Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna MITHGAR ŚWIAT FANTASY
FORUM ZOSTAŁO PRZENIESIONE NA http://mithgar.jun.pl/
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Harry Potter i Straszna Prawda
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania ze świata Harrego Pottera
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Smok
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 31 Paź 2006
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok

PostWysłany: Sob 21:43, 16 Gru 2006    Temat postu:

Chciałabym powiedzieć, iż rozdział był ciekawy, jednak nie zrobię tego. Ten rozdział był piekielnie nudny. Do tego był usiany mnóstwem błędów interpunkcyjnych i znaków, które nie występują w żadnym języku ( nie wiesz, o czym mówię? zaraz Ci je pokaże). Przy okazji mam wrażenie, iż ignorujesz moje dobre rady. Jakbyś nie wiedział, to word (taki edytor tekstowy) ma funkcję sprawdzania pisowni i gramatyki. Wyłapię Ci on błędy, a wtedy tekst na pewno będzie czytać się przyjemniej.

Oto niektóre błędy:
Cytat:
Może nie potrafię tego tak jak James, ale wiem co robie.

robię
Cytat:
Dziewczyna pobiegła do rezydencji nie zaważając na kłaniających się jej ludzi

zważając
Cytat:
Dziedzic rodu Black po tygodniu ciężkiej pracy jako służący w zamożnej rodzinie. był tak wycieńczony, że ledwo chodził.

nie potrzebna kropka
Cytat:
Ej zaczekaj

Ej, zaczekaj
Cytat:
Dziewczyna stanęła i odwróciła się zobaczyć kto ją woła.

Błąd stylistyczny. Odwróciła się, aby... Odwróciła się, żeby... Odwróciła się, by...

A teraz najgorsze:
Cytat:
BŁYSKAWICY!!!!!!

Cytat:
Jennifer!!!!!

Cytat:
Cichotka!!!!!

Cytat:
Artur!!!

Cytat:
Dlaczego nic nie robicie?!!

W pierwszej chwili myślałam, iż mam zwidy. Autorze, czy uważasz, iż czytelnik jest taki głupi i nie zrozumie, co oznacza wykrzyknik? Czy trzeba było krzyk akcentować aż sześcioma wykrzyknikami? Wystarczyłby jeden. Takie znaki nie występują w żadnym języku, nie spotkasz się z nimi w żadnych książkach. Prędzej na blogach.

Drogi Autorze pamiętaj, iż dobry pomysł, fabuła jest niczym, bez odpowiedniej oprawy, lecz z mnóstwem błędów.

Pozdrawiam
Smok


EDIT Skoro piszesz w wordzie to nie możesz poprawić na bieżąco błędy?Word wyłapie Ci nawet przecinki, a raczej ich brak który tu króluje.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Smok dnia Nie 0:51, 17 Gru 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ares
Wojownik



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Nie 0:41, 17 Gru 2006    Temat postu:

Dla twojej wiadomości Smoku to opowiadanie od samego początku jest pisane w Wordzie. Te wykrzykniki nie robią z nikogo idioty czy głupka. Dodane są bo tak chciałem. Jak ci sie nie podoba to nie czytaj tego opo. Łaski mi nie robisz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jenifer
Obywatel



Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wołomin

PostWysłany: Nie 14:22, 17 Gru 2006    Temat postu:

Rozdzialik naprawde jest bardzo dobry.Widzialam parę małych błędów.Ale najbardziej co mi zgrzytnęło to Glizdogon.On Mistrzem Umysłu??I na dodatek włamujący się do umysłu Lorda i nie spotkała go za to żadna kara??Hmm... mi to troszeczke nie pasuje.Ale w sumie to ciekawe Very Happy

Życze weny i czasu

Pozdrawiam Jenifer


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Prince of Darknes
Obywatel



Dołączył: 10 Gru 2006
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:44, 18 Gru 2006    Temat postu:

No cóż rozdział faktycznie trochę nudnawy ale mam nadzieję że to przez hmm nazwijmy to wyklarowaniem sytuacji Harrego. Natomiast strasznie zastanawia mnie o co chodzi z Glizdogonem i Lupinem niby Peter to zdrajca i tak dalej a tutaj pomaga Lupinowi i Harremu. A Wilkołak zdaje się jemu wieży i ufa. No i faktycznie te umiejętności Petera są naprawdę zadziwiające i intrygujące bo kto z takimi zdolnościami w magi umysłu byłby zwykłym śmierciożercą i to na dodatek najniżej w hierarchii. Mam nadzieje że to się wyjaśni szybko bo utrudnia to mój pogląd na to opowiadanie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ares
Wojownik



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Pon 19:45, 18 Gru 2006    Temat postu:

Harry Potter spędził dwa dni na rozrywkach z Jennifer. Zapomniał o troskach, ale jedna myśl nie dawała mu spokoju. Bał się, że nie wybaczy Alfonsowi tego, iż nigdy się nie ujawnił.

Był szczęśliwy w towarzystwie Jennifer. Powiedziała mu dzisiaj, że chciałaby mieć takiego brata jak on. Spędzał z nią cudowne chwile, chciał żeby się one nigdy nie skończyły. Zobaczył z nią zwierzęta, o jakich istnieniu nawet nie wiedział, między innymi Jastrzębie Arabskie z rodu Tewiber. Takimi jastrzębiami komunikują się wysoko postawione rody w Arabii. Ptaki te są oznaczone, jaki, do jakiego rodu należy. Jennifer, jako iż jest Panią rodu, Tewiber, a jest on jednym z najmożniejszych rodów Arabii, to posiada takiego ptaka. Ojciec Jennifer kandyduje na stanowisko gubernatora prowincji Al Gassim. Dziewczyna nauczyła go jeździć konno. Pokazała mu jeszcze jedno zwierze o potężnej mocy. Nie wiedział, co to za zwierze, więc zapytał:

- Co to za zwierzę?

- Werlewon

- Co?

- Przecież słyszałeś.

- Ale to mi przypomina psa.

- Bo jest on po części psem.

- Po części?

- Tak, ma on w sobie ćwierć pół-psa – pół-wilka, ćwierć periona, ćwierć lwa i ćwierć jednorożca.

- Jest liku rasowy.

- Tak.

- Czyli on ma w sobie część jednorożca.

- Niezupełnie. On jest jednorożcem.

- Przecież mówiłaś, że ma w sobie jedną czwartą jednorożca.

- Tak, tylko, że po kilku pokoleniach mieszając tą samą rasę otrzymuje się pełne właściwości tego gatunku.

- To znaczy?

- To znaczy, że jak pół-jednorożec będzie miał potomka z drugim pół-jednorożcem. To ten potomek wygląda jak pół-jednorożec, ale będzie miał w sobie wady i zalety pełnych jednorożców, przy okazji mając taką samą krew. Trzyma się to w stosunku też do ludzi.

- Czyli Werlewon jest tak jakby pełnym z każdej rasy, jaką ma w sobie?

- Tak.

- A jakie ma on w sobie właściwości?

- Przystosowanie do każdych warunków. Są samo wystarczalni. Nie potrzebują na dość długi okres wody i jedzenia. Posiadają doskonały węch, słuch. Potrafią rozmawiać ze swoim właścicielem. Mogą uleczać, jak i zabijać. Więcej nie pamiętam – powiedziała uśmiechnięta dziewczyna.

- A co to jest Perion?

- Perion jest to inna odmiana feniksa. Periony nie są już spotykane, bo prawdopodobnie wymarły. Mają właściwości takie jak feniksy i jeszcze wiele innych. Potrafią zabijać głosem, ich łzy potrafią leczyć najcięższe rany, ale są też zarazem najgorszą trucizną. Stają się niewidzialni, zmieniają kolor tak jak kameleony. Są jeszcze inne właściwości, ale ich nie znam.

- Twoja rodzina zajmuje się hodowlą Werlewonów – powiedział młody Potter, gdy szli do gabinety pana domu.

- Tak, zajmuje się jedyną hodowlą Werlewonów.

- Jedyną?

- Tak, ta rasa pod względem liczebności jest mała.

- Ciekawe, kto wpadł na pomysł stworzenia tej rasy.

- Mój przodek. Ta rasa zawsze była u nas hodowana.

- Rozumiem – powiedział, gdy weszli do gabinetu.

- Cześć tatku – przywitała się dziewczyna.

- Dzień Dobry Panu – przywitał się chłopak.

- Usiądźcie – powiedział pan domu.

- Dobrze – odpowiedzieli.

- Macie jakąś sprawę do mnie?

- Nie – odpowiedziała Jennifer.

- To, po co tu przyszliście?

- Przyszliśmy ci dotrzymać towarzystwa.

- Aha. O czym tak rozmawialiście w drodze tutaj?

- O Werlewonach Proszę Pana – powiedział Potter

- Harry, chciałbym cię o coś prosić.

- O co?

- Mów mi Eryk, a nie pan

- Dlaczego?

- Polubiłem cię i chcę żebyś tak do mnie mówił.

- To bardzo miłe, ale ja nie mogę.

- Czemu?

- Różnica wieki.

- A tam, przejmujesz się jakąś różnicą.

- No dobrze, Eryku.

- Mówisz, że rozmawialiście o Werlewonach. Te stworzenia są hodowane w mojej rodzinie od pokoleń. Dopiero z moją przyjaciółką zbadaliśmy ich właściwości. Sprzedajemy tylko samce i wyłącznie w trudnej sytuacji.

- Jakiej? – zapytał

- Gdy mam kłopoty finansowe.

- Aha. To, dlatego tych zwierząt macie tak mało.

- Nie. Do tej pory sprzedałem tylko dwa samce. Te zwierzęta są warte fortunę. Ich stawka minimalna to 1 200 000 galeonów.

- Ile?

- Tak, to jest cena jednego samca.

- Masz na to kupców za taką cenę?

- Rody Arabii jak i wysoko postawieni czarodzieje są bogaci. Zwykły czarodziej nie może sobie pozwolić na taki zakup, bo czasem nawet przez cztery lata nie ma galeona w ręce. Kupców na Werlewony jest bardzo dużo, ale ja ich nie sprzedaję.

- Rozumiem. Dlaczego twoja rodzina nie sprzedawała wcześniej tych zwierząt?

- Bo nie wiedziała, że może je sprzedać za taką sumę. Dopiero moja przyjaciółka uświadomiła mi ile są warte.

- Fajnych masz przyjaciół.

- Tą moją przyjaciółką była twoja matka.

- Moja?!

- Tak, Harry.

- To, dlatego znałeś moją matkę?

- Po części.

- Po części?

- Nie tylko ją znałem.

Eryk sięgnął do szuflady biurka i wyciągnął małe pudełeczko, a niego kluczyk.

- Kogo jeszcze znałeś?

- Twojego ojca.

- Możesz mi o nich opowiedzieć?

- Oczywiście. James był świetnym aurorem i prawnikiem.

- Gdy byłem w lochach u Voldemorta spotkałem tam człowieka, który powiedział mi, że fortuna mojego ojca była ogromna – przerwał mu Harry.

- Bo tak w istocie było. Twój ociec zgromadził sam taki majątek.

- Ale ten człowiek powiedział, że w tej skrytce, którą ja posiadam jest tylko cząstka tego, co mój ojciec zarabiał jako auror. A w tej skrytce jest jakieś 7 000 000 galeonów.

- Tą tajemnicę twojego ojca akurat znam, bo sam mi ją powiedział i przy okazji wiem, jakie stanowisko zajmował w Ministerstwie Magii.

- Twój ojciec był aurorem Ministerstwa Magii, ale dostawał również z stamtąd prywatne zlecenia. Dodatkowo dostawał wysokie środki finansowe po to by został na stanowisku jako Auror. Twój ojciec był bardzo dobry w tym, co robił. Praca Aurora w tamtych czasach była bardzo opłacalna. – dodał.

- Teraz rozumiem, a jakie zajmował stanowisko?

- Był Szefem Departamentu Aurorów, tak samo jak twój dziadek.

- Jest jeszcze coś – dodał.

- Co takiego?

- Twój ojciec bronił mnie w sądzie magicznym, a wynagrodzenia nie przyjął. Powiedział tylko żebym ci to dał jak cię kiedyś spotkam – podał mu kluczyk.

Harry w tym momencie przypomniał sobie o liście od ojca. Podziękowawszy za rozmowę wyszedł do swojego pokoju.

Mężczyzna zaś zaczął rozmyślać nad życiem. Wiele się tutaj zmieniło odkąd jest tutaj Harry. Jego córka stała się bardziej wesoła, częściej się uśmiecha, bo po śmierci jej matki bardzo rzadko to robiła. Zauważył, że Jennifer traktuje, Harry’ego nie jak przyjaciela tylko tak jak brata, którego nigdy nie miała. On sam go traktował jak syna. Pragnął mieć takiego syna.
W czasie, gdy tak myślał wszedł do gabinetu Zachariasz.

- Dzień Dobry Szefie – powiedział Zachariasz.

- Witaj, dobrze, że jesteś. Musimy porozmawiać.

- O czym?

- O Harrym. Gdzie go kupiłeś?

- Karawana Azeroth chciała go sprzedać.

- Rozumiem.

- Kto mu zlecił te ciężkie prace?

- Bergiasz.

- Wychłostać, od tej pory on tak będzie pracował.

- Tak jest Szefie.

- Możesz odejść.

Gdy mężczyzna wyszedł, pan rodu Tewiber zaczął myśleć o Harrym. Co ten chłopak wycierpiał i to po części przez niego. W tej chwili Eryk podjął decyzję, co do młodego Pottera.


*******




Koperta była czerwona, a zamykająca ją złota pieczęć skrzyła się delikatnie wokół wypukłych linii ozdobnej litery „P”. Kiedy Harry ją przełamał, rozjarzyła się na chwilę, kąpiąc jego ręce w pięknym złotym świetle. Przejęty wyjął zwinięte w rulon kartki pergaminu. Tak, jak wywnioskował z grubości koperty, kartek było dużo. Rozprostował je i spojrzał nerwowo na pierwszą.



    Mój drogi Synu

    Ten list miał ci przekazać Glizdogon. Dotyczy on zaklęcia Fideliusa, jakie założyliśmy na nasz dom. Jeżeli jednak przeżyjemy, niewątpliwie będziesz już znał większość zawartych w nim informacji. I radzę Ci go przeczytać, żeby wyjaśnić te części, o których dopiero teraz mogłeś się dowiedzieć.

    Po pierwsze, pozwól mi powiedzieć, że bardzo Cię kocham. Cała ta sprawa jest zupełnie porąbana. Myślę, że najlepiej będzie, jak przedstawię Ci streszczenie wydarzeń. Jestem pewien, że Łapa nigdy by mnie nie zdradził. Nie ufaliśmy całkowicie Dumbledorowi, dlatego zatailiśmy przednim niektóre fakty. Założyliśmy zaklęcie Fidelusa na nasz dom w Dolinie Godryka, strażnikiem został Glizdogon. Był on szpiegiem u Voldmorta. Nie pracował dla Albusa, pracował dla mnie. Mieszkaliśmy w innym domu i ten fakt zachowaliśmy dla siebie. Pisze ten list przed moją śmiercią, ale został zaczarowany tak, aby wydarzenia w chwili mojego zgonu zostały tutaj napisane. Rzuciliśmy dwa zaklęcia Fidelusa, jedno na dom, w którym mieszkaliśmy, a drugie na dom w Dolinie Godryka. Strażnikiem w Dolinie był Peter, ale jako szpieg musiał udowodnić swoją lojalność. Voldemort zażyczył sobie adres naszego pobytu. Peter powiedział mi o tym, zgodziłem się żeby powiedział mu adres domu w Dolinie Godryka. Nie znaliśmy daty ataku na nas przez Czarnego Pana i to nas zgubiło. Musieliśmy pojechać do Doliny, gdy tam byliśmy przybył Voldemort. Było już za późni na ucieczkę, musiałem walczyć. Nie wiń Petera, za to, co się stało. On jest niewinny. Na drugiej kartce są dokumenty oczyszczające go z zarzutów. Mam nadzieję, że wyrosłeś na wspaniałego chłopaka.

    Na zawsze kochający James Potter Morfes Draxter



Gdy skończył czytać, czuł, że z oczu płyną mu łzy. W takim stanie zastała go Jennifer.

- Harry, co ci jest?

- Dostałem list od…….taty.

- Co w nim jest?

- To, że Petergiew jest niewinny.

- Żartujesz?

- Nie.

Podał jej list, a ona przeczytawszy go zbladła i zapytała:

- Wiesz, co tu pisze? – wskazując na umieszczony w liście podpis.

- Podpis moich rodziców.

- To przeczytaj to.

- James Potter Morfes Draxter.

- I co w tym dziwnego? – dodał

- Harry te nazwiska bardzo wiele oznaczają, ale nie ja powinnam ci o nich mówić. Sam musisz się o nich dowiedzieć.

- Dobrze. W jakiej sprawie do mnie przyszłaś, bo nie wierzę, że o tej porze przyszłaś do mnie ot tak – zapytał.

- Harry mówiłam ci już, że chciałabym mieć takiego brata jak ty. Dlatego przyszłam się zapytać czy zgodziłbyś się na pewien rytuał, po którym stajemy się rodzeństwem.

- Jak się nazywa ten rytuał?

- Rytuał Rodzeństwa.

- Na czym on polega?

- Na wypiciu fiolki krwi każdego z nas, wcześniej robiąc z części niej Eliksir Rodzeństwa.

- Nigdy o czymś takim nie słyszałem.

- Bo bardzo mało osób wie o tym rytuale.

- Dobrze. Ja też chciałbym być twoim bratem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cruxia
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 04 Cze 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zamek Cieni

PostWysłany: Pon 21:13, 18 Gru 2006    Temat postu:

Podoba mi się. Ta historia jest zupełnie inna, taka... niepowtarzalna:) Dlatego mi się podoba:P. Pisz, pisz i pisz, ale nie zapominaj, że zawsze może być lepiej!
Buźki i wenki życzę:
Cruxia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Feniks
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Wto 14:24, 19 Gru 2006    Temat postu:

fjane to z glizdogonem było dobre nie sądziłem że glizdogon może by niewinny Cool Cool Very Happy Smile Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 20:56, 20 Gru 2006    Temat postu:

Pierwszy raz spotkałam sie w opowiadaniu z tym iż glizdogon może być niewinny i przyznam, że nawet świetny jest ten pomysł.Opowiadanie też różni się od tych, które do tej pory czytałam ale jest świetne.Mam nadzieję, że niedłógo pojawi się następna część.
Powrót do góry
bloomi19
Wojownik



Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 21:11, 20 Gru 2006    Temat postu:

Zgadzam się z gościem też pierwszy raz spotykam się w opowiadani, iż glizdogon może być niewinny.Bardzo podoba mi się twoje opowiadannie, mam nadzieję, że wkrótce pojawi się następna część.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ares
Wojownik



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Wto 18:39, 26 Gru 2006    Temat postu: Rozdział 10

Sępny Gród, leżący na zboczu północnego ramienia gór Jabal Sawda, ze względu na odbywające się tam niebawem zawody czarodziejskie stał się celem podróży dla niezliczonej rzeszy zamożnych dostojników, śmiałków szukających sławy, kupców węszących dobry interes, złodziei, oraz ciekawskich gapiów.

Około południa, siedem dni drogi od miejsca turnieju, z gęstego boru na swych bogato zdobionych miotłach wylecieli szlachetny Eryk wraz z córką i Harrym Potterem. Jako, że jest sławnym i szanowanym aurorem i panem jednego z najpotężniejszych rodów Arabii i pretenduje na stanowisko Gubernatora Al Gassim. Z kolei, że nie ma syna powinien godnie reprezentować swą rodzinę na zbliżającym się turnieju. Teraz pędził co sił by dogonić swych szlachetnych krewniaków, którzy znacznie go wyprzedzili. Chciał oznajmić im że jest gotowy dać świadectwo swego męstwa stając w bojach o tytuł Tymianina. Gdy wyjeżdżał z ciemnego boru został oślepiony przez słońce i w tym momencie poczuł przerażający wstrząs, który niespodziewanie targnął jego pojazdem.

Już od najmłodszych lat większość czasu spędzał na ćwiczeniach w lataniu. Fechtowania uczył się od najwytrawniejszych szermierzy Królestwa Arabii, a z taktyką wojenną zapoznawał uważnie studiując raporty swoich krewnych, którzy byli dowódcami. Był pojętnym uczniem i wiedzę chłonął z nadzwyczajną łatwością. Teraz w oczach, których nigdy nie zagościł strach stanęło mu całe życie. Zatrzymał jednak miotłę z mistrzowską wprawą. Kurz jaki wzbił się w powietrze na moment przysłonił wszystko wokół. Słyszalny był jedynie ciężki oddech jego towarzyszy. Musieli odpocząć po szoku jakiego doznali podczas tego wydarzenia. Wylądowali pośrodku polany, z której promieniście rozchodziło się siedem dróg. Żadna nie wyróżniała się niczym specjalnym i wydawały się być identyczne.

- Więc dokąd teraz? – Zapytał sam siebie otrzepując ubranie z kurzu.

Nosił modną w jego stronach krótką kurtkę o kolorze kości słoniowej. Końce rękawów miała ozdobione złotym haftem przedstawiającym pradawne, przez wielu już zapomniane, pismo. To oznaka arystokratycznego pochodzenia. Na dłoniach gustowne rękawiczki z cielęcej skórki w tym samym kolorze co kurtka i reszta ubrania. Do tego bardzo wąskie spodnie długością sięgające do połowy łydki. Przy pasie wisiał miecz pojedynkowy o długim i wąskim ostrzu. Całość kreacji dopełniały pantofle ze złotymi sprzączkami. Na szczególną uwagę zasługiwała biżuteria, która ograniczała się w jego wypadku wyłącznie do złotej spinki, kolczyka z szafirem na łańcuszku, bransolety, oraz naszyjnika z wizerunkiem herbu rodowego przedstawiającego Skarabeusza i zawołaniem „Tewiber”.

Zszedł z miotły i kątem oka dostrzegł na skraju północnej części polany coś nienaturalnego. Coś co nie pasowało do reszty otoczenia. Gdy podszedł bliżej i zaczął odgarniać gałęzie, to już spostrzegł że znalazł drogowskaz, naprawdę prastary drogowskaz. Siedmiokątny kamień na którym wyciosano jakieś znaki lub pismo sięgał mu prawie do pasa. Na każdej z siedmiu ścian widniały pionowe napisy i znaki które pewnie niegdyś głęboko wyryte, teraz były zaledwie widoczne. Zaintrygowany całkiem się pogrążył w badaniu znaleziska. Nagle niedaleko niego trzęsły gałęzie. Eryk odskoczył zwinnie i dobył różdżki w mgnieniu oka będąc gotowym do walki. Zobaczył mężczyznę w czarnym obdartym płaszczu z kapturem nałożonym na głowę, który badał ziemie. Robił to w dosyć dziwny sposób stukając, nasłuchując, skacząc i nawet nie zauważając przy tym stojących opodal ludzi. Zadowolony z siebie arystokrata chwilę bawił się tym osobliwym widokiem, lecz gdy nieznajomy sprzedał energiczną wywrotkę na ziemię, aż się kilka drzazg posypało nie wytrzymał i krzyknął

– Hej obdartusie uciekaj stąd, bo ktoś może zarazić się jakąś chorobą od ciebie.

- Uważaj do kogo mówisz, zanim cokolwiek powiesz – odpowiedział tamten

Dopiero teraz gdy obca postać odwróciła się w stronę szlachcica rozpoznał w niej członka wysoko postawionej rodziny. Po masywnej postawie można było sądzić że jest wojownikiem. Jednak w oczach Eryka zniszczone i brudne ubranie, niechlujny wygląd i tępy wyraz twarzy dyskwalifikowały go w tej roli. Arystokrata nie bał się go, mimo tej nieobliczalnej góry mięśni jaką mężczyzna sobą reprezentował, bo wiedział że nie w sile tkwi zwycięstwo a w umyśle.

Szlachcic schował różdżkę, następnie zaczął poprawiać rękawiczki celowo odwracając wzrok od mężczyzny i powiedział

- Dawno się nie widzieliśmy mój Panie.

- Mi również cię miło widzieć Mineasie – i nie czekając na odpowiedź kontynuował – Udajemy się na turniej czarodziei w którym wezmę udział. Wskaż mi najkrótszą drogę do Sępnego Grodu, a nie pożałujesz.

Zaskoczony propozycją mężczyzna, aż otworzył usta z oburzenia i pochmurnie zmarszczył brwi. Jego brązowe oczy zaczęły błądzić ślepo w powietrzu nie mogąc pojąć całego zajścia. Ciężki oddech stał się szybszy i wyraźniej słyszalny.
Eryk sądząc że nie został zrozumiany powtórzył swoją propozycję w tutejszym dialekcie. Po chwili na twarzy Mineasa pojawiło się zrozumienie. Ukłonił się nisko i wskazał kierunek

– To jest najkrótsza z możliwych droga do Sępnego Grodu Jaśnie Wielmożny Panie. – powiedział ciągle nie podnosząc głowy

Arystokrata uśmiechnął się z zadowoleniem i rzucił kilka monet prosto pod nogi nieznajomego. Z gracją wskoczył na swoją miotłę i wyleciał wraz z Harry’m i córką zostawiając za sobą chmurę kurzu. Mineas padł teraz na kolana i bynajmniej nie po to by pozbierać monety, lecz skręcając się ze śmiechu nie mógł dłużej ustać. Gdy już się trochę uspokoił otarł łzy których nie mógł powstrzymać i w dużo lepszym już humorze poszedł w dalszą drogę.


Pierwszy Wielki turniej odbył się kilkaset lat temu na cześć potężnego czarodzieja Tymianina, dzięki któremu zostało zawarte przymierze między trzema prowincjami biorącymi udział w Szarej Wojnie. Tymianin ustanowił Radę Arabii, która miała odtąd stać na straży tego bardzo niepewnego sojuszu. Uchwaliła ona Wielki Turniej, który miał jako symbol pojednania łączyć prowincje, miasta i ludzi. Pieczę nad porządkiem, przepisami i tradycją powierzano trzem potężnym rodom. Były to najlepsze z najlepszych.
Na jednego z rodów dziesięć lat temu został wybrany ród Grotus, którego zarządcą jest Mineas Bramer. Jego poprzednik podczas turnieju zasłabł i zmarł, jak głosi oficjalna mało prawdopodobna wersja. Nieoficjalna mówi, że został otruty po tym jak w pierwszym dniu turnieju za spóźnienie nie dopuścił jakiegoś szlachcica do konkursu łuczniczego. Mineas pochodził z Ar Riayd, gdzie w srogim i niedostępnym środowisku znajdowało się jedno z najpotężniejszych miast Arabii. Jako wojewoda kilku okręgów grodowych był bardzo zapracowany. Większość czasu zajmowały mu oczywiście sprawy administracyjne, ale nierzadko jako komes pełnił funkcje sądownicze i sprawował dowództwo nad aurorami. Znany był jako dowódca odważny, ale roztropny, budził powszechny podziw, respekt i szacunek nie tylko wśród swoich rodaków.

Teraz po wielu latach jako wyższy urzędnik potężnego rodu Grotus, zasłużony dowódca, oraz poważany sędzia został potraktowany jak najgorszy żebrak. I to przez rozpieszczonego hrabiego, który nie dość że jest bratem jego Pana, to pędząc po chwałę na swojej miotle o mało co go nie zabił. Mineas szczęśliwie został uderzony w plecy. Właśnie to zamortyzowało uderzenie i odrzuciło go do rowu ratując mu tym samym życie. Ta przygoda skłoniła go do refleksji i przypomnienia jak poznał swojego Pana:

- Przecież to był zwykły wypadek, ale gdyby zginął ten człowiek to on zostałby oskarżony o morderstwo - pomyślał, - a może nawet o zabójstwo na zlecenie.
Stał po prawej stronie ulicy w miejscu gdzie znajdowała się niewielki sklep z miotłami. A on zwyczajnie do niego podszedł i rzucił Avade. To był najgorszy błąd w jego życiu. Gdyby nie refleks sługi człowieka którego miał zabić, to chłopak byłby martwy. Gdy chłopak otrząsnął się z szoku podał mu dłoń. Myślał, że to już jest koniec jego życia, ale pomylił się. Chłopak stał się jego najlepszym przyjacielem, znał wszystkie jego tajemnice. To samo odczuwał młodzieniec. Zżyli się ze sobą. Jeden doradzał drugiemu, a teraz to on zarządza majątkiem swego Pana Elronda Grotusa Tewiber.


********



Harry chodząc wraz z Jennifer po Sępnym Grodzie czuł się szczęśliwy chociaż wiedział iż dzisiaj to wszystko się zakończy. Ojciec Jennifer odpadł z turnieju w pół finale. Chodząc tak grodzie zaczepił ich jakiś człowiek.

- Patrzcie jak chodzicie, łajzy – warknął.

- Słucham? – powiedziała Jennifer

- To co słyszałaś smarkulo.

- Uważaj do kogo mówisz.

- A kim ty jesteś żeby uważać się za lepszą ode mnie?!

- Jestem…..

- Zwykłą ladacznicą – przerwał

Harry w tym momencie zacisnął pięści, a mężczyzna to zauważył.

- Co mi zrobisz smarkaczu? Zbijesz mnie? Nie dorastasz mi do pięt. Jesteś brudnej krwi, a tacy jak ty nie są godni chodzenia po Sępnym Grodzie. Powiedz swojej szlamiastej przyjaciółce żeby nawet nie próbowała wyciągnąć różdżki, bo to się dla niej źle skończy.

- Dosyć! – powiedziała jakaś postać za mężczyzną.

Mężczyzna obrócił się i zbladł drastycznie, bo tego kogo zobaczył należy się bać.

- Czcigodny Mineasie właśnie tłumaczyłem tym dzieciom….. – zaczął się tłumaczyć

- Wszystko słyszałem – przerwał mu – dowiedziałem się o twojej moralności. Ten oto chłopak należy do rodziny czystej krwi, która jest porównywalna z księciem Grombdingiem. Natomiast nie chciałbym być w twojej skórze, gdy ojciec tej dziewczyny dowie się jak ją potraktowałeś. Powiem ci z grzeczności kto jest jej ojcem. Trzeba być głupcem żeby w tej dziewczynie nie rozpoznać Jennifer Tewiber. Tak, jej ojcem jest Eryk, jesteś już martwy, bo on ci tego nie podaruje. Mówiłeś, że ta sytuacja się dla nich źle skończy i owszem skończy się tak, ale dla ciebie.

- Mineasie wybacz.

- Straże! Wyrzucić tego człowieka z terenu Sępnego Grodu, nie jest on godzien przebywania tutaj – powiedział do stojących opodal strażników.

- Jak sobie życzysz, Panie.

Strażnicy wyprowadzili mężczyznę. W tym samym czasie przyszedł Eryk.

- Co się tutaj dzieje? Znowu coś nabroiłaś? – zwrócił się do córki

- Twoja córka nic nie zrobiła – powiedział Mineas.

- Na pewno?

- Tak, a przy okazji mam do ciebie sprawę.

- Jaką? – zapytał Eryk

- Chciałbym udać się do domu, z którego pochodził mój Pan i potrzebuje twojej zgody.

- Dobrze. Tak jak ci obiecałem będziesz miał dostęp do domu kiedy tylko chcesz.

- Cieszę się.

- Więc możemy ruszać się do domu. Jest już późno więc się teleportujemy.

Przed teleportowaniem Harry zobaczył minę Jennifer. Podczas tak krótkiego przebywania z nią nauczył się co takie miny oznaczają. Wiedział już, że po powrocie do domu spotkają się u niego w pokoju. Teleportowali się oczywiście za pomocą Eryka. Harry nie wiedział jednego co chce mu powiedzieć jego siostra, ale udał się do pokoju. Gdy wszedł zaraz po nim weszła Jennifer.

- O czym chcesz pogadać?

- O Mineasie i twoim wyjeździe.

- O Mineasie? Czemu o nim?

- Bo Mineas jest zarządcą majątku mojego wuja.

Przypatrujący się tej rozmowie wiszący na ścianie wuj Jennifer odezwał się:

- Mineas jest tutaj?

- Tak – odpowiedzieli.

- Jennifer zawołaj go tu, a z tobą Harry chciałbym porozmawiać.

Dziewczyna wyszła by spełnić polecenie wuja.

- Proszę Pana o czym chciał Pan ze mną rozmawiać? – zapytał Harry.

- O tobie.

- O mnie?

- Tak.

- Dlaczego?

- Bo mi przypominasz siebie. Byłem kiedyś taki jak ty. Eryk był starszy ode mnie, wiedziałem już wtedy że to on będzie miał władzę nad rodem. Nie przeszkadzało mi to, ja mogłem być biedny. Ale nie podobała mi się polityka jaka panowała w okolicy i w mojej rodzinie. Chcieli mnie ożenić z dziewczyną, której nie kochałem. To mogłem jeszcze znieść, ale to, że chcieli mną rządzić przeważyło szalę. Mówili, że to dla mojego dobra, ale ja tego nie chciałem. Dlatego odszedłem z domu i założyłem swój własny ród. Po kilku latach stał się on potężniejszy od mojego rodzinnego rodu. Do tej pory tak jest. Wydziedziczyłem swoją rodziną do praw mojego majątku, chociaż oni mi tego nie zrobili. Widziałem że mój dziadek wszystko zmienił, ale ja już żyłem własnym życiem. Nie mogłem wrócić, nie teraz. Ja i Mineas stworzyliśmy prawdziwe imperium handlowe w Arabii. Po mojej śmierci to on został zarządcą mojego majątku.

- Rozumiem – powiedział Harry

- Mam do ciebie prośbę.

- Jaką?

- Zostań moim dziedzicem.

- CO?! Nie mogę – odpowiedział młody Potter

- Możesz.

- Dlaczego nie ustanowisz dziedzicem jakiegoś członka twojej rodziny?

- Bo nikt się nie nadaje, oprócz Jennifer i ciebie.

- To wybierz ją.

- Nie chcę jej.

- Dlaczego?

- Bo z dniem kiedy otrzymałaby mój majątek byłaby w wielkim niebezpieczeństwie.

- A ja to co?

- Ty jesteś taki sam jak ja. Ja sobie poradziłem to ty też. To założenie rodu jest najtrudniejsze, bo jeżeli już masz pierwsze zyski to już jakoś poleci. Wtedy pilnujesz już tylko, żeby nie zbankrutować i być wypłacalnym.

- Dobrze, będę twoim dziedzicem.

- Wspaniale.

- W jakim sposób nim zostanę?

- Już nim jesteś.

- Jak to?

- Poprzez rytuał zrobiony z Jennifer. Stałeś się członkiem rodu Tewiber. Masz w sobie krew tego rodu. Ja też mam ją w sobie.

- Rozumiem.

- Ale musimy to przypieczętować.

- Jak?

- Podejdź do rzeźby periona i chwyć jego dziób wypowiadając słowa „Dziedzic”.

Harry podszedł do posągu, chwycił za dziób i wypowiedział słowa. Poczuł że dłużej nie utrzyma w ręce dzioba, bo zaczął się on otwierać. Gdy się całkiem otworzył, Harry wyciągnął z niego zakurzony przedmiot. Była to różdżka.

- Pilnuj tą różdżkę. Jest ona bardzo cenna, jej wartość wynosi kilkaset milionów galeonów. Ja jej nie używałem, była on moją zapasową różdżką. Nie chciałem aby widziano że posiadam tą różdżkę. Wiedział tylko o niej Mineas. Ta różdżka należała do Tymianina, a teraz należy do ciebie.

- Nie mogę tego przyjąć.

- Musisz. – Przez kilka minut milczał. – Po za tym już się zgodziłeś – dodał.

- Ale ona nawet nie okazała mocy gdy ją dotknąłem.

- Bo ona nie okazuje tak od razu swojej mocy. Tylko Tymianin wiedział jakie ma ona właściwości i z czego powstała.

- Rozumiem.

- Ale to jeszcze nie wszystko. Podejdź do biurka i otwórz drugą szufladę po lewej stronie. Będą tam dwa pudełka, wyciągnij je. Jedno jest małe, drugie większe. Otwórz to mniejsze.

Chłopak podszedł do biurka, spróbował otworzyć szufladę ręką, ale to nie poskutkowało. Pomyślawszy trochę nad otworzeniem jej, wyciągnął różdżkę i wypowiedział zaklęcie:

- Alohomora

Szuflada otworzyła się, chłopak wyciągnął pudełka. Otworzył mniejsze i zobaczył jakiś eliksir. Wyciągnął go z pudełka i zapytał się Elronda:

- Co to za eliksir?

- Eliksir przynależności.

- Nigdy o takim nie słyszałem.

- Nie mogłeś słyszeć bo jest on zapomniany i powstał w wyniku połączenia również dwóch zapomnianych eliksirów. A biorąc pod uwagę twoje przygody z eliksirami to nie pałasz do nich miłością.

Harry się uśmiechnął.

- Z jakich eliksirów jest zbudowany? – zapytał.

- Z Eliksiru Łączenia i Eliksiru Rodziny.

- Aha.

- Wypij go.

- Po co?

- Żeby zapieczętować to że należysz do mojej rodziny.

Harry z niesmakiem sięgnął po eliksir, ale wypił go. Nagle otoczyła go biała poświata, ale za kilka sekund znikła.

- Co to było?

- Oznaka, że eliksir zadziałał.

- Aha.

- Teraz weź różdżkę, skieruj ją na mnie i wypowiedz „Artis”

Potter sięgnął po wyciągnął różdżkę i wypowiedział zaklęcie. Gdy zaklęcie trafiło w obraz Elrond wypowiedział jakieś słowa w nieznanym języku. Z tego co chłopak się domyślił była to łacina.

- A teraz ze środkowej szuflady wyciągnij wszystko co się tam znajduje. Dla twojej wiadomości w tym pokoju mogą czarować nieletni.

Chłopak wykonał polecenie, w szufladzie była teczka i pomniejszone pudełko. Otworzył teczkę i zobaczył testament oraz jakieś inne dokumenty. W pudelku znajdowały się dwa miecze, dwa sztylety i dwa pierścienie. Każdy z tych przedmiotów miało swój herb. Na mieczu, sztylecie i pierścieniu był herb rodu Tewiber, a na reszcie herb taki jaki nosił Mineas.

- Załóż na siebie te rzeczy na których jest herb rodu Grotus.

Harry założył na siebie pierścień, a przy okazji otworzył testament:

Ja Elrond Grotus Tewiber, w pełni sił magicznych i umysłowych, spisuję moja ostatnią wolę. Na samym początku chciałbym ujawnić, dlaczego nie ujawniłem testamentu wcześniej. Jest to bardzo prosty powód, czekałem na odpowiedni moment .
Moją ostatnią wolą jest, aby mój przyjaciel i zarządca mojego majątku Mineas Bramer zastąpił mnie jako przewodniczącego Rady Ar Riayd i aby on kierował jej ruchem. Proszę wszystkich moich przyjaciół, aby przyjęli go jako przyjaciela, aby mu ufali i wierzyli jako i mnie. Mineas, choć nie widać, że ma duże doświadczenie, jest bardzo dobrym czarodziejem i politykiem.
Mojemu bratu Erykowi zapisuję mój kontrakt na ziemie Rotlandów, ale tym samym dalej nie przywracam mu praw do reszty majątku. Dalszą część rodziny wydziedziczam. Cały mój majątek wraz z posiadłościami zapisuję Harry’emu Potter’owi. Uczyniłem go moim jedynym dziedzicem. Na potwierdzenie tych słów jest to że ten chłopak posiada moją krew. Krew rodu Grotus i rodu Tewiber. Mineasa proszę o pomaganie Harry’emu tak samo jak mnie. Tytuły, stanowiska po mnie obejmuje mój dziedzic. Dołączam do tego moje prawa do majątku rodu Tewiber i moje własności znajdujące się tam. Mam tylko jedną nadzieję że mój dziedzic nie będzie miał roszczeń co do majątku tej rodziny. Co należy do niej, niech do niej należy.



Gdy Harry skończył czytać do pokoju weszła Jennifer i Mineas. Dziewczyna podeszła do Harry’ego i zobaczyła pierścień. Pierścień swojego wuja, nie wiedziała co powiedzieć. Zdołała wykrztusić jedno zdanie:

- Harry skąd to masz?

- Dostał to ode mnie – powiedział Elrond.

- Od ciebie? Dlaczego?

- Bo jest bardzo podobny do mnie i to jego wybrałem na dziedzica.

- CO?!

- Ma on w sobie naszą krew, a w dodatku przed chwilą zapieczętowaliśmy to.

- Rozumiem. Cieszę się, że polubiłeś Harry’ego.

- Mineasie od tej pory służysz Harry’emu. Wykonuj jego polecenia tak jakby były moje.

- Nie – powiedział Harry.

- Co nie? – zapytał Erlond

- Mineas nie będzie mi służył.

- Dlaczego? – zapytał zarządca.

- Dlatego, że jesteś wolny i możesz odejść.

- Nie Panie, nie zgadzam się. Będę ci służył aż do śmierci.

- Zgodzę się pod jednym warunkiem.

- Jakim?

- Nie będziesz mi mówił Panie.

- Ale…

- Nie ma żadnego ale – przerwał mu Harry.

- Dobrze.

- Harry jak wychodziliśmy tata kazał ci powiedzieć abyśmy zeszli do jego gabinetu.

- No to chodź.

Chłopak i dziewczyna wyszli, a Mineas został w pokoju na rozmowie ze swoim Panem. Szli w milczeniu, gdy weszli do gabinetu na biurku zobaczyli jakieś wielkie pudełko.

- Usiądźcie – powiedział Eryk.

- Co od nas chciałeś? – zapytała Jennifer gdy usiedli.

- Bardziej od Harry’ego.

- To ja wyjdę – powiedziała dziewczyna.

- Zostań. To ciebie też dotyczy.

- Więc słuchamy.

- Harry chciałbym cię włączyć do naszej rodziny.

- Nie rozumiem – odpowiedział chłopak.

- Chciałbym abyś był członkiem naszej rodziny.

- Dobrze.

- Ale jako mój syn.

- Tego nie mogę zrobić.

- Dlaczego?

- Bo masz córkę, a gdybym się zgodził miałbym takie same prawa do majątku jak ona.

- Majątek jest duży.

- Ale ten majątek należy się jej.

- Harry! – zawołała Jennifer.

- Majątek mojej rodziny jest bardzo wielki. Nie wydam tego sama. A po za tym chcę abyś był moim współwłaścicielem w interesach jako mój brat - dodała.

- No dobrze – powiedział Harry.

- Tato jest coś co musimy ci powiedzieć.

- Co takiego?

- Ja i Harry jesteśmy rodzeństwem.

- Jak to?

- Zrobiliśmy Rytuał Rodzeństwa.

- To dlatego czułem większą magię w pobliżu pokoju Harry’ego.

- Nie jesteś zły?

- Nie. To nawet polepsza sprawę.

- Polepsza?

- Tak. Harry wypije tylko Eliksir Rodziny.

Harry wziął eliksir od Eryka i wypił zawartość fiolki. Mężczyzna wyjął cztery rzeczy i podał je chłopakowi.

- Ten sztylet, miecz, amulet i pierścień są oznakami władzy w naszym rodzie. Od tej pory masz władzę taką samą jak Jennifer.

- Dziękuję

- Wiem, że nie lubisz gdy daje ci się pieniądze, ale te dary musisz przyjąć – podał mu cztery klucze.

- Od czego są te klucze?

- Te klucze są od skrytek arabskiego magicznego Banku Araber. Jeden jest do skarbca naszego rodu, drugi do twojego majątku, trzeci na drobne wydatki, a czwarty na zakupy.

- Ale nie trzeba.

- Trzeba, trzeba.

- Jest coś o czym muszę ci powiedzieć Eryku.

- Mów.

- Twój brat…………ustanowił mnie swoim dziedzicem.

- CO?!

- Nie chciałem tego przyjąć.

- Nie rób sobie jaj Harry.

- To prawda – powiedział stojący w progu Mineas.

- Jak to?

- Przeczytaj – Mineas podał mu testament.

Gdy Eryk skończył czytać powiedział:

- Musze porozmawiać z Elrondem na temat ostatniego zdania.

- Ale… - zaczął Harry.

- Nie ma żadnego ale jesteś moim synem. Ten majątek należy ci się.

- Za godzinę kolacja, a wtedy przybędzie Alfonso.

**********
Nokturnem skradała się postać w czarnym płaszczu. Skręciła w wąską uliczkę i weszła do niewielkiej księgarni. Sądząc po wyglądzie sklepu jej klientela rekrutowała się z największych szumowin magicznego świata. Postać zrzuciła kaptur, nawet w tak marnie oświetlonym pomieszczeniu jej długie brązowe włosy opadały lśniąco burzą na ramiona. Szybko zniknęła między regałami. Przeglądała czarno magiczne księgi: „Zarysy czarnej magii”, „Niewybaczalne w Teorii i praktyce”, „Sztuka warzenia trucizn”, wybrała dwie książki. Stara wiedźma spojrzała na nią zza brudnych szkieł.

-No, no widzę że uczniowie Hogwartu dobrze wiedzą czyją stronę mają trzymać. Pamiętam Czarnego Lorda gdy był w twoim wieku – skrzeczała - również wybierał dobrą lekturę.

- Ile? - głos nieznajomej zdecydowanie nie pasował do tego pomieszczenia.

- Och dziś mam dobry humor lektury masz na koszt firmy. Wykorzystaj je mądrze. Jesteś ze Slytherinu – bardziej stwierdziła niż spytała wiedźma.

- Co cię to obchodzi ty stara ropucho! – krzyknęła dziewczyna i wyszła trzaskając drzwiami.

Szybko wróciła na Pokątną, szła, prawie biegła w stronę Dziurawego Kotła. Potknęła się na nierówności i wpadła na kogoś.

- Bardzo przepraszam- wybąkała czerwieniąc się

- Ależ nic się nie stało – znała ten głos.

Podniosła wzrok znad swoich ksiąg

-P...profesor Lupin

-Hermiona!

-Co ty tutaj robisz tak późno?

- Kupuje książki, przepraszam ale musze już iść – wybiegła na ulice mugolskiego Londynu.

Lupin był szczerze zdziwiony widokiem Hermiony.

- Trzeba będzie się nad tym zastanowić – pomyślał.

**********

Jak mogła być taka głupia, prawie dała się złapać z paczką książek za znajomość których mogła trafić na ćwierć wieku do Azkabanu. Na przyszłość będzie bardziej uważać.

- Może użyje eliksiru wieloskokowego – myślała jadąc autobusem do domu.

W zeszłym tygodniu rodzice ogłosili jej, że zmieniają dom przeprowadzili się na Magnolia Road. O cholera - zaklęła pod nosem, przez te rozmyślania prawie minęła swój przystanek. Wyskoczyła z ruszającego autobusu. Szybko wbiegła do ogrodu za swoim domem. Stanęła pod oknem i wyciągnęła sznur. Hermiona szybko wdrapała się do swojego pokoju.

- Jest czwarta rano czyli mogę jeszcze pospać ze dwie trzy godzinki – pomyślała.



********



W pokoju Harry’ego pojawiła się Chichotka i powiedziała.

- Pan każe przekazać, że kolacja już gotowa i że czekają tylko na Panicza.

- Gość już jest? – zapytał się Harry.

- Tak – znikła wypowiadając te słowa.

Harry podszedł do szafy wyciągnął ubranie, w którym przybył do tego domu i założył je na siebie. Ubrawszy się zeszedł do jadalni, zastał tam czwórkę osób: Eryka, Mineasa, Jannifer i zapewne Alfonsa.

- Dzień Dobry wszystkim – powiedział.

- Dzień Dobry – odpowiedzieli.

- Harry to jest właśnie Alfonso – powiedział Eryk

- Czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? – Alfonso zwrócił się do Harry’ego.

- Powinniśmy – odpowiedział.

Udali się do gabinetu Eryka

- Słucham co masz mi do powiedzenia?

- Harry, to co usłyszysz jest bardzo trudne do zrozumienia. Widzisz nie chodziłem do Hogwartu tylko do innej szkoły. Byłem bratem twojej matki, kochałem ją. Rodzice musieli nas oddać do domów dziecka, ale szybko załatwili nam rodziny zastępcze. Świat czarodziei wiedział jedynie o Liliy i Petuni z rodziny Evans. Nasi rodzice nie mogli sobie pozwolić aby odkryto ich tożsamość. Miałem brata Godryka, jego bali się nawet Dumbledor i Voldemort. Godryk kazał mi złożyć obietnice, że gdyby jemu i Lily coś się stało to ktoś z naszego rodzeństwa zaopiekuje się tobą. Kilka miesięcy później, kazał nam złożyć obietnicę, że będziemy się ukrywać i nie ujawnimy się za wszelką cenę. Nie wziąłem cię, bo zaopiekowała się tobą Petunia. Nie wiedziałem, że będziesz tak traktowany. Nie spodziewałem się tego po Petunii.

- Rozumiem.

- Pojedziesz ze mną do Anglii? Zamieszkasz ze mną?

- Tak. Wracajmy już do nich bo się pewnie niecierpliwią.

Wrócili i zjedli kolację, następnie Jennifer zwróciła się do Harry’ego.

- Co ty masz na sobie?

- Ciuchy

- To nie ciuchy tylko szmaty – odparła.

- W tym tu przybyłem i w tym z stąd odejdę.

- Harry nie wygłupiaj się, ubierz coś lepszego.

- Jennifer ma rację – powiedział Eryk.

- Ale te rzeczy nie są moje.

- Wszystkie rzeczy co znajdują się w twoim pokoju są twoje.

- Dziękuję.

- Mam prośbę do ciebie Eryku.

- Jaką?

- W karawanie Azeroth zostawiłem dwójkę przyjaciół. Są oni niewolnikami, nazywają się Miriam i Goliat. Wykup ich i zwróć im wolność. Pieniądze za nich oddam ci.

- Zrobię to za darmo. Azeroth to potężna karawana. Nie mogę się do nich przyłączyć bo nie wiem na jakie oferty przystają.

- Dasz mi 20% z twoich zysków, a karawana przyjmie cię do siebie – powiedział Mineas.

- Nie.

- Mi dasz 10%, a powiem ci jak sprawić, żeby karawana przyjęła cię - powiedział Harry.

- Zgoda. Jak to można zrobić?

- Zaoferuj im 30% z zysków, a przyjmą cię z otwartymi rękoma.

- Skąd to wiesz? – zapytał Mineas.

- Byłem niewolnikiem w karawanie.

- Aha.

- No Harry, czas ruszać w drogę.

- Zaczekajcie – powiedział Eryk.

- Na co?

- Mam coś dla ciebie – wyciągnął cztery klucze i jakieś jajo.

- Co to takiego?

- Te klucze są do skrytek w Banku Gringotta. Twój ojciec, gdy tutaj przebywał pracował jako Auror w tutejszym Ministerstwie, a twoja matka na stanowisku dyrektora w Magicznym Zoo. W tych skrytkach znajdują się ich wypłaty, jeden klucz do Lily, a drugi do Jamesa.

- A pozostałe dwie?

- Trzeci klucz to klucz do twojej osobistej skrytki w Londynie podarowanej przez mnie. Jest tam kilka galeonów.

- A ten następny?

- Ten klucz otwiera skrytkę w której znajdują się zyski twojej matki ze sprzedaży Werlewonów. Z tego jaja wykluje się Jastrząb Arabski naszego rodu, abyś mógł z nami szybko pisać.

- Dziękuję.

- Ja też mam coś dla ciebie – powiedział Mineas.

- Co jeszcze?

- Lusterko dwukierunkowe i te księgi, abyś wiedział coś o rodzie nad którym panujesz – w tym momencie Jennifer zachichotała.

- Z czego się śmiejesz?

- Zobaczysz – i podała mu kufer – W tym kufrze znajdują się księgi naszego rodu. Musisz wiedzieć o nim jak najwięcej braciszku.

Harry pożegnawszy się ze wszystkimi, teleportował się wraz z Alfonsem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ares dnia Śro 13:56, 27 Gru 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Feniks
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Śro 10:39, 27 Gru 2006    Temat postu:

Very Happy Smile super piszesz Razz byle tak dalej Cool

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Prince of Darknes
Obywatel



Dołączył: 10 Gru 2006
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:53, 27 Gru 2006    Temat postu:

Hmm a więc tak rozdział przeciętny nic nadzwyczajnego. Podoba mi się że w końcu Potter wraca do Anglii i prawdopodobnie zostanie wyjaśnione co nieco w następnym rozdziale. Mam mieszane uczucia co do ustanowienia Pottera dziedzicem zarówno ziemi Eryka jak i spadku po jego bracie za dużo tych pieniędzy i obowiązków spada na Pottera zobaczymy co dalej z tego wyniknie. Natomiast wręcz chciałem skończyć czytać rozdział jak zaczął się wątek z Hermioną ona nie ma nic wspólnego z tą kanoniczną postacią tamta Hermiona NIGDY dobrowolnie nie zaczęła by się uczyć CZARNEJ MAGII w końcu nie po to z nią walczą żeby jakieś dzieciaki uczyły się tego samodzielnie bez jakiegokolwiek nauczyciela ponadto Hermiona Rowlingowej nie postąpiłą by tak lekkomyślnie z wejściem na Nokturna bez przebrania i nie chodziła by sobie po ulicy z księgami czarno-magicznymi jak gdyby nigdy nic. Hermiona z Tego opowiadania zachowuje się jak by przeszłą jakieś pranie mózgu rozumiem że chcesz dać tym postaciom coś nowego trochę siebie chcesz im dać ale na litość boską niech będą miały trochę więcej wspólnego z oryginałami. No to by było na tyle czekam na dalsze rozdziały.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bloomi19
Wojownik



Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 14:47, 27 Gru 2006    Temat postu:

Hermiona ślizgonką? Hmm ciekawe co z tego wyniknnie.
Potter w końcu wraca do Angli myślałam ,żenigdy to nnie nadejdzie.
Opowiadanie super czekam na następną część.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ares
Wojownik



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Pią 16:49, 29 Gru 2006    Temat postu: Rozdział 11

Harry teleportawszy się przez kominek do domu Alfonsa, zaniemówił z wrażenia. Znajdował się w ogromnej rezydencji. Wszystko emanowało tam luksusem i świetnością. Poznał służących i zarządczynię domu Mirandę. Wszyscy w tym domu byli czarodziejami, oddanymi swemu panu. Spędził w nim jeden dzień, a dzisiaj mieli się udać do domu, w którym Alfonso i jego rodzeństwo spędzili dzieciństwo. Potter właśnie schodził na śniadanie.

- Dzień Dobry wszystkim – powiedział siadając do stołu.

- Dzień Dobry.

Po zjedzonym posiłku wstali i ruszyli do garażu. Wsiedli do Hondy Legend i ruszyli w drogę. W czasie podróży Harry zapytał:

- Dlaczego nazywasz się Lambertini a nie Evans?

- Ponieważ zostałem adoptowany przez Lambertinich.

- Ale możesz zmienić nazwisko.

- Mogę, ale nie chcę.

- Dlaczego?

- Jednym z powodów nie zmienienia nazwiska jest to, że z szacunku do moich przybranych rodziców nie chcę tego zrobić, a drugim to, że ich kochałem.

- Rozumiem.

- Dlaczego jedziemy do innego domu niż Privet Drive 4?

- Dlatego, że nie mieszkaliśmy tam.

- Jak to?

- Do czasu oddania nas do adopcji mieszkaliśmy w tym domu, do którego się teraz udajemy. Spędziliśmy tam część naszego dzieciństwa. Kilka miesięcy po oddaniu nas, rodzice wraz z Lily i Petunią przenieśli się na Privet Drive.

- Rozumiem.

- Wczoraj mówiłeś o jakimś Godryku. Kto to był? – dodał.

- Godryk był naszym bratem. Został oddany do adopcji tak samo jak my. To dzięki niemu nie zerwaliśmy ze sobą naszych więzi. On zawsze mówił, że powinniśmy trzymać się razem. Na początku szkoły musieliśmy udawać, że się nie znamy. Najgorzej miała Lily i Severus.

- Snape?! – przerwał mu chłopak.

- Tak.

- Chcesz powiedzieć, że jest twoim bratem?

- W rzeczy samej.

- To niemożliwe.

- Czemu?

- Bo on nie jest do mnie podobny.

- To nic nie znaczy.

- A to, że mnie nienawidzi to też nic nie znaczy?

- Nie umiem ci odpowiedzieć na to pytania. Sam siebie nie potrafię usprawiedliwić, a tym bardziej jego.

- Wszyscy na raz zostaliście oddani?

- Nie, oddawali nas stopniowo. Tak żebyśmy pamiętali o swoich prawdziwych rodzicach.

- A różnica wieku?

- Wszyscy razem nie mieszkaliśmy. Gdy Lily się urodziła część z nas już miało swoje rodziny. Zostałem tylko ja, Sev, Godryk, Petunia, Arnold i Neo.

- Rozumiem.

- No Harry, czas wysiadać. Dojechaliśmy.

Wysiedli z auta, a ich oczom ukazał się dość duży, dwupiętrowy dom.

- Ten pokój z balkonikiem należał do Lily.

- Fajnie

Weszli do domu, przeszli przez przedpokój i znaleźli się w salonie. Alfonsowi coś mu tu nie pasowało. Coś było nie tak. Wiedział, że ktoś tu był, albo nadal jest. Usłyszał dziwny szum, w ekspresowym tempie odwrócił się i wyciągnął różdżkę. Zobaczył zakapturzonego mężczyznę.

- Kim jesteś? – zapytał.

- Opuść różdżkę starcze, bo możesz zrobić sobie krzywdę.

- Nie byłbym tego taki pewny, łajzo.

- Nazwałeś mnie łajzą?

- Głuch jesteś? Mam powtórzyć?

- Zaraz zobaczysz jak ta łajza potrafi czarować – powiedział wściekły mężczyzna – Drę....

- Acer spokoj! Alfonso opuść różdżkę – powiedział jakiś mężczyzna.

Alfonso spojrzał na niego, opuścił różdżkę, zbladł i zemdlał.

- Acer zajmij się nim – wskazał na Alfonsa.

- Witaj Harry.

- Kim pan jest?

- Można to ująć na różne sposoby, ale nazywam się Godryk Gryffin. Byłem bratem twojej matki.

- Skąd mam wiedzieć, że nie jest pan śmierciożercą.

- Różne rzeczy robiłem, ale pieskiem Voldemrta nie zostałem.

To przekonało Harry’ego. Żaden śmierciożerca nie zwróci się tak do Czarnego Pana. Acer ocucił Alfonsa, a ten drugi zapytał.

- Godryku ty żyjesz? Jakim cudem?

- Żyję, wcale nie umarłem. Zapadłem w śpiączkę na kilkanaście lat. Dopiero miesiąc temu obudziłem się ze snu.

- Rozumiem. A co z kryształem?

- O tym później. Musimy porozmawiać o Harry’m.

- Właśnie. Teraz jak się pojawiłeś to wszystko się zmienia.

- Trochę się zmieni, ale nie wszystko.

- Dlatego, że nie wszyscy muszą wiedzieć, że żyję - dodał Godryk.

- Rozumiem, nadal chcesz być martwy.

- Harry mam do ciebie pytanie. Zamieszkasz ze mną? – Gryffin zwrócił się do chłopaka.

- Nie wiem.

- Harry z Godrykiem będziesz najbezpieczniejszy – powiedział, Alfonso.

- Ale przecież on ma się ukrywać.

- Tym się nie martw, mam swoje sposoby na zamieszkanie z tobą.

- Dobrze, z przyjemnością z tobą zamieszkam.

- Mam nadzieję, że będzie się nam razem dobrze mieszkało. A teraz idź do swojego pokoju.



**********




Sześćdziesięciu ludzi w czarnych płaszczach aportowało się w różnych częściach Londynu. Dziesięć grup plądrujących. Przeważnie sami nowicjusze. To ich pierwsza poważna misja. Lord wydał sygnał. Śmierciożercy wpadli z hukiem do mugolskich domów. Ich głównym zadaniem było palenie, plądrowanie i zabijanie. Błysnęły klątwy, rozległy się krzyki. Przerażeni mugole wzywali swoich „aurorów”, jednak ci ludzie nie mogli nic zdziałać. Ich broń nie przebijała najprostszej tarczy. Śmierciożercy eksterminowali dom po domu, ulice po ulicy. Jednakże na scenę weszli aurorzy ministerstwa. Avery uśmiechnął się, był na to przygotowany.

- Lucjuszu prześlij rozkaz do siedziby – zacharczał – niech wypuszczą dementory.



********


Miasto płonęło, śmierciożercy atakowali. Czarny Pan gratulował sobie pomysłu.
Przeorganizowanie śmierciożerców było doskonałym pomysłem. Nie będzie już opierał się na niezdyscyplinowanych fanatykach. Nikt nie stoi mu na przeszkodzie, pozbył się Pottera. To miał być wybawiciel, kilka razy udało mu się ujść z życiem, ale to nic nie znaczy. Teraz ma doskonale zorganizowaną armię. Dziś zniszczył część Londynu. Jutro padnie Anglia, za tydzień cały Świat! – głośny szyderczy śmiech rozległ się w Jaszczurzym Dworze.



*********



To już jest wojna. Nikt nie może powstrzymać Śmierciojadów. Teraz oni będą rządzić światem, tak jak chcą. Okrutnie zabijali mugoli. Teraz nadeszła kolej na czarodziei. Na Grimmuald Place 12 zebrał się Zakon Feniksa:

- Cóż mamy czynić? – zapytał się Kingsley.

- Sam nie wiem, mamy zbyt mało ludzi - odpowiedział Dumbledore.

- Jestem doświadczonym aurorem i wiem, co w takiej sytuacji robić. Przede wszystkim trzeba zgromadzić ludzi w Ministerstwie. Rozdać broń i czekać. Najważniejsze miejsca są już obsadzone czarodziejami zdolnymi do walki. Po ulicach chodzą patrole i są wystawiane warty – rzekł Alastor.

- Masz rację. Arthurze, udasz się do Ministerstwa i powiesz Knotowi, żeby zgromadził wszystkich czarodziei zdolnych do walki i obrony. Szybko, już cię tu nie ma. Po drodze powiedz, żeby wezięli ze sobą broń, o ile ją mają. Reszta w woli boskiej – stwierdził Dumbledore.



*******



Alfonso wyjechał do swojego domu. Harry schodziwszy na kolację, usłyszał w salonie dwa glosy. Przystawił ucho do drzwi i nasłuchiwał:

- Godryku to, co się dzieje w Londynie to tragedia. Ministerstwo nie wie, co robić. Są bezradni, doświadczeni, aurorzy odchodzą ze służby. Mówią, że mieli jeszcze nadzieje jak Potter żył.

- Wiem, że jest źle. Trzeba coś zrobić, jak tak dalej pójdzie to Voldemort zniszczy cały Londyn.

- Tylko, co?

- Niech oddział Delta z jednostek operacyjnych zajmie się tymi Śmierciojadami. Skontaktuj się z nimi i przekaż polecenia.

- A jak to nie pomoże?

- Pomoże, to nam da czas. Nawet dość dużo czasu.

- Powiedziałeś chłopakowi?

- O czym? – zapytał Godryk.

- O krysztale, przepowiedni. Niech nie będzie zaskoczony.

- Powiem.

- Idź już – dodał.

Harry usłyszał trzask przy teleportacji. Już miał zapukać, ale usłyszał głos swojego wuja.

- Wejdź Harry.

- Wiedziałeś, że tu jestem?

- Tak.

- To, czemu mnie nie wyprosiłeś?

- Bo pomogło mi to w rozpoczęciu rozmowy z tobą.

- Na jaki temat?

- Bardzo trudny.

- Czego dotyczy?

- Ciebie, Lily, Jamesa, Dafne Atryd i Aravana Haroken.

- Rozumiem. A o co dokładnie chodzi?

- Pozwól, że zacznę od początku.

- Dobrze.

- Dafne, Aravan, Lily i James przyjaźnili się już w szkole. Dafne była Gryfonką, a Aravan Krukonem. Przyjaźń ta była jeszcze poza szkołą. Dafne studiowała razem z Lily, a Aravan z Jamesem i Syriuszem. Dafne i Aravan wzięli ślub, potem zrobili to James i Lily. Dafne spodziewała się dziecka, w dniu porodu ich dom napadli Śmierciożercy. Kobieta urodziła, ale jej dziecko było ciężko ranne. W tamtych czasach Voldemort miał wszędzie szpiegów. Nie mogli pójść do Munga, bo to byłoby zbyt niebezpieczne dla dziecka, a tam i tak by mu nie pomogli. Gdyby Voldemort dowiedział się, że są w Mungu, byliby w niebezpieczeństwie. Czas uciekał, każda sekunda pogarszała stan dziecka. Wezwali swoich najlepszych przyjaciół Lily i Jamesa Potter’ów, poprosili ich o zrobienie razem z nimi Starożytnego Rytuału Podwójnych Rodziców. Ci bez wahania zgodzili się. Wykonali rytuał, Dafne i Aravan wymogli na swoich przyjaciołach, że jeżeli coś im się stanie to oni zaopiekują się chłopcem i będą ukrywać czyim jest synem. Tydzień później ci pierwsi zginęli zaatakowani przez Voldemorta. Potterowie zaopiekowali się chłopcem, a przy okazji synem.

Harry był w szoku po tym, co usłyszał. Nie mógł nic mówić, po prostu odebrało mu to mowę. Gdy poczuł, że może mówić, zapytał:

- Czyli miałem czworo rodziców?

- Tak.

- To jak ja się powinienem nazywać?

- Harold James Haroken Potter Atryd Evans

- Rozumiem. Opowiedz mi coś o nich.

- Co chcesz usłyszeć?

- Prawdę.

- Prawdę, o czym?

- O wszystkim. Na przykład, dlaczego rodzice oddawali was do adopcji?

- Muszę zacząć od tego, że Lily była adoptowana.

- Dziadkowie adoptowali mamę sami oddając własne dzieci do sierocińca?

- Nie do końca adoptowali. Znaleźli ją jako niemowlę w progach tego domu z kartką „Z wami będzie bezpieczna”.

- Mama o tym wiedziała?

- Tak. Nawet odnalazła swoich biologicznych rodziców.

- Ale dlaczego oddawali was do adopcji?

- Nasz ojciec zajmował wysokie stanowisko w czarodziejskim świecie. Odszedł z stamtąd, ale społeczność chciała, żeby wrócił. Do dzisiaj nie ma kogoś takiego jak on. Musiał się ukrywać przed czarodziejami, dlatego oddawali nas do adopcji.

- Teraz rozumiem. Jakie stanowisko zajmował?

- Był Ministrem Magii.

Harry’ego zatkało, jego dziadek Ministrem.

- Czym zajmowała się moja mama, Lily?

- Była nauczycielką eliksirów w Hogwarcie, zastąpił ją Serverus.

- Żartujesz?

- Nie.

- Resztę opowiem ci, kiedy indziej, bo musimy omówić pewną sprawę.

- Jaką?

- Nie znaleziono twojego ciała, a Drops nadal cię szuka. Ludzie myślą, że nie żyjesz. Jesteś dla nich symbolem, nadzieją na lepsze życie. Już ras pozbyłeś się Voldemorta, możesz zrobić to jeszcze ponownie.

- Co mam zrobić?

- Musisz się ujawnić. Udasz się jutro na Privet Drive 4 do wujostwa. Rzucę na ciebie zaklęcie, takie, że twoje ciało będzie wyglądało jak po wielu tygodniach tortur i głodu, a ty tym samym nie będziesz odczuwał żadnego bólu. Będziesz musiał nauczyć się oklumencji, ale póki jej nie umiesz będziesz pił ten eliksir.

- Co to za eliksir?

- To Eliksir Ochrony Wspomnień, nie pozwala on dostać się do twoich wspomnień.

- Aha – wziął fiolkę i wypił jej zawartość.

- Mam coś dla ciebie.

- Co takiego?

- Twoja różdżkę – powiedział podając mu ją.

- Skąd ją masz?

- Horacy mi ją dał.

- On żyje?

- Tak, Glizdogon mu pomógł.

- Właśnie, przeczytaj to sobie – powiedział Harry podając Godrykowi list od ojca.

Mężczyzna przeczytawszy powiedział:

- No to jeden temat do rozmowy mamy z głowy.

- Wiedziałeś?

- Tak.

- Skąd?

- Lily i James mi powiedzieli, mieli do mnie największe zaufanie. Ale strażnika domu nie znam.

- Aha. Możesz mi powiedzieć, o co chodzi z tym, że Peter pracował dla mojego ojca.

- Hmm….zacznijmy od tego, że wszyscy czworo z twoich rodziców byli Śmierciożercami.

- CO?! Przecież opierali mu się.

- Spokojnie. Służyli Voldemortowi po to żeby go szpiegować. Czarny Pan nie znał ich tożsamości, ufał im, nawet ich nie podejrzewał o zdradę. Do dzisiaj nie wie, że jego prawą ręką był James.

- Jakim cudem się nie domyślił?

- Byli oni Bezimiennymi Voldemorta.

- Czarne maski.

- Tak, noszą takie.

- Przeklęte psy.

- Nie mów tak. Ci, co ciebie torturowali to zwykli czarodzieje znający więcej zaklęć. Gdybyś trafił na prawdziwego Bezimiennego, jakim był James, to już po pierwszej rundzie byłbyś martwy.

- Mój ojciec torturował ludzi?

- W pewnym sensie, karał, Śmierciożerców.

- Odbiegamy od tematu.

- W rzeczy samej. Twój ojciec próbował zniszczyć Voldemorta. Tylko tyle mogę ci na razie powiedzieć.

- Dobrze. A co oznaczają te nazwiska w podpisie?

- To już musisz się sam dowiedzieć.

- Powiedz mi, o co chodziło Acerowi jak mówił o tym krysztale i przepowiedni.

- Powiem to tak, zostałem nazwany Królem Magii i w istocie nim jestem. Acerowi chodziło o Kryształ Mocy, którego byłem strażnikiem.

- A przepowiednia?

- Przepowiednia brzmi tak:

<CENTER>Tam gdzie tylko nieliczni docierają
Gdzie dzień z nocą, śmierć z życiem się spotykają
Tam gdzie śmierci moc nie sięga
Lat temu kilka złożona została przysięga
I Królem Magii stał się chłopiec
Światem kieruje, choć niewidoczny
Teraz tam siedzi sam, zapomniany
Tylko czasem przez wiatr i ptaki odwiedzany
Ma on coś, o czym wiedzą przodkowie
Kryształem Mocy się to zowie
Jest on potężny, jest niebezpieczny
W nieodpowiednich rękach świat może zgładzić
Król Magii ma wielką moc
Król Magii strzeże, Król Magii broni
Kryształu Mocy potężnej broni.
Tylko Wybrańcy poradzą sobie.</CENTER>


- Jesteś strażnikiem Kryształu?

- Tak.

- To, dlaczego zapadłeś w śpiączkę?

- Widzisz to jest troszkę zawiłe. Zapadłem w śpiączkę, bo Kryształ oddał mi swoją moc.

- Teraz jest on już bezużyteczny?

- Nie. Ma on w sobie jeszcze moc, ale nie taką jak przedtem.

- No, ale ty jesteś silniejszy.

- Tak, teraz jestem Panem Kryształu, ale on nadal posiada moc zdolną do zniszczenia świata i dlatego muszę nadal być jego strażnikiem.

- Rozumiem. Mam do ciebie prośbę Godryku.

- Jaką?

- Chciałbym żebyś mnie nauczył tego, co potrafisz.

- Po to tu jestem, Harry. W końcu masz pokonać Voldemorta.

- Wiesz o przepowiedni?

- Oczywiście.

- Powiedz mi, dlaczego ty nie zabiłeś Voldemorta?

- Bo gdybym to zrobił sprowadziłbym większe zło.

- Nie rozumiem.

- W świecie czarodziei istnieją o wiele potężniejsze stworzenia, rasy i istoty niż Voldemort, ale to nie o to chodzi.

- To, o co?

- Jeszcze jak twoi rodzice żyli podejrzewaliśmy Voldemorta o to, że ma swojego Pana. Teraz jestem tego pewien w 100%.

- Mówisz poważnie?

- Jak najbardziej, ale to nie wszystko. Obawiam się, że Tom jest najsłabszy ze sług swojego zwierzchnika.

- O kurde. Jak ich można pokonać?

- Sam nie dam rady. Musimy zjednoczyć siły ze wszystkimi sojusznikami.

- Oparł się ktoś Avadzie?

- Tak, jest kilka ras, które to potrafią, ale są i ludzie, którzy to zrobili.

- Kto to taki?

- Ty Harry, twoi ojcowie i ja.

- Ale tato zginął, od Avady.

- Tak, ale na Jamesa musiał rzucać trzy razy. Avada tego psa nazywającego się Lordem jest tak silna, aby powalić Dumbledora za pierwszym razem, ale James, dwa razy dostał i miał jeszcze siły żeby wstać i rzucać zaklęcia. Dopiero za trzecim razem padł martwy. Natomiast Aravan dostał najpierw nożem na wysokość serca, a dopiero potem Avadę.

- Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Feniks
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Pią 22:50, 29 Gru 2006    Temat postu:

dosłownie ********* nie chce brzydko sie wyraża ale to opowiadanko to naj nja lepsze jakie czytałem Cool Cool Very Happy Smile a czytałem dużo

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ares
Wojownik



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Sob 12:23, 30 Gru 2006    Temat postu: Rozdział 12

Zapukał jeszcze raz i czekał. Nikt mu jednak nie odpowiedział, a drzwi pozostały zamknięte. Młody czarodziej nie zdziwił się, że nikt nie chce wpuścić go do środka. Postanowił obejść dom i zobaczyć czy na pewno nikogo w nim nie ma. Po obchodzie był już raczej pewien, że dom jest pusty, a co gorsza wszystkie okna również były zamknięte. Usiadł, więc na swojej walizce i czekał. Właśnie zobaczył sąsiada wychodzącego z domu, podszedł do niego i zapytał:

- Przepraszam Pana, nie wie pan może gdzie są Dursley’owie?

- Wiem.

- Gdzie?

- Trzy dni temu odbyła się tu wielka kłótnia pomiędzy nimi, w skutek, czego wylądowali w szpitalu.

- Rozumiem. Dziękuję za informacje.

Nagle zauważył w krzakach coś wściekle różowego. Już wiedział, co jest grane. Jego ochrona już czuwa. Zobaczył nadjeżdżającą taksówkę, zatrzymał ją, wsiadł do niej i kazał zawieść się do szpitala. W samochodzie był jeszcze jeden pasażer i był nim Godryk.

- Co ty tu robisz? – zapytał Harry.

- Obserwowałem cię, domyśliłem się, że coś jest nie tak.

- Martin, daj gazu, bo nas wyczują.

- Zauważyłeś już ich?

- Tak.


Wysiedli przed budynkiem szpitala, podeszli do recepcji zapytać się o pokój, w którym leży Petunia. Był to pokój 356. Szli korytarzem, pacjenci patrzyli na nich. Weszli do pokoju, w którym leżała pani Dursley. Petunia leżała w łóżku najbliżej okna. Była jeszcze bardziej koścista niż kiedykolwiek wcześniej, cerę miała tak bladą, że wydawała się być półprzeźroczysta. W niektórych miejscach była nawet posiniaczona. Oczy miała zamknięte, twarz zwróconą w stronę światła, jej chuda pierś poruszała się w górę i w dół w płytkich oddechach. Harry przełknął. Oczywiście, czytał, że była chora, i nawet, że było to poważne. Jednak z jakiegoś powodu spodziewał się, że będzie wyglądała tak jak zwykle. Cierpka, mierząca go krytycznym wzrokiem, z ustami wykrzywionymi z niesmakiem, jak wtedy, kiedy wrzeszczała na niego za zabłocenie podłogi, albo za przesolenie pieczeni, albo za to, że dostał lepsze oceny niż Dudley. Podeszli do młodego Dursley’a.

- Cześć Dudley, w jakim ona jest stanie?

- Cześć Harry, stan krytyczny, ona umiera. Nie ma już ratunku – odpowiedział Dudley mając w oczach łzy.

Harry’ego zdziwiło to, że De był dla niego miły. W tym czasie Petunia się obudziła.

- Witaj Harry i przepraszam za wszystko. Przepraszam za te wszystkie lata poniżania, traktowania jak wyrzutka, ale inaczej nie mogłam. Vernon nie tolerował magii, uprosiłam go żebyśmy cię przyjęli.

- Nic się nie stało.

- Stało się…Nie, to nie możesz być ty – dodała, kiedy jej wzrok padł na Godryka.

- To ja Petunio, Godryk – powiedział mężczyzna.

- Wiedziałam, że żyjesz, że kiedyś powrócisz. Ciebie tak łatwo nie da się zabić.

- Bardzo dobrze myślałaś, wróciłem i zaopiekuję się Harry’m.

- Harry, wiem, że nie wybaczysz mi tego, co ci zrobiłam, ale proszę zaopiekuj się Dudley’em

- Już wybaczyłem i dobrze, zaopiekuję się nim.

- Naucz go wszystkiego, co potrafisz.

- Ja umie tylko czarować, a on nie jest magiczny.

- Mylisz się, Dudley jest czarodziejem. Ukrywałam ten fakt z trzech powodów, jednym z nich był Vernon, drugim bałam się o jego bezpieczeństwo, a trzeci powód to moja przeszłość i pochodzenie.

- Dobrze, będzie dobrym czarodziejem. Dam mu wszystko, co do nauki będzie potrzebne.

- Nie, Harry – podała synowi klucz – Ten klucz jest od skrytki w Banku Gringotta, pieniądze tam znajdujące się są przeznaczone na wykształcenie Dudleya. Taką samą skrytkę zrobiła ci twoja matka, Harry.

- Rozumiem.

- Teraz, gdy Vernon nie żyje moje pieniądze dzielę na ciebie i Dudley’a. Firma Vernona i dom też zostają tak podzielone. Firmę sprzedajcie i zainwestujcie w coś. Odszukajcie Selene Ferox i jeżeli zaproponuje wam abyście zostali członkami jej rodu to się zgódźcie. Włos wam z głowy wtedy nie spadnie. Ona nauczy was mojego fachu.

- Pilnuj ich Godryku – dodała zamykając oczy, aby zasnąć na wieki.



*********


W Kwaterze Głównej Zakonu Feniksa zgromadzili się, Albus Dumbledore, Minerva McGonagal, Lupin, Moody, Snape i Wesley’owie. Nagle do kuchni z hukiem wleciała Tonks.

- Jest, znalazł się.

- Kto? Co się stało?

- Harry żyje.

- Tonks to nie możliwe. Wiem, że to trudne dla was, ale szukaliśmy wszędzie – powiedział Dumbledore

- A to miejsce, o którym ja ci mówiłem?

- Odpada, na ten dom zostały rzucone zaklęcia tak potężne, że próbujący się tam dostać Śmierciożerca, zginąłby. Poza tym nikt nie zna lokalizacji tego miejsca.

- Mylisz się i to bardzo Dumbledore.

- Cisza! – krzyknęła Tonks.

- Harry żyje – dodała.

- Skąd to niby wiesz?

- Był na Privet Drive 4

- CO?! – zapytali.

- Na początku go nie poznałam, ale później byłam pewna, że to on.

- Nie możemy być tego pewni.

- Możemy, widział mnie i się uśmiechnął.

- Gdzie teraz jest? – zapytał Dumbledore.

- Nie wiem, wsiadł do taksówki i gdzieś pojechał. Był w tragicznym stanie.

- Dobrze, jeżeli to Harry to przyjdzie gdzieś do znanych mu miejsc. Niech wszyscy go szukają.




*********




Następnego dnia w salonie, Harry uczył Dudley’a najprostszych zaklęć, ponieważ Godryk stworzył specjalną barierę, przez, którą magia nie wyjdzie poza dom. Gryfin obserwował młodzieńców, a Acer czytał jakąś gazetę.

- De, musisz się lepiej postarać.

- Ale mi to nie wychodzi.

- Jesteś z tego samego roku, co ja, będziesz zdawał egzaminy. Z czym tam pójdziesz, jeżeli nie umiesz zgasić różdżki. W Hogwacie wyśmieją cię.

- Jego matka miała ten sam problem – powiedział Godryk.

- Jaki?

- Nie mogła zgasić różdżki.

- Czemu?

- Nadawała się na Kapłankę Światła.

- Kogo?

- Poczytaj książki to się dowiesz, a poza tym Dudley nie idzie do Hogwartu.

- Jak to?

- Normalnie, idzie do innej.

- Do jakiej?

- Do Szkoły Magii Akibo.

- Zwariowałeś? – powiedział przysłuchujący się tej rozmowie Acer.

- Nie.

- Przecież to elitarna szkoła, będzie musiał się wszystkiego uczyć perfekcyjnie. On sobie tam nie poradzi.

- Poradzi, poradzi.

- Co to za szkoła?

- Jedna z najlepszych w Anglii.

- Myślałem, że w Anglii jest tylko jedna szkoła.

- Nie, jest ich kilkanaście.

- Co z moją szkołą w Londynie?

- Akibo jest również mugolską szkołą. Będą uczyć magii jak i przedmiotów, których uczyłeś się jako mugol. Po skończeniu Hogwartu Harry do ciebie dołączy.

- Po co? Ja chce iść na Aurora.

- W Akibo są również studia na dowolne kierunki. To jest jedna z uniwersalnych szkół. Panują tam zasady takie, że jeśli na przykład nie zaliczysz wszystkiego to nie przejdziesz do następnej klasy.

- Skąd tyle wiesz o tej szkole? – zapytał Harry.

- Uczyłem się tam, poznałem w niej Acera.

- Myślałem, że chodziłeś do Hogwartu.

- Owszem, chodziłem tam, ale po ukończeniu tej szkoły dostałem się do Akibo.

- Acer co takiego czytasz? – dodał.

- Pewien ciekawy artykuł – odpowiedział.

- O czym?

- Będziesz go musiał przeczytać.

- Czemu?

- Sam zobacz – odpowiedział Acer i podał mu gazetę.

- Przeczytaj na głos – powiedział Harry.

- Dobrze

    Harry Potter tchórz czy bohater?



    Dowiedzieliśmy się, iż widziano wczoraj Harry’ego Pottera na ulicach Londynu. Jednak był on w opłakanym stanie. Czyżby Harry Potter uciekł z lochów Sami-Wiecie-Kogo? Czyżby był aż tak wielkim czarodziejem, że zdołał uciec przed Sami-Wiecie-Kim? Bardzo istotną rzeczą jest, iż widziano Złotego Chłopca jedynie wczoraj i do dzisiaj nie wiadomo gdzie przebywa ów młodzieniec

    Jednak dowiedzieliśmy się również, że Harry Potter użył Zaklęcia Niewybaczalnego „Crucio” na pani Bellatrix Lestrange, która obecnie odsiaduje karę dożywocia w Azkabanie. Czyżby Potter uciekł, żeby nie wylądować w więzieniu? Komisja ds. Zaklęć Niewybaczalnych wysłała panu Potterowi oficjalny list z orzeczeniem o winie. Jego proces ma się odbyć 26 lipca, o godzinie 16:00. Tym razem Potter na pewno wylądowałby w więzieniu i wyrzuciliby go ze szkoły. Aurorzy wszczęli poszukiwania. Nie pomogła interwencja Albusa Dumbledore'a, by oczyścić chłopaka ze wszystkich zarzutów.

    Czyżby Potter przestraszył się konsekwencji, które musi ponieść za popełnienie przestępstwa? Niektórzy mówią, że nie, inni za to, że tak. Pan Lucjusz Malfoy ( lat 42) uważa, że Harry Potter jest młodocianym przestępcą, którego trzeba zamknąć w Azkabanie. Pan Salomon Nott zeznawał, iż widział jak Harry Potter czarował poza szkołą w czasie wakacji. Natomiast Artur Weasley, ma całkowicie inne zdanie: "Jestem pewien, że Harry nie użył Zaklęcia Niewybaczalnego. On ma tylko szesnaście lat, i musiałby umieć wykonać poprawnie to zaklęcie. Jakoś do tej pory nie okazywał skłonności w torturowaniu ludzi. Wręcz przeciwnie. On tego nienawidził. Znam go nie od dziś, i jestem pewny, że Harry tego zaklęcia nie mógł użyć".

    No cóż, różne są opinie ludzi. Miejmy tylko nadzieję, że Harry Potter nie stchórzy i przyzna się do winy (więcej na str. 6 i 7).

- No to mamy problem – powiedział Acer, gdy Gryfin przestał czytać.

- To prawda Harry? – zapytał Godryk.

- Tak, rzuciłem to zaklęcie, ale to, że czaruję poza szkołą to nie.

- Dobrze. Nie martw się, jakoś to załatwimy – powiedział, gdy zobaczył posępną minę chłopaka.

- To nie chodzi o proces.

- A o co?

- Chodzi o to, że ten człowiek, który mnie porwał, a potem uwolnił powiedział, że lepiej by było dla mnie i dla niego jakbym nie wrócił do Anglii. On ma teraz przeze mnie kłopoty.

- Co on ci dokładnie powiedział?

- Że on ma już to, co chciał przeze mnie osiągnąć i powiedział jeszcze, że James byłby ze mnie dumny.

- Jak on się nazywał? – zapytał, Acer.

- McGregor.

Starsi mężczyźni spojrzeli na siebie.

- Sprawdź to, będziemy na Pokątnej – zwrócił się Godryk do Acera.

- Dobrze – odpowiedział mężczyzna i teleportował się.

- Czemu kazałeś mu to sprawdzić? – zapytał, Harry.

- Bo żaden McGregor nie stanąłby przeciwko Potterowi.

- Voldemort przyjmuje wszystkich.

- Jest jeszcze jeden powód, dlaczego to nie może być nikt z McGregor’ów.

- Jaki?

- Ostatnią z McGregor’ów była kobieta, a ty mówisz o mężczyźnie.

- Może miała syna.

- To też jest niemożliwe.

- Czemu?

- Bo ta dziewczyna jest od ciebie tylko rok starsza.

- To znaczy?

- To może oznaczać, że nie tylko my chcemy wykończyć Voldemorta.

- No, ale teraz czas ruszać na Pokątną.

- Super – powiedział Dudley

- Ty zostajesz.

- Czemu?

- Bo teraz idziemy oddać Harry’ego Dumbledorowi. Ucz się tutaj, pytaj się obrazów, jeśli czegoś nie wiesz.



Potter pożegnawszy się ze swoim lubianym teraz kuzynem, wyszedł przed dom. Musiał przejść kilka ulic, aby nie wzbudzić podejrzeń jak będzie przywoływał Błękitny Autobus. Machnął różdżką i po chwili wsiadał do magicznego środka lokomocji. Kazał zawieść się do Dziurawego Kotła. Wszedłszy do baru zauważył go Tom:

- Harry……..ty żyjesz – zawołał.

- Tak żyję.

- Myślałem, że to tylko głupia plotka o tym twoim powrocie. Wszyscy myśleli, że już nie żyjesz.

- Muszę już iść, mam zamiar spotkać się z Dumbledorem w sprawie rozprawy.

- Nie martw się, będzie dobrze – powiedział na pożegnanie właściciel baru.


Harry wyszedł z baru, stanął przed murem, zastukał w cegły i przeszedł na magiczną ulicę. Nie miał ochoty, a nawet czasu na zwiedzanie. Poszedł prosto w kierunku sklepu bliźniaków Weasley. Przed budynkiem zobaczył ogromną kolejkę ludzi chcących wejść do sklepu. Na szczęście ten zator szybko się zmniejszał, gdy przez drzwi jakiś głos powiedział:

- Witamy naszego głównego sponsora.

Oczy wszystkich klientów zwróciły się w jego stronę. George zauważywszy Harry’ego wyprosił wszystkich klientów.

- Harry jak się cieszę, że cię widzę – powiedział George.

- Ja też się cieszę – odpowiedział.

- Wszyscy myśleliśmy, że nie żyjesz. Szukaliśmy cię.

- Szukaliście, ale nie znaleźliście.

- Masz do nas żal…

- Jeśli już mam żal, to na pewno nie do was.

- Jakim cudem uciekłeś?

- O tym opowiem wam później, chciałbym się spotkać z Dumbledore’m.

- Dobrze, zaraz go zawia……


Harryego zdziwiło to, że George przerwał, ale najbardziej zdziwiło go, że zniknął. Usłyszał dziwny szum powietrza tak jakby coś leciało w jego stronę, ale usłyszał jeszcze coś był to jęk bólu. Odwrócił się i zobaczył Georga osuwającego się na ziemię i lecące w jego stronę zaklęcie. Już wiedział, że to również i jego koniec, ale nagle przed ciałem bliźniaka utworzyła się tarcza. Chłopak zobaczył mężczyznę, który rzucił zaklęcie był to Acer, zaraz za nim pojawił się Godryk.

- Dorwij go! – zawołał Godryk, na Acera.

Mężczyzna wyleciał w błyskawicznym tempie ze sklepu.

- George!! – zawołał Fred, – Co ci jest?

- Dostał, Szurikenem – powiedział Godryk zauważając broń.

- Nie dotykaj końcówek, są zatrute jadem Bazyliszka. Możesz dotknąć tylko środek – zawołał, gdy zobaczył, że Harry chce podnieść przedmiot.

- Przecież na ten jad nie ma lekarstwa – powiedział Fred.

- Jest jeden sposób – powiedział Godryk – Spróbuję mu pomóc.

Już miał uleczyć Georga, gdy na jego prawej ręce zauważył tatuaż.

- Feniks – powiedział

- Ty też? – dodał pytając się Freda.

Chłopak skinął głową, a Godryk wiedział już, co trzeba robić.

- Zabierz go tam – zwrócił się, do Wesley’a.

- Nie mam Świstoklika.

- Cholera – powiedział – Harry wyczaruj Patronusa.

Potter wyczarował Patronusa. Jeleń nie widział zagrożenia, więc nie wiedział, co ma robić. Zauważył Godryka, skłonił mu się, ich spojrzenia zetknęły się. Zwierzę na znak zrozumienia schyliło głowę, odwróciwszy się pobiegło do Dziurawego Kotła.

- Fred, ty mnie tutaj nie widziałeś. Wrócisz tutaj zaraz i zawiadomisz Dropsa, że Harry tutaj jest. Nikomu nie mów, że mnie widziałeś, przekaż to samo Georgowi – Godryk zwrócił się do Freda.

W tym samym momencie do sklepu wpadł Tom.

- Na Merlina – zawołał, gdy zobaczył Godryka, – Godryku ty żyjesz.

- Nie ma teraz czasu na gadkę o tym. Masz Świstoklik?

- Mam

- To zabierajcie go stąd.

Fred i Tom trzymając Georga chwycili Świstoklik. Gdy wrócili ich miny były zadowolone.

- Powiedzieli, że wieczorem będzie już zdrowy.

- To dobrze – powiedział Harry – Moglibyście mi to wyjaśnić?

- Wyjaśnię ci to, kiedy indziej – odpowiedział Godryk

- Jak to się stało, że żyjecie? – zapytał się Tom

- To długa historia, jeśli chodzi o mnie, a swoją opowie wam Harry, jeśli będzie chciał. Mnie nie widzieliście – powiedział Godryk

- Dobrze – powiedział Tom.

- Kto załatwił tak mojego brata?

- Jeden z Balderów.

- K**** – zawołał Tom, – Czego oni chcieli?

- Nie wiem, ale zamierzam się dowiedzieć – powiedział Godryk i wyszedł.





*********



Acer czekał na Godryka w domu, pouczył Dudleya jak przywoływać przedmioty. Nawet mu to wychodziło. Chłopak musi znać choćby podstawowe zaklęcia, a on przez wakacje jest zdolny go nauczyć wszystkich zaklęć przerabianych w Hogwarcie. Godryk wszedł usiadł we fotelu i od razu przeszedł do rzeczy.

- Kto to był?

- Balderowie.

- Tak sądziłem, czego chcą?

- Od nas nic.

- To, od kogo?

- Od Dumbledora

- To, po jaką cholerę atakowali Weasley’ów?

- Wesley’owie pracują dla Dropsa i to ich skłoniło.

- Wytłumaczyłeś im, że mają się od nich trzymać z daleka.

- Tak, ale oni chcą jeszcze czegoś.

- Co?

- Chcą, aby Potter się do nich przyłączył.

- Jeszcze nie czas na to.

- Tak im powiedziałem.

- Dobrze zrobiłeś.

- Ale teraz mam gorsze wieści.

- Jakie?

- Ten McGregor to Aber Montuin.

- CO?! – zawołał Godryk.

- Sam nie mogłem w to uwierzyć.

- Przyrodni brat Dafne Atryd oddaje swojego siostrzeńca na śmierć Voldemrotowi.

- Powiesz o tym Harry’emu?

- Na razie nie.




*********



Pomieszczenie było okrągłe, paliło się dużo pochodni. Na samym środku stało krzesło z łańcuchami a na przeciw była ława dla Wizengamotu, ale to nie oni będą orzekać dzisiaj wyrok. Wyrok orzekną Sędziowie Magiczni i ich pomocnicy. Resztę ściany zajmowały ławki dla oglądających, reporterów itp. Harry zbliżył się do krzesła i usiadł na nim. Łańcuchy oplotły jego ręce i nogi.

- Zostaliśmy tutaj zebrani, aby osądzić, czy obecny tutaj Harry James Potter urodzony trzydziestego pierwszego lipca, tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego roku, zostanie zesłany do Azkabanu, za użycie klątwy Cruciatus na Bellatrix Lestrange i używania czarów poza szkołą w czasie wakacji na terenie ludzi nie magicznych – powiedział mężczyzna.

- Co masz na swoje usprawiedliwienie, co do klątwy Cruciatus? -zapytał go ten sam mężczyzna w średnim wieku o bladej twarzy i siwych włosach.

- Bellatrix Lestrange zabiła mojego ojca chrzestnego, wpychając go za zasłonę w Sali Śmierci. Chciałem się na niej zemścić, chciałem, żeby cierpiała tak samo jak ja. Wtedy jeszcze Syriusz Black był jedyną moją żyjącą rodziną. Wiem, że był poszukiwany za wydanie Voldemortowi tajemnicy moich rodziców o miejscu ich pobytu i za zabicie dwunastu mugoli i Petera Pettigrew. Jednak to nie Syriusz był strażnikiem tajemnicy, to był Peter Pettigrew.

- Panie Potter, nie jesteśmy tutaj po to, by roztrząsać sprawę śmierci Lily i Jamesa Potterów! Wie pan, po co tutaj przybył? -zapytał jakiś mężczyzna.

- Ale jednak powróćmy do sprawy z zaklęciami używanymi nielegalnie.

- Nie czaruję po za szkołą, gdybym czarował wujostwo wyrzuciłoby mnie z domu.

- Więc klątwa Cruciatus została wykonana przez ciebie poprzez pragnienie zemsty, tak?

- Tak.

- Sędziowie udadzą się teraz na naradę. Proszę pozostać w sali, panie Potter.

Rozległ się szum, czarodzieje zaczęli wychodzić z ław. Szeptali między sobą. Harry odetchnął zrezygnowany. Miał szczęście, że nie przesłuchuje go Knot, tak jak robił to poprzednim razem. Nie dał nawet dojść mu do słowa i się wytłumaczyć. Ten czarodziej był miły i go wysłuchał. To chyba dobrze, mógł powiedzieć wszystkie fakty.

Sędziowie wrócili po piętnastu minutach. Harry spojrzał na nich z wyczekiwaniem.

- Oskarżony Harry Potter, który jest pod opieką Remusa Lupina, uznany jest za winnego popełnienia czynu, jakim było rzucenie klątwy Cruciatus na Bellatrix Lestrange. Jednocześnie zgodnie z paragrafem drugim, Kodeksu Prawa Czarodzieji Harry Potter zostaje usunięty ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart i wtrącony do Azkabanu na okres jednego tygodnia, ale za rzucanie czarów poza szkołą zostaje wtrącony do Arcis Captivus na okres trzech miesięcy. Po ukończeniu wyroku, oskarżonemu zostaje przydzielony kurator magiczny Richard Magnus, to on razem z dyrektorem placówki zadecyduje czy chłopak może kontynuować naukę. Proszę wyprowadzić oskarżonego.

- Sprzeciw – zawołał jakiś mężczyzna z tłumu.

To był Knot. Podszedł do sędzi.

- Składam wniosek o zmienienie wyroku na pobyt trzech miesięcy w Azkabanie. Wyrok, który zapadł jest zbyt surowy.

- Taki jest prawo magiczne.

- Do Arcis Captivus wtrąca się najgorszych przestępców, a nie dzieci.

- Harry Potter z dniem rozpoczęcia nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart podlega prawu czarodziejskiemu tak jak dorosły. Po za tym Potter popełnił przestępstwo.

- Działał w obronie własnej.

- Wyrok już zapadł. Po miesiącu jak chcesz możesz złożyć apelacje.

Mężczyzna zamknął wielką księgę z głuchym łoskotem. Do Harry' ego podeszło dwóch Aurorów. Zdjęli łańcuchy z jego rąk i przeszukali go całego. W kieszeni workowatych spodni Dudley’a, jego kuzyna, znaleźli różdżkę. Poza tym nic. Potem złapali Harry' ego za ramiona i wyprowadzili z sali. Harry, gdy wychodził spojrzał w stronę swojego kuratora. Z jego oczu leciały łzy. Po chwili przekonał się, dlaczego widział łzy.

- Harry, pamiętasz jak ci mówiłem, co to jest telepatia?
– usłyszał głos Godryka.

- Tak
– odpowiedział

- To jest właśnie telepatia. Jestem metamorfomagiem, w tej chwili udaje twojego kuratora. Postaram się cię wyciągnąć jak najszybciej się da drogą prawną, a jeżeli to nie pomoże wyciągnę cię z stamtąd siłą. W Arcis zapytaj się o Lee, powiedz mu jak się nazywasz. On ci pomoże przetrwać. Uważaj na siebie.

Potem drzwi się zamknęły, a on został sam na sam z Aurorami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Feniks
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Sob 13:34, 30 Gru 2006    Temat postu:

łał Harry skazany tego jeszcze nie było <ten blog jest nadzwyczajny> Cool Smile Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Naia Snape
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 18 Gru 2006
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Królestwa Vampirów

PostWysłany: Sob 15:56, 30 Gru 2006    Temat postu:

Świetne opowiadanko, aresku! Piszesz coraz lepiej i nawet nie próbuj przestawać. Pozdro
Naia Snape


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Prince of Darknes
Obywatel



Dołączył: 10 Gru 2006
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:21, 30 Gru 2006    Temat postu:

Jak dla mnie za dużo chcesz wepchnąć do tego opowiadania. Rozumiem sprawę dużej rodziny Lilly ciekawy wątek ale teraz dochodzi jeszcze to że Dudley jest czarodziejem i jest w DOBRYCH stosunkach z Potterem a ten od tak sobie wybaczył jemu te lata kiedy się nad nim znęcał. Poza tym sprawa tych szkół dlaczego od razu tam nie wysłano Pottera. Ogólne strasznie mi się nie podoba to że za mało uczuć widać w tym opowiadaniu postaraj się to poprawić bo wtedy lepiej się czyta takie opowiadanie i można wczuć się bardziej w role danej postaci bo wątpię żeby ktokolwiek przyjął na spokojnie informacje o tak dużej rodzinie o której się nie wiedziało wcześniej albo to że miało się kilku rodziców albo zesłanie do Azkabanu Potter powinien być przerażony taką perspektywą a on nic wstał i poszedł to jest wielki minus mam nadzieje że w następnym rozdziale poprawisz już to pominięcie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Carmen Black
Obywatel



Dołączył: 30 Sie 2006
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Czeluści

PostWysłany: Sob 18:32, 30 Gru 2006    Temat postu:

Chyba wiem, czemu Harry tak zareagował, albo raczej nie zareagował na wyrok skazujący go na pobyt w Azkabanie. To szok sprawił, że Potter się poddał i potulnie poszedł z Aurorami, choć, jeśli mam być szczera, to też mi się to nie podoba. Za mało uczuć, za mało...

Co do rodziny... Ciekawy pomysł, nie przeczę. Tylko, że to się za szybko dzieje, u diabła. Tutaj niewola, a tu już nowa rodzina i wszyscy są happy.

Mówiłam, żebyś dodał uczucia, mówiłam, nie? Słuchaj bardziej doświadczonego.

Pozdrawiam,
Carmen Black vel Jędza


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ares
Wojownik



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Sob 19:07, 30 Gru 2006    Temat postu: Rozdział 13

Najpierw górowała w nim duma, która wynika z wiary w sprawiedliwość i ze świadomości, że jest się niewinnym; później zwątpił o swojej niewinności, co w znacznej mierze potwierdzało opinię naczelnika Azkabanu utrzymującego, że Potter zwariował; wreszcie wyzbywszy się dumy jął prosić, jeszcze nie Boga, lecz ludzi, albowiem Bóg jest dopiero ostatnią deską ratunku. Każdy nieszczęśnik, choć winien zacząć od modlitwy, pokłada nadzieję w Bogu dopiero wtedy, gdy straci wiarę w siebie i w ludzi.

Harry prosił tedy, aby przeniesiono go do innego lochu, ciemniejszego nawet jeszcze i głębiej ukrytego pod ziemią. Jakakolwiek odmiana, choćby na gorsze, byłaby zawsze nowością i odmieniła mu życie przynajmniej na kilka dni. Prosił, żeby mu pozwolono chodzić na spacer, bo łaknął powietrza. Żadnej z owych próśb nie wysłuchano, ale nie zrażał się tym i prosił nadal. Przywykł mówić do swojego nowego dozorcy, choć był on jeszcze większym mrukiem, — jeśli to możliwe — od poprzedniego; ale mówić do człowieka nawet niemego sprawiało Potterowi przyjemność. Mówił po to, aby usłyszeć własny głos; próbował czasem mówić głośno, gdy był sam, ale wtedy ogarniał go lęk przed samym sobą.

Potter wyczerpał wszelkie środki leżące w mocy ludzkiej, zwrócił się, więc ku Bogu, co — jak wyżej powiedzieliśmy — musiało nastąpić.
Wszystkie nabożne idee rozproszone po świecie, a które nieszczęśliwi uginający się pod jarzmem losu zbierają niby kłosy, pokrzepiły go na duchu; przypomniał sobie pacierze, których uczyła go ciotka, i odnalazł w nich sens ongi zapoznany; albowiem dla człowieka szczęśliwego modlitwa to tylko zbiór słów, monotonnych i pozbawionych sensu, i dopiero, kiedy przygniecie go rozpacz i ból, zaczyna pojmować prawdziwe znaczenie wzniosłego języka, jakim zwraca się do Boga. Modlił się, więc nie tylko żarliwie, ale z pasją.

Nic mu te żarliwe modły nie pomagały: był nadal więźniem.
Wtedy otępiał, zasłona wisząca przed jego oczami zaciemniła się jeszcze. Znał tylko własną przeszłość — tak krótką, teraźniejszość — tak ponurą, a przyszłość jego była tak niepewną. Pozostało mu wspomnienie owych szesnastu lat, kiedy żył w pełni światła, lat, które będzie rozpamiętywał pogrążony w wieczystym może mroku! Nic nie mogło oderwać go od tych wspomnień; jego energiczny umysł, co chętnie poszybowałby poprzez stulecia, był uwięziony jak orzeł w klatce.

Asceza ustąpiła miejsca atakom furii. Harry miotał tak straszliwe przekleństwa, że dozorca cofał się przerażony; tłukł ciałem o mury lochu, wściekał się na wszystko, co go otaczało, głównie na siebie, a wystarczyła tu przeciwność choćby najdrobniejsza, jaką mogło być ziarnko piasku, źdźbło słomy czy podmuch wiatru. Najgorsze tam były Dementory, przypominały mu one śmierć rodziców i Syriusza. Nie miał jak się uwolnić.

Minął tydzień od rozprawy, tydzień, który spędził w Azkabanie. Teraz miał się przenieść do Arcis Captivus. Właśnie tego dnia nadchodził dla niego nowy, nieznany świat.

Wszystko go bolało. Przed oczami widział tylko karminową czerwień, jakby zanurzony był w krwistej otchłani, przez nią jednak wyraźnie widział jakieś światła i dziwne cienie. Nie wiedział, co to wszystko miało znaczyć, gdzie jest i dlaczego, ale potęgowało to jego dziwne uczucie, że później z pewnością lepiej już nie będzie. Powoli, bo wiele trudu mu to sprawiło, rozejrzał się na boki, szukając obok siebie czegoś, co wyjaśniłoby mu, co tu się dzieje.

Nagle podeszło do niego sześciu ludzi, dwóch złapało go za ręce i postawili na nogi. Ciosy w brzuch, puścili go, zaczęli go kopać, a następnie bić, czym popadnie. Gdy skończyli podszedł do niego jakiś długowłosy brunet i kazał zanieść, Pottera do celi.

- Grim, od tej pory ten chłopak będzie z tobą i innymi w celi.

- Jesteś tego pewny?

- Dawno nie byłeś już opiekunem, a temu chłopakowi dwóch nie zaszkodzi.

- Wiesz, że będzie szum o to, że jest pod moją opieką.

- Tak, dlatego absolutnie nikt nie może mu dać jakiejś taryfy ulgowej.


Potter był już w środku, w nowym szarym ubraniu rozpoczynał największą przygodę swego życia. Harry został zaprowadzony do jednej z cel. Pomieszczenie było obskurne a w środku było czterech innych więźniów i pięć łóżek. Następnego dnia wyszedł na „dziedziniec” i zobaczył, że w jego kierunku idzie kilkudziesięciu ludzi. Wiedział już, że oznacza to wielkie kłopoty. Już widział pięść lecącą w kierunku jego twarzy, zamknął oczy ze strachu. Zdziwiło go, że nic nie poczuł, pomału otworzył oczy i zobaczył tego samego mężczyznę, który mu wczoraj pomógł.

- Odejdź, Bullit – powiedział obrońca chłopaka.

- Należy mu się lanie – odpowiedział tamten.

- Nie, chłopak otrzymał chrzest.

- Kiedy?

- Wczoraj.

- Przez kogo?

- Przez Szakala

- To prawda? – zapytał się wczorajszego oprawcy, a tamten skinął głową.

- W porządku. Witaj w nowym domu Młody – dodał zwracając się do Harry’ego.

- Młody, teraz mnie słuchaj – zwrócił się Diego do chłopaka.

- Dobrze.

- Nazywam się Diego.

- Jestem…….

- Nieważne, wiem, kim jesteś Harry.

- Skąd…….

- Nie przerywaj mi. Jesteś tu nowy, a ja mogę ci pomóc, to jak będzie?

- W jaki sposób możesz mi pomóc?

- Będę ci mówił, co i jak masz robić żeby nie wypaść z gry od razu. To jak będzie?

- Dobra, co powinienem wiedzieć o tym miejscu?

- Nazywa się ono, Arcis Captivus, dzieli się on na trzy Forty. My znajdujemy się w Forcie III, do pozostałych dwóch nie mamy wstępu. Ten Fort dzieli się na tak jakby cztery prowincje. Ty akurat znalazłeś się w Starej Prowincji, jest jeszcze Nowa Prowincja, Naprawcza i Niewolnicza. Ale to tylko nazwy, tak naprawdę to niczym się nie różnią. Więzienie w Forcie III zajmuje obszar około pięciu tysięcy hektarów. Składa się z właściwego fortu oraz szeregu mniejszych bunkrów ukrytych głęboko w ziemi. Do fortu prowadzi brukowana droga, którą dochodzi się do wielkiej, żelaznej bramy zaopatrzonej w okrągły otwór, służący do porozumiewania się interesantów ze strażą więzienną. Brama wmurowana jest w gruby i wysoki na około pięć metrów mur zakończony na szczycie drutem kolczastym. Za bramą rozciąga się długi na dwieście i szeroki na dwadzieścia metrów plac. Po środku dziedzińca znajduje się korytarz podziemny. Jego wylot znajduje się w odległości około osiemdziesięciu metrów w głąb i wiedzie na zaplecze. Korytarz ten stanowi drogę przejazdową z dziedzińca fortu na jego zaplecze - ziemny nasyp maskujący, porośnięty drzewami i krzakami. Zaplecze fortu stanowi nieckowate zagłębienie, z którego rozchodzą się półkoliste wejścia do bunkrów podziemnych mniejszych rozmiarów. Po prawej stronie dziedzińca, tuż nieopodal bramy, znajduje się budynek, w którego prawym skrzydle mieszczą się pomieszczenia dla strażników więzienia i aurorów prowadzących przesłuchania. W budynku są także magazyn i łaźnia wykorzystywana często jako sala tortur. W lewym skrzydle budynku zorganizowane są cele więźniów stanowiących szczególne „niebezpieczeństwo” dla Arcisu. Przez środek lewego skrzydła biegnie korytarz, na którym wartownicy pełnią służbę całą dobę. W celach „więźniów specjalnych” wmurowane są w ścianę kółka na wysokości około 1m. Do nich przywiązuje się więźniów za wykręcone do tyłu ręce. Wokół dziedzińca rozmieszczone jest półkolem dziesięć cel głównych. Są to pomieszczenia wyłożone cementową posadzką o długości około dziesięciu szerokości ośmiu metrów. Wokół placu znajduje się wysoki, ceglany mur, do którego co kilka metrów powbijane są żelazne kółka. Zaplecze fortu zwane przez więźniów „górką” stanowi miejsce masowych egzekucji oraz przesłuchań. Obok placu egzekucyjnego znajduje się mały bunkier o czterech korytarzach zbudowanych na kształt krzyża. Służy on za rozbieralnię, gdzie skazani przed egzekucją zostawiają swoje ubrania. Naprzeciwko rozbieralni stoi szubienica, wsparta na trzech słupach. Na niej wieszane jest jednocześnie 40 osób.

- Wydobywamy surowce takie jak: diamenty, wszystkie rodzaje drzew, wszystkie rodzaje rudy – kontynuował po chwili przerwy. – Mamy tu kopalnie szafiru, złota, żelaza, węgla, torfu, topazu, srebra, soli, smoły i rubinów. Reszta więźniów pracuje jako rolnicy. Z surowców wydobywanych robimy różne potrzebne rzeczy. Są tu tylko zwierzęta, takie jak konie, krowy, kozy, króliki i owce. To więzienie zaopatruje większość świata w surowce i produkty tutaj wykonywane, o których ci powiedziałem.

- Do Arcis możesz wejść jako więzień, ale jako więzień nie wyjdziesz, gdyż te mury chronią takie zaklęcia, iż żadna magia ich nie przebije. Tu nigdy nie skończą się zasoby żadnych surowców, gleba zawsze będzie urodzajna, a skał nigdy nie zabraknie. Tutaj nie ma władzy Ministerstwo tylko Konsul. To on podejmuje najważniejsze decyzje, z czego ma kupę kasy, chociaż tu nie przebywa. Co najdziwniejsze stawki ustala zarządca więzienia i z tego, co wiem to wszystkie zyski uzyskane ze sprzedaży idą do tutejszego skarbca. W tym więzieniu przebywa ponad czterdzieści tysięcy ludzi i około dziesięć tysięcy czarodziei. Strażnicy nie wiedzą o tym, wie jedynie Konsul i zarządca. Nie atakuj tutaj nikogo póki jesteś jeszcze słaby. Radziłbym ci znaleźć coś do obrony.

- Gdzie mogę coś takiego znaleźć?

- Wszędzie, a najlepiej kupić.

- Za co?

- Za pieniądze, albo za to, co posiadasz.

- Dlaczego mi pomogłeś?

- Bo potrzebowałeś pomocy, a Bulli i jego chłopcy wykończyliby cię i chciałem ci złożyć propozycję?

- Jaką?

- Ochrony.

- Nie potrzeba mi.

- Tu każdy ma swojego opiekuna na początku.

- Dobrze, zgadzam się.


Zatrzymali się gdyż podeszli do nich Grim i jacyś trzej więźniowie z celi Pottera.

- To jest Grim, on rządzi w Starej Prowincji, ten drugi to Nick, obok Pit, a następny Chuck. Trzymaj się ich, a przeżyjesz.

- Podobno będę twoim opiekunem – odpowiedział Grim.

- Dzięki, że nie musze już sobie go szukać.

- Nie ma, za co. Zawsze chciałem cię poznać – odpowiedział Grim.

- Jesteście czarodziejami?

- Tak – powiedział Nick.

- Widzisz tamten lasek ogrodzony dużą siatką? – wskazał Chuck.

- Tak.

- W tamtym lasku żyją hieny szakale, gepardy, lamparty, lwy, pantery, węże boa i pytony, jednorożce i pegazy. Wrzucani są tam nie posłuszni lub ci, co się nie przystosują. Ta siatka jest magiczna, możesz do nie wejść, ale już się nie wydostaniesz. Jedynym sposobem na wydostanie się stamtąd jest moc magiczna znajdująca się w rogu jednorożca. Za dotknięciem siatki tym rogiem bariera odgradzająca nas od tych zwierząt znika.

- Skąd to wiesz?

- Bo te drapieżniki napadają na nas.

- Ja ci nie pomogę, gdyby mieli cię wrzucić. Mogą ci pomóc Diego, Nick, Pit i Chuck. Najlepiej by było jakbyś sam sobie radził, a my dawalibyśmy ci rady i od czasu pomagali.

- Dobrze.

- Jest tutaj dość duże jezioro, na razie nie zbliżaj się tam, bo może ci się coś stać.

- Znacie jakiegoś Lee?

- Czemu o niego pytasz?

- Ponieważ, ktoś powiedział mi, że on może mi pomóc.

- Lee znajduje się w Naprawczej Prowincji, bardzo trudno się do niego dostać.

- Dlaczego?

- Bo to on tam zarządza.

- Mówiłeś, że to tylko nazwy prowincji.

- Tak, ale sami tego wszystkiego byśmy nie ogarnęli. Dlatego zostały stworzone prowincje. Każdy więzień jest przydzielany do jakiejś i przed zarządcą odpowiada za swoje czyny. Są tutaj opiekunowie i trenerzy. Każdy z nich ma jakiś swój symbol, ja mam różdżkę, Grim tatuaż szakala, Nick tatuaż testrala, Pit tatuaż trytona, a Chuck miotłę. Ci ze Starego mają ubrania bordowe, z Nowego niebieskie, z Naprawczego szare, a z Niewolniczego brązowe.

- A dlaczego ja mam wielokolorowe?

- Ponieważ ty zostałeś zaakceptowany przez wszystkie prowincje. Odpowiadasz przed tym, na której prowincji jesteś.

- A kto zarządza pozostałymi prowincjami?

- Thorus zarządza w Nowej, a Ian w Niewolniczej. Natomiast całym więzieniem zarządza Nek. Dupek i tyran, pracujemy dla jego kasy. Prawidłowo, powinien robić to, co mu każe Konsul, ale nawet ten go nie trawi. Już raz próbował się go pozbyć, ale się mu to nie udało.

- Dlaczego chciał go załatwić.

- Ponieważ więzienie należy do Konsula i cały zysk, a on ma jedynie z tego 10%, bo reszta jest przetrzymywana w tutejszym skarbcu. Ustanowienie, Neka zarządca było największym błędem Konsula, to on powinien mieć tu największą władzę.

- Rozumiem. Dlaczego reszta patrzy na mnie tak jakby byli zazdrośni.

- Bo nawet nie jesteś Nowicjuszem i przebywasz z jednymi z najważniejszych członków Arcis.

- Nowicjuszem?

- Tak. Są różne stopnie w naszej hierarchii, a ten akurat jest najmniejszy.

- Mamy tutaj swoją własną armię – dodał Nick.

- Armię?

- Tak zaliczane są one w stopniach hierarchii.

- Opowiedzcie mi o nich.

- Jako nowicjusz dostajesz już od innych zadania. Rolnicy chyba wiesz, czym się zajmują. Kopacze pracują w kopalniach. Cienie to grupa zabójców i złodziei, takich, jakich można spotkać na Nokturnie. Złodzieje to też powinieneś wiedzieć. No i opiekunowie, trenerzy i zarządcy.

- Co mam zrobić, aby stać się nowicjuszem i mieć trenera?

- Zadanie ci wymyślimy, a trenera już znaleźliśmy.

- Opowiedzcie mi o tutejszym życiu.

- Fort składa się z przestarzałych pomieszczeń niedostosowanych do przetrzymywania ludzi. Stąd też warunki, w jakich więźniowie przebywają, są straszne. W niektórych celach więźniowie gnieżdżą się w niesamowitej ciasnocie. Śpią na betonowej podłodze, a za posłanie służy im jedynie garstka słomy, której i tak w więzieniu stale brakuje. W zamkniętych nocą kazamatach panuje potworny zaduch. Smród zwiększają jeszcze stojące wewnątrz cel wiadra, do których więźniowie załatwiają swe potrzeby fizjologiczne. Dlatego z braku powietrza często mdlejemy i dusimy się. Na powierzchni około osiemdziesięciu metrów kwadratowych wegetuje około stu wycieńczonych ludzi. Wielu z nich ma ciało sine od uderzeń pałkami, ropiejące i gnijące rany. Atmosferę grozy potęgują również jęki więźniów straszliwie skatowanych podczas przesłuchań. Dlatego masowe zgony nie należą wśród nich do rzadkości. Ciasnota w celach prowadzi do tego, że żaden więzień z braku miejsca nie może położyć się na podłodze swobodnie. Stąd też układają się oni na komendę, na jeden bok i również na komendę przewracają na drugi. Pojemność celi nie jest tak duża, jak ilość więźniów umieszczonych w niej przez strażników. W związku z tym nie jesteśmy w stanie ani położyć się na betonie, ani usiąść na betonowej podłodze, a po prostu zgniecieni stoimy słaniając się na nogach. Warunki higieniczne są potworne. Po nocy kilka trupów zawsze wynoszoną z cel. Od czasu do czasu wpędzają nas do cel, gdzie po kostki jest woda i w takich warunkach siedzimy tam trzy dni. Śpimy w tej wodzie. Na trzeci dzień dostajemy jeść. Bunkier nr 4, podobnie jak pozostałe bunkry, jest zbudowany z cegły i z cementu. Podłoga bunkra jest cementowa, a wysokość tej podłogi jest równa z wysokością podwórza. Bunkier ten, lub jakieś inne bunkry, zasypany jest ziemią, a na ziemi tej rosną drzewa i krzaki. Do bunkra jest tylko jedno wejście, a w bunkrze panuje ciemność. W dzień drzwi od bunkra są otwarte, a jedynie wejście do bunkra zamykają żelazną kratą, natomiast na noc strażnicy wejście do bunkra zamykali drewnianymi drzwiami. Cela ta, mniej więcej, ma długość dziesięciu i szerokości ośmiu metrów i zbudowana jest w kształcie prostokąta. W takiej celi w bunkrze przebywa pięćdziesięciu do sześćdziesięciu więźniów. Śpią na cemencie, z tym, że bardzo znikomą ilość słomy podkładają sobie tylko pod górną część ciała, a ich nogi leżą na gołym cemencie. Więźniowie leżą na boku, bowiem gdyby leżeli na wznak nie zmieściliby się w celi. W bunkrze - celi jest straszny tłok. Więźniowie w Arcis poza posiłkami przez cały czas przebywają w kopalniach, na dziedzińcu, wykonują pracę, trenują na siłowni, walczą na arenie lub siedzą w celach. Cele nie są ogrzewane, panuje tam ziąb. Łaźnię urządzono w bunkrze o powierzchni około dwudziestu metrów kwadratowych. W niej znajduje się piec przeznaczony do odwszenia garderoby więźniów. W niej także znajduje się 10 pryszniców, do których woda pompowana jest ze studni znajdującej się na dziedzińcu więzienia. W Arcis są umieszczone luksusowe środki do życia, ale odłączyli je nam. W łaźni jesteśmy również strzyżeni. Codziennie rano i to, bez względu na porę roku, wyganiają nas na podwórze o 6 rano. W celu wykonania „porannej toalety”. Na podwórzu stoi w sześciu beczkach zimna woda, która jest do tego jeszcze brudna. Przy dużej ilości więźniów i ograniczonym czasie na mycie, tylko niektórym więźniom, przeważnie zdrowym, udaje się dopchać do beczki. Natomiast więźniowie słabsi i chorzy chodzą brudni całymi tygodniami. Trzymając się z nami higieny ci nie zabraknie. Na podwórzu więziennym znajduje się tylko jedna jedyna ubikacja, która jest do tego ulubionym miejscem szczucia nas psami przez strażników. Z tego też powodu korzystamy z niej rzadko. Chęć skorzystania z niej wielu z więźniów cierpiących na biegunkę przypłaca życiem. Jesteśmy pozbawieni jakiejkolwiek opieki medycznej. Jedyną pomoc pokaleczonym, zmasakrowanym nosi „Doktorek”. Nie posiada on jednak ani lekarstw, ani też bandaży. Rannych opatruje bandażami wykonanymi z ich własnej bielizny. Stworzono izbę chorych, która znajduje się ona w małym podziemnym bunkrze. Żaden chory w tej izbie nie przebywa, jak również nie ma tam łóżek. W izbie tej nie ma żadnego światła i nie ma tam również wody oraz innych nawet najbardziej prymitywnych urządzeń. Położona jest tam natomiast na cement drewnianą podłoga. Panuje głód a racje żywnościowe, które otrzymujemy nie pokrywają zaopatrzenia organizmu. Na śniadanie i kolację dostajemy kromkę chleba i kubek niesłodzonej kawy. Od czasu do czasu dokładają tylko odrobinę buraczanej marmolady. Na obiad dostajemy miskę wodnistej zupy z brukwi, liści kapusty lub innego zielska. Do tego jeszcze surowce zużyte do przyrządzenia zupy są bardzo często, nadpsute, mające obrzydliwy smak, a do tego niedogotowane. Po otrzymaniu jedzenia musimy odchodzić od kotła biegiem. Jeśli natomiast komuś przypadkiem wyleje się trochę płynu, natychmiast jest bity. Na spożycie otrzymywanego posiłku mamy około półtorej minuty czasu. Obiad wydają od godziny dwunastej do trzynastej – opowiedział Pit.

Harry usłyszawszy to zbladł niesamowicie, już raz cierpiał męki. Nie chciał tego powtarzać.

- To i tak nie wszystko – powiedział Nick.

- To może być jeszcze gorzej? – jęknął chłopak.

- Zabijają nas nawet za najdrobniejsze „przewinienia”, takie jak na przykład wzięcie nie swojej miski podczas obiadu. Wstępem do tortur jest z reguły bicie na oślep bykowcem oraz kopanie po całym ciele. W przypadku, gdy wyjaśnienia składane przez więźnia nie zadowalają przesłuchującego, wówczas ponawiają bicie, wymierzając ofierze razy po pośladkach, nerkach i narządach płciowych. Innym ze sposobów na wymuszanie zeznań jest topienie więźnia. Takiego nieszczęśnika krępują na koźle do bicia tak, by nie mógł on wykonać żadnego nawet najmniejszego ruchu. Następnie gumowymi rurkami doprowadzają mu wodę do nosa i ust. Woda wypełnia jamę ustną i dostając się przez oskrzela do płuc, powoduje olbrzymi ból. Torturowany w ten sposób więzień traci przytomność już po kilku minutach. Wynikiem przejścia kilku takich „seansów” maltretowany człowiek już na sam plusk wody najczęściej popada w paniczny strach, którego nie może w żaden sposób przezwyciężyć. Wbijają także igły w szczególnie wrażliwe części ciała. Ulubionymi miejscami wbijania gwoździ są: stawy łokciowe, kolanowe i biodrowe oraz pod paznokcie. W czasie tych „zabiegów” rzeczą normalną jest bicie więźnia dębową pałką miażdżenie palców podkutymi butami. Oprawcy wymyślają, więc najróżniejsze kary, często także za wyimaginowane przewinienia. Najczęściej ze stosowanych w więzieniu kar jest „stójka”. Polega ona na związaniu w przegubie rąk, które więzień ma założone na plecach. Następnie podciągają go do takiej wysokości, na wmurowanych w ścianę kółkach, aby jego stopy nie dotykały ziemi. Kara ta jest niesłychanie bolesna, stąd też w jej trakcie więźniowie tracą z bólu przytomność. Ze względu na konsekwencje, jakie nosi ze sobą była ona także bardzo niebezpieczna. Bowiem na skutek, długotrwałego wiszenia na „kółkach” zrywały się u więźniów ścięgna ramion. W wyniku tego następuje utrata władzy w rękach.

Nagle jakaś osoba rzuciła w Harry’ego zaklęciem i popchnęła go do lasku ze zwierzętami.

- Coś ty narobił idioto!! – wrzeszczał Diego na mężczyznę.

- Wchodzę tam – powiedział Nick.

- Nie. Jeżeli chłopak wyjdzie sam, bez żadnego z nas pomocy stanie się Nowicjuszem i z przyjemnością będę go trenował – powiedział jakiś mężczyzna.

- Gomez czyś ty zwariował – powiedział Diego.

- Nie. Ma się stamtąd wydostać sam.

- Wolałbyś żeby go wrzucili do Ciemnego Pokoju?

- Nie, ale on tam zginie.

- Jeżeli naprawdę chłopak pokonał Bazyliszka, to sobie poradzi.



Harry czuł, że przeleciał przez coś, obawiał się, że wpadł za siatkę gdzie czekały wygłodniałe zwierzęta. Usłyszał ryk lwa, pomrukiwanie lamparta i geparda, „śmiech” hieny i „miauczenie” pantery. Nagle usłyszał syk węży.

- Bieeeee-rzcccc-ieeee g-oooooooo! – zasyczały węże.

Harry usłyszał ryk geparda, ale postanowił wykorzystać fakt, że jest Wężousty.

- Ni-eeeeeeee – powiedział w tej mowie.

- Ssssssss-tóóóóó-jcieeeeeeeee! O-nnnnnn je-sssss-ttttt węęęęęę-żoussssssss-tttttty – zasyczał jakiś wąż.

Poczuł, że nic się nie dzieje, ale słyszał pomrukiwanie pantery. Zaraz odezwał się pyton i powiedział:

- Chhhhhh-wyććććććc sssss-ięęęę paaaa-nnn-ttttttery sssss-ttttto-jjjją-ccccej ooo-bokkkkk cccciii-eeebieee.

Harry nie wiedział gdzie znajduje się ta pantera, ponieważ nic nie widział. Z drugiej strony bał się wstawać, bo może mu się coś stać. Znowu usłyszał głos pantery, wiedział już, gdzie ona się znajduje. Dźwięk był coraz wyraźniejszy, musiał zdać się na słuch, wystawił ręce przed siebie. Poczuł sierść, chwycił się zwierzęcia, w tym samym momencie jednorożec otworzył im przejście. Gdy wydostali się, zwierzę ułożyło się koło chłopaka. Wszyscy więźniowie patrzyli na to zdarzenie z otwartymi ustami.

- Harry nic ci nie jest? – zapytał Grim.

- Nic nie widzę.

Nick podszedł do chłopaka, a zwierzę zawarczało, ale pod dotykiem Pottera uspokoiło się. Mężczyzna popatrzył na wzrok i wywnioskował tylko jedno.

- Dostał zaklęciem – powiedział.

Twarze wszystkich obecnych zwróciły się w stronę mężczyzny, który zrzucił chłopaka.

- Co to za zaklęcie? – zapytał się Pit sprawcy wypadku.

- Odbierające wzrok.

- Odczaruj to – powiedział Diego.

- Nie – odpowiedział tamten.

- Diego wyciągnął różdżkę, ale nie zdążył rzucić zaklęcia, bo pantera rzuciła się na mężczyznę i wepchnęła go za ciągle niegroźną siatkę.

- Zna ktoś przeciw zaklęcie? – zapytał Harry

- Ja znam – powiedział Gomez.

- To rzuć je.

- Nie – w tym momencie zwierzę mruknęło, ale Potter je uspokoił.

- Dlaczego?

- Bo jestem twoim trenerem i póki nie ukończysz u mnie treningu to nie przywrócę ci wzroku.

- To zaczynajmy ten trening.

- Nie tak prędko, zaczniemy go dopiero wtedy jak nauczysz się sam poruszać.

- Dobrze.

- Oprócz mojego treningu będziesz miał jeszcze ćwiczenia z Nick’iem, Pit’em, i Chuck’em.

- Dlaczego?

- To będą twoje ćwiczenia kondycyjne.





********



W domu, w którym Lily spędziła dzieciństwo w salonie przebywali dwaj mężczyźni i jeden chłopak.

- Wujku, dlaczego nie przychodziły mi listy tak jak Harry’emu? – zapytał się Dudley.

- Właśnie, ja też miałem się ciebie o to zapytać – powiedział Acer.

- Ponieważ twoja matka rzuciła na ciebie zaklęcie, które powodowało zanik mocy magicznej. To, dlatego nie widziałeś Dementora.

- Przecież Petunia chodziła do Hogwartu powinien tam być wpis o Dudley’u i tym samym musiał dostać list.

- Owszem wpis był, ale Petunia na trzecim roku przeniosła się do Beauxbatons i to z tamtej szkoły powinien przyjść list.

- Nie dostała go?

- Dostała, tylko odpisała, że jej syn nie żyje.

- Skąd to wszystko wiesz?

- Twoja matka przekazała mi swoje wspomnienia, po to żebym wiedział dokładnie, co się działo w świecie czarodziejskim.

- Przecież ona się tym nie interesowała.

- Mylisz się, twoja matka prenumerowała Proroka Codziennego.

- Swoja drogą zastanawia mnie fakt, dlaczego Knot tak postąpił na rozprawie.

- Korneliusz nie jest taki głupi, na jakiego wygląda. Dobrze wie, że Dumbledore’owi nie można do końca ufać. Boi się go, dlatego nic nie robi.

- Przecież jest Ministrem.

- Ministrem, który nic nie robi, a Albus dyrektorem Hogwartu. Społeczność uwierzy Dumbledore’owi.

- Z tego, co mówił Harry, to Knot zawsze był przeciwko Dropsowi.

- Miał wtedy na karku Radę Nadzorczą, w której jest Malfoy.

- To, dlaczego stanął po stronie Pottera na procesie skoro nawet dyrektor tego nie zrobił.

- Bo w Arcis on nie ma władzy, wie doskonale, że Potter dla czarodziei jest symbolem nadziei. Po za tym, gdyby udowodniono niewinność Harry’ego, to Ministerstwo za to odpowie. Ludzie myślą, że to on wysłał tych ludzi na ratunek mugolom.

- Jak masz zamiar uwolnić Harry’ego?

- Odbędzie się rozprawa, w której Ministerstwo, czyli Korneliusz mi pomoże.



*******


Harry obudził się następnego ranka, zaczął płakać ze złości, desperacji i żalu nad sobą.

- Harry wstawaj – powiedział Nick.

- Niby, po co? – odpowiedział tamten.

- Potter nie przyszedłem tu, aby marnować swój czas na słuchanie twojej bezustannej paplaniny – powiedział złośliwym i groźnym tonem, który zaniepokoił Harry’ego. – Mam ci coś do zakomunikowania, jutro zaczynasz nasz trening, bo my nie damy ci czasu tak jak Gomez. Twój trening zaczyna się o siódmej na dziedzińcu. Dzisiaj jesteśmy już spóźnieni, więc się ubieraj. Masz dwie minuty na ubranie się, bo inaczej będziesz paradował w tym na podwórzu.

- Nawet nie wiem, gdzie są moje ubrania – jęknął.

- Użyj do tego swojej głowy, Potter.

Harry znalazł ubrania pod swoim łóżkiem, zdążył w wyznaczonym czasie ubrać się.

- Będę czekał na ciebie na dziedzińcu. Masz pięć minut, aby się tam znaleźć.

- Ale…

- Nie ma żadnego, „ale”. Myśl Potter, myśl.

Harry został sam na środku przejścia między łóżkami; stał tam ze zwieszoną głową, mokrymi rzęsami i ustami zaciśniętymi w wąską linię. Ze zdenerwowania zacisnął pięści. Harry zacisnął zęby i wyciągnął przed siebie jedną rękę; drugą się asekurował. Powłócząc nogami wykonał stopniowo kilka kroków, a potem się zatrzymał. Chłopak z trudem przełknął ślinę, gdy wznowił swój niezdarny chód; jego ręce błądziły, potrzebował jakiegoś głosu. Usłyszał dźwięki, wiedział, że tylko takie wydawane są na dziedzińcu, podążał za nimi. Doszedł do celu i usłyszał nawoływanie Nicka.

- Potter tutaj.

Poszedł za głosem, dotarłszy zapytał

- Idziemy na śniadanie?

Usłyszał śmiech Pita, Chuck’a i Nick’a.

- Z czego się śmiejecie?

- Szedłeś tutaj całą godzinę, już jest po posiłku – powiedział Pit.

Harry’emu zrzedła mina, gdy to usłyszał

- Ale wzięliśmy i dla ciebie. Zjedz a potem znowu zaczynamy.

Harry zjadłszy wstał z ławki i asekurując się podszedł do chłopaków.

- Harry twój poranny trening zaczyna się o siódmej, pół godziny później jest śniadanie. W tym czasie musisz przerobić cały trening. Po śniadaniu zaczynasz znowu nasz trening.

- Na czym on będzie polegał?

- Zrobisz 10 okrążeń wokół muru więzienia, 40 pompek i tyle samo przysiadów. Jeżeli nie wykonasz tego do śniadania, to nie dostaniesz jedzenia.

- Nie dam rady – jęknął.

- Twoja ślepota może być twoim atutem. Wadą, która będzie bronią. Musisz nauczyć się polegać tylko na sobie. Teraz jesteś słaby i bezbronny, ale to tylko chwilowe. Zaufaj swym instynktom. Musisz nauczyć się poruszać i zachować czujność. Dzisiaj nauczymy cię poruszać się po całym Arcis.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania ze świata Harrego Pottera Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 3 z 5

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin