała się w waszym życiu, lecz nie ma o niej wzmianki w żadnej księdze. Jest jeszcze jedno. Zostałeś wciągnięty w szukanie dziewiątych wrót, jednak tak naprawdę ty musisz przekroczyć siódme, aby stać się tym kim powinieneś.
- Czyli kim?
- Królem Aniołów.
Chciał się spytać co przez to rozumie, ale zrezygnował. Dłonią dotknął anioła jak zwykle wiszącego na jego szyi.
- Tak to jest symbol twego przeznaczenia – rzekła uśmiechając się do niego.- Masz być tym kim był pierwszy z waszego rodu. Teraz jednak czekać cię będzie inne zadanie, jednak o nim dowiesz się na Wielkiej Radzie. Teraz to już wszystko.
- Teraz czas na moją prośbę – odezwał się po chwili.- Ale skoro tak naprawdę nie jesteś kapłanką Lilith.
Spojrzała mu w oczy zastanawiając się jak odpowiedzieć.
- Tak wiem z czym przychodzisz i spełnię twą prośbę – stwierdziła w końcu.- Mam tylko jeden warunek.
- Jaki?
Spokojny wiatr otoczył ich oboje, a po chwili na środku komnaty stanęło niskie, ogromne i czarne łoże. Deimon uśmiechnął się kącikiem ust, gdyż zrozumiał.

Deimon stał oniemiały patrząc na coś małego i z lekka rudego wczepionego w siebie.
- Idril, zamiast go tulić lepiej go ochrzań. Nie dość, że zniknął jak kamfora to dał się złapać idiotą w czarnych płaszczach i zaprowadzić do tego samozwańczego lorda.
Wszystkie głowy w Wielkiej Sali były zwrócone na Nemezis, która wyglądała jakby miała go rozszarpać gołymi rękami.
- Siostra, nie dobijaj – rzekł.- Chyba już wiesz...
Cień przemknął przez twarz dziewczyny.
- Tak…
Draco popatrzył na nich ze smutkiem, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę co dla nich oznacza Wielka Rada. Idril nie odczuwała tego, aż tak bardzo, ale ona nie utożsamiała się tak bardzo z Wyklętymi. Ciągle czuła jak zwykłą czarownicą z mugolskiej rodziny. Pokręcił głową, jakby nie dość cierpień spadło na tych ludzi.
Dumbledore podniósł się ze swego miejsca za stołem nauczycielskim.
- Mógłbyś mi to wyjaśnić, młody człowieku.
- A co tu wyjaśniać – rzekł obejmując Idril w pasie i prowadząc ją z powrotem do miejsca gdzie siedzieli. Podniósł krzesło, które zwaliła biegnąc do niego. Uśmiechnął się słysząc jej cichy szept, który obiecywał, że nie dożyje następnego dnia za to, iż dał się złapać i nic nie powiedział. Pokręcił głową z rezygnacją, ponieważ czekały go ciężkie chwile.
- Chyba jednak jest – stwierdził dyrektor Hogwartu.
Spojrzał prosto w te oczy, które jeszcze niedawno dawały mu spokój i ukojenie.
- Proszę mi wierzyć, że nie ma – odparł, a przed dyrektorem pojawił się ukulak.- Poza tym ma pan chyba teraz coś ciekawszego do roboty.- Ciszej dodał:- Ja zwariuje jak zobaczę jeszcze jednego.
Spojrzał jeszcze raz na dyrektora, którego twarz szarzała coraz bardziej w miarę odczytywania listu, a gdy skończył jednym ruchem wsunął wiadomość do obszernego rękawa szaty oraz szybkim, ale ciężkim krokiem przemierzył Wielką Salę o mało nie zabijając się o własną szatę.
- I kto teraz wygląda jak nietoperz – skomentował cicho Mistrz Eliksirów popijając jak gdyby nigdy nic sok dyniowy, a tym samym wzbudził salwę śmiechu przy wszystkich stołach. Młody Merweredo tylko skinął mu głową wyrażając swoją wdzięczność za rozładowanie napięcia, od którego aż iskrzyło w powietrzu.

Deimon z zainteresowaniem patrzył na Nemezis niespokojnie krążącą po gabinecie opiekuna Slytherinu, a sam mężczyzna stał od prawie pół godziny w tym samym miejscu wpatrzony w ogień płonący w kominku. Na fotelu obok niskiego stoliczka siedział dyrektor, który ciągle od nowa czytał list od Namiestnika Rady. Po przeciwnej stronie z głową lekko odchyloną do tyłu oraz z przymkniętymi powiekami siedział Lucjusz czujnie wszystko obserwujący. Draco i Idril zajęli dwa krzesła koło olbrzymiego biurka wodząc wzrokiem pomiędzy zgromadzonymi. Tylko Tengel w tym towarzystwie wydawał się spokojny. Nenisz oraz Drake zajmowali takie same pozycje jak Deimon, który stał niedbale oparty o ścianę, aby światło dawane przez kominek i świece ustawione w świecznikach oraz na stoliku omijało go szerokim łukiem. Draco uśmiechnął się od siebie patrząc jak dyrektor z namaszczeniem składa wiadomość i odkłada go na biurko. Wszystkie głowy zwróciły się do niego.
- Ekhm... – odchrząknął zanim się odezwał:- Przykro mi ale… nie potrafię tego rozszyfrować… nie rozumiem – zakończył wypowiedź i uśmiechnął się do nich ze smutkiem.
Deimon tylko się roześmiał.
- Nie martwiłbym się tym – rzekł, a po kilku sekundach dodał:- Bo ja umiem.
Prawie wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem, gdyż w oczach Nemezis był niemy wyrzut.
- Nie patrz tak na mnie Nemi, ponieważ sama powinnaś wiedzieć o co tu chodzi – powiedział.- W końcu to twoją pasją jest historia, a nie moją czyż nie?
- Nie rozumiem. Co tu historia ma do rzeczy? – Odezwał się Severus patrzący na niego jak na wariata tak jak i reszta osób zebrana w komnacie, oprócz Drake, lecz tylko dlatego że w jego oczach nigdy nie pojawiały się żadne uczucia.
- To proste – zaczął wyjaśniać.- Historia to też mity, a tak się składa, że jak to idzie… - przez chwilę udawał, iż się nad czymś zastanawia – a właśnie… W dzień nowiu magów pod kamieniem starości się zgromadzicie. Stamtąd drogą prostą do gwiazd podążycie, a gdy czarną wieżę zobaczycie nie lękajcie się wejść do mrocznej warowni starego ludu. Stańcie na drugim niebie i tam na sporów rozstrzygnięcie zaczekajcie. To proste zwłaszcza dla kogoś kto zna prawdziwą historie obu światów i wszystkich ras od dziecka – mówił spokojnie, a w jego wzroku była widoczna nagana, gdy spoglądał na swoja siostrę.- Nów magów to prawdziwy dzień zbudowania Hogwartu, lecz wtedy zwanego Harut. Było to na jakieś sześć tysięcy lat przed narodzeniem waszych czterech założycieli – Deimon zamknął oczy, a w umyśle przywołał obraz wizji dawnych dziejów jakie podarowała mu dobra czy też może zła dusza Cytadeli przy pierwszym jego pojawieniu się tam.- Dzień ten z inicjatywy najwyższych elfów, którzy zaprojektowali Harut był obchodzony co roku, jednak dla nas ich jeden rok to mniej więcej wiek – uśmiechnął się lekko.- Dawny Hogwart tak jak i teraz szkolił nowe pokolenia magów, lecz magia różniła się od tej jaką my posługujemy się dziś.
Wyciągnął przed siebie dłoń, a na niej pojawił się płomień, który po upływie kilku sekund przekształcił się pięknego czerwonego ptak. W chwili, gdy szepnął cicho jakieś słowo ten jakby ożywając wzleciał z jego dłoni, aby okrążywszy pomieszczenie zasiąść na jego ramieniu.- nikogo to nie zdziwiło oprócz dyrektora i to dla niego było to przygotowane.
- Wraz z końcem imperium nadszedł kres wszystkiego - kontynuował.- Kiedy spłonął Tygrysi Gród razem ze stolicą Maranhar Harut przestał istnieć. Po tej nocy istoty pod osłoną mroku zatarły wszelkie ślady swego istnienia, aby niszczyciel nie mógł posiąść naszej mocy oraz wiedzy. Znikły świątynie i pałace, lecz Harut został tylko zaczarowany tak, iż gdyby zaszła taka potrzeba można go było znów przywołać. Został ukryty głęboko w przestrzeni, a Slytherin i spółka wybudowali na jego miejscu Hogwart. Na jutrzejszą noc przypada nów magów, a kamień starości to olbrzymi obelisk w niedostępnym sercu Zakazanego Lasu gdzie nie zapuszcza się nawet malutki owad. Stamtąd drogą prostą do gwiazd podążycie hmm... droga ta nie jest prosta, prowadzi przez rzekę ognia, którą mogą przekroczyć tylko wybrani. Czarna wieża to bliźniacza siostra Osgiliath, potocznie zwanej ‘domem gwiazd’. Zastanawia mnie to, gdyż czarna wieża to Iznark Azu, znana jako Wieża Cienia – oznajmił pocierając opuszkami palców skronie.- Stary lud to istoty z drugiego kręgu piekielnego, które nie chcąc uczestniczyć w odwiecznej walce z „dobrem” wzniosły dla siebie piękne siedziby z czarnego lodu na znak żałoby. Wybudowali je w niedostępnych częściach świata i z czasem upodobnili się do ludzi, ale nigdy nie przestano ich nazywać szarym, bądź też starym ludem i w tamtych czasach mylono ich z elfami, ponieważ dla śmiertelników to do nich byli podobni. Drugie niebo to główna sala w najwyższej warowni gdzie olbrzymia diamentowa posadzka skrywa w sobie na zawsze uwięzione odbicie gwiazd w dzień upadku. Jest to jedyny element przypominający im o utraconym szczęściu – zakończył mówić spoglądając na Nemezis z naganą.

Voldemort krążył niecierpliwie po ogromnej Sali gdzie zwykł spotykać się ze swymi sługami. Po chwili do jego uszu zaczęły dochodzić pierwsze odgłosy teleportacji, gdyż dziś też ich sprowadził. Wolno ruszył do swego tronu i zasiadł na nim akurat w momencie, gdy pierwszy z nich przekroczył próg ogromnej portalowej bramy. Już po kilku sekundach został utworzony krąg z odzianych na czarno postaci, lecz Lucjusz i Bellatrix nie mieli tego dnia ani masek ani czarnych peleryn, a jedynie zwykły strój skrytobójców. W bramie pojawiła się inna postać. Starzec z długą siwą brodą.
- Jak miło cię widzieć w mych skromnych progach… Albusie.
- Nie powiem, żeby mi było miło odwiedzać cię tutaj.
Zafalowały peleryny, a Śmierciożercy poruszyli się niespokojnie spoglądając to na Czarnego Pana to na Dumbledore.
- Dziś rozstrzygną się nasze losy – rozbrzmiał trzeci głos gdzieś za starca, gdyż ktoś jeszcze pomału wyłaniał się z mroku.- Nie czas na wasze waśnie.
- Masz rację, Tengel – rzekł Voldemorta, a jego usta wygięły się w parodii czegoś co można było nazwać uśmiechem. Wolnym krokiem zszedł z podwyższenia, na którym stał jego tron.
- Dobrze, że sobie to wyjaśniliście – wszystkie głowy odwróciły się w stronę tronu, a za nim spowite w mroku były jeszcze dwie osoby. Mężczyzna, który przemówił zrobił krok w stronę światła ukazując zebranym piękna twarz pół elfa pół Amatsu Mikaboshi.
- Tengel. Stary druhu, ileż to lat?
- Za dużo przyjacielu, o wiele za dużo.
Mężczyzna uśmiechnął się choć jego oczy nadal pozostały zimne, a jego spojrzenie padło na Riddle’a.
- A ty chłopcze - rzekł.- Odszedłeś tak daleko od swej ścieżki... czemu?
Czarny Pan pochylił lekko głowę w geście szacunku.
- Może to jednak nie była moja ścieżka... mistrzu?
Śmierciożercy odsunęli się powiększając jeszcze bardziej krąg jaki tworzyli. Ich zdezorientowane spojrzenia biegały od jednej twarzy do drugiej. Mężczyzna jakby tego nie zauważył podszedł do mrocznego lorda i ku zdziwieniu wszystkich uściskał go.
- Kocham cię jak syna… jednak kiedy mnie zmusisz…
- Wiem – cichy szept potoczył się echem odbijając od ścian i zniekształcając swe brzmienie.
Druga istota, która zapomniana stała ciągle obok tronu poruszyła się niespokojnie.
- Lycjanie – to słowo padło z jej ust jak wystrzał.
Mężczyźni popatrzyli po sobie niespokojnie.
- Wyciągnijcie różdżki i ratujcie się kto może – słowa te padły z ust Czarnego Pana i stały się kroplą przelewającą kielich. Śmierciożercy zrzucili w pośpiechu swe szaty patrząc po sobie ze strachem.
Zapomniana istota ze spokojem ruszyła ku środkowi pomieszczenia, a mrok jakby podążając za nią spowijał ją od stóp po głowę. Tylko czasem w mroku dostrzec można było pasmo białych włosów.
Wszyscy w skupieniu wpatrywali się w jej ruchy jakby zaraz miał nastąpić jakiś cud. Istota jednak nie zwracając na to uwagi zatrzymała idealnie w środku owalnego pomieszczenia i na niecałą minutę pogrążyła się w idealnym bezruchu. W chwilę później na podłogę spadło sześć kropli krwi, z których nad posadzką uniosła się dokładnie taka sama ilość zielonych płomieni. W sekundzie wystrzeliły z nich liny niczym płonące bicze łącząc się ze sobą, aby utworzyć gwiazdę. W Sali uniosła się jasna poświata, a jednocześnie można było dostrzec twarz istoty, która była piękna- śmiertelną urodą demona oraz anioła w jednym. Jej oczy wydawały się płonąc ogniem najgłębszych piekielnych czeluści, ale spokój w nich goszczący zdawał się być odzwierciedleniem niebios. Nagły podmuch wiatru rozwiał jego białe włosy które niby aureola otoczyły jego sylwetkę i zaplątały o uniesione dłonie. Razem z jego rękami uniosła się i gwiazda. Płonący symbol z niezwykłą szybkością zbliżył się do portalowych wrót, aby po chwili zniknąć gdzieś w przestrzeni nocy. Po kilku sekundach rozległ się przeraźliwy skowyt powielany przez dziesiątki innych. Zebrani z przerażeniem wpatrywali się w mrok, a co niektórzy zatykali sobie uszy mając nadzieję nie słyszenia nigdy więcej upiornego wycia śmierci. W pomieszczeniu rozległo się tylko jedno słowo.
- Azra' il, Izra' il
Istota zachwiała się jakby cała jej postać zaczęła się rozmazywać, a potworne wycie ustało, gdyż zastąpił je jeden metaliczny zgrzyt, aby potem nastała cisza.
- Nie powinieneś był.
Jadowicie zielone oczy napotkały inne złote. Po chwili jednak i je zasnuła mgła, a istota zachwiała się.
Voldemort stał z boku i obserwował jak ta tajemnicza osoba odprawia rytuał śmierci, który został zakazany, gdyż nikt kto starał się go wykonać nie wychodził z tego żywy. Teraz widział jak Drake podtrzymuje ta osobę, lecz nie był to jednak czas na zastanawianie się kto to jest. Z ogniem w oczach spojrzał na przerażonych Śmierciożerców, które sprawiło, że znów byli odziani w szaty oraz ustawili się w kręgu. Popatrzył na pozostałych dwóch mężczyzn. Wyglądało na to, iż Dumbledore był kompletnie oszołomiony i zdezorientowany, a Tengel… przerażony. Co już samo w sobie było niesłychane. Znów przeniósł wzrok na tajemniczą istotę, lecz teraz zamiast niej w tamtym miejscu stał Deimon. Jego uwagę przykuł dziwny skupiony wyraz jego twarzy, jakby czegoś szukał, czegoś nieuchwytnego, a sam poczuł jak coś przemyka obok niego.
- Wiatr zmian - rzekł.- Zaczynam się zastanawiać co ja tu jeszcze robię.
- Jesteś… - zaczął mówić Deimon spoglądając na niego ze spokojem.- Zawsze musi być ten zły...
Uwagę mrocznego lorda przykuł znów zmieniający się wygląd chłopaka. Tengel i Drake też to zauważyli, ale w nich nie wzbudziło to zainteresowania, a jedynie strach i dezorientacje. Deimon jakby nie zauważając tego skłonił lekko głowę i już po chwili w miejscu w którym stał na chwile zamigotał zielony płomień.

- W takich momentach żałuje, że ojciec mi przekazał opiekę nad częścią rodziny.
Deimon rzucił jej jedno przeciągłe spojrzenie i to wystarczyło, aby Nemezis znów stanęła obok niego wyprostowana oraz dumna. Uśmiechnął się z aprobatą, a po kilku sekundach znów spojrzał na ogromny kamień ustawiony na środku niedostępnej polany. Był bardzo duży i miał piękną szafirową barwę mieniącą się w blasku gwiazd. Do jego uszu dobieg szum kroków magów zmierzających na Radę, a gdzieś pomiędzy drzewami zamigotały pochodnie. Ruszył w stronę obelisku.
- Już czas – rzekł nawet nie oglądając się, aby sprawdzić czy siostra podąża za nim.
Po paru minutach opuścił siostrę i ustawił się w cieniu jakiegoś wgłębiania ogromnego holu. Z lubością oparł plecy o lodowatą ścianę rozkoszując się jej energetycznym zimnem oraz obserwując jak z każdą minutą napływają nowe fale magów. Szeptali między sobą, gdyż wszyscy zastanawiali się co jest tak ważne, aby po tylu latach zwoływać Wielką Radę. Wreszcie do ich uszu doszedł dźwięk gongu, a zaraz potem podwójna brama diamentowej komnaty rozwarła się. Ze strachem oraz niejaką czcią wolno posuwając się do środka niczym w klepsydrze przelewali się z jednej niecki do drugiej. Wreszcie, gdy wrota miały się już zamykać prześlizgnął się przez nie Merweredo, znów ustawiając w cieniu. Spojrzał na piękny obraz nocnego nieba pod swymi stopami i zaczął żałować, że nie jest tu sam i nie może zobaczyć tego w pełnej krasie. Uniósł głowę lustrując wydarzenia dziejące się obok niego.
Mnóstwo przedstawicieli magicznej społeczności ustawiło się przy brzegach komnaty, aby stworzyć koło wokół jednej zgarbionej postaci starca wyglądającego niczym pień dawno uschniętego drzewa. Był on odziany w długi czarny płaszcz i zasiadał na kamiennym krześle bez oparcia i żadnych ozdób. W końcu wszelkie szmery zamilkły, a magowie trwali w bezruchu wstrzymując nawet oddech, gdyż pragnęli nie zmącić tej dziwnej chwili. Mężczyzna uniósł głowę ukazując bardzo żywe i mądre oczy młodzieńca ukryte w twarzy starca. Podniósł się na drewnianej lasce i wyprostował tak, iż wzrostem dorównywał nawet jemu.
- Nie wszystko złoto co… – mruknął Deimon uśmiechając się pod nosem.
W komnacie rozbrzmiał się chrapliwy głos przywodzący na myśl tarcie kamienia o kamień.
- Od zarania dziejów...
...w cieniu toczy się wojna między dobrem a złem.
Toczy się ona na szeroką skalę...
Gdyż nawet w sercu pojedynczego człowieka...
...albo nawet dziecka.
Zło przyjmuje wiele postaci, a używa tych najmroczniejszych.
W naszych czasach mówią na siebie po prostu...
... „Dłoń”.
Dobro podąża drogą Kimagori.
Ich mistrzowie mogą przewidywać przyszłość...
...a nawet przywracać do życia.
Legenda mówi o wyjątkowym wojowniku.
Zagubionej duszy.
Dorastał bez matki.
I jest mu pisane, zakłócić równowagę między dobrem a złem.
Jest skarbem i dlatego obie strony go poszukują.
Ostateczna broń tej odwiecznej wojny – zamilkł na długą chwilę, jednak kiedy zaczęły się szemrania uniósł dłoń nakazując ciszę.- Ponowna zapowiedź narodzin tego dziecka spowodowała, iż walka pomiędzy dobrem a złem stała się zagrożeniem dla wszystkich istot żywych i może sprowadzić na nas zagładę. Istnieje tylko jeden sposób, aby temu zapobiec. Najlepsi z was muszą wyruszyć do świata zwanego Supay. Jest to miejsce zdradliwe i niebezpieczne gdzie magia może okazać się bezradna – w jego spojrzeniu na mgnienie oka pojawił się cień.- Dotychczas nikt nie powrócił stamtąd żywy, choć wielu tam wkroczyło. Tam zostało ukrytych siedem ksiąg magii, a w nich zapisany jest ‘Język Boga’, w którym stworzono świat. Kto go pozna ten będzie panem wszystkiego i dlatego właśnie musimy być ostrożni. Jedynie osoba godna będzie mogła odczytać zapis na stronicach księgi. Legenda głosi, iż Supay to raj, który opuszczony przez pierwszych ludzi i pozostawiony samemu sobie stał się dziki oraz niebezpieczny. Tak jak kiedyś kochał ludzi tak teraz ich nienawidzi.
- Któż z nas miałby tam wyruszyć? – Padły z tłumu takie i podobne pytania.

Deimon tego nie słuchał, gdyż przed oczami pojawił mu się obraz dużej zielonej łąki, na której zaczynały dopiero kwitnąć wiosenne kwiaty, a gdzieś w oddali majaczył sad. Odwrócił się i za sobą dostrzegł dwa duże kamienie niczym brama stojące po obu stronach polnej, ale dobrze utrzymanej drogi. Sam trakt wiódł do podnóża wysokich strzelistych gór, w które jak wrośnięty stał drewniany domek o ściany mających pięć kątów. Uśmiechnął się do siebie znów obracając się w stronę skąd dobiegał go szum fal. Zobaczył wody olbrzymiego jeziora rozbijające się o ostre skałki, aby poranione wpływać na piaszczystą plażę. Na plaży jakby nigdy nic stał mały chłopiec w czarnych spodniach, które miał podwinięte do połowy opalonych od słońca łydek i pozwalał, aby fale obmywały jego stopy. Podniósł wzrok uporczywie wpatrując się w odwróconą do niego tyłem sylwetkę o przydługawych już białych jak śnieg i sterczących na wszystkie strony włosach. Wolno jakby ze strachem podszedł do niego i z ociąganiem stanął na wprost przed nim. Nie czuł wody, gdyż to była wizja, a on był tu jedynie gościem. Spojrzał na twarz chłopca, który miał niczym elf delikatne rysy, jednak widoczna była także stanowczość. Przyglądając mu się dokładniej zauważył drobne podobieństwo do własnej twarzy. To samo zmarszczenie brwi i połowiczny uśmiech. Zachwiał się, gdy chłopiec otworzył oczy oraz spojrzał na niego jadowicie zielonymi oczami o pionowych źrenicach kota. Wyciągnął dłoń i ze zdziwieniem stwierdził, że drży. Z przestrachem wyciągnął ją w stronę policzka dziecka, a ten niespodziewanie poruszył się prawie wpadając mu w ramiona. Zdziwił się widząc jak robi kolejny niepewny krok i obejmuje jego szyje, gdyż to było niemożliwe, przecież jego tu nie ma…
- Nie bój się – odezwał się miły głos.- Ja jestem choć jeszcze nie w waszym świecie, ale już niedługo się spotkamy - chłopiec odchylił dotąd wtuloną w jego ramie twarz. Oczy rozświetlał mu jakiś wewnętrzny blask i radość. Mógłby się założyć, że w jego oczach było to samo. Uśmiechnął się niepewnie, a malec jakby w odpowiedzi przytulił się jeszcze bardziej.- Kocham cię… tato.
Wszystko się rozwiało. Miłe dla serca ciepło drobnego ciałka zniknęło zastąpione zimnem ściany, o którą się opierał. Starał się ostatkiem sił pochwycić resztki wizji, lecz ona przepadła niemiłosiernie oraz nieodwracalnie. Uśmiechnął się trochę melancholijnie, ale po części radośnie, gdyż teraz miał na co czekać. Jedno słowo ‘tato’…

Objaśnienia:
* Kwarcowe tygrysie oko – żółta, złocistożółta, brunatnożółta, nieprzezroczysta odmiana kwarcu. Wykazuje optyczny efekt kociego oka w postaci wędrującej podczas poruszania kamieniem, pasowej migotliwości. Efekt ten wywołują włókniste wrostki utlenionego krokidolitu , rzadziej crossytu, czy tremolitu. Minerały te zostały zastąpione przez tlenki i wodorotlenki żelaza – głównie hematytu i goethytu.
Amatsu Mikaboshi Japonia bóg zła- w tym opowiadaniu potomek demów śmierci.
Azra' il, Izra' il Arabowie archanioł śmierci – w tym opowiadaniu jako słowo z ‘Języka Boga’.
Supay Inkowie bóg śmierci i pan podziemnego świata – w tym opowiadaniu jako nazwa własna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Pon 15:56, 16 Paź 2006    Temat postu:

Ja mam teraz historyczną, bo bardzo lubię ten przedmiot /no oki wychowawcy się podlizuje, ale ani mru mru <mruga porozumiewawczo>/

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
el_lothril
Łowca



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Jazzu

PostWysłany: Pon 16:23, 16 Paź 2006    Temat postu:

Ciekawe, ciekawe... Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie - o ile to możliwe:D Ale były drobne literówki, błędziki. Nic wielkiego. I naprawdę nie wiem czy można to zaliczyć do świata HP - nie ma nic z niego oprócz kilku drobnostek (taa... Voldemort to napraawdę drobnostka;)).
Pozdrowienia i najlepsze życzenia
el


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Pon 17:26, 16 Paź 2006    Temat postu:

jak skończe z Voldemortem to wam szczenka opadnie albo mnie wyjlniecie za totalne złamanie kanonu

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Patyś
Wojownik



Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Miasta Wampirów:)

PostWysłany: Pon 17:40, 16 Paź 2006    Temat postu:

hmm.. mnie sie podoba coraz bardziej (jeśli to możliwre:) <chyba się powtarzam> w każdym bądź razie baaardzo mi się podoba... umiesz przyciągać czytelników Monika i gratuluję Ci tego ...

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania ze świata Harrego Pottera Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 6 z 7

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin