Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna MITHGAR ŚWIAT FANTASY
FORUM ZOSTAŁO PRZENIESIONE NA http://mithgar.jun.pl/
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Harry Potter i Straszna Prawda
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania ze świata Harrego Pottera
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Naia Snape
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 18 Gru 2006
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Królestwa Vampirów

PostWysłany: Śro 19:41, 10 Sty 2007    Temat postu:

extra!!! Ares, jestem zachwycona, choć to trochę dziwne, że Potterowi wszystko się tak udaje, ale w końcu to twoje opo. Pozdrowienia.

Naia Snape


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Feniks
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Śro 20:28, 10 Sty 2007    Temat postu:

ahhhh powiało sentymentem:D troche to szybko idzie:D mógł by już opóścic tą ciupe poter:D i zaszalec w świecie:D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
romek1210
Obywatel



Dołączył: 01 Lis 2006
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:31, 10 Sty 2007    Temat postu:

zaleciało gothickiem

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bloomi19
Wojownik



Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 18:33, 11 Sty 2007    Temat postu:

Opowiadanie bardzo mi się podobało, dużo akcji. Mam nadzieję, że następna część już wkrótce.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seb@^
Obywatel



Dołączył: 01 Cze 2006
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie powiem...

PostWysłany: Sob 12:07, 13 Sty 2007    Temat postu:

Raczej jedzie tu Gothickiem 2 ;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ares
Wojownik



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Nie 22:54, 14 Sty 2007    Temat postu: Rozdział 16

Mrok okrył już pola i lasy otaczające Arcis – piękne i tajemnicze miasto więźniów. Księżyc był w połowie swojej drogi, którą nieprzerwanie pokonywał od tysięcy lat. Mimo późnej godziny miasto tętniło życiem. Dało się słyszeć dobiegające z dziedzińca odgłosy przejeżdżających wozów. Dwaj mężczyźni zastanawiali się, co jest przyczyną tego, iż miasto nie śpi. Przyspieszyli, więc kroku, by to sprawdzić.

- Pośpiesz się trochę. Nie chcesz chyba nocować w tym okropnym lesie? Nie mam ochoty na powtórne spotkanie z hordą ohydnych Niedźwiedzio-żuków. Tylko mi się topór przez nie szczerbi.- powiedział uśmiechając się przekornie pod nosem.
Idący za nim wysoki, chudy skrytobójca nie odwzajemnił uśmiechu. Od jakiegoś czasu coraz mniej rozmawiał z Wolfgarem. Nie odpowiadał mu jego charakter, ponieważ był samolubny i bardzo pewny siebie. Quarath poprawił, więc tylko tobołek na plecach, a na głowę naciągnął kaptur od swojego płaszcza. Przyspieszył kroku.

- Mnie osobiście Niedźwiedzio-żuki nie przeszkadzają, a o ile wiem nie mają aż tak twardych kości, by szczerbić tak wspaniały topór.

Wolfgar stanął jak wryty.

- Chcesz mi zarzucić tchórzostwo?!

- Nie. Dlaczego pytasz? – Skrytobójca udał zdziwionego, lecz w głębi duszy cieszył się, że Wolfgar trochę się zmieszał. Sprawiło mu to dziwną przyjemność.

- Cieszę się po prostu, że troszczysz się o swoją broń. Też bym tak postępował z takim dziełem sztuki. Ale póki, co, muszę zadowalać się tym kawałkiem żelastwa.- Quarath pogłaskał zatknięty za pas dość długi sztylet.

Wolfgar spojrzał na skrytobójcę ze zdziwieniem, gdyż po raz pierwszy usłyszał z jego ust tak pogardliwe określenie jego broni. Nie miał jednak ochoty na rozmowę na ten temat, więc przyspieszył kroku. Schodząc po stromym zboczu minęli niewielki zagajnik młodych sosenek. W pewnym momencie, odwrócił się gwałtownie i błyskawicznie rzucił swym sztyletem w stronę drzew. Nieco zdziwiony Wolfgar zdał sobie sprawę, co było przyczyną takiego zachowania kompana dopiero, gdy zobaczył osuwającego się na ziemię Niedźwiedzio-żuka ze sztyletem wbitym w pierś. Stworzenie dzierżyło w łapach łuk, a z kołczanu wystawały strzały o czarnych piórach. Quarath podszedł do niedoszłego zabójcy z twarzą niezdradzającą żadnych emocji. Wolfgar zastanawiał się, dlaczego zabójca z takim spokojem przyjmuje kolejne potyczki. Czyżby był to już chleb powszedni dla niego? Skrytobójca wyciągnął jednym szarpnięciem ostrze, wytarł z niego krew i zatknął z powrotem za pas, po czym ruszył w stronę miasta, nie zwracając uwagi na wojownika. Odległość dzielącą ich od murów Fortu II pokonali w milczeniu.

Gdy zbliżyli się do bramy, zauważyli, że jest zamknięta. Quaratha przebiegła przez myśl wspinaczka na mur, ale gdy spojrzał na towarzysza, parsknął i zmienił zdanie. Wolfgar zaczął walić pięścią w drewniane, wysokie na dwadzieścia stóp wrota. Jakże był zdziwiony, a zarazem dumny, gdy brama ustąpiła po pierwszym uderzeniu.

- Coraz bardziej mnie to wszystko dziwi.- powiedział skrytobójca.

- Mnie też. Albo ci strażnicy są głupi, albo żyją w zgodzie ze wszystkimi ohydztwami w okolicy.

Gdy przekroczyli próg bramy, jedyne, co zobaczyli to plac, na środku, którego stał piękny posąg jakiejś bogini, lecz nie zdążyli się przyjrzeć, jakiej. Ogarnęła ich ciemność....

* * *

W komnacie unosiła się zmieszana woń kilku rodzajów kadzideł. Quarath słyszał szepty w języku francuskim. Gdy spróbował otworzyć oczy, poczuł przenikliwy ból tylnej części głowy. Przesunął ręką wzdłuż pasa, lecz nie poczuł sztyletu. Pokonując ból i zawroty głowy, wsparł się na ramionach i otworzył oczy. Początkowo obraz był zamazany, lecz po kilku sekundach mógł rozpoznać siedzącą w drugim końcu ciemnego pomieszczenia piękną, szczupłą kobietę. Siedziała na podłodze ze skrzyżowanymi nogami i wypowiadała frazy jakiejś modlitwy. Dookoła niej płonęły świece. Po dłuższym przyjrzeniu się, Quarath stwierdził, że istota nie siedzi tylko lewituje. Miała na sobie zielono-złotą pelerynę i obcisłe spodnie tegoż samego koloru. Stopy zdobiły zaś skórzane, brązowe buty. Długie, złote włosy łagodnie opadały na wąskie ramiona. Skrytobójcę zastanowił kolor skóry kobiety – był gdzieniegdzie żółty. Czyżby była innej rasy? Nie mógł jednak o tym myśleć, gdyż nie pozwalał mu na to potworny ból głowy. Mimowolnie osunął się powtórnie na plecy i zasnął.

* * *

Wolfgar siedział na pryczy w ciemnym, pachnącym wilgocią pomieszczeniu. Przez małe, gęsto zakratowane okienko pod samym sufitem przedostawały się nikłe promienie światła. Domyślił się, że jest w lochu pod ziemią. Zastanawiał się, gdzie jest jego topór, hełm z bawolimi rogami oraz tarcza. Gdy podszedł do drzwi celi, zauważył, że nie mają one klamki, ani żadnego otworu. Zrozumiał, że samemu stąd nie ucieknie. Usiadł z powrotem na łóżko i zaczął zaplatać warkocze na swej sięgającej pasa brodzie. W głębi duszy czuł złość i wstyd, że tak łatwo dał się schwytać. Jego rozmyślania przerwał odgłos otwieranych drzwi. Do celi wszedł wysoki, muskularny jak na swoją postawę mężczyzna. Miał jasną karnacje, długie, czarne i związane na środku głowy włosy, oraz mnóstwo kolczyków w uszach. Jego jedynym ubraniem była futrzana przepaska na biodrach oraz skórzane buty. Przyniósł drewnianą, prostą tacę, na której w glinianym dzbanku był około litr wody, a na talerzu obok niewielki bochenek chleba.

- Czy mógłbym się dowiedzieć, co się tutaj dzieje? Gdzie ja w ogóle jestem? - zapytał Wolfgar.

Mężczyzna nawet nie spojrzał na wstającego osobnika i nie zwrócił uwagi na zadane przez niego pytanie tylko wyszedł, a drzwi zamknęły się za nim bez jego pomocy. Wojownik warknął i splunął na podłogę. Mimo iż męczył go przeraźliwy głód, nie wziął nawet kęsa chleba przyniesionego przez strażnika. Był bardzo nieufny i jak każdy doświadczony wojownik stanowczy. Nie ufał ludziom, zwłaszcza tak tajemniczym jak ten. Położył się wiec na prycz i zaczął obmyślać plan ucieczki. Nawet nie zauważył, kiedy zasnął...

* * *

Głęboki sen Quaratha przerwało szarpanie. Gdy otworzył oczy ujrzał twarz mężczyzny ubranego zupełnie tak jak ten, który odwiedził jego kompana. Miał kamienną minę i zapatrzone daleko przed siebie oczy. Skrytobójcy zdawało się, że ma do czynienia z lunatykiem. Zerwał się, więc na równe nogi z zamiarem obezwładnienia przeciwnika, lecz ten okazał się niewiarygodnie szybki i silny. W tym momencie Quarath zrozumiał, że coś jest nie tak. Nie spotkał jeszcze tak zwinnego przeciwnika, nie licząc Żywiołaka Powietrza kilka lat temu. Ale to przecież nie był żaden żywiołak. Niemniej jednak nie był to zwykły strażnik. Niewiarygodnie szybko obrócił skrytobójcę i związał mu z tyłu ręce. To wszystko trwało ułamek sekundy. Teraz pchał jeńca w kierunku drzwi wejściowych.

Szli wąskim korytarzem, mijając po obu stronach szeregi zamkniętych komnat. Przed nimi znajdowały się olbrzymie wrota. Gdy podeszli do nich, te same się otworzyły. W tym momencie Quarath stanął jak wryty. To, co ujrzał, przerastało jego najśmielsze oczekiwania. Na dworze panował okropny bałagan. Budynki były obdrapane do gołej cegły, a sterczące kikuty w niczym nie przypominały drzew, którymi kiedyś zapewne były. Ze stojącej na placu fontanny leciała ciecz przypominająca raczej błoto niż wodę. Ale to jeszcze nic w porównaniu z tym ilu było tutaj strażników. Długobrody aż przetarł oczy ze zdziwienia. To było bardzo dziwne.
Gdy szli przez podwórze, zatrzymał ich jeden ze strażników. Był to muskularny, aczkolwiek niższy od niego obleśny i śmierdzący mułem postać. Małe, oczka patrzyły głupkowato na skrytobójcę. Czarna, ciężka zbroja ochlapana była błotem, a na plecach spoczywał wielki, aczkolwiek prosty w swej budowie łuk. Spojrzenie Quaratha przykuły strzały, a dokładniej ich pióra- takie same jak zabitego w lasku Niedźwieżuka.

- Zarządca się niecierpliwi. Pospieszcie się!- wrzasnął strażnik, opluwszy mężczyznę cuchnącą śliną.

Mężczyzna zaczynał wszystko rozumieć.

Gdy zbliżyli się do komnaty, w której sprawował swoje rządy Nek, następny strażnik, tym razem pełniący rolę sługi, otworzył im drzwi. Z wnętrza buchnęło przykrym zapachem wilgoci i pleśni. Tuż za wrotami rozciągała się wielka sala. Była całkowicie pusta z wyjątkiem wielkiego tronu stojącego na samym środku pomieszczenia, tyłem do drzwi. Wewnątrz panował dość gęsty mrok. Liczne, pionowe okna nie przepuszczały zbyt dużej ilości światła. Wszędobylskie pajęczyny dodawały temu miejscu jeszcze bardziej ponurego klimatu. Jedyną ozdobą było stojące przy ścianie wielkie, bogato zdobione lustro. Nagle tron zaczął się powoli obracać, a gdy już stanął frontem do skrytobójcy, zobaczył on na nim młodego mężczyznę. Jego twarz była ciemnoszara, oczy lekko skośne, czarne. Srebrne włosy sięgały pasa. W lewej dłoni dzierżył długą, metalową laskę, na końcu, której osadzony był czarny diament wielkości jabłka. Odziany był w czarne, zwiewne szaty. Miał poważną, niezdradzającą żadnych emocji twarz.

- Witaj więźniu. Co cię tu sprowadza? Jak zapewne zauważyłeś, zostaliście złapani, więc zapewne nie będziesz miał już okazji, by załatwić sprawy, w których tu przybyłeś.

Quarathowi zdawało się, że słyszy jego głos nie uszami, lecz w swej w głowie. Był to melodyjny, delikatny, ale zarazem donośny głos.

- Nie przybyłem tu z jakimiś szczególnymi zamiarami – skłamał.

- W takim razie, co tu robisz? - znów zagadnął

- Nie widzę powodów, by ci to zdradzać. Gdzie jest mój kompan?

- Twój kompan? - Zarządca pstryknął palcami. W tym momencie otworzyły się boczne, niedostrzeżone jak na razie przez mężczyznę drzwi. Wszedł przez nie strażnik prowadzący przed sobą Wolfgara. Długobrody wyglądał dobrze, nie był chyba zmęczony ani obolały. Uśmiechnął się nawet na widok przyjaciela. Miał na brodzie dwa starannie zaplecione warkocze. Ubrany był cały czas w swoją ukochaną zbroję, i- co bardzo zdziwiło skrytobójcę- niósł na plecach topór. Quarath odruchowo położył rękę na swym pasie i ze zdziwieniem stwierdził, iż jest tam zatknięty sztylet. To mu nasunęło pewną myśl. Jeżeli udałoby im się wyprowadzić z równowagi Zarządcę, nastąpiłoby zamieszanie wśród strażników, a tym samym młody Potter dostałby znak, iż może wkraczać do akcji. Dokonanie jednak tego graniczyło z cudem. Mężczyzna dysponuje zapewne potężną magią. Był jeszcze jeden problem. Żeby była, choć niewielka szansa, musieli rozpocząć atak równocześnie. W tym momencie przypomniał sobie, iż przed laty ustalili razem pewien język migowy, przeznaczony na takie właśnie sytuacje. Gdy Wolfgar spojrzał na kompana, ten zaczął bardzo ostrożnie poruszać dłońmi, przekazując wiadomość. Krasnolud zrozumiał. Zgodził się.

- Widzicie się wystarczająco długo. Straże, zaprowadzić ich do celi.

- W moim plemieniu jest taki zwyczaj - zaczął Quarath, - że koniecznie trzeba się pożegnać poprzez dotknięcie dłońmi. Chciałbym to uczynić z tobą, mój Panie. Proszę cię, pozwól mi.

- Hmmm.... No dobrze. Podejdź.

Skrytobójca podszedł do niego wraz ze strażnikiem i szybkim kopniakiem wytrącił z rąk zarządcy magiczną laskę, która poturlała się pod ścianę. Mężczyzna wrzasnął. Długobrody jednym ruchem ręki powalił strażnika na ziemię, dobijając go ostrzem topora. Skrytobójca kopnął z ogromną siłą stojącego za nim strażnika w kolano, gruchocząc je błyskawicznie. Ofiara upadła głucho na ziemię, nie wydając z siebie żadnego odgłosu. Próbowała wstać, lecz na marne. Quarath pchnął go w pierś sztyletem. Gdy się obejrzał, Zarządca był w połowie drogi między tronem a różdżką. Skrytobójcy zrozumieli jednocześnie, iż to jest odpowiedni moment na ucieczkę. Oni zrobili swoje, reszta należy do Potter’a.




*******



Harry Potter czekał tylko na znak. Postanowił w ciągu tamtego tygodnia, że poprawi życie więźniów. Jedynym sposobem na to był bunt i to miał właśnie uczynić. Miara się przebrała, gdy poznał pewną dziewczynę, zaprzyjaźnił się z nią. Dowiedział się jej ojciec jest czarodziejem, który uciekł od magii do mugoli, ale ona jest charłaczką. Otrzymywała listy od rodziny, ale nie mogła tak jak każdy z więźniów pisać. Pewnego dnia na jego oczach podszedł do dziewczyny strażnik i zaczął ją rozbierać, a następnie gwałcić. Nie wiedział, co robić, na żadnym treningu nie uczono go jak ma się zachować w takiej sytuacji. Wyciągnął różdżkę by zaatakować strażnika, ale to już było nie potrzebne gdyż mężczyzna padł martwy. Potter zobaczył tylko czarną pelerynę, taką samą jak nosi Gorn. Gdy podszedł do dziewczyny, zobaczył jak wstała i splunęła na strażnika. Dowiedział się wtedy, że takie drobne incydenty są na porządku dziennym. Wtedy postanowił pomóc swoim kolegom. Hałas wyrwał chłopaka z rozmyślań, domyślił się, że to znak.


Moment nieuwagi był tym, czego potrzebowali. Wkroczyli do pozostałych Fortów, wymordowali wszystkich strażników. Każdy, kto próbował przeszkodzić im w opanowywaniu, Arcis musiał zginąć. Całe więzienie znajdowało się teraz w rękach więźniów. Został tylko Nek, ale nim zajął się młody Potter. Na dziedzińcu Fortu III pojawili się czterej przywódcy prowincji i Harry, oczekiwali na nich tam wszyscy skazańcy.

- Drodzy koledzy. Jako przywódca jednej z prowincji ogłaszam, iż nastał koniec naszych tortur i dwudziesto cztero godzinnej pracy – w tym momencie nastąpiła burza oklasków i glosy radości.

- Jednak to nie oznacza, że jesteśmy wolni. Zostaliśmy tutaj skazani za nasze czyny i musimy za nie odpokutować. Nie ma już zarządcy, ale jednak jest. Mówię tak, ponieważ, wraz z trzema pozostałymi szefami prowincji uzgodniliśmy, że będziemy mieć zarządcę, ale będzie nim jeden z naszych. Będzie nim, Harry James Potter, bo to on zdobył się na odwagę i wraz z ludźmi z prowincji Niewolniczej wzniecił bunt. To on dal pomysł, zjednał ludzi i wykonał plan. Dlatego myślimy, że będzie godnym szefem nas wszystkich.


Harry nie wiedział, co ma zrobić, jedyne, co mu przyszło do głowy to te słowa:

- Mianowali mnie zarządcą, ale ja wolę być szefem. Jako wasz główny przywódca obiecuję, iż wasze warunki się polepszą. Nie będzie już ciasnoty, ale luksus. Teraz to my będziemy stawiać warunki innym, a nie oni nam. Prowincje zostają tak jak były, prace takie same, strażników będziemy powoływać razem. Zasady te same, ten, kto się nie przystosuje drogo za to zapłaci. Będzie żył w warunkach gorszych niż żyliśmy do tej pory. Teraz chciałbym widzieć wszystkich zdolnych do pracy kucharzy w Sali Narad, gdyż tam udam się teraz z Nową Radą Arcis, a was proszę o udanie się do stołówki na posiłek.



Gdy dochodzili do Sali Narad Harry podszedł do jednego z Cieni i kazał mu przynieść sowę. W pomieszczeni znaleźli się Lee, Thorus, Grim, Ian, Gomez, Gorn, Nick, Pit, Chuck, Diego, dwadzieścia czworo więźniów, dwóch Cieni i Harry.

- Po co nas tutaj wezwałeś? – zapytał Grim.

- Zacznijmy może od tego, po co wezwałem tutaj tych więźniów.

- Dobrze – odpowiedzieli.

- Kazałem wam tutaj przyjść, ponieważ w całym więzieniu znajdują się trzy kuchnie. Chcę abyście już jutro przygotowali prawdziwe śniadanie dla wszystkich ludzi, a także na jutrzejszy dzień chcę widzieć listę przedmiotów potrzebnych do sporządzania potraw i ich konsumpcji. Pit zaprowadzi was do tych kuchni – powiedział Potter do stojących ludzi, tym samym pisząc coś na kartce.

Do Sali wszedł Cień niosąc sowę, podszedł do swojego nowego szefa i wręczył ptaka. Chłopak napisał adres na kopercie, zapieczętował ja na kopercie herbem Arcis i zwrócił się do zwierzęcia.

- Zanieś to Konsulowi – powiedział uśmiechając się.

- Co ty chcesz od Konsula? – zapytali.

- Zobaczycie.

- Czemu się uśmiechnąłeś do sowy? – zapytał, Thorus.

- Bo na podpisie napisałem mój tytuł.

- Jaki?

- Pan na Arcis Captivus Harry James Potter – na te słowa wszyscy buchnęli śmiechem.

- Co mu napisałeś?

- Aby stawił się tu jutro osobiście.

- Po co?

- Negocjować.

- To nie ma sensu.

- Ma, przedstawimy mu lepsze warunki. To my dyktujemy zasady, a nie inni. Zrobiliście to, o co was prosiłem?

- Tak, skarbiec pęka w szwach. Można się przenieść do Starego Zamku – powiedział Gomez.

- Przeniesiemy się, a co z surowcami?

- Są wybudowane magazyny, które są już pełne. Przydałby się nam jeszcze jeden kupiec – odpowiedział Ian.

- Tak, myślę, że wiem, z kim będziemy pertraktować.

- W zbrojowni znaleźliśmy kufer, to chyba należy do ciebie – powiedział Gomez podając chłopakowi jego różdżkę.

- Tak, dzięki za zwrócenie. Byłbym zapomniał zróbcie spisy takich ludzi jak: czarodziei, osób, które powinny już stąd dawno wyjść i osób skazanych za niewinność lub, którzy powinni odbyć wyrok w Azkabanie. Jeśli możecie przygotujcie te dokumenty na jutro.

- My się tym zajmiemy – odpowiedzieli Nick i Chuck.

- Jest tutaj może jakiś architekt?

- Tak u mnie jest dwóch. Jeden jest czarodziejskim architektem.

- Dobrze, niech przygotują projekt połączenia kuchni.


*********



Rada Arcis czekała właśnie na przybycie Konsula. Szef tej rady, Złoty Chłopiec, miał mieszane uczucia, nie wiedział czy były właściciel więzienia zgodzi się na pierwszy punkt rozmowy. Jednak czas nadszedł, właśnie do pomieszczenia weszła wyżej wymieniona osoba.

- Co to ma znaczyć? – zawołał wchodząc.

- Daruj sobie ten ton, kultura wymaga, iż najpierw trzeba się przywitać. Ja jestem Harry James Potter.

Mężczyzna po tych słowach wiedział już, że rozmowa z tym chłopakiem będzie bardzo trudna.

- Ja jestem Konsul Arnold Lamburd. Przejdźmy od razu do konkretów.

- Dobrze, a więc tak, przepiszesz na mnie prawa własności jako właściciela Arcis.

- Nigdy tego nie zrobię!

- Tak czy siak to więzienie już jest pod moją władzą, a twój podpis na dokumencie to tylko formalność.

- Całość mam przepisać?

- Nie, siedemdziesiąt procent na mnie, a trzydzieści na ciebie.

- Dobrze, cos jeszcze? – zapytał podpisując.

- Tak, ale teraz ty możesz postawić jakiś warunek lub pytanie.

- Co z tego wszystkiego będę miał?

- Z Aktu Własności wszystko to samo, co przedtem, nic na tym nie utracisz, ja stoję w cieniu. Natomiast, co do zysku ze sprzedaży praktycznie nic się nie zmieni. Nadal będziesz naszym głównym kupcem. Tylko twoje zyski się zmienią.

- Na ile?

- Z dziesięciu na trzydzieści.

- Ile?!

- Tyle ile słyszałeś.

- Przecież przedtem nawet nie miałem tyle zysku.

- Powiem to tak. My chcemy zarobić i ty. Mam nadzieję, że będzie się nam dobrze współpracowało.

- Na pewno będzie. Macie jeszcze jakieś żądania?

- Tak.

- Jakie?

- Potrzebuję twojego podpisu na tych dokumentach. Są to akta ludzi, którzy już dawno powinni z stąd wyjść.

- Dobrze.

Gdy Arnold skończył podpisywać Harry powiedział.

- To jeszcze nie wszystko. To są dokumenty ludzi, którzy zostali wtrąceni tutaj za niewinność lub powinni odsiedzieć wyrok w Azkabanie. Zajmij się tym.

- Dobrze, coś jeszcze?

- Będziesz nam dostarczał rzeczy, które będziemy od ciebie chcieli. Tu jest spis rzeczy potrzebnych do kuchni, dostarcz je jak najszybciej. Potrzebne są nam lusterka dwukierunkowe. Podpiszesz pozwolenie na sprzedaż produktów do innych kupców. Więźniów dostarczasz tak jak przedtem.

- Dobrze, co to za kupcy.

- Nie będą kolidować z twoimi interesami. Oni są z Arabii. Potrzebuję jeszcze jakieś stworzenia do pilnowania przejścia.

- Dobrze. Myślę, że odpowiednimi będą Sfinksy. Widzę, że odkryłeś tajemnicę bariery.

- Tak. Bardzo pomysłowe. To by było na tyle.

- Dobrze robi się z tobą interesy Harry.



*******


Popołudniem do komnaty, w której siedział Harry weszła kobieta, której skóra gdzieniegdzie była żółta. To ci ludzie byli kluczem do bariery. Oni ją otwierali i oni ją zamykali. Nikt bez ich wiedzy nie mógł przejść. Teraz mieli służyć bezwzględnie Potterowi, choć sam chłopak o tym nie wie.

- Panie zbliżają się jacyś jeźdźcy.

- Dziękuję Emily, wpuście ich.


Chłopak na to czekał od spotkania z konsulem. Po półgodzinie czasu do pomieszczenia weszło sto dwadzieścia osiem osób. Usiedli na krzesłach wyczarowanych przez Gomeza.

- Jak się domyślam to jest cała Rada Karawany Azeroth. Miło mi poznać.

- Do rzeczy chłopcze – odpowiedział jeden.

- Będziecie handlowali moimi produktami.

- Jakimi?

- Wszystkie surowce, oprócz ropy naftowej, gazu i broni palnej. W dodatku zapewnicie nam ochronę. Potrzebuje jakiś zwierząt pilnujących ludzi i broniących wejścia.

- Dobrze, a co z tego będziemy mieli?

- Trzydzieści procent z zysków.

- Umowa stoi – odpowiedzieli.

Gdy podpisali odpowiednie dokumenty Harry zwrócił się do nich.

- Droga Rado to jeszcze nie wszystko

- Coś jeszcze do umowy?

- Nie. Chciałbym się przyłączyć do Karawany.

- Nie ma sprawy. Musisz się dać oznakować.

- Myślę, że to nie będzie konieczne – powiedział pokazując im znak.

- To nie ma problemu. Witaj wśród Karawany.

- Dziękuję, a teraz zapraszam na ucztę wyprawioną na waszą cześć.



Gdy Rada odeszła chłopak postanowił się przejść po Arcis. Chodził tak rozmyślając o tym, co będzie dalej. Czy za te dwa miesiące wyjdzie na wolność? Z całego serca pragnął tego, ale teraz i tutaj ma swoją rodzinę. Więźniów, którzy tworzą jedną wspólnotę. Myśląc tak nie zauważył jak wpadł na jakiegoś mężczyznę o ciemnej skórze. Mężczyzna już miał mu przyłożyć z pięści prosto w twarz, gdy nagle się powstrzymał i zapytał.

- Harry, to ty?

Chłopak rozpoznał w tym człowieku swojego przyjaciela.

- Goliat?

- Harry. Co ty tutaj robisz?

- Skazano mnie.

- Za co?

- Kiedyś użyłem niewybaczalnego na Śmierciożerczyni.

- Rozumiem, ale przecież nie musieli cię tutaj od razu wsadzać.

- Byłem i w Azkabanie. Za dwa miesiące kończy mi się wyrok.

- To całe szczęście. Dlaczego nie służysz już u tej rodziny, która cię kupiła?

- To długa historia. Dobrze, że się widzimy, bo myślę, że możesz mi pomóc.

- W jaki sposób?

- Potrzebuję wszystkich mugolskich i czarodziejskich dokumentów na nazwisko Gorn Potter i takich samych jeszcze na fałszywe nazwisko, ale dla tej samej osoby.

- Da się załatwić, ale to kosztuje tysiąc galeonów.

- Nie ma sprawy. Emily! – zawołał, a obok niego pojawiła się kobieta ubrana w zielono-złotą pelerynę i obcisłe spodnie tegoż samego koloru.

- Tak Panie?

- Przynieś mi ze skarbca tysiąc galeonów.

Po otrzymaniu dokumentów Potter zaprosił swoich przyjaciół z karawany na ucztę.



*******

Kilka dni po owych zdarzeniach znowu odbyła się narada, na której był obecny Konsul. Przywiózł obiecane przedmioty, otrzymał nową listę.

- Na prośbę Harry’ego sprawdziłem akta sprawy Gorna i z tego, co mi powiedziano nie znaleziono dowodów na twoją niewinność. Nie istnieją żadne poszlaki, przykro mi. Nie mam jak cię uwolnić.

- Dlatego też, domyśliłem się, że tak też może być, więc kazałem coś dla ciebie zrobić wujku – zwrócił się Złoty Chłopiec do starszego Potter’a podając mu dokumenty.

- Nie wiem jak ci dziękować Harry.

- Uciekaj z stąd jak najszybciej, przez granicę do innego kraju.

- Znajdę dowody na moją niewinność.

- Harry ja tez mam cos dla ciebie. Otrzymałem to wczoraj, twój kurator musiał się bardzo starać – powiedział podając mu dwie kartki.

- To nie możliwe – powiedział chłopak przeczytawszy.

- Możliwe. Jesteś wolny, byłeś niewinny, a tamtego sędziego wylali.

- Kto tego dokonał?

- Twój kurator Richard Magnus.

- Godryk.

- Wiedziałem, że to zrobi – zawołał Lee jak usłyszał słowa chłopaka.

- Godryk Gryfin – powiedział Arnold.

- W rzeczy samej – odpowiedział Lee.

- Pozdrów go ode mnie – powiedział Lamburd.

- Teraz go pozdrawiasz, a nie miałeś może o nim koszmarów? – powiedział, Grim śmiejąc się.

- Czemu masz złe wspomnienia w roli głównej z Godrykiem?

- Ponieważ Godryk siedział tutaj wraz z Acer’em. Oczywiście obaj byli niewinni, a zwłaszcza Godryk. Acera skazali, chociaż był niewinny, a Gryffin poszedł za swoim przyjacielem. Ojciec, Godryka tak się wkurzył, że tamtego sędziego, co ich skazał wywalili z sadu na zbity pysk, a co do Arnolda to wystarczył tylko jeden telefon a już był na skraju bankructwa. Na szczęście Konsul zorientował się, o co chodzi i wypuścił chłopaków, a ojciec Godryka przywrócił stabilność Arnoldowi.

- Rozumiem. Moim zastępcą, podczas mojej nieobecności będzie, Gomez. Od tej pory jest Zarządcą Arcis. Ostrzegam będę tu często wpadał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Feniks
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Pon 10:35, 15 Sty 2007    Temat postu:

hehehe dziwny troche ten rozdziałRazz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BlackAngel
Obywatel



Dołączył: 14 Sty 2007
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z piekiełka

PostWysłany: Pon 13:49, 15 Sty 2007    Temat postu:

Moim zdaniem rozdział jest bardzo fajny:-) Z niecierpliwością czekam na następny Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bloomi19
Wojownik



Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 19:26, 15 Sty 2007    Temat postu:

Rozdział bardzo mi się podobał a ten bnt to niezły pomysł. Mam nadzieję, że niedłogo będzie ciąg dalszy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
seb@^
Obywatel



Dołączył: 01 Cze 2006
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nie powiem...

PostWysłany: Śro 0:08, 17 Sty 2007    Temat postu:

Wspaniały rozdział, tak jak kazdy! Czekam na cnd..

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kazan
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 11 Paź 2006
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Zamku Starożytnych

PostWysłany: Pon 21:17, 22 Sty 2007    Temat postu:

Super rozdziały i fabuła.Ciekawe co będzię jak spotka swoich przyjaciół?
Życzę weny.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ares
Wojownik



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Czw 11:06, 25 Sty 2007    Temat postu: Rozdział 17

Harry Potter właśnie skończył opowiadać swojemu przyjacielowi z Nokturnu Mike’ owi Warren’owi, dlaczego zniknął i dopiero teraz się pojawił. Pogrążył się w rozmyślaniach o tym, co się wydarzyło przez ten czas jego nieobecności i niewoli u Czarnego Pana. Hermiona, Ron, Ginny, Fred, George i Nevill założyli Gwardię Potter’a. Chłopak nie pochwalał tego czynu, ponieważ wiedział, iż wiąże się to z ryzykiem odkrycia i wielkim niebezpieczeństwem. W dodatku musiał odpowiadać na ich wszystkie pytania dotyczące wydarzeń tych wakacji. Zastanawiał się jak będzie dalej przebiegało jego życie razem z Dudley’em. Wcześniej było to o wiele prostsze. Miał swoje plany na przyszłość, a teraz praktycznie wszystko uległo zmianie. W Norze urządzono mu spóźnione przyjęcie urodzinowe, na którym byli obecni wszyscy członkowie Zakonu Feniksa, Wesley’owie i Hermiona. Dostał mnóstwo prezentów: od Hermiony Historię Hogwartu, od Rona i Charli’ego Złotego Znicza szukającego Armat, od państwa Wesley słodycze i ręcznie robiony sweter, od Mcgonagall książkę do zaawansowanej transmutacji, od Dumbledore’a Świstoklik do Kwatery Głównej, a od Zakonu dostał najpotrzebniejsze eliksiry. Podczas przyjęcia dowiedział się, co było jego największym marzeniem ostatniego czasu, iż wraca do Hogwartu. Rok szkolny zaczyna dopiero się w październiku. Został Prefektem Naczelnym, ale ta impreza miała i swoje wady. Dumbledore próbował mu wmówić, iż pomagał Magnusowi w wydostaniu go z Arcis, co było największym kłamstwem. To właśnie wydarzenie przelało czarę goryczy, postanowił skrócić sobie pobyt u przyjaciół. Uciekł na Nokturn, nie powiadamiając nikogo, nawet Gryffin’a. Znalazłszy się na tej ulicy udał się do Mike’a, aby wziąć swoje rzeczy, a przy okazji kupić mieszkanie na Nokturnie. Wiedział, że teraz na pewno nie będzie tam mieszkać, ale w przyszłości może wiele rzeczy się wydarzyć. Dlatego postanowił, że zakwateruje tam Warren’a.



*********



Godryk pchnięty przeczuciem przybrał postać Magnus’a i udał się do Nory. Teleportował się przed starym domem, zapukał do drzwi. Nikt mu nie odpowiedział, więc zapukał jeszcze raz. Dopiero wtedy ktoś zapytał się:

- Kto tam? – zapytała jakaś kobieta.

- Richard Magnus – odpowiedział.

Drzwi otworzyła kobieta o rudych włosach.

- Proszę wejść – powiedziała.

- Dziękuję – odpowiedział.

Kobieta zaprowadziła go do kuchni, gdzie znajdował się Dumbledore i ten niby jego Zakon Feniksa. Gdyby ci wszyscy ludzie poznaliby prawdę to Albus byłby skończony. Oczywiście znał wszystkich tutaj obecnych, jedni byli starsi, a inni młodsi od niego. Szlak go o mało nie trafił jak dowiedział się, iż Trzmiel powołał, a raczej stworzył Zakon Feniksa.

- Przyszedłem zobaczyć się z Harry’m – powiedział.
Zobaczył twarze wszystkich obecnych, wyglądały tak jakby nie chcieli usłyszeć tego zdania. Były przerażone, cos się stało, a on musiał to sprawdzić.

- Śpi – odpowiedział Albus.

- Jest jedenasta trzydzieści, wątpię, aby chłopak dał rady spać przy takim hałasie, jaki tu urządzacie, więc proszę go zawołać.

- Poszedł na Pokątną.

- Z kim?

Tego pytania się nie spodziewali, myśleli, że dyrektor udobrucha albo wprowadzi w blef, Magnusa.

- Z dziećmi – odpowiedział Albus.

- Tak? A jakimi? Bo jedynymi dziećmi, z którymi mógłby pójść są te, które znajdują się w tym pomieszczeniu.

- Richard….

- Nie mów do mnie po imieniu, bo nie jesteśmy na „TY” i przestań pieprzyć Dumbledore! Gdzie jest Potter?

- Nie ma go, uciekł.

- Dosyć! Daję ci chłopaka na tydzień, a ty po zaledwie dwóch dniach gubisz go! Uważasz się za Dyrektora? Dla mnie teraz jesteś niczym. Lepiej żeby chłopakowi nic się nie stało, bo inaczej wylecisz ze swojego stanowiska na zbity pysk. Odpowiesz mi za zgubienie Harry’ego, gwarantuję ci to.

Po tych słowach wyszedł z Nory trzaskając drzwiami. Przeklęty Dumbledore, nie potrafi zadbać nawet o swoje interesy. Teraz wszystko szlak trafia. Miejsce pobytu Potter’a znajdzie z łatwością, w końcu poznał jego moc. Namierzył chłopaka na ciemniej dzielnicy ulicy Pokątnej. Wyciągnął lusterko dwukierunkowe i postanowił skontaktować się ze swoim przyjacielem.

- Acer – w lusterku natychmiast pojawiła się twarz mężczyzny.

- Co jest? – zapytał.

- Każ wystawić artykuł w wydaniu specjalnym Proroka kompromitujący Dropsa.

- O co chcesz go oskarżyć?

- O nieodpowiedzialność jako dyrektora.

- Co się stało?

- Nie upilnował chłopaka – po tych słowach rozłączył się.

Wszedł na magiczną ulicę, kierował się dzięki mocy chłopaka, którą rozpoznawał i zdołał namierzyć dzięki swoim zdolnościom. Dotarł do dość grubych drzwi, w jednych z kamienic Nokturnu. Wywarzył drzwi zaklęciem, zobaczył jakiegoś obcego chłopaka, nie miał czasu na pytanie się, kim jest, wiec od razu trafił go oszałamiaczem. Po chwili usłyszał głos Harry’ego:

- Godryku stój! – krzyknął chłopak.

- Czemu?

- To mój przyjaciel.

Mężczyzna zrozumiawszy, co się stało, ocucił chłopaka zaklęciem, a sam podszedł do Potter’a.

- Dlaczego uciekłeś?

- Nie podobały mi się zachowania ludzi przebywających w Norze.

Mężczyzna zrozumiał, że chłopak nie chce o tym tutaj rozmawiać.

- Wychodzimy.

- Ja mam tutaj swoje rzeczy.

- To te? – wskazał na kufer leżący pod ścianą.

- Tak

Godryk machnął ręką i kufer zniknął. Chłopak pożegnawszy się z zaskoczonym przyjacielem, wyszedł na Pokątną. Wyszedłszy z Dziurawego Kotła, zamówili taksówkę i pojechali na Privet Drive 4. Znalazłszy się pod dawnym domem chłopaka zapłacili taksówkarzowi. Przed budynkiem czekał Dudley. Wszedłszy do budynku wszyscy rozeszli się w swoich kierunkach. Potter do swojego byłego pokoju, De do swojego, a Gryffin do sypialni swojej siostry. Po kilkunastu minutach do tego pomieszczenia przyszli chłopcy.

- Spakowaliście się? – zapytał mężczyzna.

- Ja już dawno – odparł Harry.

- Na pewno nic nie zostawiłeś?

- Nie.

- Dudley wziąłeś wszystko?

- Tak.

- No to chodźmy.

- Wujku chciałbym jeszcze pochodzić trochę po okolicy – powiedział Dudley.

- Dobrze, przyjdźcie na kolacje – powiedział Gryfin, po czym zniknął.

Harry Potter i jego kuzyn poszli do niedaleko położonego parku, usiedli na ławce. Zapadła cisza, którą po chwili przerwał młody miłośnik boksu.

- Harry chciałbym cię przeprosić za te wszystkie lata upokorzeń, znęcania i traktowania jak szmatę od podłogi. Ojciec wmawiał mi, że jesteś dziwakiem, niepotrzebnym człowiekiem, chorym na umyśle. Nigdy nie chciałem cię tak traktować, ale musiałem ze względu na ojca i jaką opinię ci wyrobił wśród sąsiadów. Przy kolegach nie mogłem być miły, a tylko sami byliśmy w domu. Bałem się powiedzieć ci, że jest mi naprawdę przykro tego, co cię spotyka w moim domu. Te czary, jakie robiłeś jako dziecko były naprawdę bardzo fajne. Szczerze to podobały mi się. Najbardziej podobało mi się zdarzenie, kiedy nadmuchałeś ciotkę Marge. To było bardzo zabawne. Mama prawie tydzień śmiała się z tego po kątach. Zaciekawiło mnie to, odkryłem w ten sposób, iż jest czarownicą. Używała zaklęcia w ukryciu, zapewne po to, aby nie zapomnieć wszystkiego, czego się nauczyła. Powiedziałem jej, że wiem o tym dopiero w szpitalu, jak wyznała mi prawdę, że sam jestem czarodziejem. Nigdy sobie tego nie wybaczę, co cię spotkało przez mnie, ale proszę cię o wybaczenie.

Potter nie spodziewał się tego. Wiedział, co powie kuzynowi, prawdę.

- De ja ci nie mam, co wybaczać. Robiłeś to, co musiałeś, a nie, że chciałeś. Z jednej strony czułem się okropnie traktowany, ale z drugiej powinienem wam dziękować, za to, że mnie przygarnęliście jako jedyni z całej naszej rodziny. Szczerze to cieszę się, że jesteś czarodziejem, przynajmniej nie ja jeden z Evans’ów. Mam nadzieję, że kiedyś będziemy się traktować jak bracia.

- Dziękuję, ja też mam taką nadzieję.

- Swoją drogą, co zrobisz z domem?

- Sprzedaję go, ale to nie wszystko. Podczas twojego pobytu w więzieniu, byłem w domu razem z Godrykiem. Znaleźliśmy testament mamy, w którym zapisuje mi cały majątek ojca i poleca nam jakąś prawniczkę. Dowiedziałem się, że ojciec na koncie miał miliony funtów, nie licząc udziałów z firmy. Postanowiłem sprzedać jego udziały, ale mam do ciebie dwie prośby.

- Jakie?

- Pierwsza to taka, iż chcę abyś jako zadość uczynnienie wziął ode mnie połowę majątku mojego ojca i firmy, a druga to taka, iż pragnę abyśmy zostali wspólnikami w interesach.

- To twoje pieniądze i nie mogę ich przyjąć, a co do drugiej prośby to chętnie zostanę twoim wspólnikiem.

- Harry lepiej będę się czuł, jeżeli przyjmiesz te pieniądze.

- No dobrze, wezmę je.

- Mamy jeden problem.

- Jaki?

- Nie jestem do końca pewny tej prawniczki.

- Czemu?

- Już się z nią spotkałem. Ona nie ma swojej kancelarii, ani nie jest prawnikiem z urzędu, ani nigdzie nie pracuje, nie wygrała żadnej większej sprawy. W dodatku mieszka w obskurnym mieszkaniu, bez prądu, gazu, telefonu, a nawet i wody.

- Myślę, że to żaden problem, twoja matka poleciła nam ją, więc jej ufała. Spróbujmy, jeżeli dobrze się wywiąże się z zadań to pomożemy jej.

- Ja jej już jedno zadanie zleciłem. Kazałem jej sprzedać udziały ojca i spłacić kapitał przez niego włożony. Jeżeli dobrze wywiąże się z zadania, pomożemy jej, ale jeśli nie zmieniamy prawnika. Możemy teraz do niej iść.

- Dobrze, chodźmy.




*********



Zapukali do drzwi mieszkania prawniczki. Nikt nie otwierał, ale Dudley dalej stukał. Po chwili drzwi się otworzyły i stanęła w nich młoda kobieta, ale nie zadbała o swój wygląd.

- Dzień dobry, panie Dursley – powiedziała.

- Przyszedłem omówić pewne sprawy – odpowiedział.

Kobieta poprowadziła ich do zakurzonego i brudnego pokoju. Było w nim strasznie gorąco, panował tam straszliwy bałagan. Jedyne, co zwróciło uwagę chłopaków był stos jakiś dokumentów na stole i ułożony z wielką starannością komplet ciuchów. Usiedli na połatanej starej kanapie.

- To jest mój kuzyn, a przyszliśmy sprawdzić jak sobie poradziłaś ze zleceniem, które ci dałem.

- Dobrze, udziały pańskiego ojca sprzedałam, pieniądze są już na pańskim koncie bankowym. – powiedziała podając mu pokwitowanie z banku – Natomiast z kapitałem zrobiłam coś innego. Słuchając pańskiej rady spłaciłby pan tylko sam siebie nic na tym nie zarabiając. Pańska firma udzieliła pożyczkę pieniężną o większej wartości niż kapitał, który pański ojciec włożył. Porozmawiałam z zarządem tamtej firmy i doszliśmy do pozytywnej umowy. Tamta firma nie byłaby w stanie zapłacić zapożyczoną kwotę pieniężną, więc doszliśmy wspólnie do umowy, że to oni spłacą kapitał pańskiego ojca, tym samym uwalniając się od pożyczki.

- Dziękuję.

- To jeszcze nie wszystko. Pańska matka miała udziały w programach w waszej firmie, sprzedałam je tak jak pan prosił, ale jeden program zostawiłam. Zrobiłam to, ponieważ przynosi on dość duży zysk, a w testamencie zapisała te udziały i wszystkie kwoty dochodowe z nich niejakiemu Harold’owi James’owi Potter’owi. Skłoniło mnie do tego nazwisko tej osoby, jest ono znane w Wielkiej Brytanii. Oni nie pozwolą sprzedać swoich udziałów, jeśli przynoszą im zysk, a na pewno tak jest. Ludzi o takim nazwisku, są niebezpieczni w interesach. Już niejedną firmę doprowadzili do bankructwa. Oni mają wszędzie wpływy, dlatego radzę panu jakoś się od nich uwolnić.

- Droga pani Mercedes Dantes proszę mi wybaczyć ten oficjalny ton, ale nie pozwolę obrażać w mojej obecności kogokolwiek z Potter’ów. To dzięki niemu jeszcze pracuje pani dla nas, to on chciał dać pani szansę i on zadecyduje czy otrzyma pani od nas pomoc. Dla pani wiadomości mój kuzyn tutaj obecny jest owym Potter’em.

Kobieta nie wiedziała, co powiedzieć, jedynie, co mogła to przeprosić.

- Przepraszam.

- Nic się nie stało, nie znam całej mojej rodziny, bo chyba wszyscy umarli. Jestem ostatnim z tej rodziny, ale proszę nikomu o tym nie mówić ani, że byłem tutaj, a także, że pracuje pani dla mnie. Od dzisiaj pracuje pani dla nas, moje polecenia będą przekazywane osobiście przez mnie lub przez Dudley’a. Pomożemy pani, zmienimy mieszkanie, damy pracę i potrzebne środki do życia i reprezentowania nas.

- Tak, zgadzam się z moim kuzynem. Dobrze pani wykonała zlecenie, które dałem wcześniej. Proszę o stworzenie konta mojemu kuzynowi i przekazać połowę pieniędzy z kont mojego ojca, a także ze sprzedaży udziałów i spłacenia kapitału. Wszystkie zyski i udziały, które pani zlecimy proszę tak dzielić. Proszę sprzedać mój dom i firmę.

- Dobrze, a gdzie będzie pan mieszkał.

- Proszę zakupić jakiś duży dom na moje nazwisko. Mieszkamy razem – odpowiedział Harry.

- Nie będą panowie prowadzić żadnej działalności?

- Będziemy, po to tu przyszliśmy. Założy pani na nasze nazwiska firmę cukierniczą, w tym kraju ludzie uwielbiają słodycze. Część moich pieniędzy przeznaczy pani na domy dziecka, szpitale i na potrzebujące placówki. Za całość wykonywanej pracy, będzie pani otrzymywać trzydzieści tysięcy funtów miesięcznie.

- Dziękuję, są panowie nad wyraz hojni.

- Jutro otrzyma pani pieniądze na zmianę warunków życia.

- Za tydzień jest walka na ringu. Najlepsi zawodnicy boksu naszej dzielnicy mają się tam zmierzyć, oczywiście będą też i inni.




*******

Godryk teleportował się do Hogwartu, mógł to zrobić bezpośrednio do gabinetu, ale wolał przejść tą drogę pieszo. Chodząc tak zobaczył dość duże zmiany, odmiany, które nie były dobre. Kamienna chimera od razu odskoczyła na bok, gdy zauważyła mężczyznę. Do gabinetu wszedł po cichu, zobaczył tam bladego dyrektora, który czytał gazetę. Było to wydanie specjalne Proroka Codziennego. Starzec nie zauważył go, Gryfin musiał z nim porozmawiać.

- Dumbledore coś ty narobił. Przez twoje pomysły wiele osób ma kłopoty.

- Kim jesteś?

- Jestem Magią, a twoim dawnym przyjacielem.

- Godryk! Przecież ty nie żyjesz.

- Żyję, jestem cały z krwi i kości. To nie jest miła wizyta. Zniszczyłeś życie chłopakowi, nie mówiąc mu prawdy. Dziwisz się, dlaczego chcą cię odsunąć od opieki. Jesteś nieodpowiedzialny, zrobiłeś zbyt wiele zmian, wyrzuciłeś obrazy z tego gabinetu. Po to żeby chłopak się nie dowiedział? Przecież oni i tak już nie żyją. Popełniłeś wiele zbrodni i błędów, za które będziesz musiał zapłacić. Jeżeli Harry’emu spadnie włos z głowy i to z twojej winy drogo mi za to zapłacisz.

- Ale…

- Nie ma żadnego, „ale”, żegnaj.



*******



Harry wracał właśnie z kuzynem do domu, weszli przez próg. W pomieszczeniu było dziwnie bardzo ciemno. Chłopak zapalił światło, a tu nagle rozległy się krzyki.

- NIESPODZIANKA! – zawołało kilka głosów.

Oczom chłopaka ukazało się przyjęcie urodzinowe na jego cześć.

- Wszystkiego najlepszego Harry, niektóre z stąd osoby znasz, ale resztę nie. Ode mnie prezent dostaniesz później.

- Chłopcze jestem Richard Magnus, twój prawdziwy kurator, masz tutaj uniwersalne lusterko dwukierunkowe. Wystarczy powiedzieć imię i nazwisko lub pseudonim osoby, z którą chcesz porozmawiać – mężczyzna powiedziawszy to uśmiechnął się.

- A ja Bartosz Pascal, twój drugi kurator. Dowiedziałem się, że chcesz być aurorem, ale dostałeś „P” z eliksirów. Załatwiłem ci poprawkowy egzamin, skonsultowałem to jeszcze z twoim wujem i doszliśmy, że będziesz pisał też test z Historii Magii.

- Dziękuję, ale, o co chodzi z tym drugim kuratorem?

- Godryk ci wyjaśni.

- Harry na początek naszej rozmowy chciałem cię przeprosić za moje tchórzostwo – powiedział podchodząc trzeci z mężczyzn.

- Nie rozumiem.

- Otóż Harry, nazywam się Chris Potter i byłem bardzo dalekim kuzynem twojego ojca. Nigdy nie wiedziałem, że James ma syna. Dowiedziałem się dopiero, gdy gazety zaczęły o tobie pisać, to wtedy stchórzyłem z napisaniem do ciebie. Nie znam wszystkich członków naszej rodziny, ale z tego, co wiem to jest ich bardzo niewielu albo ich w ogóle nie ma.

- Rozumiem, cieszę się, że nie jestem sam.


Od Horacy’ego Slughor’na dostał Eliksir Spokojnego Snu, a od Acera zmieniacz czasu. Po chwili zabawy na rozmowę poprosił go Godryk.

- Harry jest kilka spraw, o których musimy porozmawiać.

- Właśnie, o co chodzi z tym drugim kuratorem?

- No dobrze zacznijmy od tego. Pojutrze masz rozprawę w Sądzie Magicznym.

- Ale…

- Nie bój się, to nic złego.

- To, po co ja tam muszę przybyć?

- Bo ta sprawa dotyczy opieki Dumbledore’a na tobą.

- Nie rozumiem.

- Jako dyrektor Albus, ma takie prawa, a ja chcę mu je odebrać. To po to jest ten drugi kurator.

- Rozumiem. Jest cos jeszcze?

- Tak.

- Co takiego?

- Widzisz to nie jest takie proste. Nie rozmawiałem z tobą o tym, bo nie wiedziałem jak zareagujesz, ale kiedyś musi nastąpić ten moment. Słyszałeś o magicznych rasach?

- Tak.

- Dafne i Aravan nie byli zwykłymi czarodziejami.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

- To, że mieli krew innych ras.

- O co ci chodzi?

- Twoi biologiczni rodzice mieli w sobie geny swoich przodków. Powiem ci tyle oboje byli wampirami. Otrzymali to poprzez swoich przodków, ale to nie wszystko, mieli w sobie geny jeszcze innych ras. Kiedy Dafne była w ciąży zapytałem ich czy dziecko też będzie miało te geny, oni odpowiedzieli, że tak. Aravan dodał jeszcze, że obawia się, że ich dziecko będzie miało wszystkie geny ich przodków.


Chłopak nie wiedział, co powiedzieć, zawsze myślał, że jest zwykłym człowiekiem. Potem dowiedział się, że jest czarodziejem, później Wybrańcem, a teraz mieszańcem. Bestią z krwi i kości. Wiedział, że wuj go nie okłamuje, nie w takiej sprawie. Zdążył się nauczyć godzić z najgorszą prawdą, musiał przyjąć to, co mu jest przeznaczone.

- Jest coś jeszcze? – zapytał.

- Tak, jest. Twoja zwykła moc czarodziejska jest bardzo potężna.

- Nie mam żadnej potężnej mocy.

- Masz.

- Niby, jaką? Muszę się uczyć dość długo jednego prostego zaklęcia. To jest ta potężna moc.

- Harry masz tą moc, tylko nie umiesz jej wykorzystywać. Każdy z czarodziei ma moc zwykłą i indywidualną. Tą drugą trzeba w sobie odnaleźć i obudzić, albo stworzyć. Ty te moce masz już w sobie, tylko musisz nauczyć się nad nimi panować.

- Rozumiem, ale Godryku jest cos jeszcze, prawda?

- Tak. Dafne i Aravan po wykonaniu rytuału rzucili na ciebie potężne zaklęcie, tym samym tworząc w tobie barierę blokującą twoją moc. Polega ona na tym, że blokuje większą część mocy posiadającego czarodzieja. W tobie zablokowała ona geny przodków twoich biologicznych rodziców, a przy okazji i twoje moce. Nie wiem, dlaczego to zrobili, myślę, że powodem było zapewnienie ci bezpieczeństwa i tego abyś sam się nauczył używać swojej zwykłej magii, gdy ich nie będzie. Po ich śmierci zabrali cię twoi drudzy rodzice, oni również rzucili na ciebie barierę, ze względu na ich pochodzenie. Lily wiedziała, że moc tkwiąca w tobie może przebić tą barierę. Jedynie ona i twoja chrzestna matka potrafiły używać prawdziwą Starożytną Magię. Ze względu bezpieczeństwa podarowały ci swoje dary, tym samym twoja matka znów stworzyła barierę, ale z magii, której ci przekazały. Później ktoś znowu rzucił blokadę, ale do tej pory nie wiem, kim była ta osoba.

- To znaczy, że tam moc, która chroni mnie na Privet Driver 4 to ta bariera?

- Nie. Dumbledore powiedział ci, że Lily poświęcając się za ciebie, stworzyła ci ochronę, która zniknie po ukończeniu przez ciebie siedemnastego roku życia. Ona wykonała zupełnie coś innego, kilka dni przed zaatakowaniem Riddley’a wykonała starożytny rytuał chroniący osobę, kiedy znajduje się w pomieszczeniu, które uważa za swój dom. Trwa on do dwudziestego roku życia, można go przedłużyć. Poświęcając się wzmocniła ten rytuał. Żadne z twoich rodziców nie przypuszczało, co przyniesie ci los. Nie wiedzieli, że jako dziecko obronisz się przed zaklęciem uśmiercającym, nie domyślali się, że znajdziesz Kamień Filozoficzny, który wiele osób szukało. Już te dwie rzeczy osłabiło barierę, którą na ciebie rzucili. W drugiej klasie, pokonałeś Bazyliszka, którego jad zaatakował blokadę. Dowodem na to, że posiadasz potężną moc i to, iż blokada zaczyna powoli zanikać, świadczy stworzenie Patronusa w trzeciej klasie. Największym błędem Voldemorta, było pobranie od ciebie krwi, robiąc to, obudził swojego największego wroga, a u ciebie sprawił, że twoje geny zaczęły się rozbudzać. Gdy pierwszy raz chciał cię zabić, stworzyła się między wami więź. Mówiono ci, że to przez nie masz wizje, ale to nie prawda, to jest sprawka twoich mocy, nad którymi nie umiesz jeszcze zapanować.

- Kiedy będą moje przemiany?

- Nie wiem, ale będą się one pojawiać stopniowo.

- Skąd to wszystko wiesz?

- Jestem Królem Magii, chcę czy nie mam wszystkie rasy w sobie.

- Rozumiem. Powiedz mi, dlaczego Pazurzyca (tak nazwał panterę z Arcis) przywiązała się do mnie?

- Jest na to klika wyjaśnień, ale ja zacznę od tego. Dowiedziałeś się, co oznaczają te nazwiska na liście?

- Nie.

- No dobrze, to ja ci powiem, co oznaczają, ale ty masz dowiedzieć się reszty. Morfes oznacza Zakon o takiej samej nazwie, lecz przeważnie przed tym nazwiskiem pojawia się tytuł stanowiska, na którym zasiada dana osoba. Nie pojawia się on jedynie, gdy ktoś należy do rządzących zakonem. Draxter to nazwisko rodu, do którego należał, a raczej przewodniczył twój ojciec. Twój ojciec był ostatnim z założycieli tego rodu, ale ten tytuł wiele nie oznaczał w Zakonie. Liczono się z nim, bo był Lordem, a jego dziadek Księciem. Co do twojego pytania to myślę, że pantera przywiązała się do ciebie, dlatego że masz dar, annimagii. Annimag to opiekun danej grupy zwierząt, może on przybierać formę zwierzęcia i otrzymywać od nich cechy. Taka osobą była Lily, tylko, że jest jedno, „ale”. Ona również była mieszańcem, a inaczej Belunką. Podczas przemiany wyglądają oni na wzór z rodziny kotowatej, dodając do tego skrzydła. Mają oni władzę nad wszystkim zwierzętami, w dodatku mogą mieć jakieś stworzenie jako ducha opiekuna. Myślę, że przez to powstała między wami więź.

- Dziękuję. Kiedy nauczysz mnie tego, co potrafisz?

- Właśnie chciałem ci jeszcze to powiedzieć. Po rozprawie w sadzie udasz się do mojego przyjaciela Glader’a na trening. Użyjecie zmieniacza czasu, ma on nauczyć cię opanować emocje i moc. Jeżeli opanujesz tą umiejętność nauczy cię oklumencji. Będziesz tam cztery dni, ale pod zmieniaczem upłyną dwa miesiące.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kazan
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 11 Paź 2006
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Zamku Starożytnych

PostWysłany: Czw 15:02, 25 Sty 2007    Temat postu:

No. no, no... Co rozdział to lepiej. Czekam na następny.

PS.Rozwiń szkolenie z Godrykiem na kilka rozdziałów.Jeśli jest jeden robi się nudno.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kazan dnia Czw 20:06, 01 Lut 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Iras
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 17 Wrz 2006
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Czw 15:12, 25 Sty 2007    Temat postu:

Ciekawe nawet bardzo. Coraz bardziej gnoisz Dumbledora. Oby tak dalej Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bloomi19
Wojownik



Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pią 12:30, 26 Sty 2007    Temat postu:

Opowiadanie ciekawe, są wprowadzone nowe wątki. Bardzo podoba mi się ten rozdział, mam nadzieję, że następny rozdział już nie długo się pojawi. Życzę dużo weny Smile!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madius
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 25 Cze 2006
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:02, 26 Sty 2007    Temat postu:

Dużo zaczerpnąłeś z pewnej, a że ją lubię to od razu rzuciło mi się w oczy. Jednocześnie ładnie to oprawiłeś i spodobało mi się, choć miałem pewne opory, aby zacząć czytać. Gratulacje i powodzenia.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Feniks
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Pią 19:31, 26 Sty 2007    Temat postu:

hmmmm w sumie to bardzo ładnie.. tylko szkoda ze za duzo chcesz ujmowac w jednym rozdziale.. z niecierpliwością czekam na nastepny Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ares
Wojownik



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Nie 19:01, 28 Sty 2007    Temat postu: Rozdział 18

Złoty Chłopiec Gryffindoru, nigdy nie spodziewał się, że aż tyle rzeczy może się zmienić przez kilka dni. Tym bardziej nie mógł się domyślić, co go spotka na tych wakacjach. Przeważnie lato dla niego było najgorszą porą roku, ale teraz czuł, że będzie inaczej. Wszystko się zmieniło, gdy postanowił wyprowadzić się od Dursley’ów. Zamieszkanie na Nokturnie, porwanie przez Voldemorta. Tortury w Jaszczurzym Dworze, bycie niewolnikiem, następnie służącym. Dopiero potem stał się członkiem jednej z najpotężniejszych rodzin Arabii, poznanie Alfonsa. Powrót razem z nim do Anglii, już wtedy myślał, że wszystko się zmieni i będzie mu lepiej razem z wujem. Jednak jemu musiało się znowu coś przytrafić, jedną z takich rzeczy był powrót Godryka. Zamieszkał z nim, ten człowiek nie okłamywał go. Oczywiście nie mówił całej prawdy od razu, ale stopniowo. Zawsze myślał, że James i Lily to było przykładne małżeństwo. Był dumny z tego, że jest ich jedynym synem, aż tu nagle dowiedział się, że ma jeszcze innych rodziców. Następnie dowiedział się, że Dudley jest czarodziejem, ich stosunki uległy poprawie. Gdy pogodził się z tymi faktami i przyjaźń między De, a nim zaczęła rozkwitać, poznał następne fakty. To było straszne, myślał, że jest zwykłym czarodziejem, ale jednak nie, był mieszańcem. Stworzeniem, o którym myślał, że nie istnieje, był wampirem. Nauczył się godzić nawet z najgorszą prawdą i to pozwoliło mu nie załamać się nerwowo. Chciał być potężnym czarodziejem, takim, jakimi byli jego rodzice. Dlatego też musiał nauczyć się panować nad emocjami, pomagać ma mu w tym Galder, który jest przyjacielem Godryka i to z jego polecenia jego nowy trener, ma go nauczać. Do umysłu trafiło właśnie wspomnienie jak się znalazł w tym pięknym zamku.

#Wspomnienie#

Harry stał patrząc się na dużą sale wejściową. Na ścianach owej sali wisiały przeróżne chorągwie i sztandary z herbami. Powoli wszedł do zamku przyjaciela swojego wuja, pośrodku na podłodze wyryty był olbrzymi symbol, przedstawiający jakąś olbrzymią czarną małpę. Nagle zatrzymał się przed dużymi, czarnymi drzwiami. Galder dotknął ręką miejsca, gdzie był klamka, drzwi nie wydając żadnego odgłosu otworzyły się. Harry przez chwilę patrzył zdziwiony. Jednak z rozmyślań wyrwał go, znany mu już metaliczny głos.

- To twój pokój Potter. Rozpakuj się i przyjdź do mojego, chce z tobą zjeść kolacje.

- Ale jak mam do niego trafić? - wyjąkał Harry.

- To proste wystarczy, że wypowiesz lub pomyślisz o miejscu, do którego chciałbyś się dostać, a na ziemi pojawi się widoczne tylko dla ciebie widmo „strzałki” prowadząca do mojego pokoju. Kolacja będzie o dwudziestej drugiej, więc masz jeszcze czterdzieści pięć minut. No to chyba wszystko, a byłbym zapomniał, w szafie znajdują się nowe ubrania, chcę żebyś po zamku chodził tylko w nich. Na kolacji omówimy jutrzejszy dzień. Drzwi otwierają się tylko, na mój i twój dotyk.

Galder oddalił się zostawiając Harry’ego na korytarzu. Młody Potter odwrócił się i wszedł do swojego nowego pokoju.

#Koniec Wspomnienia#


Pokój był w rozmiarach olbrzymiego apartamentu. Naprzeciw jego na podwyższeniu stało największe łóżko, jakie widział w życiu, pięciokrotnie większe od tego, w którym sypiał w Hogwarcie. Pościel była w czarnym kolorze, tak samo jak baldachim. Obok łóżka stała podręczna biblioteczka. Szafa z ubraniami znajdowała się po lewej stronie od wejścia obok stało duże, oprawione w srebro lustro wysokości ok. 2,5m. właściwie to komnata była w kształcie dziurki od klucza, w prostokącie było tylko łóżko, biblioteczka i szafa na ubrania. W części okrągłej nie stał żaden mebel oprócz dużego okrągłego stołu z krzesłami po środku, wszystkie meble pokryte były dziwnymi znakami. Takie same znaki zresztą były również na okrągłym czerwono - złotym, starym dywanie.

Jednak najbardziej zadziwiające według Harry’ego były ściany i sufit. Wszystko było zrobione, z nieznanego Harry’emu jasnego kamienia. Sufit zaś przypominał kopułę kościoła. Ściany najbardziej przyciągnęły jego uwagę, ponieważ wisiały na nich miecze, tarcze, sztylety i innego rodzaju broń biała. Dwa olbrzymie okna znajdowały się z tyłu, po obu stronach łoża. Na stole leżała karta pokoi i ich funkcji.

Uwagę Harry’ego przykuwały jedne małe drzwi tuż obok szafy. Chciał je otworzyć jednak nie znalazł klamki „działają na dotyk” pomyślał. Dotkną palcem wskazującym miejsce gdzie powinna być klamka, a one otworzyły się. W środku panował mrok jednak, kiedy przekroczył próg światło zapaliło się samoczynnie. Wystarczył jeden rzut oka by wiedzieć gdzie się znajduję. Był w łazience, która do złudzenia przypominała tą z Hogwartu, dla prefektów tylko jak wszystko pozostałe w tym zamku, była większa i dodatkowo miała prysznic.

Harry spojrzał na zegarek miał jeszcze czterdzieści minut. Bez zastanowienia rozebrał się, zrzucając przepocone już szaty i wskoczył pod prysznic. Po dziesięciu minutach wyszedł z pod niego wycierając się jednym z czarnych ręczników. Powoli wyszedł z łazienki zostawiając w niej swoje dawne ubrania. Użył zaklęcia suszącego włosy.

Otworzył pierwsze z trzech drzwi bogato zdobionej szafy. Znajdowała się tam bielizna, skarpety oraz podkoszulki i koszule. Harry powoli wciągnął jedną parę majtek i skarpet. Wszystko było czarne. W drugiej szafie znalazł chyba z sześćdziesiąt szat i garniturów różnych kroi, jednak nadal tak zresztą jak buty i skórzane płaszcze i kurtki było czarne.

Dwa miesiące treningu u Galder’a dobiegały ku końcowi, zostały jeszcze tylko dwa dni. Dwa dni treningu. Zdążył nauczyć się opanowywać emocje jak i oklumencję. Nowy trener pokazał mu jak panować nad mocą i nie dopuścić, aby jej pokłady się ujawniły. Nauczył go jak ją zmniejszyć do minimum, ponieważ była zbyt łatwo wykrywalna. Właśnie siedzieli w wielkim salonie i kończyli walkę na oklumencję, gdy Galder pierwszy się odezwał.

- Harry, myślę, że powinniśmy porozmawiać – powiedział trener. – Napijesz się czegoś?

Harry kiwnął głową, Galder wyciągnął trunek i nalał mu do wysokiej szklanki. Sam napełnił swoją szklankę do połowy bursztynowym płynem. Podsunął mu piwo. Przez chwilę trzymając w ręku swoją szklankę, przyglądał się ciemnemu horyzontowi jakby zbierał myśli. W końcu wstał z fotela i włożywszy jedną rękę do kieszeni podszedł do krawędzi.

- Zastanawiasz się pewnie, kim jestem?

- Tak. Nic o sobie nie mówisz, nie wiem czy masz rodzinę, przyjaciół. Zapewne masz mało lat, ponieważ wyglądasz bardzo młodo. Ty o mnie wiesz wszystko, ale ja o tobie zero. Mimo to uważam cię za przyjaciela.

- Ja też uważam cię za przyjaciela. Mam sto dwadzieścia osiem lat.

- To niemożliwe.

- Możliwe, bo jestem dżinem, a one żyją po dziesięć tysięcy lat.

- Dżinem?

- Tak. Jesteśmy innej rasy, nie różnimy się prawie wyglądem od ludzi. Dysponujemy większą mocą. Dzielimy się na dwie grupy dżiny i pół-dżiny. Ja jestem tym drugim. Ci pierwsi mogą przemieniać się w tak jakby duchy. Jest nas już bardzo mało. Moją rodziną są właśnie oni, wśród naszej społeczności jestem Lordem Galdar’em Rotzer, przedstawiający ten ród. Nasza rasa stworzyła społeczność, która nazwana jest Zakonem Gambetus.

- Rozumiem. Powiedz mi, dlaczego Lucjusz Malfoy wyszedł na wolność? – zapytał chłopak.

- Malfoy’owie to stara rodzina czarodziei, mająca wpływy i pieniądze.

- Przecież były dowody oskarżające go.

- Owszem, ale żyjemy w takich czasach, że wystarczy drobna łapówka, a jesteśmy niewinni.

- To, w jaki sposób można by go wsadzić znowu do Azkabanu?

- Wystarczy magia nazwiska.

- To znaczy?

- Nazywasz się Potter, to starsze i szlachetniejsze nazwisko od Malfoyów. Potterowie mają wpływy, pieniądze i władzę. To, że zostałeś tylko ty nic nie znaczy. Odnów dawną potęgę twojego rodu. Nie musisz wszystkiego robić od razu, wystarczy stopniowo.

- Ale ja nie mam tytułu.

- Masz, jesteś dziedzicem Black’ów, ta rodzina jest powszechnie znana. Po za tym Potterowie nie potrzebowali tytułu. Chociaż twój praprapradziadek miał tytuł Lorda. Po za tym teraz możesz sobie zasłużyć na taki tytuł.

- W jaki sposób?

- Bądź sławny, bogaty, a przede wszystkim kochaj i miej uczucia.

- W świecie czarodziei jestem sławny i bogaty.

- Co do tego drugiego to nie mam wątpliwości, ale sława polega na mówieniu o tobie samych pozytywnych rzeczy.

- A ty, co mi radzisz?

- Jeżeli chcesz wtrącić Lucjusza do Azkabanu przede wszystkim musisz sobie znaleźć szpiega w szeregach Voldemorta. Wyrób sobie opinie potężnego i wpływowego czarodzieja, tak samo zrób wśród mugoli. Niech nikt nie myśli, że to ty stoisz za jakimś przestępstwem. Opinie masz mieć nieskazitelną, a dowodów na twoją winę nie może być żadnych.

- Wiesz może dlaczego Drops mnie okłamał mówiąc, że pomógł mnie wydostać z Arcis?

- Tą sprawę powinien wyjaśnić ci Godryk. Mam dla ciebie pewną propozycję.

- Jaką?

- Zostaniem jednym z nas.

- Możesz dokładniej wyjaśnić?

- Zostań dżinem.

- W jaki sposób?

- Przez Eliksir Naznaczenia.

- Nie wiem, daj mi trochę czasu na zastanowienie.

- Nie, masz mi dać odpowiedź tu i teraz. Pamiętaj, nigdy nie będziesz miał mocy dżinów.

- No dobrze.

Mężczyzna wyciągnął z kieszeni eliksir i podał Harry’emu eliksir. Chłopak wypił jednym haustem napój.

- A teraz mały pojedynek? – zapytał mężczyzna

- Jasne – odpowiedział Potter

Mężczyzna wyczarował podest i wszedł na jego jeden koniec. Chłopak także wyszedł na podest i powiedział do przeciwnika

-Walkę czas zacząć – powiedział Harry i jeszcze szerzej się uśmiechnął.
Zauważył, że jego przeciwnik, mimo że jest od niego starszy, dłużej się uczył i jest bardziej doświadczony zastanawia się, co zrobić. Określa każdy ruch, każde zaklęcie, które chce użyć w tej walce. Nie chce się poddać urokowi pojedynków, jak to od pewnego czasu nazywa Harry. On, od czasu, kiedy dowiedział się prawdy na swój temat traktuje walkę trochę inaczej niż wcześniej. Nie układa sobie w głowie gotowego planu, bo one najczęściej zawodzą i są powodem, przez które się przegrywa. Chłopak dawał się ponieść chwili i robił to, co uważał w danym momencie, za najodpowiedniejsze, to, co podpowiadało mu serce z małą pomocą rozumu.

Potter odgonił od siebie wszystkie myśli i skupił się na pojedynku. Nigdy nie atakował pierwszy, więc teraz też czekał na ruch przeciwnika. Walka się zaczęła. Mężczyzna atakował z niesamowitą szybkością, a chłopak się bronił i na odwrót. Najpierw rzucali zwykłe oszałamiacie, ale po chwili przeszli już do bardziej zaawansowanych zaklęć. Mężczyzna wiedział, że chłopak jest szybki i dobry w walce. Dziwił się gdyby było inaczej po pobycie w najgorszym więzieniu na świecie. Jego przeciwnik był dobry, ale on nie mógł przegrać, przecież jest dżinem. Właśnie popełnił największy błąd, przez głupią chwilę nieuwagi Potter odebrał mu różdżkę. Widział jak chłopak cieszy się ze zwycięstwa, którego jeszcze nie zdobył, bo on zna magię, jaką Potter nie widział nigdy na oczy.
Po chwili złączył ręce, które palcami były skierowane w stronę Harry’ego. Następnie rozłożył je i złączył nadgarstki. Z wewnętrznych części dłoni wyleciał promień, który po chwili rozdzielił się na kilka mniejszych. Zaczęły okrążać chłopaka, a po kilku sekundach znowu ruszyły prosto w niego, ale już z kilku stron. Nie mógł uciec...
Lecz nagle przed chłopakiem pojawiła się tarcza. Zaklęcie rzucone przez przeciwnika wsiąkło w nią, a potem tarcza rozpłynęła się w powietrzu. Mężczyzna zdążył zobaczyć, co to za tarcza, wystarczyło mu to na domyślenie się, że trzeba powiadomić opiekuna chłopaka. Wyciągnął lusterko dwukierunkowe i powiedział.

- Godryk – po chwili nastąpiło połączenie.

- Coś się stało?

- Masz dwie minuty na przybycie do mnie – powiedziawszy to rozłączył się.


Po chwili Gryfin zjawił się w salonie.

- Co się stało, Galder?

- Sprawdź.

Godryk zamknął oczy i powoli zaczął wyczuwać magią, która tutaj przebywała i jest.

- Wyczuwam dwie magie, z dwóch osób. Rozegrał się tu pojedynek, mocy tej samej, ale i innej. Magia różnych dżinów, gdzie jest ten drugi?

Rotzer wskazał na Potter’a, Gryfin bez słowa uprzedzenia rzucił na chłopaka zaklęcie.

-Hater – wypowiedział. Czar poleciał w stronę celu, ale tuż przed młodzieńcem wytworzyła się tarcza.

- Galeder, powiedz Kazan’owi, że ma tu się zaraz zjawić.




Po piętnastu minutach skrzaty wprowadziły zakapturzoną postać. Mężczyzna zobaczył w nim dwie osoby, jakiegoś chłopaka i swojego kolegę po fachu.

- Galderze czemu mnie wezwałeś? – zapytał tego drugiego.

- Sprawdź sobie chłopaka to się dowiesz.

- Robes. – Wokół chłopaka pojawiła się tarcza z dwoma herbami. – O kurwa! – powiedział Kazan.

- Sam się zdziwiłem, jak to zobaczyłem.

- Jakim cudem ma on herb twojego rodu?

- Dałem mu Eliksir Naznaczenia nie wiedząc, że jest już jednym z nas.

- Dobrze, zabieram chłopaka – powiedział przybysz.

- Nie.

- Czemu?

- Musi przejść trening u mnie.

- Przejdzie później.

- Nie.

- Jest członkiem mojego rodu, ma w sobie krew moich przodków.

- Owszem, jest tak, ale trening odbędzie najpierw u mnie.

- Nie.

- Tak chce jego opiekun.

- Gówno mnie obchodzi, co on chce. Jakie on ma prawo do niego? Kimże on jest? Zapewne to jakaś miernota czarodzieja.

- Ja nim jestem i to moje prawo. Widzę, że twoje maniery, Kazan’ie zmalały do zera. Uważasz mnie za miernotę niegodną noszenia różdżki, może chcesz sprawdzić, na co mnie stać? Gówno cię obchodzi cię moje zdanie, mnie twoje też – powiedział Gryfin.

- Godryk…..Wybacz Panie, nie wiedziałem, że to ty – odrzekł zszokowany mężczyzna.

- Kazanie jesteś panem rodu Vexer. Posłuchaj mnie uważnie, zapewne znasz powiązanie twoje i tego chłopaka. Nie wierzę, że byłoby inaczej. Potter trenuje już u Galder’a, gdy skończy przejdzie w twoje ręce. Taka jest moja wola. Poza tym chodzi do Hogwartu, ta szkoła obowiązuje go i to tam będzie miał z wami treningi.

- Jak sobie życzysz – powiedziawszy to wyszedł.



Potter nie wiedział, co powiedzieć, był zły, że rozmawiali o nim decydowali za niego tak jakby go tutaj nie było.

- Może mi to wytłumaczycie?

- Tak, Harry właśnie obudziła się jedna z ras twojego ojca. Galder nie wiedział, że jesteś dżinem, dlatego podał ci eliksir, ale to nic złego. Kazan to daleki kuzyn twojego ojca, Aravana, zarządza jednym rodem, który stworzyli jego przodkowie. Mieliśmy zakończyć trening u Rotzera, ale to, co się stało zmienia całkowicie plany. Jako że należysz również do jego rodu, to będziesz się musiał nauczyć magii dżinów, od niego jak i od Kazan’a. Natychmiast zabieram cię do domu, twój trening odbędzie się w Hogwarcie.

Galder jeszcze raz wrócił, do szafki odsunął szufladę i wyjął dwa przedmioty, były to metalowe kije o średnicy, co najmniej, 2,5cm i długości 35cm. Miały czarne rączki i dziwne końcówki po obu stronach. Wyglądały trochę jak miecze Jedi z Star Wars, które Harry oglądał u wujostwa. Galder podał młodemu Potter’owi kije.

- To broń przeciwko wampirom i olbrzymom, w stosunku do ludzi jest zbyt ostra, ale teraz liczy się efektywność, a nie prawo – wyjaśnił – Batzery Rotzerów. Jak pewnie widzisz mają cztery guziki pierwszy pozwala rozłożyć batzery – nacisnął, a kij wydłużył się z jednej i z drugiej strony o jakieś 60cm – drugi uaktywnia tarcze, która odbija wszystkie zaklęcia, poza zabijającym. Następny to miotacz „Expeliiamus”, ostatni „Drętwoty”, strzelać możesz i z pozycji rozłożonej jak i złożonej bez różnicy. Wszystko jasne? – Harry kiwnął głową.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ares
Wojownik



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Nie 19:05, 28 Sty 2007    Temat postu:

Niektórzy z was pomyslą, że skopiowałem pewien blog do tego rozdziału. Owszem zaczerpnąłem pomysł z tamtego opowiadania, ponieważ chciałem umieścić akurat dżinów w tym fanficku. Jednak dalsza treśc będzie całkiem inna. Przyczyną tego co zrobiłem, był brak pomysłu na umieszczenie go na klawiaturze.

Pierwsze ostrzeżenie za pisanie dwóch postów pod rząd. Następnym razem dostaniesz minus, gdyż mogłeś napisać w poście niżej lub też go edytować.

Madius


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania ze świata Harrego Pottera Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
Strona 5 z 5

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin