Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna MITHGAR ŚWIAT FANTASY
FORUM ZOSTAŁO PRZENIESIONE NA http://mithgar.jun.pl/
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Harry Potter i historia pradawnych
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania ze świata Harrego Pottera
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Pią 12:45, 09 Cze 2006    Temat postu: Harry Potter i historia pradawnych

PROLOG
- Dlaczego?
-Dlaczego co?
-Czemu chcesz odejść? Zostawić mnie? Kocham cię wiesz o tym! Nosze pod sercem twoje dziecko!!!- Z każdym słowem głos kobiety stawał się coraz bardziej histeryczny była na granicy załamania.
-Właśnie ze względu na to dziecko musze odejść.
-Nie rozumiem! Czemu?
-Wielu ludzi chce mnie zabić przez krew, która płynie w moich żyłach. Gdyby wiedzieli o dziecku ono stałoby się ich kolejnym celem i nie spoczęliby dopóki by żyło nie mogę do tego dopuścić, zbyt je kocham, choć jeszcze się nie urodziło- jego słowom przeczył głos zimny stanowczy i spokojny tak jakby rozmawiali o pogodzie a nie o własnej przyszłości i szczęściu.- żegnaj odszedł.
Kiedy kobieta zrozumiała, że jego już nie ma zaczęła histerycznie szlochać to było ponad jej siły. Objęła opiekuńczym gestem swój już widoczny brzuch i zaczęła cos szeptać do dziecka w sobie.
Nie wiedziała, że przed domem, w którym do dziś mieszkała jej ukochany szeptał jakieś dziwne formułki. Nie wiedziała ze otoczył silna ochroną magiczna ich dziecko nie wiedziała, że zamiast chłopca, urodzi się dziewczynka łamiąc pradawne zasady.
-Zrobiłem, co mogłem, choć to boli ona odejdzie do Evansa z nim będzie wam dobrze nazwą cię Lilli tak jak chciałem. W oku zakręciła mu się pojedyncza łza jedyna rysa w kamiennej masce obojętności. Gdzieś zawyła karetka a jego już nie było rozmył się w ciemnościach niczym zjawa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Monika Stiepankovic dnia Pią 17:05, 09 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Pią 12:47, 09 Cze 2006    Temat postu: rozdział 1

Rozdział 1
Dzień narodzin Harrego Pottera gdzieś w Karpatach zachodnich.

-To nie możliwe- głośny krzyk wstrząsną murami prastarej warowni, która zatrzeszczała jakby w proteście przed tak głośnymi odgłosami, których już od tak dawna nie słyszały jej mury.
- Cyrusie- odpowiedział mu towarzysz głosem pełnym zgorszenia i zdziwienia zarazem pierwszy raz, bowiem widział on go tak wzburzonego.-Cóż się takiego stało, że musiałeś pobudzić wszystkie zwierzęta w promieniu kilkuset mil.
- tu nie ma zwierząt, które by to przeraziło- odpowiedział mu z przekąsem drugi -Dziedzic Maximusie. -Że, co?!!!!! Jak to niemożliwe on umarł a kiedy umierał nie było tam -tu wskazał na widmowa ścianę przedstawiającą drzewo genealogiczne, bo tego inaczej nazwać nie można było drzewo rodzina tak starej że, sięgała swą historią pradziejów ludzkości - żadnego imienia nic to niemożliwe wiesz o tym on umarł bezdzietnie.
- jest dziedzic. Zapomniałeś ze ten skurczybyk był cwany jak lis, wiedział ze będą chcieli go zabić tak jak nas teraz. Musiał jakoś go ukryć a raczej ją. On zmienił zasady zamiast chłopca urodziła się dziewczynka. Ale ona też miała dziecko, ze tez nie sprawdziliśmy tego wcześniej. Tyle lat straconych. Znajdź wszystkich zaczynamy zabawę -na usta Cyrusa wkradł się zadowolony uśmiech "nareszcie wszystko znów wróci na swoje miejsce" pomyślał
-Już się robi.
Sala, z której dopiero, co uniknęli mężczyźni była doprawdy dziwna ogromna, ale pusta i gdyby nie słabe zielonkawe światło bijące od widmowego drzewa rodu była by cała pogrążona w mroku.

W tym samym czasie Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii północnej Anglia

Wydawało się, że domy jak ich właściciele są pogrążeni we śnie tak by było gdyby nie to ze pewien młody chłopak w delikatnie mówiąc za dużych ciuchach i z okropnie rozczochranymi włosami nie cierpiał na bezsenność, co tez nie było by niczym dziwnym, ale jednak jest, bo to nie był to jakiś tam chłopak , to był Wielki- Harry - zbawca świata- Potter zwany tez Chłopcem, Który Przeżył lub Harrym Tym Gamoniem Do Kwadratu, Który Nie Pamięta Jak Się Używa Mózgu, Bo Nie Przeczytał Instrukcji Potterem. Oczywiście tak zwą go wtajemniczeni, czyli wielce szanowny pan SS. Tenże właśnie chłopak chyba postanowił zarobić na nowe przezwisko, bo już od blisko 4 godzin męczył się nad diabelnie trudnym eliksirem. Eliksirem!!! Była to trucizna, która uśmiercała boleśniej nawet niż Voldemort, gdy ma zły humor. Sam chłopak nie przypominał już tego wynędzniałego podlotka, jakim był do tej pory. Jedyna rzeczą, jaka się w nim nie zmieniła były oczy ciągle tak samo intensywnie zielone, ale już cala postawa sposób poruszania a nawet najdrobniejsze gesty, które są charakterystyczne i inne dla każdego człowieka zmieniły się , teraz było w nim cos z kociej gracji i dostojeństwa tych dużych kotów -tygrysów tak przypominał tygrysa. Zmienił też swój sposób ubierania. Czarne spodnie z jedwabiu luźno spływające mu do bosych stup i nie zapięta biała koszula z tego samego materiału sprawiała ten strój sprawiał ze wyglądał zawadiacko jak młody arystokrata i było w nim cos z arystokraty ten element, który ich wyróżniał spośród innych. Stał się tez wyższy miał ponad metr dziewięćdziesiąt Włosy sięgały mu do ramion i nie były już tak jak kiedyś rozczochrane teraz jego fryzurkę można by określić mianem artystycznego nieładu. Jego twarz emanowała skupieniem i spokojem, bez wahania i w ciszy odmierzał kolejne składniki eliksiru. Ciszę panującą w pokoju zmącił dopiero trzask towarzyszący aportacji.
-dobry wieczór profesorze Snape
-zależy, dla kogo Potter. Mam nadzieje ze jesteś na tyle przewidujący żeby się już spakować w końcu Dyrektor uprzedził cię ze wyjeżdżasz. Choć nie wiem czy powinienem mieć nadzieje ze ty zaczniesz używać tego, co potocznie zwą mózgiem.- Powiedział szyderczo
- czasem go używam profesorze, dlatego jestem spakowany - wyciągnął zmniejszony kufer i pokazał profesorowi, na co ten tylko zgrzytną zębami, ponieważ stracił powód by się naśmiewać z tego wstrętnego bachora.
- skoro jesteś gotowy to zbieraj się nie mam tyle czasu by uganiać się z jakimiś dzieciakami.
- te skargi powinien pan kierować do dyrektora nie do mnie, bo to chyba on pana tu przysłał- zauważył grzecznie, Harry.
- Potter uważaj nie mam zamiaru tolerować twojej bezczelności
-Przepraszam nie chciałem by to ta zabrzmiało po prostu nie chciałbym by pan robił cos, na co jak pan wspomniał nie ma ochoty-
To była już jawna kpina, ale tak osnuta ze nie mógł się do niej przyczepić bezczelny bachor jak ja bym chciał go poczęstować cruciatiusem może to by go nauczyło pokory, ale, od kiedy to ona stał się taki wygadany. Nigdy bym nie przypuszczał ze Potter, który zawsze drżał przede mną ze strachu niemogac sklecić sensownego zdania teraz jest jak najbardziej spokojny
- Weź to- podał mu starą słuchawkę od telefonu- to świstoklik zabierze cię do kwatery -
Harry wziął tylko pusta klatkę Hedwigi, bo ona sama była na polowaniu nie martwił się, o nią znajdzie go, wziął od profesora świstoklik i o chwili pokój był pusty.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Monika Stiepankovic dnia Pią 17:05, 09 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Pią 12:47, 09 Cze 2006    Temat postu:

Rozdział 2
Witaj Harry - z uśmiechem powiedział Dyrcio.

O rzesz ty, jak tak można ,nie dość ze musze spędzić resztę wakacji na Grimuald Place 12 to jeszcze ten stary zawsze wesoły piernik zajadający się cytrynowymi dropsami Dumbledore musi mi psuć humor już na samym początku tym swoim ciepłym serdecznym tonem i jakże miłym powitaniem. Jak ja bym chciał go obedrzeć ze skóry tak powolutku ty ? czy aby na pewno jestem sobą zaczynam gadać jak Severius w sumie i tak wole być taki jak on a nie jak Drops. O widzie ze jest tu prawie cały zakon, mieli nadzieje na jakieś przedstawienie w stylu - Złoty Chłopczyk skacze jak piesek z radości, bo pan go pogłaskał- czuje niesmak. Agrrr ale jak chcą przedstawienia to będą je mieć. Nie poużywałem sobie na Severiusku to zrobię to na dyrciu.

- Witam pana Dyrektorze to dla mnie wielka radość móc znów profesora widzieć raduje się me serce także na wasz widok - tu zwrócił się do reszty zgromadzonych i wszystko było by dobrze gdyby nie to ze jego głos ociekał ironią i sarkazmem.- Czemuż to zawdzięczam zabranie mnie z tak bezpiecznego miejsca jak dom wujostwa jak mnie łaskawie Dyrektor powiadomił. Czyżby jednak nie było tak bezpieczne czyżby pomylił się pan nie pierwszy raz zresztą. Swoją drogą często się to panu zdarza a może się mylę? Bo może zabrał mnie pan tu bym leczył swoja psychikę po stracie Syriusza w miejscu gdzie wszystko mi go przypomina a może chciał pan mieć na mnie znów ciągły wpływ tak bym dalej bym pieskiem na pana zawołanie - wszyscy patrzyli na niego zaszokowani (ci wszyscy to Waesleyowie, Moddy, Lupin, Tonks paru nowych i nam nieznanych) tylko Snape wydawał się nie przejmować wypowiedzią chłopaka w sumie jemu się to podobało wreszcie ktoś utrze nosa Dropsowi, bo mimo że ma go w głębokim poważaniu to w przeciwieństwie do jego „wiernych piesków” wie ze niewiele różni się on od Czarnego Pana i nie zawaha się poświęcić wielu ludzi dla dobra ogółu ( czyt. By osiągnąć wyznaczony cel) - w końcu najlepszym tego przykładem jest ten chłopak- był ciekawy jak potoczy się dalej ta rozmowa.

- Harry przecież Dumbledore zabierając cię od wujostwa miał na uwadze tylko twoje dobro - powiedziała Molly

- Dobro. Proszę pani dobro jest pojęciem względnym prawda profesorze tak jak i marzenia ja rozlałem me marzenia u Pańskich stóp. A Pan, co zrobił? Z największą przyjemnością je zdeptał znowu. Pamięta Pan? - Teraz wzrok, Pottera był zimny niczym ciekły azot i ostry jak brzytwa chłopak nie powiedział już nic więcej odwrócił się i poszedł na górę do siebie.
Odprowadziły go zaciekawione i zdziwione spojrzenia zgromadzonych. Nie rozumieli, o co miał na myśli, co takiego wiedział on, o czym nie wiedzieli oni i co z tym wspólnego miał ich ukochany Dumbledore. Severius widząc przerażoną i jakże smutną minę Dyrektora nie mógł oprzeć się myśli, że oto zaczynają wychodzić na światło dzienne ciemne strony życia tego mężczyzny o dobrotliwym spojrzeniu, strony, o której prawdopodobnie nie chcieliby wiedzieć, ale znając swoje szczęście czuł, że nie uniknie przykrych sytuacji.

-Severiusie musimy porozmawiać - wiedziałem zawsze ja, za jakie grzechy no dobra znalazłoby się ich aż za dużo, ale jednak. -ruszyłem za dyrektorem do biblioteki

-Usiądź chłopcze

O cholera on się tak do mnie nigdy nie zwraca chyba ze sprawa jest naprawdę poważna. Coś ty zrobił Potter.

- nie możemy dopuścić by powtórzyła się ta sytuacja. Popełniłem błąd sprowadzając chłopaka tutaj gdzie będzie siłą rzeczy zmuszony często się ze mną spotykać widzę to teraz, kiedy zrozumiałem, że nie wybaczył mi tego że go okłamałem- Dumbledore zawiesił na chwile głos jakby przyswajając sobie tą gorzką prawdę. Nie mogę dopuścić by zrobił on znów taki pokaz mocy jak dziś w szerszym gronie to mogłoby mieć tragiczne skutki.

-POKAZ MOCY, JAKI POKAZ MOCY profesorze!!! O czym ty mówisz ALBUSIE ty słyszysz siebie Potter i pokaz mocy - roześmiałem się. Ten dziadek sfiksował nie ma, co. I pewnie myślałbym tak dalej gdyby nie to szczególne spojrzenie Albusa och jakże ja tego nie cierpię już od dawna zrozumiałem ze zamieniłem jednego dyktatora na drugiego ale ciągle nie mogłem dojść, który z nich jest gorszy.

- Potter zrobił mały pokaz mocy przeznaczony tylko dla mnie, dlatego wy tego nie wyczuliście. Pokaz mocy tak mrocznej i przerażającej ze boję się byśmy przez moje błędy nie stracili go….

O tak boisz się ze stracisz tego jakże cennego żołnierza, który ma wybawić świat prawdopodobnie poświęcając siebie, ale to cię już nie obchodzi ty chcesz osiągnąć swój cel. Roześmiałem się głośno w duchu. Swoja drogą Potter ma być tak potężny by przerazić tego człowieka ?, doprawdy to nieprawdopodobne, co jest w tym dzieciaku ? myślałem że go znam, że jest taki sam jak jego ojciec .Wystarczyły wydarzenia tego dnia by zburzyć doszczętnie ten obraz tak, że nie pozostały po nim nawet zgliszcza. - Czyli Potter jest bardzo potężnym czarodziejem tak?

- Nie potężnym on sam jest potęgą. Dlatego musimy zrobić wszystko by zatrzymać go przy nas. To, co mi pokazał sprawiło, że boję się by nie...

- Stał się drugim Czarnym Panem tak?- Dumbledore spuścił głowę

- Tak. On ma w sobie mrok. Mrok, który może nas zgubić musimy cos z tym zrobić - w głosie tego na pozór dobrodusznego starca zabrzmiały twarde tony -stary hipokryta!!! - Musimy go stąd zabrać odizolować nie powinien przebywać z nami chce abyś TY zabrał go do swojego domu do początku roku będziesz go uczył.

-JA???
- Tak masz go nauczyć panować nad emocjami i masz spróbować go przekonać by nie zagłębiał się w mrok sam byłeś nim pochłonięty, więc najlepiej się do tego nadajesz.

Wiedziałem, że nie ma, co się teraz z nim spierać nie, kiedy mówi tym tonem. Jakże on go czasem nienawidził czasem bardziej niż Gada. Agrrr. - Dobrze. Jeśli pozwolisz pójdę do niego.

- Oczywiście. Powodzenia Severiusie.


W pokoju Pottera


- Potter zbieraj się...

- Wiem przenoszę się do Pana.

- Skąd? - Nie potrafiłem wydusić więcej. On chyba nie przestanie mnie dziś zadziwiać Głupi dzieciak.

- To było do przewidzenia. Drops się przestraszył i chce się mnie pozbyć i ma nadzieje ze panu uda się mnie utemperować. - W marzeniach, ale tego już nie powiedział głośno tylko w jego oczach zamigotały na chwile ogniki takie same, jakie widział w oczach Gada, gdy ten obmyślał plan szczególnie mrocznej zbrodni lub wymyślnych tortur aż mu ciarki przeszły po plecach. Ten chłopak zaczynał go przerażać aż trudno było mu uwierzyć, że to jest Potter tak bardzo się zmienił.

- Potter zabierz swoje rzeczy i choć tu przemieścimy się za pomocą świstoklika.


W tym samym czasie gdzieś w Karpatach zachodnich.


- Już czas Maximusie

- Zgadzam się z tobą Cyrus.

Obaj mężczyźni uśmiechając się do swoich myśli ruszyli w mrok rozmawiając o tylko sobie znanych tajemniczych sprawach.


W całkiem innym miejscu zapomnianym podczas zawieruchy długich minionych lat.

-Co gdzie jak????!!!!!!- Severius był w szoku, co mu się ostatnio coraz częściej zdarzało. Świstoklik, który miał ich przenieś do salonu w jego posiadłości nie zadziała to znaczy zadziałał tylko, że zamiast w cieplutkim, milutkim saloniku w JEGO posiadłości byli gdzieś no właśnie sam nie wiedział gdzie. Rozejrzał się i stwierdził, że wylądowali na dziedzińcu przeogromnego i pięknego mrocznego zamczyska z murami tak przesiąkniętymi potężną magią, że aż się wzdrygną. Jego wzrok padł na wierze zwieńczoną szklaną czarna kopułą, pod którą gdyby nie wiedział ze mimo wszystkich możliwości magii pomyślałby ze jest jakiś inny nowy wszechświat. Na Merlina gdzie my jesteśmy.

- Spokojnie profesorze- to był głos Pottera. Spojrzał na niego stwierdzi, że dzieciak wygląda na całkowicie spokojnego i opanowanego albo nie docierała do niego groza sytuacji albo się tym w ogóle nie przejmował. Ostatnio go zadziwia i to notorycznie

- Ja jestem spokojny, Potter- cholera czy mi się wydawało czy mój głos zabrzmiał jakby przeczył słowom i jeszcze ten pobłażliwy uśmiech na twarzy tego przeklętego bachora agrrr to wszystko przez niego!!!

-Nie zgodziłbym się z tym to nie był mój świstoklik - spojrzał na mnie znacząco, a ja mógłbym przysiąc, że nie wypowiedziałem tego na głos gdyby nie to, że jestem pewien, że chłopak nie zna oklumencjii to…

Biedny profesorek to, że kiedyś nie umiałem tego nie znaczy, że tak jest dalej. Uśmiechną się wrednie w duchu. Ale zajmie się nim potem najpierw musi się dowiedzieć gdzie są. To miejsce wywoływało w nim dziwne uczucia. Miał nieodparte wrażenie, że już tu był i że właśnie tu jest jego miejsce jego …dom? Cos takiego. Wtedy właśnie jego wzrok padł na dziwny owalny obelisk na środku dziedzińca. Ruszył w jego stronę i to, co na nim zobaczył zaparło mu dech w piersiach. Patrzył w bezdenną mroczną otchłań wszechświata z gwiazdami planetami, ale oprócz tych, które wszyscy znali były tam jeszcze inne. Wyciągną rękę i dotkną gładkiej chłodnej powierzchni. Nie był przygotowany na to, co nastąpiło potem. Przez jego umysł niczym burza przewaliło się tysiące ludzi stojących na jego miejscu na przestrzeni dziejów będących mniej więcej w jego wieku wielu z nich było do niego podobnych, (ale nie do tego starego Pottera, którym był teraz w ogóle nie przypominał dawnego siebie.) Zrozumiał, co oznaczały te zmiany w jego wyglądzie zachowaniu i psychice. Zrozumiał też gdzie jest.

- Cytadela Mroku…

-, Co mówisz Potter?

- To miejsce tak się nazywa Cytadela Mroku… siedziba królów.

- I twój dom.- Te słowa wypowiedział spokojny cichy męski głos.

Nie wiadomo, kiedy obok nich pojawiło się sześciu ubranych na czarno mężczyzn. Harry sam nie wiedział, czemu ale czół się z nimi jakąś wspólnotę i wiedział, że to właśnie pośród nich jest jego miejsce…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Monika Stiepankovic dnia Pią 17:06, 09 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Pią 14:35, 09 Cze 2006    Temat postu:

No, no, no przyznaje, że zaciekawiło mnie Surprised zapowiada cię baardzo ciekawie i mrocznie? podoba mi się Very Happy oby szybko pojawiała się następna nota Twisted Evil

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sytia
Wojownik



Dołączył: 25 Maj 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:36, 09 Cze 2006    Temat postu:

No cóż, mi się nie podoba.
A poza tym dużo błędów. Czy ty zgubiłaś przecinki? A ortografia została gdzieś w tyle.
Eh, nie, nie, nie.
A poza tym za duża czcionks. Mogłaś pisać normalną, bo taką trudno się czyta.
Ale może potem będzie lepsze...?

Pozdrowienia, S.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Pią 21:08, 09 Cze 2006    Temat postu:

Sytia napisał:
A poza tym dużo błędów. Czy ty zgubiłaś przecinki? A ortografia została gdzieś w tyle.


Przypuszczam ze papierka z wybitną dysortografią to ty nie uznasz a Word cudem świata nie jest i też robi błedy. Więc prosze wybacz mi je bo nie chciałam urazic twojego wyczucia estetyki i dobrego smaku. Cuż wkońcu nie jestem człowiekiem i ludzkie prawa mnie nie obowiazują równiesz te językowe.

Kłaniam się uniżenie
Księżniczka Monika Stiepankovic


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sytia
Wojownik



Dołączył: 25 Maj 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:27, 09 Cze 2006    Temat postu:

Nie rozumiem cię. Czy trzeba od razu się obrażać?
Nie ciebie pierwszą skrytykowałam. I nie trzeba być wybitnym polonistykiem, żeby powiedzieć, że komuś coś się nie podoba.
I nawet nie chodzi mi tyle o błędy, ale np zdanie rozpoczyna się dużą literą.
Cytat:
- tu nie ma zwierząt, które by to przeraziło- odpowiedział mu...


A jeśli sprawdzasz w Wordzie to w opcjach jest tam funkcja sprawdzania gramatyki i interpunkcji. Jeśli sprawdzasz tylko to co Word podkreśli na czerwono to...
I nie obrażaj się. Krytyka też przynosi efekty.
No i jeszcze spacje w dialogi stwia się przed i po myślniku.
I jeśli byłaś nastawiona tylko a pozytywne komentarze, to się przeliczysz.
Gdybyś zamieściła to na mirrielu czy dk zmiotliby cię z powierzchni.
A zresztą ja wszystkim wytykam błędy.

Pozdrawiam, S.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Sob 1:16, 10 Cze 2006    Temat postu:

A któż to tu się obraża. Uwierz mi Droga Pani na pewno nie ja. Wybacz, jeśli uraziła Cię moja wypowiedz. Najmocniej przepraszam. Na swoją obronę mam to ze ja już nie potrafię mówić bez sarkazmu, bo sarkazm i ironia to nieodłączna cześć mojej natury przeważająca cześć, jeśli mam być szczera. Niestety i co stwierdzam z bólem serca zbyt wiele osób bierze to do siebie.
Oczywiście nie byłam też nastawiona na same pozytywne komentarze tylko głupiec jest. A ja głupcem nie jestem. Masz też racje jest taka opcja w Wordzie, ale pokaz jej skuteczności widać w moich rozdziałach. Idiotyczne było by jednak mieć pretensje do maszyny nie sądzisz? Było by to trwonienie czasu i wzbudzanie w sobie negatywnych emocji bez potrzeby. Więc wybacz, jeśli uraziłam ciebie lub twoje poczucie obowiązku do takiej reakcji na moją wypowiedz, ale trwonienie czasu i energii na próżne żale nie leży w interesie ani moim ani twoim chyba się ze mną zgodzisz?

Z wyrazami szacunku
Księżniczka Monika Stiepankovic


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Sob 1:18, 10 Cze 2006    Temat postu:

Rozdział 3



Severus zareagował odruchowo. Wystarczyło zaledwie kilka sekund a on stał z różdżką wycelowaną prosto w serce mówiącego. Wystarczyłby jeden podejrzany ruch a mężczyzna zobaczyłby błysk zielonego światła. Obaj dobrze o tym wiedzieli, ale coś mówiło Snaepowi, że nie powinien go zabijać a przynajmniej dopóki nie dowie się czegoś więcej. Już dawno nauczył się ufać swojemu instynktowi to było niezbędne by ktoś taki jak on mógł przeżyć tyle lat nie lądując na oddziale beznadziejnych przypadków u św. Munga. Podświadomie też czuł, że nie powinien kierować swojej rużdżki przecież temu człowiekowi nie chodziło tu o to, że czuł strach nie on już dawno zapomniał, że istnieje to uczucie, ale było coś w nim a raczej w nich, co budziło w nim respekt, a to dużo znaczy, bo niewielu ludzi wzbudzało w nim szacunek.



-Proszę niech pan schowa różdżkę.- Na początku myślał, że to któryś z nich to powiedział, ale dopiero po chwili zrozumiał, że to był Potter. Spojrzałem na niego i stałem się bezsilny wobec prośby zawartej w jego oczach, zrozumiałem teraz, o co chodziło Miszri, gdy mówił, że gdy takie same zielone oczy spojrzą na niego tym specjalnym wzrokiem nie potrafi się sprzeciwić i nie chodziło tu o jego słabość do Lisicy, ale o bezsilność woli tak jakby zapanowała nad nim. Teraz on doświadczył tego samego patrząc w te parę identycznych oczu. Walczył z tym i by wygrał gdyby nie ta pewność i jego własne przeczucia. Opuścił różdżkę.



-Dziękuję.- Doprawdy nie sądziłem, że mnie posłucha. Zwłaszcza po tym, co zobaczyłem na jego twarzy teraz poważnie zacząłem się zastanawiać, kim tak naprawdę jest nas mistrz eliksirów. Ale to muszę odłożyć na później. Teraz najważniejsze jest by dowiedzieć się, co oznaczają te obrazy, które widziałem w wizji. Ciągle czuje je w swojej głowie są zbyt nie uporządkowane. Tak bardzo, że to aż boli.

- Dlaczego nazwałeś to miejsce moim domem Cyrusie?- Naturalne wydało mu się że nazwał go jego imieniem .Znał imiona ich wszystkich dzięki obeliskowi. Na przykład ten z krystalicznie niebieskimi oczami takimi bezosobowymi i jak u mistrza eliksirów zimnymi, ale oni wszyscy takie mieli tak jak i czarne włosy. Nawet byli ubrani w takie same szaty, choć nie wyglądali na bliźniaków o nie. Różnili się i to bardzo, ale mnie najbardziej fascynowały ich oczy. Jeszcze nigdy nie widział takich u żadnych ludzi. Wracając do niego wiedział, że on miał na imię Maximus i był wyższy od pozostałych, no oprócz Cyrusa. Następny był Lao ten miał złote oczy i jak kot zimne, choć czasem widać było w nich iskierki jak u typowego psotnika .Tak on musiał mieć poczucie humoru i to wybitne. Uśmiechną się w duchu, na pewno go polubi. Następny był Alastair ten to był ciekawy przypadek miał niebieskie oczy tak jak Maximus, ale były one koloru nieba przed burzą i czasem wydawało się, że naprawdę przetaczają się przez nie grzmoty i błyskawice. Potem był Ulvhedin nie jego oczy na pewno nie były oczami człowieka ,żaden nie ma białych oczu! A jego były białe i tylko dzięki czarnym źrenicom wiedział ze nie były to oczy ślepca. Dario miał nieokreślony kolor, bo co rusz zmieniał się w inny i nad lewą brwią miał on małą bliznę. Moje rozmyślanie przerwało zamyślone spojrzenie Cyrusa skierowane na obelisk. Do tej pory myślałem, że to, co mi pokazał było normalne, ale teraz zaczynał w to wątpić.

- Coś nie tak?



-Nie po prostu to dziwne, że pokazał ci tak wiele zwykle tylko uświadamia pokazuje nam uczucia, ale ty widziałeś obrazy z przeszłości teraźniejszości i przyszłości jak mniemam?



-Tak. Ale to było zbyt nieuporządkowane by dostarczyć mi odpowiedzi. - Coś mi mówiło, że jeszcze dziś poznam te odpowiedzi i już sam nie wiedziałem czy chcę wiedzieć, o co tu chodzi. Odwróciłem się w stronę Mistrza Eliksirów chciałem wiedzieć, co on o tym myśli. Miał zmarszczone czoło jakby nad czymś intensywnie rozmyślał i tak pewnie było , w końcu ta rozmowa na pewno była dla niego niezrozumiała. Stwierdziłem, że chyba jednak się pomyliłem słysząc pytanie, które im zadał.



-Wy jesteście wyklętymi prawda?- To nawet nie było pytanie tylko stwierdzenie faktu. Do tej pory sądził, że jest to historia opowiadana dzieciom zmyślona przez jakiegoś gawędziarza, ale teraz wszystko zlewało się w całość. Uśmiechną się pod nosem. Zawsze lubił opowieści o wyklętych a rodzice nie szczędzili mu ich przynajmniej dopóki żyli potem, gdy mieszkał na Nokturnie słyszał je jeszcze kilka razy. Była to bajka typowa dla dzieci przeznaczonych czarnej magii. Potem Lisica powiedziała mu, że widziała ich .To było już po urodzeniu tego szczeniaka. Nie uwierzyłem jej. Ona i Miszra często mówili niestworzone rzeczy tacy już byli. Teraz stwierdza, że to on się pomylił.



-Tak. Nie sądziliśmy , że się domyślisz,przynajmniej nei tak szybko nie zanim sami ci powiemy ale zawsze byłeś diabelnie inteligentny. Słyszeliśmy o tobie i chylimy czoła przed tobą Stąpający w Mroku*



-Więc wiecie, kim jestem, ale ja nie wiem o was nic oprócz tego, co przekazywano w mitach.



-Wiemy wszystko o każdym, kto się zbliżał do tego chłopaka a ty jesteś najlepszą osobą, z którą … Trzmiel mógł go zostawić. W swoim czasie dowiesz się też tego, co będziesz potrzebował o nas.



Tak tak a mnie tu nie ma. Hulaj dusza piekło czeka. Nawet jakbym teraz spróbował się zabić nie zauważyliby. Nie denerwowało go to, raczej śmieszyło. Zastanawiające było jednak to, czego się dowiedział o Snapie. Wiedział dobrze, kim jest Stąpający w Mroku. Cóż chyba czas zmienić zdanie o tym cynicznym dumnym człowieku. Ja to powiedziałem- nie wieżę, świat się wali. Cóż czas przestać być dzieckiem i spojrzeć na to z innej strony. Dziecinne uprzedzenia nie mogą mu mącić umysłu. Nie pozwoli sobie na to już nigdy więcej. Teraz jest innym człowiekiem.



- To nie czas jednak na taką rozmowę wszystko zostanie wyjaśnione jeszcze dziś. Chciałbym też abyś i ty Stąpający w Mroku był przy tym obecny. Teraz odprowadzimy was do waszych kwater. Profesorze pana zaprowadzi Maximus ja zajmę się Harrym.



- Do zobaczenia profesorze - Harry uśmiechnął się na pożegnanie a Severusa na chwilę zamurowało. Nie, dlatego że Potter się do niego uśmiechnął oj nie to chodziło o to, że uśmiechnął się dokładnie jak Miszra. To niemożliwe ten stary drań nie mógł… a może. On i Lisica byli nieprzewidywalni i przecież chcieli się pobrać, więc czemu nie mieli by.. A poza tym to on Severus zawsze był tym rozsądnym z ich trio, ale przecież powiedzieliby mu. Nie to jest niemożliwe musiało mu się wydawać - ostatnio za dużo myślisz o zmarłych Sever.



-Idziemy?



Dopiero teraz stwierdził, że bezmyślnie wpatruje się w misternie rzeźbiony portal, przez który Potter i Cyrus weszli do zamku. Odwrócił głowę i zobaczył, że reszta mężczyzn rozmawia o czymś tylko w sobie znanym jakimś dziwnym, ale jakże pięknym języku. Spojrzał na mężczyznę patrzącego na niego ze zrozumieniem i o dziwno ciepłym uśmiechem

-Tak idziemy.- ku swojemu zdziwieniu odpowiedziałem takim samym uśmiechem. Od tak dawna tego nie robiłem chyba od czasu, gdy wszyscy troje byliśmy razem.



- Znajdziesz odpowiedzi na dręczące cię pytania, twój umysł i serce odzyskają też spokój. Jeszcze dziś, wiec nie zadręczaj się pytaniami teraz.



Skąd on wiedział?. Przypomniała się mu cześć opowieści o wyklętych mówiąca, iż widzą oni więcej niż inni ludzie mają dar czy też jak wolicie przekleństwo widzenia nie tylko przyszłości, bo też czytają biegle w tym, co kryją ludzkie serca. Choć robią to bardzo rzadko i nie z własnej woli po prostu to na nich spada i tak rozmyślając przemierzałem u boku mego przewodnika kolejne korytarze.



W innej części zamku w mniej więcej tym samym czasie.



Harry nigdy nie widział tak pięknego a zarazem mrocznego miejsca. Rozglądał się zachłannie wokół. Szedł długim korytarzem, którego mrok rozjaśniało tylko fantastyczne światło wpadające przez witraże. Droga do jego kwater była tak zawiła i prowadziła przez tak wiele kondygnacji, raz szli do góry innym razem znów w dół minęli tyle korytarzy, że powinien stracić rachubę, ale on dobrze wiedział gdzie są tak jakby się wychował w tym zamku. Zdziwiło go ta tak bardzo, że nie zauważył ze myślał o tym na głos.



-My wszyscy tak mamy. Jakby to powiedzieć to miejsce jest zakodowane w naszej podświadomości jako nasz dom a w domu zna się każdy kąt czyż nie?



-Pewnie tak - w jego głosie zabrzmiała melancholijna nutka. Ciekawe jak to będzie mieć miejsce, które można nazwać domem. Hogwart był dla niego w pewien sposób takim miejscem, ale jednak to nie to samo tam nie mógł wrócić, kiedy chciał, ale czuł, że tu zawsze będzie miał swoje przysłowiowe cztery kąty. Nie zauważył nawet, kiedy znaleźli się w ciemnym korytarzu rozświetlanym tylko przez zwisające z sufitu misternie rzeźbione kaganki z płonącą oliwą. Dawało to niesamowity efekt. Spojrzał w głąb korytarza i stwierdził ze są tam tylko jedne mosiężne czarne drzwi. Podeszli bliżej. Teraz dopiero zobaczył, że na środku tych drzwi wyrzeźbiony był anioł a pod nim głowa wilka lub tygrysa nie to było nieważne wiedział tylko ze było to piękne. Zauważył, że w drzwiach nie ma klamki. Spojrzał pytająco na Cyrusa.



- Tu są twoje komnaty. Te drzwi nie mają klamki, bo otworzyć możesz je tylko ty hasłem, które poznasz. Dokładniej - Tu uśmiechną się tak jakoś dziwnie- które same ci się objawi mam tylko nadzieję ze nie karzą ci długo czekać. Hasło będzie dostosowane do ciebie potem będziesz mógł je powierzyć, komu zechcesz by miał dostęp do tych komnat. Bez hasła jednak nikt się do środka nie dostanie. Teraz zostawię cię samego proszę tylko byś zjawił się w głównym salonie, gdy odpoczniesz. - Uśmiechną się od niego uspokajająco i odszedł.



Harry stał przez chwile w bezruchu wpatrując się w drzwi. One dostosują się do mnie i zdradzą mi hasło. Dobre sobie. Wyciągnął rękę i dotkną zimnej a raczej lodowato zimnej powierzchni drewna. Coś zaczęło się zmieniać. Dotąd zimne i martwe drzewo zaczęło pulsować. Pod dłonią poczuł przyjemne ciepło wypełniające od środka dotąd zimną powierzchnie. Znowu miał to uczucie, co przy obelisku. Widział twarze ludzi stojących przed tymi drzwiami tak jak on. Byli w różnym wieku niektórzy wchodzili lub wychodzili inni po prostu stali. Nagle wizja się urwała a po jego głowie kołatały mu się dwa słowa „nynion ario”. Wypowiedział je na głos i poczuł jak drzwi bezszelestnie odsuwają się ukazując mu ciemność przed nim. Niepewny, co zastanie w środku przeszedł przez próg i tylko lekkie drganie powietrza obwieściło mu, że drzwi zamknęły się za nim. W tej chwili w pomieszczeniu zrobiło się zupełnie jasno.

Stwierdził, że znajduje się w ogromnym pokoju wielkości dwóch wielkich sal, który najwyraźniej był salonem i to bardzo przytulnym. Na ścianie na wprost niego były dwa duże okna tarasowe niczym nieosłonięte, dzięki czemu nic nie zasłaniało mu pięknego widoku na ogromne niespokojne jezioro, którego fale rozbijały się o ostre skały klifowego wybrzeża. Zajął się teraz samym pokojem urządzonym w nowoczesnym stylu. Ogromna biała wygodna (stwierdził z doświadczenia po wypróbowaniu jej) kanapa , równie wygodne fotele w tym samym kolorze i niski szklany stolik z dębowym wykończeniem, kolorowe poduszki wszędzie porozrzucane stanowiły z bielą mebli wyrazisty kontrast. Puszysty dywan w ciepłym brązowym odcieniu dopełniał całości. Ściany były białe ,tylko na jednej była ruchoma makieta kosmosu z wszystkimi gwiazdozbiorami planetami a także innymi galaktykami. Były tu również drewniane utrzymane w nowoczesnym stylu meble, na których stały różne ciekawe bibeloty . Przy innej okazji postanowił się im bliżej przyjrzeć. Teraz jednak zainteresowały go proste czarne drzwi.

Stwierdzi, że prowadzą na korytarz utrzymany w kolorze czarnym , było tu jeszcze kilka innych drzwi prawie niewidocznych bo też czarnych - to zaczyna się robić chore - pomyślał.

Otworzył pierwsze z prawej i stwierdził że prowadzą do olbrzymiej biblioteki połączonej z gabinetem. Na środku znajdowała się kula jakby wypełniona ogniem, wokół której kręciło się siedem pierścieni z wyrytymi jakimiś inskrypcjami. Widział też mosiężne stare mahoniowe biurko zawalone jakimiś papierami i księgami. Same książki położone były na wielu kondygnacjach, do których dochodziło się krętymi schodami. Całemu pomieszczeniu przytulnego charakteru dodawał blask bijący z ognia palącego się na kominku. W przyszłości będzie spędzać tu dużo czasu wybitnie dużo. Uśmiechną się do siebie.

Następne drzwi prowadziły kolejno do kuchni jadalni i łazienki. Potem był pokój życzeń. Śmiać mu się chciało, ale musiał przyznać, że to dobry pomysł, bo na pewno się przyda.

Zostały mu już tylko jedne drzwi na samym końcu korytarza. Były one takie same jak te wejściowe i również nie miały klamki - „nynion ario” drzwi tak jak poprzednio ustąpiły bezszelestnie. Znów znalazł się w ciemnym pomieszczeniu i znów drzwi zamknęły się za nim a światło samoczynnie zapaliło , jakby reagując na jego obecność. Nie spodziewał się czegoś takiego. Znajdował się w pokoju wielkości wielkiej Sali (tu chyba wszystkie takie były). Na środku było ogromne rzeźbione stare łóżko( wymiary 3 metry ma 3 metry;D) z ciemnego drewna z aksamitnymi zielonymi prześcieradłami. Puszysty czarny dywan był rozłożony tylko tam gdzie stało łóżko reszta podłogi była z bardzo ciemnego drewna. Sypialnie oświetlały latające po całym pomieszczeniu zielone grube świece.

Jego wzrok przyciągał jednak widmowy anioł zalewający sypialnie zielonym światłem. Był niesamowity nie do opisania anioł z rospostartymi skrzydłami wyrzeźbiony w kamieniu podobnym do brylantu lub kamienia księżycowego rozświetlający się od środka najróżniejszymi kolorami o odcieniach, jakich jeszcze w życiu nie widział. Wokół całości wiły się cieniutkie niby srebrne splątane niteczki to z nich wypływała zielonkawa poświata. Za nim na ścianie lekką wręcz prawie niewidzialną poświatę dawało no właśnie, co. To mu wyglądało na drzewo genealogiczne tyle ze nigdy nie słyszał o tak starym rodzie nawet wśród czarodziei. Jego uwagę przykuł lekki szum. Podszedł do ściany naprzeciw drzwi i dotkną jej lekko. Okazało się, że to nie była ściana a zasłona odsuną ją, jego oczom ukazał się niesamowity widok. Spoglądał w bezdenną przepaść o stromych zboczach porośniętych srebrnymi drzewami. To, co wziął za ścianę okazało się być szklaną taflą imitującą ścianę. Znów spojrzał. W dole widział potoki spływające ze stromych ostrych ścian gdzieś w dół z lekka zasnutego mgłą jaru. Stał tak jeszcze długo, ale coś go ciągnęło z powrotem do widmowego drzewa rodowego. Na samej górze była prosta srebrna tabliczka z wyrytym złotym napisem.



Prastary ród królewski Merweredo



Nie każde złoto jasno błyszczy,

Nie każdy błądzi, kto wędruje,

Nie każdą siłę starość zniszczy.

Korzeni w głębi lód nie skuje,

Z popiołów strzelą znów ogniska,

I mrok rozświetlą błyskawice.

Złamany miecz swa moc odzyska,

Król tułacz wróci na swą stolicę. *



Nie znam się na tym, ale to mi wygląda na przepowiednię. Spojrzał na drzewo wszystkie imiona były wyryte w kamiennych kwadratach postrzępionych przez czas. Zapisane były w pionie i po każdym spływała cienka stróżka szkarłatnego płynu. Zaczął czytać nazwiska Założyciele rodu Angelus Merweredo i Nimrodel córka Keleborna i Galadrieli * później było dużo różnych nazwisk, które nic mu nie mówiły. Rzadko, kiedy były takie, które mgliście kojarzył. Jak Księżniczka Natasza Romanowa - Marcelo Merweredo i, Aszla Merlin- Nikolaj Merweredo, ale o Ludziach Lodu Villemo Lind i Eangel Merweredo nigdy nie słyszał. Było tam też nazwisko Slytherin to go zastanowiło. Persefona Slytherin - Nerwen Merweredo. Jakaś kobieta z rodu slytherina wyszła za pierworodnego potomka tyle tylko że wedłóg tych dat musiało być to na długo przed narodzeniem Salazara Slytherina ciekawe. Usiadł po turecku na podłodze i spojrzał na sam dół. Znalazł tam imiona Cyrusa, Maximusa, Lao, Alastaira, Ulvhedina i Daria, ale kamienne płyty z ich imionami nie spływały tym szkarłatnym płynem tylko po imionach zmarłych koło imion szóstki mężczyzn było jeszcze jedno imię w prostej linii od założyciela rodu jak stwierdził w prostej męskiej linii. Alatariel Merweredo nie było przy nim żadnego kobiecego nazwiska, ale miał dziecko tabliczka tego dziecka również spływała czerwienią, ale na jej imieniu rozmazała się ona wyciągną rękę i starł to tak by nazwisko było czytelne

-Lilli Evans- Merweredo -

-nie to niemożliwe. Moja matka. Jak? Przecież to by wszystko wyjaśniało Harry. To, dlatego tutaj jesteś. Twoja matka była jedną z nich ,to dlatego powiedział, że to twój dom. Spojrzał jeszcze raz na tabliczkę swej matki. Jego uwagę przykuło jednak to, że zamiast jednej linii wychodzącej do tabliczki z nazwiskiem męża były dwie również ociekające czerwienią jedna z nich łączyła się z jego imieniem a druga nie. Spojrzał na tę drugą

-James Potter

- CO!!!

Szybko spojrzał na drugie nazwisko, Miszra Vinyolonde. Wyciągną rękę dotykając zimnej powierzchni kamienia przez jego głowę znów przetoczyły się różne obrazy tym razem były uporządkowane aż za bardzo uporządkowane.



Widział swoją matkę w towarzystwie bardzo przystojnego mężczyzny o czarnych włosach i zielonych oczach o pionowych źrenicach jak u kota. Byli w jakiejś mrocznej alei na Nokturnie. Zbliżała się do nich zakapturzona postać, ale oni na to nie zwracali uwagi zbyt zajęci sobą a ogromna radość aż od nich promieniowała. Zobaczył na ręce swojej mamy pierścionek z onyksów oplecionych białym złotem. Postać w czarnym płaszczu ściągnęła kaptur to był Snape.

- To, że jesteś mistrzem Annymus nie znaczy ze nie powinieneś uważać zwłaszcza w takim miejscu- syczy Snape

- Ty jak zawsze miły - mężczyzna odwrócił się do niego z uśmiechem- ciesz się razem z nami pobieramy się.

- Co? Wy? - Na twarzy mistrza eliksirów pojawia się szczery uśmiech - gratuluje nareszcie schwytałeś Księżniczkę Nokturna



Wizja rozmyła się teraz byli w salonie jakiegoś domu znów był tam ten mężczyzna i mama

- będziemy mieć dziecko

- Jesteś pewna- wyraz twarzy mężczyzny był idiotyczny

- Tak - ze śmiechem powiedziała mu kobieta- i przestań tak na mnie patrzyć. Nie cieszysz się? - Spytała z udaną obawą

- Cieszyć się ja wariuje z radości.!!!! -Porwał ja w ramiona i zakręcił dokoła.



Znów był gdzieś indziej. Sala z ludźmi w czarnych szatach stojących w kręgu. Voldemort śmiejący się okrutnie i rzucający zaklęcie uśmiercające na tego samego mężczyznę, który oświadczył się jego matce. Ledwo go rozpoznał w tym zmasakrowanym ciele i to tyko dzięki oczom. Patrzącym dumnie na Voldemorta bez strachu, ale z jawna kpiną.



Tym razem widzi zapłakaną matkę i Snapa starającego się ja pocieszyć. Już wie.



Widzi Pottera i mamę.

-Dlaczego nie chcesz wyjść za mnie? Lilli kocham cię

-Nie mogę. Zrozum nosze pod sercem dziecko Miszry.Kocham go!!!

Mężczyzna jest w szoku.

- Miszra nie żyje.

- WIEM !!!!

-Więc pomyśl. Ślub ze mną będzie najlepszym wyjściem. On zabił Miszre, bo ten mu się nie poddał jak myślisz, co zrobi, gdy się dowie ze ma on dziecko. Nikt nie może się o tym dowiedzieć.

- To niemożliwe dziecko może być do niego podobne.

-Lilli jesteś potężną czarownicą i wiem ze masz znajomości wśród ciemnych typów Nokturna znajdziesz sposób by wymazać to podobieństwo. Ale musisz za mnie wyjść dla bezpieczeństwa dziecka i swojego



-Severusie wiem, że wiesz o przepowiedni.

- tak wiem - mężczyzna spojrzał ze smutkiem na Lisicę życie ostatnimi czasy ciężko się z nią obeszło.

- Ja umrę już niedługo on mnie dopadnie.

- Nie

- Tak wiesz ze mam dar widzenia. Umrę Jems też umrze. Proszę cię zaopiekuj się moim dzieckiem.

- Lilli - jego ton stał się twardy.- Wiesz, o co prosisz?

- WIEM błagam.

- Nie. Zrobię wszystko by żył, ale jeśli coś wam się stanie to trzmiel się nim zajmie

- Severusie

- Nie



Jakiś ciemny pokój, w którym zapalono tyko 3 białe świece. Kobieta w ciąży klęczała na podłodze i krwią z naciętego palca rysowała zawiłe wzory. Koło niej stał mężczyzna szepczący jakieś skomplikowane zaklęcia. Dołączyła do niego i ona ich głosy były nie ludzko wysokie. Powietrze wokół nich zaczęło drgać utworzyła się lekka czarna mgiełka. Przeszła przez mężczyznę wyrywając z jego piersi nieludzki skowyt. Zgęstniała i utworzyła kule przed dużym już brzuchem kobiety a potem wniknęła w niego. Ona nie krzyczała. Zemdlała. Mężczyzna wziął ja szybko na ręce i deportował się przed bramą Hogwartu. Zaniósł ją do skrzydła szpitalnego. Był tam Dumbledore.

- Jems, co?- Jego wzrok pada na nieprzytomną kobietę w jego ramionach… Lilli ….Popy szybko!!!

-Dyrektorze, o co?…. Matko.. Połóż ją szybko na łóżku

-Poppy co z …?

-Cisza- młoda kobieta wykonała jakieś dziwne gesty nad ciałem dziewczyny. - Ona rodzi



Wizje się skończyły. Chłopak siedział jak skamieniały wpatrując się w nazwisko jego prawdziwego ojca.

-Dlaczego

Zadane szeptem pytanie odbiło się głuchym echem w prawie pustym pokoju jakby szydząc z wypowiadającego je chłopaka.



...........

*Stąpający w Mroku- tytuł nadawany mistrzowi czarnej magii i magii cieni (*inaczej zwanej magią Annymus) magii bardzo potężnej, ale i niebezpiecznej, ( w której czarodziej nie patyczkuje się z różdżką formułkami i definicjami zaklęć)

**Nynion ario- król aniołów w języku właśnie aniołów.

***Z wiadomego dzieła wiadomego niedoścignionego mistrza i wirtuoza pióra Tolkiena.

****Wybaczcie, że zmieniłam ten fakt, bo z historii o Amroth i Nimrodel to Amroth był dzieckiem Keleborna i Galadrieli wiec tych, którzy mają pojęcie o twórczości Tolkiena bardzo serdecznie przepraszam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaziu15
Obywatel



Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piekła Rodem:D

PostWysłany: Sob 14:42, 10 Cze 2006    Temat postu:

Niezłe opowiadanie, fajny pomysł ale za mało akcji jak na trzy rozdziały, domyślam się że przejdzie tam szkolenie w zamku, więc w trzecim mogłaś już do tego nawiązać, ale ogólny pomysł i wykonanie ładne.
Pozdrowienia i weny życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cissy
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamek Czarodzieji Słońca i Księżyca

PostWysłany: Sob 18:26, 10 Cze 2006    Temat postu: No nie wiem sama../

Pomysł dość nietypowy... Orginalny. Powiedziałabym dziwny... Ale podoba mi się. Przynajmniej na razie. Zobaczymy co będzie dalej...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Pon 0:58, 19 Cze 2006    Temat postu:

- Dlaczego
Zadane szeptem pytanie odbiło się głuchym echem w prawie pustym pokoju jakby szydząc z wypowiadającego je chłopaka. Harry zwinął się w kłębek na podłodze i choć obiecał sobie ze już nigdy tego nie zrobi zapłakał. Wydarzenia tego dnia mocno nadszarpnęły jego siły – zasną.
W pokoju zerwał się bardzo silny wiatr, buchnęły trzy słupy ognia, z których wyłoniło się dwóch mężczyzn. Byli to starcy o siwych brodach w pięknych haftowanych w rudne tajemnicze wzory białych szatach. Spoglądali w zamyśleniu na chłopaka zwiniętego w kłębek jak kociak i śpiącego snem niespokojnym.
- To jego wybrałeś Machabeusie? – Spytał starzec z siwą brodą.
- Tak. Nie ma nikogo innego, kto by mógł podołać takiemu brzemieniu. Do tego trzeba potęgi i mocy. Nasze proroctwa mówią, iż większego przed nim nie było, a po nim nie będzie, Babtista.
- Przeznaczenie można zmienić – rzekł w zamyśleniu. - On może podążyć inną ścieżką. Może nie stać się potężny lub być zły. Nie wiemy, jaki będzie, a zwłaszcza biorąc pod uwagę, kim był jego ojciec. Gdy już podejmiemy decyzje nie będzie odwrotu.
- On jest jeszcze młody. Ciągle niedoświadczony z dnia na dzień nie jest w stanie przecież się wszystkiego nauczyć mimo, że pisane mu jest być wielkim. Jednak, gdy wybierze źle stanie się najnędzniejszą istotą na świecie - powiedział starzec zwany Machabeusem patrząc na chłopca ze smutkiem.
- Dając mu taką władze musimy być pewni.
-W życiu nie ma nic pewnego. Wszystko podlega zmianą. Równie dobrze może on być tylko bardzo potężnym czarodziejem, a nie panem magii. Tamte czasy, gdy w żyłach tego rody zamiast krwi płynęła czysta magia minęły. Wyrzekli się władzy i korony dając czarodziejom możliwość decydowania o sobie. To co mówią przepowiednie to tylko sugestia. Ludzie nie muszą ich wypełniać. Wiesz o tym dobrze, Baptisto.
- Miejmy nadzieje, że on zrozumie prawdę o świecie. Choć współczuje mu, że spadnie na niego tak wielki ciężar. My przecież tylko stoimy z boku.
- Niech więc się stanie. My wybraliśmy jego. Gdy będzie gotowy stanie przed wrotami poznania, ale tylko z własnej woli. To będzie jego wybór. Jeśli mu się uda dojść do siódmych wrót przekroczyć bramę zrozumienia stanie się Królem Aniołów. Nie wcześniej.
- Zostawmy mu, więc naszą przesyłkę i wracajmy.
- Masz racje, Babtista. Na nas już czas.


Jakieś sześć godzin później Harry obudził się z kompletną pustką w głowie i okropnym bólem w mięśniach. Przewrócił się na plecy by rozprostować zdrętwiałe stawy. Otworzył oczy patrzył wprost na rodowód swojej rodziny. Wspomnienia sprzed paru godzin wróciły z nową mocą, aż jękną. Szybko odwrócił wzrok w drugą stronę i jego wzrok padł na coś srebrnego leżącego zaraz koło niego. Podniósł się do pozycji mniej więcej siedzącej i wziął do ręki coś, co okazało się być wisiorkiem. Na srebrnym łańcuszku. Wisior miał taki sam kształt jak anioł stojący przed genealogią jego rodu. Rodu ciężko mu było się przyzwyczaić do tej myśli. Nie lepiej o tym nie myśleć, jeszcze nie teraz. Najpierw musi się wszystkiego dowiedzieć na myślenie przyjdzie czas potem. Znów spojrzał na wisior. Był dokładna kopią posągu. Tylko dwie rzeczy się różniły. Od tego anioła nie biła zielonkawa poświata tylko wnętrze anioła rozświetlały wszystkie kolory świata. Z tyłu na jednym ze skrzydeł miał on wygrawerowane dwa słowa te same, które były hasłem do jego pokoi. Ciekawe, co one znaczą i skąd w ogóle wziął tu się ten wisior. Był prawie pewny, że wcześniej go tu nie było. Chyba czas się wszystkiego dowiedzieć. Podniósł się z podłogi i ruszył na poszukiwanie głównego salonu. Okazało się, że znajdował się on w przeciwległym skrzydle zamku. Otworzył drzwi i stwierdził, że w środku byli już wszyscy również Snape popijali spokojnie koniak rozmawiając na niezobowiązujące tematy. Jakby chcieli rozluźnić się przed czekającą ich trudną rozmową. Pierwszy zauważył go Lao uśmiechną się do niego ciepło i gestem zaprosiłby się do nich przyłączył.
- Witaj, Harry. Już myśleliśmy. że nam zwiałeś, gdyż wydaliśmy ci się nudni i zbyt oficjalni. Zdradzę ci w sekrecie, – powiedział teatralnym szeptem - iż tylko Cyrus i Maximus zawsze diabelnie poważni i nie wiedzą, co to znaczy poczucie humoru.
- Lao mówisz tak, bo zazdrościsz nam tego, że nasze żarty są zawsze lepsze od twoich. Nie słuchaj go my tylko udajemy takich sztywniaków w końcu ktoś musi stwarzać pozory.
- Nie ma sprawy, Cyrusie. – Przyszło mu do głowy ze nie ważne już jest dla niego, kim jest. Pierwszy raz w życiu mógł nazwać jakieś miejsce swoim domem i czuł, że ci ludzi naprawdę chcą być dla niego rodziną. Teraz tylko to się liczyło. „Sentymentalny głupiec ze mnie, ale co tam.” Pomyślał i uśmiechnął się do nich.- Widzę, że urządziliście tu sobie małe kieliszkowe party. Z miłą chęcią bym się przyłączył do tak szacownego grona, ale cóż chyba najpierw musze spełnić życzenie swojego organizmu o on stanowczo domaga się posiłku.
W pomieszczeniu rozbrzmiał śmiech, a Ulvhedin wstał i podszedł do niego.
- Skoro jesteś głodny to ja cię porwę z tego grona, bo przyznaje to z bólem serca ci ignoranci nie doceniają sztuki, jaką jest gotowanie – rzekł z powagą. - Co więcej są tak ograniczeni, że nie potrafią zagrzać wody nie przypalając jej.
- Nie toż to wstyd i hańba – odparował Potter z podobną powagą.
Wybiegli szybko z salonu, a w uszach dźwięczały im jeszcze klątwy i przekleństwa rzucane przez resztę zgromadzenia. Ze śmiechem dotarli do kuchni.
- Skrzaty nie macie przypadkiem pracy gdzieś w innej części domu? - spytał Ulvhedin, a Harry zdążył jeszcze zauważyć jak magiczna służba ubrana w czyściutkie czarne aksamitne stroje szybko znika w jakiś drzwiach.
- Najwyraźniej kuchnia musi być twoim królestwem od dawna skoro zgodziły się tak potulnie stąd odejść raczej stwierdził niż zapytał młodzieniec.
- Tak – odparł szybko. - Odkąd stwierdziły, że gotuje znacznie lepiej niż one.
Znów się roześmiali.
- No to, na co masz ochotę, Harry? Dziś twój szczęśliwy dzień i najlepszy mistrz kuchni, czytaj JA, przygotuje specjalnie dla ciebie wszystko, co sobie zażyczysz.
-Więc poproszę o twój specjał, mistrzu.
-Pańskie życzenie jest dla mnie rozkazem, panie i władco.
W takich nastrojach upłyną im cały czas w kuchni. Gdy znów pojawili się w salonie atmosfera tam również była, że tak powiem, na luzie. Harry uśmiechnął się widząc swojego profesora z uśmiechem gawędzącego z Alastairem.
- Dam da da dam! Wielki Mistrz Kuchni i jego równie wielmożny pomocnik kłaniają się państwu tu zgromadzonemu - Harry uśmiechną się słysząc podniosły ton Ulvhedina i widząc jego poważną minę.
- Jesteśmy doprawdy niepocieszeni, - dodał od siebie - że pozbawiliśmy państwa tak bardzo przyjemnego doświadczenia jak spożywanie specjału tu obecnego Mistrza Garnka i Patelni.
Z pięciu gardeł wyrwał się jęk zawodu.
- Popisowego dania! Nie me serce krwawi – zaczął jęczeć Maximus. - Pozbawiony zostałem czegoś tak pięknego. Toż to była najgorsza z tortur, jaką mogliście zadać mej skromnej osobie.
-Chyba się popłacze. To ponad me wątłe siły!!! – rzekł Dario udając, że mdleje.
Wszyscy się roześmiali, a nagle spoważnieli i przeszli do praw, które ich tu sprowadziły. Młodzieniec spojrzał poważnie na Ulvhedina stojącego dalej koło niego. On jakby rozumiejąc jego myśli skiną głową.
- Tak macie racje. Powinniśmy już zacząć rozmowę na temat twej przeszłości, Harry. – Twarz Cyrusa zrobiła się bardzo poważna. –Chodźcie za mną.
Wszyscy się podnieśli. Harry i Severus zaczekali na koniec by iść za nimi. Przez całą drogę zżerała chłopca ciekawość. Tak samo jak wtedy, gdy z Cyrusem szedłem do swoich komnat tak i teraz dokładnie wiedział gdzie jest i wiedział, że kierują się prosto do tej dziwnej wierzy z galaktykami pod kopułą. Zamyślił się i nie zauważył nawet, gdy stanęli przed wielkimi portalowymi drzwiami, które zostały wykute w litej skale. Jakiś przemyślny i biegły w swej sztuce rzeźbiarz wykuł w nich przeróżne wzory mieszające się ze sobą tworząc z daleka głowę tygrysa lub wilka. Dario spojrzał na niego i gestem reki zaprosił bym staną przed nimi.
- Tylko ty możesz otworzyć te drzwi – oświadczył.
„Cóż znowu. Może jednak się mylą i ja nie mam z tym nic wspólnego nie uda mi się ich otworzyć ani nic takiego. Nie okłamuj się Harry wiesz, aż za dobrze że je otworzysz.” – kłócił się sam ze sobą, lecz po chwili tak jak w przypadku wejścia do swojego apartamentu wyciągnął rękę. Znów poczuł to miłe ciepło promieniujące z lodowej bryły, a drzwi ciężko się poruszyły i odsunęły. Usłyszał gdzieś za sobą pomruki zadowolenia i jeden zdziwienia Snape. Uśmiechnął się. „Czeka cię dziś przynajmniej jedna niespodzianka więcej niż mnie” - pomyślał przypominając sobie to co zobaczył w swojej sypialni. „Przekroczyłem bramę piekieł i jak mówił Dante: „ty który tu wchodzisz żegnaj się z nadzieją”. Od kiedy to ja zacząłem się robić taki melodramatyczny.” – pomyślał – „Może to cechy dziedziczne tej rodziny. Nieważne.” Gdy tylko stanął w tym miejscu spowitym w ciemności nastąpiły dwa lekkie wybuchy, a potem poczuł dym. Z miejsca gdzie krańce wrót stykały się z ścianą zapaliły się płomienie, które szybko specjalnie dla niego wytyczoną ścieżkę. Okrążyły ogromną sale i spotkały się na środku dokładnie przed nim. Buchną wysoki przynamniej na 5 metrów biały płomień z którego języków wyłoniła się głowa ogromnego ryczącego tygrysa-wilka i natychmiast wszystko zniknęło. Harry sam nie zdawał sobie sprawy, ale przez cały czas wstrzymywał oddech, a teraz ze świstem wypuścił powietrze. Zapomniał, że oni są za nim. Iż przyszliśmy tu by wszystko mu wyjaśnić. Teraz nic nie było w stanie odwrócić jego uwagi od tej ogromnej Sali. Pod nogami miał czarny marmur, a na ścianach widział takie same genealogie rodów starszych chyba niż świat jak w swojej sypialni tyle, że tu były jeszcze inne rody inne nazwiska. Każde z nich miało swój herb. Pokręcił niedowierzająco głową. „W co ja się wplątałem?” – zapytał sam siebie w duchu. Spojrzał w górę tak byli w tej wieży widział nad sobą cały miliony gwiazd, dziwnych nieznanych mu planet i galaktyk. Ruszył do przodu jakaś siła ciągnęła go tam gdzie pojawiła się głowa tygrysa- wilka. Zobaczył wierną tylko, że dużo większa kopie tego co widział u siebie. „Tak już chyba zacząłem uważać to miejsce za swoje.” Jego wzrok podążył do góry. Ten sam motyw jaki widniał na jego drzwiach anioł z rozpostartymi skrzydłami stojący nad głową tygryso-wilka. „Musze ich o to zapytać, bo to zaczyna się robić męczące: tygryso-wilk.”
#SEVERUS#
To było niesamowite. Wydaje mi się, że chłopak wpadł w coś na kształt transu. Nie zwraca uwagi na nas całkowicie pochłonięty komnata. Czemu tu się dziwić. Nigdy nie był w równie niesamowitym miejscu. Kiedyś dawno temu Miszra zabrał go do tajemniczego na wpół zrujnowanego i opuszczonego zamku. Takie miejsca Mugole zwykli zwać zamczyskami upiorów. To co tam było ukryte… nawet teraz czuł dreszcz na myśl o tym. Chłopak szedł teraz prosto na przeciwległą ścianę. Podniosłem oczy by zobaczyć jaki symbol ma ten ród. Wnioskowałem, że jest to ten najznamienitszych w hierarchii. Jak mówiły opowiastki - ród królewski. Piękne dzieło rąk artysty o niewyobrażalnym talencie. Anioł i no właśnie co… cos pomiędzy wilkiem a tygrysem. Merweredo. Spojrzałem na resztę. W końcu przyszliśmy tu by wszystko wyjaśnić. Dziwne. Wszyscy wpatrzeni byli w to samo miejsce. Podążyłem za ich wzrokiem i…. O MATKO!!!!! Lily Evans-Merweredo dziedziczka w prostej linii od założycieli rodu. Ale nie to mną tak wstrząsnęło. To nie możliwe. Ojcem chłopaka nie może być. NIE. Wiedziałbym o tym, powiedzieli by mi.
#HARRY#
Chyba czas zażądać wyjaśnień. Odwróciłem się do nich. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to twarz mistrza eliksirów. Biedny facet chyba już przeczytał, że zamiast być synkiem James’a „potwora” Potter moim ojcem jest jego przyjaciel jak mniemam. Cóż nikt nie mówił, że na świecie będzie kolorowo.
-Cyrusie? – „On chyba też nie za bardzo kontaktuje, mamusiu” pomyślał.
- Najlepiej będzie jak zaczniemy od początku – rozpoczął swoją opowieść. - Nasz ród wywodzi się z zamierzchłej przeszłości. Nie wiemy o początkach naszej rodziny zbyt wiele to było tyle tysiącleci temu. Założycielami rodu byli Angelus Merweredo i Nimrodel, córka Keleborna i Galadrieli. Angelus, król aniołów, jak podaje tradycja był nieśmiertelnym. Istotą która wyłoniła się z chaosu podczas, gdy bóg czy też bogowie tworzyli świat. On dał nam magię. Strzegł by nikt na ziemi nie wykorzystywał jej w złym celu . Kiedyś zawitał do pięknego kraju Lorien i tam zobaczył przechadzającą się pośród srebrnych drzew Nimrodel. Zakochał się w niej. Najpiękniejszym dziecku elfów, jej rodzice zgodzili się na ten związek. Mieli dwoje dzieci córkę i syna. I choć oboje byli nieśmiertelni to jednak wybrali życie śmiertelników. To od nich zaczęła się historia rodu. Nazwisk Merweredo nadał nam Angelus przekazując je przed śmiercią synowi. Później nastawały różne czasy. Syn Angelusa został obwołany królem przez… odpowiedników dzisiejszych czarodziei tamtych czasów. Przez świat przewalały się nawałnice wielu wojen. Pradawne elfy wysokiego rodu opuściły nasz świat zamieszkując inny, w którym mogły się cieszyć spokojem. Niewielu z tej szlachetnej rasy zostało, a Ci którzy zostali wmieszali się pośród ludzi. Królestwo istniało przez 6 tysięcy lat, gdyż później daliśmy czarodziejom możliwość rządzenia własnym państwem. Różnie z nimi bywało raz gorzej raz lepiej, a w piątym stuleciu po oddaniu im władzy urządzili polowania na nas, gdyż inaczej tego nazwać nie można. Magia rządzi się własnymi prawami. Przychodzi do kogo chce. Już za czasów królestwa zaczynały się tworzyć rody, w których z pokolenia na pokolenie rodzili się czarodzieje. Po upadku królestwa nazwali siebie prawdziwymi czarodziejami czystej krwi, lecz byliśmy jeszcze my. Wywodzący się w prostej linii od twórcy magii. Chcieli nas wybić za naszą krew, za nasze dziedzictwo. Snuli domysły, że chcemy odebrać im władze i wprowadzić dyktaturę. Śmieszne – ale nikt się nie roześmiał.- Po co mielibyśmy to robić skoro sami daliśmy im wolność wyboru. Nie chcieliśmy z nimi wojny i nie pragnęliśmy też umierać. Podobnie jak elfy odeszliśmy do innego świata. Tyle że naszym światem stał się świat Mugoli, a zwłaszcza arystokracji. Nie dbaliśmy tak jak czarodzieje o to, żeby nie mieszać naszej krwi. Dla nas było to nieistotne. Merweredo zawsze brali ślub z tym kogo kochali albo chcieli mieć przy sobie. Dlatego też w naszych żyłach płynie krew wszystkich ras wampirów, wilkołaków, najdziwniejszych stworzeń, krew arystokratów i prostych ludzi. To dzięki Villemo Lind z Ludzi Lodu mamy w sobie krew Lucyfera. Zawsze żyliśmy w cieniu, byliśmy jak to się mówi szarymi eminencjami o dużych wpływach. Ciągle nimi jesteśmy, gdyż prowadzimy rozległe interesy. Mamy przedsiębiorstwo pod sztandarem, której wszystkie te rody rozwijają swoją działalność. Jednostka nazywa się „Grupa W”. Jest nas dużo, a po latach życia w odcięciu od czarodziejów i ukrywania swojej tożsamości zapomnieli o nas. Teraz tylko czasem możesz usłyszeć baśnie o wyklętych. My jednak nie zapomnieliśmy o naszym dziedzictwie. Naszej magii, do której nie trzeba znać formułek zaklęć i nie potrzebna jest różdżka my rodzimy się z nią, gdyż ona jest w nas. Jednak czarodzieje by tego nie zrozumieli dlatego poznajemy wszystkie dziedziny magii. Staramy się zrozumieć kulturę oraz zwyczaje otaczających nas ludzi tak by się od nich nie różnić. Jest to trudne, bo jesteśmy wychowywani inaczej niż oni. Od dziecka uczy się nas bronić, walczyć, zabijać, ale też radzić sobie z interesami, brylować (śmiech) w towarzystwie. Uczy się nas jak być arystokratami, a jednocześnie poznajemy świat zwykłych ludzi, a także podziemie. Zwyczaje tych, którzy nie liczą się z prawem i są renegatami. Ciebie też czeka taka nauka. Mamy, że tak powiem własny ośrodek szkoleniowy mieści się on jednym z zamków odziedziczonych po przodkach, Cintrze.
- Niesamowite – rzekł, a jednocześnie pomyślał: „Jeśli ja słyszałem w swoim głosie ironię to oni pewnie też, co tam najdziwniejsze było to, że mnie to nawet nie ruszało jakbym spodziewał się tego wszystkiego.” - Tyle tylko, że ja nie potrafię czarować bez różdżki i tych zawiłych formułek. Poza tym gdzie w tym wszystkim ja. Dlaczego wam tak na mnie zależy?
- Dobre pytanie, Harry. Spójrz – Cytrus ruchem głowy wskazał dół „drzewka”.
- Wiem co tam jest.
- Tak? – zdziwiło go to. - Alatariel Merweredo zakochał się w pewnej bardzo młodej i pięknej mugolce. Spotykali się, a on miał zamiar ją poślubić, ale wtedy nastały ciężkie czasy. Paru czarnoksiężników odkryło, że legenda jest prawdą. Myśleli, że jak zabiją nas a zwłaszcza dziedzica staną się nieśmiertelni. Zebrali małą armie, a że na świecie jest dużo czarodziei najemników gotowych dać się zabić, aby tylko zarobić. Musieliśmy się bronić i doszło do otwartej walki. Wielu z nas zginęło w tej walce, lecz zwyciężyliśmy. Niestety Alatariel był jednym z zabitych. Po latach gdy dowiedzieliśmy się o Lily i tobie, zżerany ciekawością chciałem się dowiedzieć co się stało. No i dowiedziałem się w końcu. On na dzień przed walką zostawił ją chciał, aby odeszła do Evans’a i tak zrobiła. Zanim odszedł zrobił coś jeszcze, bo widzisz w naszej rodzinie zawsze pierworodnym dzieckiem rodzi się zawsze chłopiec. On to zmienił jemu urodziła się córka. Nikt nie sprawdził czy naprawdę nie pozostał żaden potomek. Teraz jesteś ty, a Lily też nie miała szczęścia. Obawiała się o to czy Voldemort nie zechce cię zabić gdy się dowie, że jesteś synem jednego z jego najgorszych wrogów. Lisica była potężną czarownicą jak przystało na Merweredo miała też znajomych zajmujących się dość niesławnymi dziedzinami magii. Szukała sposobu by jej dziecko po urodzeniu było podobne do jej męża. Udało jej się to i stałeś się podobny do Potter’a i podobieństwo to mogła usunąć tylko ona. Czar ten także hamował twoje wrodzone zdolności magiczne. Urodziłeś się podobny do zwykłych czarodziei i jak oni musiałbyś wymachiwać tym patyczkiem i uczyć się zaklęć. Miała pewnie zamiar zdjąć ten czar i ogłosić czyim jesteś synem po zakończeniu wojny. Nie przewidziała jednak, że zostanie wygłoszona ta nieszczęsna przepowiednia, a oboje z James’em zostaną zabici. Prawidłowo czar powinien mieć taka samą moc jak na początku, jednak Voldemort próbując cię zabić prawie go zniszczył. A dokładniej zniszczył blokadę twoich zdolności i czar obejmował już tylko twój wygląd. Dlatego właśnie po spotkaniu z tobą on prawie umarł. Zaklęcie uśmiercające nie odbiło się od ciebie, a to ty je odbiłeś. Co jest nieprawdopodobne, gdyż jako niemowlak nie powinieneś mieć jeszcze takich zdolności. My musimy je ćwiczyć przez długi czas, aby móc zrobić coś takiego. Pewnie to też dlatego zmienia się twój wygląd. Twoja magia usuwa go samoczynnie i już niedługo uwydatnią się cechy Merweredo, ale ty najbardziej będziesz przypominał swojego ojca, gdyż dochodzi do głosu twoje dziedzictwo. Pomału wyostrzą ci się zmysły staniesz się szybszy i tak dalej. W końcu trzeba pamiętać jakich to mieliśmy przodków.
„Czy mi się tylko wydaje czy słyszę” w jego głowie śmiech. Harry nie czas na zastanawianie się nad jego głosem zbeształ się w duchu.
- Możesz mi coś powiedzieć o moim ojcu? Moim prawdziwym ojcu.
Spojrzał na niego dziwnie. Jakby z odrobiną smutku, radości, nostalgii i dumy.
- Ja nie potrafię nic ci o nim powiedzieć, ale Stąpający w Mroku tak. O Miszri wiemy tylko, że wywodził się z rodu Sorgona Wielkiego w setnym pokoleniu. Był jednym z największych magów: czarodziei bractwa skrzydła nocy, a o nich opowiemy ci później. Teraz zostawimy was samych. Jeszcze jedno my nigdy nie wybieramy naszych imion one zawsze pojawiają się tam, - wskazał ma „drzewko” – więc twoje mnie zdziwiło. Nigdy bowiem w naszej historii nie pojawiło się ono drugi raz. Do zobaczenia.
Harry stał jak wmurowany i nawet nie zauważył kiedy wyszli. Spojrzał tam gdzie powinno być moje imię Angelus. Nagle zachwiał się i znów doznał tego samego uczucia jak tam przy obelisku.
#Wspomnienie#
Znalazł się w pokoju oświetlonym tylko blaskiem dwóch prawie wypalonych świec. Jego mama i … tata. „Nie wierzę, że użyłem tych słów, ale to byli oni.” On trzymał dłoń na nie widocznym jeszcze jej brzuszku, a ona uśmiechała się ledwie.
- Jak damy mu na imię?
- Deimon, kochanie. Deimon.
-Deimon- mówiła to powoli jakby smakując to imię.- Podoba mi się. Słyszysz mały będziesz miał na imię Deimon.
Deimon. Angelus Demon… Vinyolonde Merweredo. Tak teraz powinno brzmieć jego nazwisko. Dziwne uczucie. W jeden dzień jego życie wywróciło się do góry nogami. Ale teraz powinien się dowiedzieć kim był jego… tata. Czarodzieje bractwa skrzydła nocy. Przecież był on też Stąpającym. Kim tak naprawdę był Miszra Vinyolonde?
-Profesorze?
„Potter synem Miszri. Potter !!! Nie, już nie Potter skarcił się w duchu. On nie miał z Potter’em nic wspólnego oprócz tego, że ten go uznał za swojego szczeniaka. Teraz przynajmniej wiem czemu mi go przypominał. Miszra przyjacielu czemu mi nie powiedziałeś. Lily wtedy, gdy kazałaś mi się opiekować twoim dzieckiem, a ja ci odmówiłem myśląc, że to dzieciak Potter’a. To wtedy powiedziałaś, że powinienem to zrobić przez wzgląd na naszą przyjaźń. Nie miałaś wtedy na myśli siebie tylko jego. Teraz ja muszę wyjaśnić Potter’owi. O nie nazywa się Potter, ale też nie Harry’emu już nie wiec komu.
- Jak ty w ogóle teraz masz na imię?
- W zależności jaką kolejność uznać. Angelus Deimon… Vinyolonde Merweredo. Angelus jest napisane tu. A Deimon to było życzenie mojego ojca.
- Skąd wiesz?
- Widziałem – odparł szybko.- Ostatnio często miewam wizje dotyczące przeszłości. I tak nie będę mógł powszechnie używać żadnego z tych imion więc nie warto się na razie do nich przywiązywać. Ale proszę pana kim był Miszra?
- Najlepszym człowiekiem jakiego znałem, a zarazem najgorszym. Poznaliśmy się w szkole. On był tak jak ja w Slytherin’ie tyle tylko, że był ode mnie o rok starszy. Ja nie szukałem ani przyjaciół, ani kłopotów, lecz one znalazły mnie. Nazywały się Potter. Zaczęliśmy się z przyjaźnić z Miszrą właśnie przez Potter’a. Pełnił on funkcje mojego prywatnego ochroniarza. Obaj mieszkaliśmy na Nokturnie. Nigdy się nie dowiedziałem dlaczego on chciał tam zamieszkać, a wiem że stać go było na coś dużo lepszego. Zamieszkaliśmy razem i wspólnie się uczyliśmy. W trzeciej klasie dołączył do nas Lucjusz, potem Lisica. Do Lucjusza nic nie miałem, ale na początku nie byłem przekonany do Lily, w końcu była Gryfonką. Ale zmieniłem zdanie gdy zobaczyłem, że Miszra jest z nią szczęśliwy. Kiedy Huncwoci robili swoje kawały my robiliśmy swoje. Tyle tylko, że to nie były kawały. Już w czwartej klasie nauczyliśmy się teleportować i wtedy to nastały czasy. Kiedy tylko mogliśmy teleportowaliśmy się na Nokturn i tam... że tak powiem zwiedzaliśmy wszystkie najbardziej podejrzane miejsca jakie były. Nie obyło się bez burd, ale byliśmy najbardziej cwaną grupą w szkole tyle tylko, że po cichu. Nie ogłaszaliśmy tego wszem i wobec. Za każdy dowcip jaki Huncwoci zrobili Ślizgoną Gryfoni pokutowali podwójnie. Potem ja i Lucjusz zeszliśmy na drogę prowadzącą prosto pozostania Śmierciożercami. Lisica i Miszra robili wszystko by się tak nie stało, ale im się nie udało. Stanęliśmy po przeciwnych stronach, lecz nigdy nie walczyliśmy ze sobą. Przeciwnie robiliśmy wszystko by tej drugiej dwójce nic nie groziło, a później oni się zaręczyli. Świętowaliśmy chyba z tydzień, a Lucjusz specjalnie na tą okazję wyciągną najlepsze wina ze swej piwniczki. Wtedy zaczęliśmy się zastanawiać czy nie stać się szpiegami, to była trudna decyzja. Nad tym ze zaczęliśmy szpiegować zaważyła śmierć Miszry. Myślałem o samobójstwie. Lucjusz i Lily mnie od tego odwiedli. Nie wiem gdzie ona znalazła na to siłę mimo, iż wiedziała że ma urodzić jego dziecko. To że Voldemort zabił Miszre było szokiem. Wiedziałem przecież że walczyli oni i że Miszra w jednej z takich potyczek prawie zabił Lorda. Dopiero potem jakiś Śmierciożerca powiedział mi, że wpadł on w pułapkę. Następnym szokiem był ślub Lily z Potter’em wtedy tego nie rozumiałem. Odczuwałem to wtedy jako zdradę Miszry, Lucjusz także. Teraz wiem, że zrobiła to by chronić jego syna. Matko przez tyle lat dręczyłem syna mojego najlepszego przyjaciela.
Głos mu się załamał. „Na Merlina! Nie wierzę w to co widzę, ten dumny i niepokorny mężczyzna jakim jest Severus Snape teraz osuwa się przede mną na kolana i zakrywa twarz rękami.” Nie wiedząc czemu to robi, ale Harry podszedł do niego i tak po prostu objął go.
- Ja przy panu dostanę świra. Byłbym wdzięczny, gdyby pan wstał nawrzeszczał na mnie za to, że odważyłem się pana dotknąć, a potem powiedział, że jest ok. I po prostu ogłosił, że zapominamy o tym co było oraz postaramy się, aby było tak jak powinno być gdyby pan wiedział, że jestem synem Miszry.
„Co on tak na mnie patrzy” zapytał się w duchu pod dziwnym wzrokiem Mistrza Eliksirów. „Mamusiu, ja dziś oszaleje, lecz trzeba sobie radzić. Może i go nie lubiłem delikatnie mówiąc, ale jednak ten człowiek jest jedyna osobą łączącą mnie z moim prawdziwym ojcem. On i Lucjusz Malfoy. Chyba nie potrafię sobie tego wyobrazić, lecz skoro moja mama się z nimi przyjaźniła to znaczy, że musi być w nich coś więcej, a nie tylko to co prezentują światu.
- Więc jak … wujku?
„Ja chyba oszalałem, Merlinie. Mówić do Snape’a wujku!!! Tyle, że gdyby żyła mama i... tata to pewnie tak bym do niego mówił. Dziwne jak życie może się zmienić. Cóż mama uważała go za przyjaciela, więc i ja mogę. Może jednak jest wart tego by starać się go zrozumieć i poznać. Poza tym dobre układy z Mistrzem Eliksirów mogą się przydać. Harry, ty materialisto. Jestem doprawdy złym człowiekiem” – śmiejąc się w duchu.

#SEVERUS#
Harry... nie zapamiętaj to sobie Snape on już nie jest Potter’em. Teraz to jest Angelus Deimon Vinyolonde Merweredo. Choć to nie zmienia faktu, że powinien mnie nienawidzić. Tymczasem on mówi do mnie wujku. Ja za to powinienem rzucić w niego naprawdę paskudną klątwą. Tyle, że wcale nie mam na to ochoty, w końcu to syn Miszri. Nie potrafiłbym już o nim myśleć i odczuwać w stosunku do niego to co kiedyś. Zwłaszcza, że on już bardzo przypomina Miszre. Nawet moc, którą od niego czuć jest taka podobna do jego mocy, ale w nim teraz jest cos jeszcze. To coś nieuchwytnego prawdopodobnie to są te cechy Merweredo, o których mówił Cyrus. Chłopak chyba nawet zaczął już uważać Miszre za swojego ojca. To dziwne, że tak łatwo się z tym pogodził, bez tych gwałtownych emocji, które zawsze nim targały i nad którymi nigdy nie panował. A może tak jak Miszra nauczył się nad sobą doskonale panować. Przecież tamten umiał to już jako dziecko. Może warto było by spróbować być dla niego tym kim byłbym na pewno gdyby oni żyli.
- Dobrze…

#Harry#
Wydarzenia z ostatnich paru godzin ciągle odbijają się echem w mojej głowie. Po rozmowie z Severus’em. Merlinie, że on pozwolił mi sobie mówić po imieniu. Może nie będzie tak źle. Dokończyłem rozmowę z Cyrus’em tym razem na temat mojej przyszłości, a także opowiedział mi o Cintrze. Tam podobnie jak w Hogwarcie są różni nauczyciele tyle tylko, że większości uczymy się teorii o z różnych odmian magii, gdyż praktyka nam nie jest potrzebna. Po prostu musimy umieć udawać, że używamy znanej czarodziejom magii. Teoria nie zajmuje dużo czasu, najdłużej trwa pobieranie nauk jak on to powiedział: „z przystosowania do życia w społeczeństwie typowo ludzkim” i jak on określił, że „to jest najfajniejsze”. Do tego musimy nauczyć się posługiwać różnymi językami bronią, ble, ble, ble, a najciekawsze jest to, że mamy nauczyć się włamywać. To jeszcze nie koniec, bo nie dość, że włamywać to jeszcze robić to na mugolski sposób i to na poziomie zawansowanym. Do tego przechodzimy szkolenie u mistrzów tego fachu, którzy myślą, że po prostu chcemy się poznać ich fach dla własnych korzyści. Sama Cintra już od tysiącleci pełni funkcje ośrodka szkoleniowego. Teraz uczy się tam tylko moja rówieśniczka Nemezis Deveraux Markov, nie ma co rodzice to imię dali jej cudowne. Cyrus ze śmiechem wyjaśnił mi, że jej ojciec lubuje się w mitologii greckiej, a zwłaszcza w tych trochę bardziej złych bogach i dlatego nazwał swoja jedyną córkę na cześć swej ulubionej bogini. Imię syna wybrała jego żona, więc jest ono już normalne, no w miarę, gdyż ona była zafascynowana Aleksandrem Wielkim. Niezła rodzinka nie ma co, no ale to oznacza, że w ogromnym zamku, przed którym właśnie stoję jest tylko ona i kilku nauczycieli, że tak powiem. Bo to dokładnie nie są nauczyciele tylko osoby, które godzą się uczyć następne pokolenia, więc bardzo często się oni zmieniają. Cała „szkoła” została objęta pętlą czasu bym mógł poświęcić nauce tyle ile będzie trzeba. Normalnie powinienem spędzić tu tyle czasu co w Hogwarcie, ale cóż nikt nie może wiedzieć że nie jestem teraz u Severus’a. O cholera deszcz chyba trzeba skończyć z tymi rozmyślaniami i czas się przywitać z nimi wszystkimi. Jutro maja się tu pojawić też Ulvhedin, Dario i Lao.
No ładnie tu wielki przytulny hol z kominkiem przynajmniej o wymiarach dwa na dwa metry, w którym wesoło buzuje ogień. Na wprost mnie są wielkie dwu skrzydłowe otwarte drzwi prowadzące do salonu utrzymanego w brązowych barwach. Z puszystymi dywanikami i niskim stolikiem, na którym parowała kawa. Czego więcej chcieć w taki mokry i zimny dzień. No, ale co dobre szybko się kończy i chyba trochę potrwa zanim napije się choć łyka tej jakże aromatycznej kawy.
- Ty pewnie jesteś Angelus? – miły dla ucha głos dotarł do mnie.
To musi być Nemezis i muszę przyznać, że w pełni zasługuje na swoje imię. Czarne włosy opadające jej gładko do pasa, a dopełniają to pięknie wykrojone oczy o lazurowej barwie oraz ironicznie uniesiona brew. Zadarty nosek i usta wygięte do szyderczego uśmiechu. Eh, tego mi tylko jeszcze trzeba.
- Deimon...
- Nie rozumiem
- Mam na imię Deimon, a Angelus to moje drugie imię.
- Aha – uśmiechnęła się tym razem bez żadnego szyderczego podtekstu. A jej oczy patrzą na mnie teraz ciepło. No cóż to chyba u nas rodzinne ze do swoich odnosimy się miło.
- Ja jestem Nemezis. Miło, że teraz nie będę już tu sama. Chodź, w salonie czeka na nas kawa, a jutro poznasz belfrów – „Deimon ciekawe imię i ciekawa osoba” – pomyślała. - „Te imiona do niego pasują Deimon demon, a on ma w sobie coś z demona, ale też i z anioła. Mam nadzieje, że nie okaże się jakimś nudnym sztywniakiem, bo w końcu wychował się pośród ludzi i czarodziejów.

Nareszcie we własnym łóżku. Tutaj mamy własne apartamenty. Wygoda na pierwszym miejscu. Nemi okazała się być świetną towarzyszką rozmów i prawdziwym świrem. Jutro mam zacząć naukę o 5 rano. Stwierdziła, że było by lepiej jak bym już przeszedł przemianę, a kiedy ją spytałem o co chodzi z tą przemianą wyjaśniła, że skoro oni mnie jeszcze nie poinformowali to ona tego nie może zrobić. Tyle tylko, że gdyby już był po niej nie musiał by się tak długo uczyć. Jutro będą tu chłopaki to się ich o to wypytam.

O piątej stałem już przed drzwiami brązowego salonu jak go w myślach nazwałem. Zastałem tam Lao, czyli przynajmniej nie będę musiał długo czekać, aby się dowiedzieć o co chodzi z tą przemianą.
- Cześć.
- O witaj Har… Ange.. Deimon. Nie mogę się jakoś przyzwyczaić.
- Nie martw się ja też. Lao, możesz mi o coś wyjaśnić?
- Jasne.
- Wczoraj Nemi przez przypadek wspomniała coś o jakiejś przemianie. O co w niej chodzi?
- Przemianie... usiądź – powiedział wskazując mi miejsce na kanapie.
Usiadłem naprzeciwko niego na tak miękkiej kanapie i od razu przypomniałem sobie o jak nieprzyzwoitej porze musiałem wstać. Spojrzał mi w oczy i w jego wzroku był jakiś dziwny.
- Przemiana… to nie takie proste – zaczął nieskładnie mówić.- Widzisz każdy z nas musie kiedyś przejść przemianę, ale nie wiem jakie warunki określają kiedy dana osoba jest na nią gotowa. Ja swoją przeszedłem w wieku 25 lat, a gdyby przemiana następowała w młodości nie musielibyśmy się tu uczyć. Przemiana to po prostu zwykle dzień, w którym w naszym umyśle biorą górę cechy wszystkich pokoleń poprzedzających nas. Cała ich wiedza, mądrość i zdolności spływa na nas. Po przemianie zostaje to w nas w jakiejś tam części jaką nasz umysł i ciało jest zdolny przyswoić, ale no cóż nigdy nie wiadomo kiedy nastąpi przemiana dlatego właśnie każdy nas musi się tu szkolić. Maximus sądził, że z powodu zaklęcia czas twojej przemiany jeszcze bardziej się odwlecze, lecz najwyraźniej się mylił.
- Co? Czemu tak sądzisz? – zdziwiłem się.
- Patrzyłeś w lustro dzisiaj, chyba raczej nie. Widzisz podczas przemiany uwydatniają się w nas również cechy fizyczne przodków. W tobie jak na razie pojawiła się cecha Neniszów, oczy kota. No cóż przynajmniej barwa się zgadza, a teraz wybacz, ale musze powiadomić o tym resztę. Widzisz przemiana zwykle bywa bardzo bolesna, dlatego chodź zabiorę cię do twojego pokoju.
- Jeszcze tego mi brakowało – stwierdziłem ironicznie.
- Ej, nie marudź każdy przez to przechodzi, a po tym procesie na twoim prawym ramieniu pojawi się głowa tygrysa jednego z symboli naszej kochanej rodzinki.
- Wyjaśnij mi coś – spojrzał na mnie z niemym pytaniem. - Czy tylko my się przemieniamy czy też wszystkie rody?
- Wszystkie, ale im pojawiają się ich symbole. Chodź, odprowadzę cię do pokoju.
Uśmiechnął się do mnie, jakby chciał mnie uspokoić. Nie jestem pewien, bo teraz skoncentrowałem się na ignorowaniu bólu, który nagle z ogromną mocą pojawił się w mojej głowie. Chyba ktoś się koło nas pojawił, a tak to Nemi. Spojrzała na mnie tylko raz i szepnęła coś do Lao, a potem biegiem ruszyła przed nami .

Upłynęło parę, aż w końcu w sypialni Deimona pojawiła się nagle znikąd trzech mężczyzn.
- Lao, dlaczego nas tu wezwałeś - jego wzrok padł na chłopaka wstrząsanego spazmami i jego wykrzywioną bólem twarz.
- Właśnie dlatego was wezwałem tu, a nie do wspólnego apartamentu, Dario.
- Co mu jest.
- Przechodzi przemianę, Severus’ie.
- Słucham? O czym ty mówisz?
- Nie czas teraz na wyjaśnienia. Ile to już trwa?
- Za długo, Ulvhedin. Już parę godzin temu powinno się to skończyć. Nie wiem co się dzieje – powiedział zdenerwowany. – On nie reaguje na żadne środki przeciwbólowe. Jedno wiem na pewno, gdy tylko proces się zakończy to wszelkie cechy Potter’a zostaną zastąpione cechami jego prawdziwego ojca.
- Z tym coś trzeba zrobić – Dario uważnie obserwował chłopaka pogrążonego teraz w czymś na kształt snu, bardzo bolesnego snu. – Cholera!!!
Severus nie rozumiał o co chodzi z tą przemianą, ale był pewny, że z chłopakiem jest źle i to bardzo. Usiadł na skraju łóżka, kontem oka zauważył jakiś ruch na fotelu obok. Odwrócił w tamtą stronę głowę i jego ciemne oczy spotkały się z lazurowymi.
- Pan pewnie nazywa się Snape - stwierdziła dziewczyna. - Deimon mówił mi o panu. Nie przedstawiłam się, jestem Nemezis.
- Witaj! Może ty mi wyjaśnisz co mu jest.
- Przemiana… no tak dla nas to jest oczywiste, ale pan nie jest jednym z nas. Jest to czas gdy w nas ujawniają się wszystkie cechy naszych przodków. Ich wiedza mądrość, siła i zdolności, ale te które odpowiadają naszej osobowości i możliwością zostają. Potem już tylko je ćwiczymy, a na naszym prawym przedramieniu pojawia się symbol rodowy. Niestety przemiana zachodzi w różnym wieku, czasem we wczesnej młodości, a u innych gdy już są starzy. To dlatego musimy się uczyć. Zwykle trwa ona dobę, – spojrzała na Deimona ze smutkiem - u niego to traw już prawie trzy. A najgorsze jest to, że przez cały czas jest nieprzytomny.

#SEVERUS#
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Nigdy nie sądziłem, że będę się martwił o tego dzieciaka. Teraz siedzę tu i patrzę na jego twarz ściągniętą bólem, a moje się serce kraje. On jest już tak bardzo podobny do niego. Od naszej rozmowy minęło tak mało czasu, a ja się do niego już przywiązałem. Cholera, czemu to zawsze musi być on. Może Albus miał racje i po prostu nie doceniałem go, ani nawet nie starałem się poznać, bo widziałem w nim jego domniemanego ojca. Ale gdyby się nad tym zastanowić to on w pewnych sytuacjach zachowywał się dokładnie jak Miszra. Miał podobne gesty… Znowu rzucam mu spojrzenie i dostrzegam jego czujny wzrok wpatrzony we mnie… Moment on mnie obserwuje.
- Obudził się – czy ten głos naprawdę należy do mnie. No, Severus’ie zacznij panować nad sobą, bo jak tak dalej pójdzie zaczniesz się zachowywać jak Albus. Nie tylko nie to, nie chcę stracić swojej opinii.

#Harry#
Moja głowa, nigdy jeszcze chyba mnie tak nie bolała. Chyba ktoś koło mnie rozmawia, a tak Nemi i Severus. Kurcze, a ten co tu robi. Staram się otworzyć oczy, ale powieki są tak diabelnie ciężkie.
Na razie musisz z tym poczekać, aż twój organizm musi się przyzwyczaić do zmian jakie zaszły po przemianie. Postaraj się odprężyć ból powinien zaraz minąć.
Co jest! Ja słyszę głosy, a to oznacza, że wariuję. To na pewno nie była jedna z moich myśli. Te słowa wypowiedział głos o czystej twardej barwie i na pewno też nie wypowiedział tego nikt w pokoju. Skąd on pojawił się w mojej podświadomości? Tego mi tylko było trzeba, abym jeszcze wylądował u Świętego Munga. Już widzę te tytuły w proroku, lecz może warto by pójść za radą tego... głosu i się odprężyć. Hmm, pomogło ból trochę zelżał, jak on to ujął: „(...) organizm musi się przyzwyczaić do zmian jakie zaszły (...)” Jakich zmian? No tak Nemezis mówiła coś o tym. Ciekawe jakie zmiany zaszły we mnie, oprócz tej, że czuje lekki szarpiący ból w prawym przedramieniu. Chyba nadeszła pora, aby obwieścić światu, że się obudziłem. No próbujemy unieś te powieki. Nigdy nie sądziłem, że cos tak małego może ważyć tonę! Ile można próbować, o w końcu się udało się. Obok mnie na łóżku siedzi… wujcio Sevcio. Nie ma co humorek to ja mam dziś cudowny. Fotelu niedaleko łóżka zajęła dla siebie Nemi i wygląda na zmęczoną. Trzeba będzie wysłać ją spać, bo szkoda mi dziewczyny. Znów spojrzałem na wujcia, a on też mnie obserwuje. Chyba stracił to słynne panowanie nad sobą, bo po jego twarzy panuje się istna burza uczuć.
- Obudził się.
Chyba czas mu powiedzieć, że nad sobą nie panuje, bo tylko tego mi brakuje żeby się tu jeszcze rozkleił. Merlinie, o czym ja myślę.
On się o ciebie martwi, zależy mu i nawet zaczyna zmieniać swoje zdanie o tobie
Znów ten głos. Co to może być, bo przedtem go nie było. Har... Deimon po prostu wariujesz i zacznij przyzwyczajać się do tego imienia. W końcu to mama ci je dała. Mama... to nie najlepszy moment, aby o niej myśleć jeszcze rozkleję się tak jak wujcio i w wstyd będzie.
- Czemu miałbym się nie obudzić? – zapytał spokojnym głosem.
- Obudzić to ty się powinieneś jakieś dwa dni temu – to był głos Lao, ja widzę go bardzo wyraźnie, pomimo półmroku panującego w pokoju. Już jakiś czas temu stwierdziłem, że widzę dużo lepiej, ale teraz mój wzrok był wręcz doskonały.
- Przemiana powinna trwać około jednej doby, a nie trzech.
- Co ja poradzę, że jestem wyjątkowy, Dario. Wiem, że też byś tak chciał, ale ja mam na to patent – no przynajmniej już nie mają takich grobowych min.
Spójrz na swoje prawe przedramię.
Znowu głos w sumie idzie się przyzwyczaić. Ale po co na prawe przedramię, ale jeszcze nic nie straciłem słuchając go. Wyciągam rękę przed siebie, a na nim pojawił mi się znak w kształcie głowy tygrysa. Patrzę znowu na nich.
- To normalne, a teraz musisz trochę odpocząć i wreszcie rozpocząć szkolenie. Dokładniej trening, bo po przemianie musisz wyćwiczyć już tylko nowe umiejętności, ale zaczniemy jutro. Zrobimy najpierw mały test by sprawdzić jakie one są.
- Ma się rozumieć, Ulvhedin. Mam tylko jedno małe pytanko?
- Wal śmiało.
- To normalne, że po przemianie słyszycie jakiś głos w głowie?
- Głos... nie czemu pytasz? – twarz Dario wyrażała szczere zdziwienie.
- I tu jest psidwak pogrzebany, bo ja jakiś słyszę. On mi podpowiada co najlepiej zrobić w danej chwili.
Co tak na mnie patrzą. To szczerze zdziwienie i zaciekawienie widoczne na ich obliczach.
- Nie wiem dlaczego, gdyż nigdy o czymś takim nie słyszałem.
- A ja tak – no w końcu jeden wiedzący, Severus- twój ojciec też tak miał. Podczas naszych nocnych eskapad i później nieraz nas to uratowało.
- Więc sprawę głosu mamy wyjaśnioną, a teraz znikamy, bo musisz odpocząć.
- Do zobaczenia. – opuścili mój apartament. O, słuch mi się też wyostrzył, bo jeszcze długo słyszę ich kroki.
Lepiej idź spać, bo jutro nie będzie lekko.
Nie ma sprawy głosiku.


Objaśnienia
## jeśli pisane jest z czyjegoś umysłu lub wspomnienie
kursywa tajemniczy głos
„” myśli w danej chwili


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cissy
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamek Czarodzieji Słońca i Księżyca

PostWysłany: Pon 14:19, 19 Cze 2006    Temat postu:

No bravo! Coraz bardziej mi się to podoba!! Widać że masz sporo pomysłów...
Ja osobiście czekam na ciąg dalszy i weny życzę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vamp
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 18 Cze 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Pon 15:44, 19 Cze 2006    Temat postu:

Treść nawet dobra, ale wykonanie paskudne. Teksu jest dużo ale roi się w nim od błędów. Szczególnie literówek. Widzę że kanoniczności mówisz nie. Nawet niezłe.

Pozdrawiam
V.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Black Lady
Obywatel



Dołączył: 28 Maj 2006
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:51, 20 Cze 2006    Temat postu:

Gratuluje!!!Twoje opowiadanie jest swietne!!!!Mam nadzieje że już niedługo pojawi sie nastepny, równie długi(jak nie dłuższy) rozdział.Życze weny:) pozdro

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tamuril Sirfalas
KRÓLOWA



Dołączył: 25 Maj 2006
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pałac Mithgaru

PostWysłany: Śro 12:33, 21 Cze 2006    Temat postu:

Popieram opowiadanie bardzo dobre a fabuła niespotykana . Nawiązanie do magii starożytnej to świetny pomysł. Ciekawi mnie jak wymyśliłaś imiona bo są niespotykane.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
el_lothril
Łowca



Dołączył: 22 Cze 2006
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Jazzu

PostWysłany: Czw 21:22, 22 Cze 2006    Temat postu:

Świetne opowiadanie. Już nie mogę się doczekać dalszego ciągu. Jest tylko jeden szkopuł: robisz całą masę błędów. Znajdź sobie betę, dobrze ci radzę.
Pozdrowienia i najlepsze życzenia
el


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Monika Stiepankovic
KSIĘŻNICZKA



Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 56
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z łoża Króla Piekieł- Lucyfera

PostWysłany: Nie 1:04, 25 Cze 2006    Temat postu:

Noc minęła spokojnie i nastał nowy dzień, a dla niektórych zaczęło się piekło.
Deimon obudził się bardzo wcześnie, jak na niego, gdyż zegar wskazywał trzecią nad ranem, a zajęcia miały się rozpocząć dopiero o piątej. Może nie będą to tyle zajęcia, bo jak stwierdzili jego krewniacy to miało być sprawdzanie jego umiejętności. On sam, choć zaklinał się na wszystkie nie święte świętości, nie mógł uwierzyć jak bardzo się tym wszystkim denerwował. Wiedział już, że na pewno nie zaśnie, a leżenie i gapienie się w sufit było dziś ostatnią rzeczą na jaką miał ochotę. Wstał i stojąc pod prysznicem długo spływały po nim strumienie lodowatej wody, a gdy jego ciało zaczęło protestować poszedł się ubrać. Założył na siebie swój zwykły w ostatnich czasach strój, czyli czarne spodnie i biały podkoszulek. Kiedy już wykonał te wszystkie rutynowe czynności, które zwykle go uspokajały i pozwalały rozjaśnić umysł.
#Deimon#
Dalej do cholery nie wiem co mam ze sobą zrobić
- Agr... – to chyba z mojego gardła wyrwało się to ciche warkniecie.
Nigdy nie pozwoliłbym sobie na tak ewidentny i dostrzegalny brak opanowania przy kimś, ale teraz na szczęście jestem sam. Hmm... mam wielką ochotę coś rozwalić, ale gdzie? Rozglądam się po komnacie i wiem, że gdzieś tu ukryta została odpowiedź. A to co, zadał sobie w duchu pytanie patrząc na zwykłe niczym nie ozdobione drzwi, które wisiały na prostych staroświeckich zawiasach.
Tam znajdziesz swoje ukojenie… no przynajmniej się wyładujesz…
Znów ten głos w mojej głowie, a co ciekawe czy się do tego kiedyś przyzwyczaję. Hmm... kiedyś słyszałem taką jedną piosenkę, z której nie wiedzieć czemu przypomniał mi się, i dlaczego akurat teraz, jeden wers „szatan powiedział Ci”, aż zaniósł się śmiechem.

Ruszył do drzwi, a one otworzyły się lekko. Za nimi znajdowała się duża sala z podłogą wyścieloną matą oraz ze ścianami ozdobionymi... różne odmianami broni białej. Przynajmniej zrozumiał, o co chodziło „głosikowi” jak zaczął go nazywać. Nigdy nie trzymał w ręku szabli lub miecza, no może poza mieczem Godryka Gryffindor’a w Komnacie Tajemnic, ale to była walka o życie. Postanowił, że warto spróbować, bo przecież i tak w końcu będzie musiał się tego nauczyć. W oko wpadła mu jedna szabla, która była prosta, ale jej ostrze wyglądało jakby ktoś wcześniej złożył ją w rulon.

#Deimon#
Jest wykonana bardzo starym sposobem dziś już zapomnianym, ale taka broń jest bardzo wytrzymała.
Dobrze wiedzieć „głosiku” {stwierdził w myślach przyglądając się jeszcze raz ostrzu}. Zaraz co to za napis wygrawerowany na głowni.

- „Pilnuj gęby, bo wytnę zęby” – przeczytał i roześmiał się, a po chwili stwierdził: - Ten kto cię zrobił musiał mieć poczucie humoru.
Próbował zadać parę ciosów wymyślonemu przeciwnikowi i o dziwo nie szło mu to tak najgorzej. Szabla cięła gładko powietrze, gdy on wyprowadzał atak. Przez cały czas czuł na sobie wzrok osoby, która weszła do sali. Tamten mężczyzna prawdopodobnie myślał, że go nie usłyszał, a Deimon nie zamierzał wyprowadzać go z błędu i nawet nie miał ochoty za bardzo był pochłonięty swoim nowym zajęciem.
- Masz wrodzony dar, Harry.
- Deimon.
- Słucham...
Młodzieniec odwrócił się do intruza i stwierdzi, że jest nim już nie młody mężczyzna z siwymi włosami i ciemną karnacją skóry.
- Moje imię brzmi Deimon, ale nie sprowadza tu pana chyba chęć podziwiania moich umiejętności. W przyszłości radziłbym tak głośno nie stąpać, gdy chce pan by pana nie zauważono.
Przybysz tylko pokręcił głową.
- Przyszedłem, bo czeka na ciebie Lao.
- Już... która tak właściwie jest godzina.
- Za kwadrans piąta - stwierdził.- Lao czeka na ciebie w Sali treningowej, która mieści się w drugim skrzydle zamku. Zabierz szable ze sobą, bo prawdopodobnie dziś będziecie walczyć na broń białą, a jak widzę ta – wskazując na trzymaną przez młodzieńca - przypadła ci do gustu.
Spojrzał na broń w swoim ręku i stwierdził:
- Można tak powiedzieć.

Sala treningowa w drugim skrzydle zamku wyglądała tak samo jak ta koło jego pokoju, a Lao już na niego czekał. Siedział po turecku na macie i medytował. No cóż… bez komentarza. Deimon uśmiechnął się, oczywiście tylko w duchu, a twarzy pozostała maska spokoju, gdy tylko zobaczył co robi.
- Witaj!
Wyglądał na zaskoczonego pojawieniem się młodzieńca.
- Cześć! Nie usłyszałem cię... dziwne zwykle nikt nie potrafi mnie podejść. Widzę, że masz szable bułatową i muszę stwierdzić, iż posiadasz dobry gust. To Senders powiedział ci żebyś ją wziąć tak?
- Jeśli Senders to siwy mężczyzna o śniadej cerze to tak.
- Tak to on - uśmiechając się do siebie.- Skoro już masz broń to zaczniemy od pojedynku.
Stanęli naprzeciwko siebie i zaczęło się. Ciecie, parada, a potem znów cięcie i piruet. Deimon był wyraźnie lepszy od Lao i wykorzystując przewagę zaczął narzucać coraz szybsze tempo. Usłyszał za sobą lekki szmer, gdy ktoś wszedł do Sali, a on nie miał czasu by przejmować się kto to lub nawet sprawdzać, ponieważ Lao w tym samym momencie spróbował wybić mu szable z rąk, a po chwili uderzył z lewej. Reakcja młodzieńca była natychmiastowa wykorzystując, który wykorzystał nieuwagę przeciwnika i pozbawił go broni, a jednym zdecydowanym ruchem powalił na ziemię. Jednocześnie przykładając mu ostrze swojej broni do gardła, a jego chwytając w locie.
Za sobą usłyszał śmiech, lecz nie szydercze, a wesoły i przyjazny.
- Nareszcie ktoś cię pokonał –stwierdził Ulvhedin.- Lao zawsze dawał nam wszystkim w kość, a tu proszę początkujący szermierz powalił go na ziemie. Brawo!
Widać było, że to co zobaczył wprawiło w nadzwyczaj dobry humor. Młodzieniec odsuną ostrze od szyi przeciwnika i zręcznie się podnosząc się samemu pomógł mu wstać.
- Czyli wiemy już, że szermierki nie musimy cię uczyć – zaczął pokonany.- Wiesz chyba, iż mogłeś trochę delikatniej mi to uświadomić. Ta mata nie jest taka miękka jak się wydaje i lądowanie na niej nie jest wcale takie miłe.
- No to teraz wreszcie wczułeś się w naszą sytuację – Ulvhedin śmiał się dalej patrząc za odchodzącym Lao, który szeptał coś o nieczułych na cudzą krzywdę sadystach.– No teraz moja kolej na przetestowanie twoich umiejętności, bo jak zauważyłem z szermierką nie będziesz miał problemów, – przyglądając mu się dokładniej – gdyż najwyraźniej dały o sobie znać wampirze geny. No cóż, ale ja tu jestem po to by sprawdzić jak będziesz sobie radził z magią, że tak powiem bezróżdżkową. Urządzimy sobie mały pojedynek, ale ostrzegam wszystkie chwyty dozwolone.
- Wszystkie – chyba nie uszedł uwadze chytry uśmieszek na twarzy Deimona.
- Chłopcze uważaj, bo czarodzieje maja ściśle określone skutki działania zaklęć. My nie, a więc możesz mnie zabić na dużo więcej sposobów niż kiedykolwiek śniło się Vodemort’owi. Wszystkie chwyty dozwolone oprócz zabijających.
- Nie martw się – odparł uśmiechając się kpiąco.- Powstrzymam się od śmiercionośnych intencji.

#Deimon#
Ciekawe czy to też będzie mi tak dobrze szło, bo w końcu nie musze znać żadnych formułek.
To tej magii trzeba tylko mocy i maksymalnej koncentracji na tym co chcesz osiągnąć.
Nie ma sprawy „głosiku” nie mam najmniejszego zamiaru przegrać.
- Zaczynamy?
- Tak, Har... ciągle się na tym łapie. Tak zaczynajmy, Deimon.

Wedle tradycji wykonali lekki ukłon i zaczęli spokojnie, aby Deimon miał czas przyzwyczaić się do nowego rodzaju magii. Przez cały czas rozmawiali wymieniając miedzy sobą żartobliwe uwagi, a potem ich intencje koncentrowały się już na dokładniejszych rzeczach. Przez cały czas stali w tych samych pozycjach. Wyprostowani, z twarzą do siebie i z prawą dłonią wyciągniętą.
„Najwyższy czas sprawdzić co ten dzieciak umie” pomyślał Ulvhedin, a jednocześnie koncentrował, aby Deimon poczuł ból taki sam jaki daje klątwa Cruciatus. Strumień energii trafił w młodzieńca, który nie zdarzył stworzyć przed sobą żadnej tarczy. Chłopak nie krzykną choć jego twarz ściągnęła się bólem. Zdziwiło to doświadczonego członka rodu Merweredo, gdyż z nich sześciu tylko on i Alastair byli odporni na ból zaraz po przemianie, a pozostali musieli się tego uczyć. On nie zazdrościł im tego. Teraz ten dzieciak tylko się skrzywił, a przecież w jego wykonaniu owa klątwa była cholernie bolesna. Z zamyślenia wyrwało go ciche, lecz stanowcze słowa wypowiedziane przez Deimona i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że ciągle trzyma go pod zaklęciem.
- Nie.
Ulvhedin widział jak jego zaklęcie zaczyna się cofać wypierane przez chłopaka by po chwili trafić w niego ze zwielokrotnioną mocą i w tym samym momencie jego odporność na ból szlag trafił. Czuł jakby coś strasznie powoli rozrywało go na części, a ostatnią jego myślą było, że chłopak zjednoczył się ze swoja mocą całkowicie i zaczął panować nad tym. Wybraniec. Potem była tylko ciemność, a on zemdlał.

#Deimon#
Zaczyna się... od spokojnej wymiany „zaklęć”. Szczerze mówiąc to nie były co prawda zaklęcia, ale nie potrafię znaleźć innego słowa określającego to co robimy. Bawimy się tak ze sobą już jakiś czas. Podejrzewam, że Ulvhedin dał mi czas abym oswoił się z tym rodzajem magii. On coś szykuje, a wyraża to ta lekka zmiana mimiki jego twarzy, prawie niedostrzegalna. Promień mocy, który tym razem wydobył się z jego ręki jest jasno złoty. Nie zdążę wytworzyć sobie osłony, a „zaklęcie” trafiło prosto we mnie. Nie spodziewałem się, że poczuję ból. Cholera, dlaczego teraz musi przypominać mi się Cruciatus rzucane przez Voldemort’a na cmentarzu w noc kiedy się odrodził, a nie był to jeden. Nie, obiecałem sobie, iż już nigdy nie dopuszczę, aby ktoś zadał mi ból lub by wyszedł z takiej sytuacji bez ostrzeżenia, aby więcej tego nie robić. Ta klątwa w wykonaniu Ulvhedin’a jest nawet mocniejsza niż ta Voldemorta. Na początku czułem w swoim ciele przeszywający ból tylko na początku, a teraz to uczucie ograniczyło się tylko do lekkiego pulsowania w tyle czaszki. Dziwne jest jednak zachowanie Ulvhedin’a, gdyż nie cofnął on „zaklęcia” ani nie zmniejszył jego mocy. Ciekawe nad czym on tak intensywnie myśli. Wydaje mi się, że jego umysł jest daleko stąd i nie zdaje sobie sprawy ze ciągle trzyma mnie pod „zaklęciem”. Chyba czas go przywołać powrotem {stwierdził uśmiechając się diabolicznie}. Chyba to zapamięta do końca swych dni. No to mamy towarzystwo w postaci reszty rodzinki.

Jednocześnie skoncentrował się już tylko na odesłaniu „zaklęcia” Ulvhedin’owi, a przy okazji zwiększając parokrotnie jego moc i dodając jeszcze od siebie mały prezent. Wiedział, że nie powinienem tego robić, ale jednak nie mógł się oprzeć. Cóż może to przez te geny i uśmiechnął się niczym sam szatan. Widział jak odesłane „zaklęcie” trafia w przeciwnika widział i jak jego podświadomość atakuje jego prezent. Dostrzegł oczy rozszerzone w szoku. Prawie czuł jak do mózgu Ulvhedin’a wysyłane są mylne sygnały o rozrywaniu na strzępy jego ciała. Tak jego prezent spełnił swoje zadanie, a jednak nie chciał mu robić krzywdy i dlatego zastosował chwyt psychiczny nie zostawiający żadnych uszkodzeń. Widział jak mężczyzna osuwa się na ziemie. W tej samej chwili opuścił dłoń. Czuł jak jego własne ciało opuszcza napięcie. Spojrzał w zaszokowane twarze widzów tego drobnego pokazu. Pokręcił głową i szybko podszedł do mężczyzny.

#Deimon#
Wykorzystaj swoja magię by usunąć z tego umysłu swój … „prezencik”
Tak jest kochany „głosiku”.

Dotknął otwartą dłonią czoła mężczyzny koncentrując się na usunięciu z jego umysły wszystkich pozostałości po bólu. Musiał do tego użyć legilimencji i oklumencji. No, ale przynajmniej przydało się na coś ślęczenie nad tym po nocach na Privet Drive. Usłyszał za sobą ruch, a koło niego przykucnął Maximus. Zauważył kontem oka jak Lao wychodzi, a Dario jednym machnięciem reki wyczarowuje nosze.
- Coś ty mu zrobił?
- Mała sztuczka psychologiczna - odparł.- Nic mu nie będzie. Po prostu do jego mózgu zostały przesłane mylne sygnały, a było trochę bolesne, że tak powiem.
Maximus na słowo trochę popatrzył na niego z powątpiewaniem, jednak nic więcej nie powiedział.
Ulvhedin już doszedł do siebie i zaczął się kłócić z Cyrus’em o to, że nie potrzebuje odpoczynku.
- Nie jestem jakąś wiktoriańską dziewicą. Na Merlina!!! – odwrócił się do Deimona, a w jego oczach malowało się uznanie.- No musze przyznać, że jesteś godnym przeciwnikiem. Teraz zajmie się tobą Alastair, ale pewnie najpierw Cyrus będzie chciał z tobą pogadać. Współczuje. Twoje szkolenie pewnie obejmie teraz tylko poznawanie struktury innych rodzajów magii. No i trzeba zrobić z ciebie Merweredo.
- Ciekawe co niesie za sobą to stwierdzenie „zrobić z ciebie Merweredo”?
- Zobaczysz - uśmiechnął się do niego skłonił się z szacunkiem.- Muszę ci to przyznać jesteś pomysłowy. Teraz oni się tobą zajmą, a ja chyba pójdę zrobić sobie sjestę, bo robię się na to za stary. Cieszę się, że tak szybko przyzwyczaiłeś się do innego rodzaju magii niż ten, który jest ci znany. Ustalę z tobą termin następnego treningu, ale nie będzie ich już wiele.
Opuścił towarzystwo, ale on chyba ma niezłe zdolności w zmywaniu się i prorokowaniu, bo oto zbliżał się do młodzieńca Cyrus.
- Brawo – stwierdził z uznaniem.- Teraz zostawię cię z Alastairem i umywam też ręce od tego co dalej będzie się działo. Panowie znikamy, a ty, Nemi wiesz co masz robić.
Deimon skinął im głową i spojrzał pytająco na dziewczynę.
- Mam ci pokazać nasz świat, a teraz już idź do Alastair’a.
- Wiesz co z nim będę robić?
Nie spodobał mu się sposób w jaki się uśmiechnęła, ale od razu wiedział.
- Eliksiry.
Już wiedział, że miał racje. Choć tego lata przekonał się do nich.
- Eliksiry i alchemia - dodała.- Potem oddadzą cię pod skrzydła Tengela Kunyomiego, a on nauczy cię wszystkiego o różnych praktykach magii na świecie. Nic w tym zresztą dziwnego w końcu żyje na tym świecie już ponad 2 tyś lat.
- Że co ?
- On jest pół wampirem pól wilkołakiem i ma niebywały instynkt samozachowawczy, ale teraz idź już, bo Alastair pewnie już się niecierpliwi.
Miała racje mężczyzna, gdyż stojący przy drzwiach wyraźnie nie miał ochoty robić tego dłużej.
- Dzięki. Już idę - zawołał do Alastair’a na co ten tylko pokręcił zniecierpliwiony głową i szepną cos co brzmiało jak „dzieciaki”.
- Nie ma za co w końcu jesteśmy rodziną.
- Oczywiście, siostra.
Czuł na sobie jej zdziwione i zadowolone spojrzenie, gdy z Alastair’em wychodził z Sali.

Główne laboratorium w Cintrze
Po tym jak z Alastairem wyszli z sali ćwiczebnej skierowali się prosto do laboratorium umieszczonego w lochach. Tylko, że lochy pod Cintrą były chyba jeszcze głębsze i rozbudowane niż te pod siedzibą Voldemort’a. Samo laboratorium było sterylnie czystym pomieszczeniem o ścianach z ciosanych kamieni. Było też jak zauważył młodzieniec doskonale wyposażone. Alastair wskazał na parę dwóch drzwi stojących obok siebie.
- Za pierwszymi jest biblioteka poświęcona eliksirom i alchemii, a za drugimi składzik z wszystkimi roślinami potrzebnymi do przyrządzania eliksirów. Z tego co wiem przez lato podciągnąłeś się trochę z tej dziedziny i ważenie różnych mikstur nie sprawia ci kłopotów. Dlatego najwięcej czasu spędzimy w bibliotece by nauczyć cię przepisów różnych mikstur. No i oczywiście podszkolę cię w chemii i alchemii. Czarodzieje przez swoja ignorancje nie starają się zgłębiać mugolskich osiągnięć i dlatego są daleko w tyle za nami w wymyślaniu sposobów na mieszanie składników, które według nich nie powinny pod żadnym pozorem znaleźć się nawet w tym samym budynku. Choć mam cię dla siebie do wieczoru, bo szybko poradziłeś sobie z innymi. Potem Nemi pokaże ci nasz świat, a znając ją nauczy paru sztuczek już na początku – uśmiechnął się złośliwie.- Właśnie w alchemii podszkoli cię Michał Sędziwuj z Sanoka, to genialny człowiek.
Biblioteka okazała się cudownym miejscem, a Deimona najbardziej interesowały eliksiry uzdrawiające i torturujące. Całe popołudnie spędziliśmy wertując rudne księgi i dyskutując na temat różnych eliksirów i tego jak można je ulepszyć lub zmienić ich działanie. Doprawdy było to fascynujące. „Ja uważam eliksiry za fascynujące. Świat się wali, ale taka jest prawda” stwierdził pod koniec zajęć.
Jego uwagę przyciągnął cichy szmer otwieranych drzwi, a w progu stała Nemi.
- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale już czas by Deimon dostał się pod moją opiekę.
- No to zmykajcie, ale pamiętajcie żeby potem nie było na was tak dużo skarg.
- Na nas, a niby dlaczego miały by być.
- Oj już ty nie udawaj niewiniątka.
Młodzieńcowi miło było patrzeć jak tych dwoje przekomarza się z sobą jak dzieci, ale nadszedł czas aby się zbierać. Cicho odłożył książkę na stolik przed sobą i wstał z mięciutkiej brązowej kanapy.
- Więc cóż tak ekscytującego dla mnie szykujesz, Nemi, że on boi się, iż zrobimy rozróbę.
Na jej wargach zagościł przebiegły uśmieszek i szybko pożegnała się z Alastair’em, który chichotał pod nosem, a Deimona pociągnęła mnie za sobą.
- Więc co planujesz? – zapytał ponownie.
- Nauczenie cię podstawowych umiejętności dziecka ulicy, których uczy nas zwykle rodzeństwo, braciszku - jej oczy błysnęły zawadiacko. – Więc jak idziesz czy nie, braciszku?
- Z tobą wszędzie, siostra, ale najpierw do mnie się przebrać.
- Przebrać, a po co? Przecież dobrze wyglądasz.
- Popatrz na siebie jesteś ubrana na czarno w wygodne nie w krepujące ruchy rzeczy z czego wnioskuje, że będzie nam to potrzebne. Zwłaszcza jeśli chcesz mi pokazać życie ulicy.
Pokręciła głową ze śmiechem.
- Chylę czoła, braciszku, twoja zdolność obserwacji jest wręcz oszałamiająca, a wiec do ciebie, a potem na podbój świata.
Upłynął kwadrans, gdyż Deimon zniecierpliwiony stwierdził.
- I tak to właśnie iść się przebrać z kobietą.
- Oj, nie marudź już. Umiesz prowadzić samochód?
- Tak. W końcu oficjalnie jestem młodocianym przestępca.
Popatrzyła się na niego spod przymrużonych powiem.
- Tak nawet wyglądasz na takiego. Dobrze, to przeniesiemy się do rezydencji „Grupy W” w Oslo, ale zrobimy to po naszemu.
- Po naszemu?
- Tak, czarodzieje wypowiadają jakieś formułki, używają proszku itp. Bo nie mogą się, przenieść z niektórych miejsc z powodu bariery antyaportacyjnej czy jakoś tak. Dzięki niebiosom my po prostu skupiamy się na chęci przeniesienia naszego tyłeczka w dowolne miejsce i już nas nie ma. Teraz wyobraź sobie, że chcesz się znaleźć w salonie domu rezydialnego „Grupy W” w Oslo.
To nie mogło być takie łatwe. Bez tych nieprzyjemnych odczuć towarzyszących temu przy aportacji, ale oto stali w przestronnym przytulnym salonie, a on nawet tego nie poczuł.
- Ładnie tu – stwierdził po chwili.
- Też tak sadze, ale teraz czas na show. Zabiorę sprzęt i pokaże ci autko, które będziesz prowadził. Tylko najpierw zobaczysz jak się fałszuje różne dokumenty, tak na wszelki wypadek gdybyś potrzebował. Chodź.
Była niesamowita. Okazało się, iż sprzęt, który chciała zabrać służył do włamań, a podrabianie dokumentów na mugolski sposób okazało się w sumie banalnie łatwe. Tyle, że Deimon zaczynał się poważnie zastanawiać nad tym co tu się będzie działo.
Zapowiada się świetna zabawa. –odezwał się w jego głowie ten sam głos, a on przyznał mu rację.
- Chodź teraz do garażu.
W podziemnym garażu było pięć różnych aut, ale ich interesowało tylko jedno smukłe sportowe BMW. Wieczór zapowiadał się coraz lepiej.
- Ty prowadzisz pokaże ci dokąd jechać.
- Kluczyki.
- Otwórz go i zapal bez kluczyków. To część z mojego szkolenia.
- Wystarczy przecież trochę magii.
- A i bez magii musisz polegać na własnych zdolnościach. Czasem nie ma magii, a musimy sobie radzić.
- Diablica.
- Dziękuje za komplement.

#Deimon#
Pora na zabawę. Posłałem jej uśmiech typowego ślizgona i czas zająć się zamkiem, phi błahostka. Kasimo nauczył mnie w końcu w czasie tych wakacji podstaw złodziejskiego fachu, ale to chyba mało powiedziane. Jak to ujął „masz do tego smykałkę”. Nie robił tego, gdyż musiał tylko, lecz bo sprawiało mu to frajdę. Nigdy nic nie ukradł wystarczyła mu satysfakcja ze zdołał otworzyć zamek „nie do otwarcia bez klucza”.

Nemezis patrzyła na twarz kolegi, ale nie potrafiła z niej nic wyczytać. Idealna maska opanowania i spokoju jak przystało na Merweredo. Wiedziała, że oni wszyscy tak mają to cecha, z którą się rodzą. W sumie większość z nich się z tym rodzi, ale u nich to najbardziej widać. Poza tym to urodzeni arystokraci i zanim zaczną siedzieć potrafią określić, które wino jest najlepsze lub jaki ma bukiet, z którego jest roku, a zanim zaczną chodzić potrafią już płynnie władać nawet starożytnym aramejskim, a o grece i łacinie nie wspominając. On mimo, że przecież dopiero dowiedział się kim jest posiada te same cechy. Genotyp, krew tego się nie oszuka. Patrzyła jak chłopak wyciąga coś z kieszeni robi coś przy zamku BMW i po zaledwie paru sekundach drzwi są otwarte.
- Jak...?
- Powiedzmy, że miałem świetnego nauczyciela – uśmiechnął się uwodzicielsko obszedł samochód i otworzył jej z nonszalancko drzwi.- Pani.
-Chyba cię nie doceniłam.
Gdy wsiadła do tego sportowego cuda on zamkną za nią delikatnie drzwi, a sam zajął swoje miejsce za kierownicą. Zobaczył, że w stacyjce jest klucz. Czyli najwyraźniej zrezygnowała z sprawdzania jego umiejętności w dziale uruchamiania samochodów bez kluczyka. Uśmiechnął się do siebie. „No malutka zobaczymy na co cię stać” pomyślał, gdy silnik po uruchomieniu zamruczał cicho niczym kot.
Nemi nie sądziła, że będzie prowadził z taką wprawa i finezją. Pod jego ręką samochód mruczał jak kociak, który dostał właśnie smakowity kąsek. „Może to też ich cecha wspólna” zaczęła rozmyślania. „Teraz czas by sprawdzić jak będzie sobie radził pośród naszej społeczności. Tak zabiorę go na ulice Metrigha, odpowiednik czarodziejskiego Śmiertelnego Nokturna. Zobaczymy jak sobie poradzi, a mam nadzieje, że jak przystało na wyklętego ma mocną głowę, bo jeśli dobrze pamiętam to dziś będzie tam niezła popijawa. Żeby tylko wytrzymał w końcu jutro ma zacząć zajęcia z Tengel’em, czyli zapowiada się pobudka pomiędzy drugą a trzecią w nocy. Oj, braciszku, będziesz miał przechlapane jak z tobą skończę” zakończyła rozmyślania uśmiechając się niczym sam diabeł.
Radziłbym ci starać się za wszelką cenę zachować trzeźwość dziś. Choć biorąc pod uwagę, że jesteś Merweredo, a oni szczycą się odpornością na wszelakie procenty zresztą twój ojciec też miał mocną głowę. Nie powinieneś mieć z tym większych problemów, ale nigdy nic nie wiadomo, a jutro dla własnego dobra musisz być przytomny.
„Nie ma jak optymizm „głosiku”, a twoja wiara w moje możliwości jest poruszająca” śmiał się w duchu.


Objaśnienia:
{} podczas pokazania spojrzenia na świat z jednej osoby przydają opisy co robi i w nich są zawarte
„” myśli lub też nazwy nadane przez bohatera


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cissy
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 26 Maj 2006
Posty: 93
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamek Czarodzieji Słońca i Księżyca

PostWysłany: Nie 11:14, 25 Cze 2006    Temat postu:

No więc tak: rozdział wciągający i ciekawy: Brawo- udało Ci się! Są błędy, w większości literówki. Ale to nie moja działka wytykać błędy bo sama święta nie jestem Very Happy
Pisz dalej- czekam.
I życzę weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kaziu15
Obywatel



Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piekła Rodem:D

PostWysłany: Nie 11:19, 25 Cze 2006    Temat postu:

No cóż jestem zaskoczony rozdziałem. Po pierwsze taki szanujący się ród korzysta z wynalazków "mugoli"? Ja w to nie bardzo bym uwierzył. Po drugie, po jakie licho potrzebne mu takie umiejętności jak podrabinie dokumentów, kradzież, to nie bardzo mi pasuje. A po trzecie brakuje w tym akcji i MIŁOŚCI, pamiętajmy przecież że oni mają po 16 lat i hormony w nich powinny buzować.
Życzę weny i dalszych pomysłów, bo chociaż napisałem nieprzychylny koment będe czytał dalej.
Pozdrowienia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aravan de'Deiamalthe
KRÓL



Dołączył: 02 Maj 2006
Posty: 138
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Mrocznej Furii

PostWysłany: Nie 12:57, 25 Cze 2006    Temat postu:

yea Very Happy rozdzialik zajefajny i wciągający... Potter złodziejem i fałseshem? RazzRazz fajno hehe
dobre też z tym napisem „Pilnuj gęby, bo wytnę zęby” Twisted Evil świetne!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania ze świata Harrego Pottera Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 1 z 7

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin