Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna MITHGAR ŚWIAT FANTASY
FORUM ZOSTAŁO PRZENIESIONE NA http://mithgar.jun.pl/
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Harry Potter i Straszna Prawda
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania ze świata Harrego Pottera
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Upadły Anioł
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 01 Paź 2006
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z tartaru

PostWysłany: Sob 19:39, 30 Gru 2006    Temat postu:

Przypomina mi koncowka troche opowiadanie " z pradem" normalnie jest swietne tylko tez troche zajechalo mi moim opowiadaniem ale moge sie mylic no dobrze opowiadanie ogolnie jest swietne pozdrowka sle

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Naia Snape
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 18 Gru 2006
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Królestwa Vampirów

PostWysłany: Sob 23:18, 30 Gru 2006    Temat postu:

Fajny rozdział, Ares! Bardzo mi się to podoba, więc pisz tak dalej i nie waż się przestawać, bo będziesz miał ze mną do czynienia. Uważam, że ten rozdział jest już lepszy niż poprzedni, więc jeszcze raz mówię - pisz, a dojdziesz do ogromnego poziomu, bo widać, że szybko uczysz się na własnych błędach
Pozdrawiam
Naia Snape


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Feniks
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Nie 0:02, 31 Gru 2006    Temat postu:

a mi tu gothic zajechał:F brakuje jeszcze buntu więźniów:] ale cóż piszesz ciekawo i bardzo dobrze wykorzystujesz neutralne czynniki wprowadzając je do opowiadania tworząc jedyny niepowtarzalny ff:D a sporo ich przeczytałem i wiem że ten chyba jest najbardziej odmienny z wszystkich

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gosc
Gość






PostWysłany: Nie 0:19, 31 Gru 2006    Temat postu:

Feniks ty to wszystko musisz wywęszyćRazz
Powrót do góry
Smok
KRÓLEWSKI MAG



Dołączył: 31 Paź 2006
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białystok

PostWysłany: Nie 1:06, 31 Gru 2006    Temat postu:

Cytat:
brakuje jeszcze buntu więźniów

No, super pomysł. Bunt więźniów, przejmują oni któryś z poziomów więzienia, lecz zostają obezwładnieni, później któryś planuje ucieczkę, zabiera ze sobą jeszcze kilku, rusza za nimi pościg, szukają ich po całym kraju, a oni próbują przedostać się za granicę, kilkoro ginie...
Piękna historia. To tak na przyszłość Laughing
Sorry, nie mogłam się oprzeć pokusie >>za dużo filmów smoku, za dużo<

Smok/czyca


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Carmen Black
Obywatel



Dołączył: 30 Sie 2006
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Czeluści

PostWysłany: Nie 1:49, 31 Gru 2006    Temat postu:

I widzisz, Aresie? Trochę uczuć, kilka akapitów, a zmienia odczucia. Coraz lepiej, coraz lepiej.
Tylko, powiedz mi, czemu te pierwsze akapity nijak stylistycznie nie pasowały do późniejszych? Język w nich jest tak archaiczny, że nawet ja, nieczuła na takie rzeczy to dostrzegam.
Ale nie, jest dobrze. Jest coraz lepiej. I będzie jeszcze lepiej. Może na razie nie startuj z tym opowiadaniem na Mirriel, bo zjadą cię tam równo, a potem zjedzą na przystawkę, ale, jak to mówią niemagiczni, praktyka czyni mistrza.

Merlinie litościwy, co ja plotę. Nie przejmuj się paplaniną zwariowanego człowieka, nie przejmuj.

A tak od siebie, to życzę weny i wytrwania. Obyś skończył to opowiadanie.

Pozdrawiam,
Carmen Black vel Jędza

PS. I dziękuję, że powstrzymałeś mnie przed stworzeniem pewnej postaci, a jakiej to ty już wiesz. Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Feniks
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Nie 15:20, 31 Gru 2006    Temat postu:

nie o takie przejęcie mi chodziłoRazz całe więzienie by padło^^ no i mogli by szantarzowac tymi surowcami co idą w cały świat:D ach w zadużo gierek feniks pykałSmile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ares
Wojownik



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Nie 20:26, 31 Gru 2006    Temat postu:

Feniks ja cie bardzo prosze nie wypowiadaj sie tutaj na temet Gothica:( Moje pomysly zdradzasz:(

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Feniks
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 09 Lis 2006
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5

PostWysłany: Pon 12:16, 01 Sty 2007    Temat postu:

dobrze zrobie to dla ciebie:) ale za to pospiesz sie z tym rozdziałem:P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Carmen Black
Obywatel



Dołączył: 30 Sie 2006
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Czeluści

PostWysłany: Pon 14:54, 01 Sty 2007    Temat postu:

Feniks, a nie sądzisz, że jak się szanowny autor będzie spieszył to, za przeproszeniem, coś spieprzy? Wiem z własnego doświadczenia, że jak ktoś cię pogania to piszesz tak na "odwal-się-i-daj-mi-wreszcie-żyć".

Ale tak, ja też czekam na ciąg dalszy.

Życzę weny i wolnego czasu.

Pozdrawiam,
Carmen Black vel Jędza


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość
Gość






PostWysłany: Śro 20:19, 03 Sty 2007    Temat postu:

To opowiadanie jest do dupy od samego poczatku. Myślę że większość czytających się ze mną zgodzi i nie rozumiem dlaczego został usuniety mój poprzedni komentarz.
Ja się nie zgodzę. Zamiast pisać takiego posta i tego poprzedniego (którego ja usynełem) wykaż się nieco większą niż dotychczas inteligencją i napisz czemu ci się nie podoba i co jest z nim nie tak wedłyg ciebie i może byś tak mógł/mogła i się zarejestrował(a)?/ Aravan

Ares ten post został wysłany z twojego komputera Ares niniejszym wszystkie sankcje zostały cofnięte, uznano że to twój brat pisał Królowa Tamuril
Powrót do góry
canducus
Wojownik



Dołączył: 30 Maj 2006
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 23:30, 03 Sty 2007    Temat postu:

Ares a może ty masz starsze albo młodsze rodzeństwo? Jeśli masz, to chyba wiemy, kto mógł to napisać. Jeśli nie... cóż to by mogło być nieco dziwne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ares
Wojownik



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Czw 11:30, 04 Sty 2007    Temat postu:

Mam brata, który korzysta z tego mojego kompa. Nie spodziewalem się tego po nim. Teraz juz wiem kto to napisal. Dzięki Tamuril za dowiedzenie sie ze to z mojego komputera. No moj brat będzie miał chwilowe niesprawności fizyczne. hehehe

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Naia Snape
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 18 Gru 2006
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Królestwa Vampirów

PostWysłany: Czw 18:00, 04 Sty 2007    Temat postu:

Sprawa się wyjaśniła, więc wszystko jest w porządku Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ares
Wojownik



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Czw 21:00, 04 Sty 2007    Temat postu: Rozdział 14

Minęło kilka dni, a Harry już wiedział, że tutaj będzie o wiele gorzej niż w Azkabanie. Nie licząc nawet jego teraźniejszego braku wzroku. Już dwa dni pod rząd nie jadł śniadania, bo spóźniał się na posiłki. Dzisiaj dokonał po raz pierwszy w wyznaczonym czasie zadania treningowe. Nagroda było śniadanie. Przez te dwa dni, nauczył się poruszać po całym Forcie III, robił pompki, przysiady i okrążenia. Na początku myślał, że to nie możliwe, bo ten Fort ma wielkość średniego miasta. Dwa dni męki ze swoimi trenerami, najbardziej bał się jak przebiegał koło więźniów. Nic nie widział, nie mógłby zobaczyć, z której strony padłby cios.

Nick pokazał mu jak oblecieć cały Fort w dwadzieścia minut. Po wielu trudach zdołał się tego nauczyć. Dowiedział się o istnieniu Ciemnej Komnaty, do której wrzucani byli więźniowie za nieposłuszeństwo. Z opowieści Chucka dowiedział się, że ci, co się tam dostali już nigdy nie powrócili. Czuł strach przed tym miejscem, nie wiedział, czemu, ale miał dziwne przeczucie, że wie, co tam jest.

Zastanawiał go fakt, dlaczego to wszystko przytrafia się akurat jemu. Zdał sobie sprawę, że dopiero teraz uświadomił, sobie, iż nic nie wie o swoich pierwszych rodzicach. Cały czas pytał się o Potter’ów, a nie o Dafne i Aravana. Zachowywał się tak, jakby to był jakiś głupi żart, a tymczasem to była prawda.

Nie wiedział czy wybaczył Dudley’owi jego dawne traktowanie. Teraz był dla niego miły. Nie znał powodu, dlaczego De tak się zmienił, ale przypuszczał, że wynikło to z tego, że nie mają już innej rodziny. Młody Dursley ma być czarodziejem, a on ma mu w tym pomóc. Może kiedyś będą przyjaciółmi, ale na pewno nie teraz.

Najbardziej intrygowały go wydarzenia z wczorajszego dnia

# Wspomnienie #

Kończył właśnie robić ostatnie okrążenie wokół Fortu III, gdy zaczepił go jakiś mężczyzna

- Hej, Potter – zwołał.

Harry nie wiedząc, o co chodzi podszedł do mężczyzny.

- Chce pan czegoś?

- Tak.

- Co takiego?

- Chciałem ci powiedzieć, że źle zrobiłeś trafiając tutaj. Cała rodzina się ciebie wyprze.

- Skąd ty to możesz wiedzieć?

- Bo to wstyd i hańba dla całej rodziny Potter, aby jej członek trafił do Azkabanu lub jeszcze gorzej do Arcis.

Harry usłyszawszy to nie wiedział, co powiedzieć, więc odwrócił się i zaczął biec, a na zakończenie rozmowy powiedział:

- Ja nie mam rodziny.

- Wiesz jak się nazywam?

- Nie i nie chcę wiedzieć – odpowiedział w biegu Harry.

- Myślę, że jednak chcesz. Nazywam się Gorn Potter.

Harry zatrzymał się i wrócił w stronę mężczyzny.

- Jeżeli naprawdę jesteś z tej rodziny to wiedz jedno, że żaden członek tego rodu już nie żyje. Ja jestem ostatnim, a doliczając ciebie jest nas dwóch – powiedział i odszedł.

Chłopak odszedł pogrążając się w myślach nad tym zdarzeniem. Mężczyzna po tym, co usłyszał nie wiedział, co powiedzieć. Nie docierały tutaj do niego żadne informacje ze świata zewnętrznego.


# Koniec Wspomnienia #

To i tak nie wszystko związane z tym człowiekiem. Później ten mężczyzna uratował mu życie, ale i powiedział coś, co było dla niego koszmarem.

# Wspomnienie #

Robił dwudziesto ósmą pompkę, gdy nagle poczuł silny ból brzucha i pleców. Wiedział, że ktoś go zaatakował, tylko nie rozumiał dlaczeg,o bo przecież swój chrzest i test na Nowicjusza przeszedł. Kopnięcia nie ustępowały, a raczej nasilały się. Poczuł, że go podnieśli, dostał w twarz, kolejne ciosy w brzuch. W oddali słyszał, że ktoś idzie w ich kierunku. Poznał zasady, iż nie wolno nikomu wtrącać się do walki. Ale po chwili usłyszał Gorn’a.

- Zostawcie chłopaka.

Oprawcy odwrócili się w stronę mężczyzny, gdy go zobaczyli zmieszali się, ponieważ wiedzieli, że temu człowiekowi nie wchodzi się w drogę.

- Nie. Zasady…

- Znam zasady, byłem, jestem i na razie będę przy tym jak je będą na nowo spisywać.

- Ten chłopak musi się przystosować.

- To ty jesteś bardziej przystosowany od niego? Z tego, co wiem to nawet nie jesteś Nowicjuszem, a ten chłopak tak.

- Ale…

- Posłuchaj mnie uważnie Bloodwyn, jeżeli dowiem się, że choćby krzywo popatrzyliście na chłopaka to końca dnia nie dożyjecie.

- Powinieneś siedzieć w izolatce.

- Jak chcesz to mogę ci załatwić ten luksus.

Gdy mężczyźni odeszli Gorn zaczął rozmowę z chłopakiem.

- Harry jest coś, o czym powinieneś wiedzieć.

- Co takiego?

- Masz w sobie potwora.

- CO?! – krzyknął chłopak.

- Niestety to prawda Harry. Gorn źle zinterpretował nazwę – powiedział nadchodzący, Gomez.

- Źle zinterpretował?

- Tak. Jesteś chory na chorobę, której wynikiem jest przemiana w potwora. Można to zatrzymać przez odpowiedni eliksir, ale dopiero po pierwszej przemianie. Do tego czasu musisz się nauczyć panować nad zmysłami węchu i słuchu oraz przejść mój trening.

Temu zdarzeniu z oddali przypatrywali się trzej trenerzy chłopaka. Oni już wiedzieli, co będą go musieli następnie nauczyć.


# Koniec Wspomnienia #

Nie wiedział, co ma robić. Z tego, co mu powiedzieli wynikało, że mógłby zapanować nad tą chorobą zyskując przy tym dość potężne umiejętności. Powiedzieli mu również, że ta choroba jest przekazywana dziedzicznie, tylko zastanawiał go fakt, kto z rodziców podarował mu taki „prezent”.

Właśnie kończył robienie przysiadów, gdy podszedł do niego Pit i powiedział:

- Harry mam cię nauczyć czujności, do czasu zanim reszta tu przyjdzie.

- Nie ma, po co.

- Nie ma, po co? To może mi wytłumaczysz, dlaczego twój strach przed innymi jest widoczny na kilometr.

- ……

- Harry w czujności musisz polegać na słuchu, umiesz się poruszać, ale teraz musisz się nauczyć odróżniać dźwięki. Nasłuchuj i spróbuj złapać przedmiot, którym będę w ciebie rzucał.

- Dobrze – dodał Pit i nagle rzucił piłeczką prosto w chłopca, trafiając go w klatkę piersiową. Harry podskoczył z zaskoczenia.


Harry był oszołomiony. Jak ma unikać latającego obiektu? Kolejne uderzenie, następne i następne. Tym razem Harry oberwał w twarz. Skupił się na następne uderzenie, którego się nie doczekał, ponieważ przyszli jego dwaj trenerzy.

- Jak mu idzie? – zapytał Chuck.

- Fatalnie. Nie nauczy się tego tak szybko jak myśleliśmy.

- No to nie mamy wyboru – powiedział Nick.

Powiedziawszy to zawołał dwóch mężczyzn, a ci złapali chłopaka i trzymali. Tymczasem trenerzy zaczęli bić Potter’a. Kopać, wcale nie oszczędzając mu bólu. Chłopak poczuł jak wymierzono mu z „liścia” prosto w twarz.

- Harry musisz się bronić?

- Ale jak?

- Musisz się wsłuchać.

- W co? Przecież tu nic nie słychać.

- Każdy ruch wydaje jakiś dźwięk. Trzeba się wsłuchać, nawet wiatr wydaje dźwięk.

- Rozumiem.

- Codziennie przez osiem godzin, właśnie w ten sposób będziemy trenować twoją czujność. Darujemy sobie rzuty z piłką baesball’ową. Jeżeli obronisz się przed wszystkim ciosami to będziemy mogli powiedzieć, że czujność masz opanowaną.



**********




Młody Potter przez dwa dni trenował uniki i obronę przed ciosami swoich trenerów. W końcu po wielu próbach opanował tę umiejętność. Najbardziej intrygowało go to, że pantera po zdarzeniu zaatakowania go przez więźniów nie opuszczała go nawet na chwilę. Towarzyszyła mu wszędzie, była jego oczami i ochroną.

Trenerzy chłopaka, po ukończeniu przez niego testu na czujność wiedzieli, że chłopak nie da się teraz zaskoczyć i będzie potrafił się obronić. Jedyną rzeczą, jaką mogłaby go powalić jest magia, ale i obronę przed tą dziedziną niedługo zacznie się uczyć. To już nie będzie w ich zakresie. Właśnie czekali na chłopaka, bo mieli zacząć nowy trening. Gdy przyszedł Nick zaczął rozmowę.

- Potter dzisiaj i przez następne kolejne trzy dni będziesz trenował ataki. Polegają one na tym, że my cię atakujemy, a ty się bronisz przy okazji bijąc nas i odwrotnie. Po ukończeniu tego treningu przyjdzie kolej na test, czy jesteś gotowy na szkolenie u Gomeza. Polegał on będzie na tym, że przedstawi ci się trzynastu więźniów. Na początku będziesz mógł zaobserwować ich za pomocą węchu. Następnie oni schowają się, będą uciekać po całym Forcie III, przy okazji atakować cię. Twoim zadaniem jest ich zlokalizować i obezwładnić, na drodze napotkasz mnóstwo przeszkód. Jeżeli ukończysz pomyślnie to zadanie, przejdziesz pod ramiona Gomeza.




*********



Harry po ośmiogodzinnym treningu następnego dnia odpoczywał, nie pozwalano mu na opatrzenie ran, gdyż i tak będzie miał nowe. Podczas tego „leniuchowania” podszedł do niego Gorn.

- Witaj – powiedział mężczyzna.

- Cześć – odpowiedział chłopak.

- Jak ci idzie trening?

- Fatalnie. Za dwa dni mam mieć test, jeśli tego nie opanuje do perfekcji to nie mam, z czym tam iść.

- Harry nie wiem jak ci to wytłumaczyć, ale ataku nigdy nie opanujesz do perfekcji. Zawsze znajdzie się ktoś lepszy. Ty musisz się nauczyć dobrze to robić, nie każdy nawet to potrafi.

- Ale oni nie chcą mnie nauczyć żadnej techniki.

- Bo musisz sam na własny sposób atakować. Jeżeli twój przeciwnik będzie znał to samo i będzie lepszy albo równy tobie, to musisz go czymś zaskoczyć.

- Rozumiem – odparł chłopak – Gorn przepraszam, że zapytam, ale jak to się stało, że tutaj trafiłeś.

- Byłem w złym miejscu o niewłaściwym czasie.

- Nie rozumiem.

- Widzisz z zawodu jestem Maderem, ale moimi ukrytymi zdolnościami była kradzież. Byłem złodziejem, jednym z najlepszych w Anglii. To ja w niespotykany sposób zwinąłem Aurorom sprzed nosa trzysta sześćdziesiąt milionów galeonów. Nie udowodniono mi tego, chociaż podejrzewali mnie o to. Tylko, że ja miałem alibi. To, że tutaj trafiłem to był największy pech w moim życiu. Zatrzymałem się w hotelu w mieście Nottingham, bo miałem tam interesy do zrobienia. W tym samym czasie, akurat w tym mieście doszło do napadu na magiczny Bank Gidran. Sprawcy ukradli sześćset pięćdziesiąt trzy miliony galeonów i zwiali. Aurorzy szukali ich po całym mieście i znaleźli, ale mnie. Oskarżono mnie o to i bez wyjaśnień wsadzono tutaj.

- Nasza rodzina nie próbowała cię wyciągnąć? Nie pisali do ciebie?

- Na początku pisali, nawet twój ojciec to robił, ale potem zapomnieli, gdyż był to wstyd dla naszego rodu. Szczerze powiedziawszy, gdyby Potter’owie chcieli mnie wyciągnąć z stąd zrobiliby to.

- Nie rozumiem.

- Nasza rodzina należy do starych rodów. Nawet Malfoy’owie chcieli być z nami spokrewnieni, ale nie było im to dane. Wystarczyłaby jedna rozmowa z Konsulem, a byłbym wolny. Nawet teraz gdyby ktoś odnowił nasze znajomości i posłużył się naszym nazwiskiem w celu uwolnienia nas, to zanim byśmy się zorientowali bylibyśmy na wolności.

- Rozumiem.






*********



W oddali majaczyły ośnieżone szczyty gór. Śnieg odbijał promienie zachodzącego słońca i rzucał złociste refleksy po całej dolinie oświetlając te stoki górskie, które o tej porze dnia powinny być już dawno zacienione. Może to dzięki temu niezwykłemu blaskowi, a może dzięki swojej żywej zieleni dolina wyglądała jak z bajki. Patrzący nań człowiek nieświadomie wsłuchiwał się by po chwili prawie usłyszeć wesoły śpiew disneyowkich krasnali wracających po ciężkim dniu do domu. Nawet domek, który stał nad niewielką rzeczką przepływającą przez sam środek doliny jakby czekał aż uśmiechnięta, młoda Śnieżka wybiegnie by powitać wracających przyjaciół. Wybudowana na niewielkiej polanie z grubo ciosanych drewnianych pali chatka dodawała jedynie uroku wszystkim tym utworzonym przez naturę wspaniałościom.

Mężczyzna wyszedł z domu i usiadł w fotelu ustawionym na niewielkim ganku. Zaciągnął się papierosem i zapatrzył w zamyśleniu na płonące złotem i czerwienią konającego słońca odległe szczyty górskie. Pamiętał dzień, w którym zupełnie przypadkowo odkrył to miejsce.

Było to jakieś cztery, może pięć lat temu, gdy po kolejnej akcji, jak zwykł nazywać swoje nocne wyprawy szukał spokojnego miejsca, w którym można przeczekać policyjną nawałnicę. Od tamtej pory dość często tu wpadał znajdując to, na czym mu szczególnie zależało. Spokój. Nie uważał się za fanatyka, czy chorego psychicznie, choć właśnie w ten sposób lubili nazywać go marni redaktorzy z kolorowych czasopism. Głupcy przypisali mu 13 ostatnich morderstw, uśmiechnął się do swoich myśli, przecież w rzeczywistości popełnił ich o wiele, wiele więcej. Ale skąd oni mogli wiedzieć? Właściwie, co mogli wiedzieć ci ich ubrani w drogie garnitury psychologowie. Czy chociaż raz czuli jak uchodzące życie jakiegoś nic nieznaczącego człowieka napełnia niewiarygodną siłą i energią jego ciało?
Czy słyszeli myśli przerażonej istoty w ostatnich chwilach jej życia, gdy pokonana leżała nieruchomo i czekała aż padnie ten ostatni cios, który nie padał bardzo, bardzo długo. To nie prawda, że bawiło go słuchanie krzyków swoich ofiar. Nie miał nic przeciwko temu, żeby sobie pokrzyczały, ale najwspanialszy był ich lęk i to nie ten wyrażony krzykiem, ale ten ukryty głęboko w ich głowach, ten wykrzyczany przez mózg bez udziału ust. Ten patrzący z przerażonych oczu, ten wypływający z cichych jęków, gdy nie mieli już najmniejszej nadziei na pomoc. Był mistrzem w tym, co robił, bo kochał swoje zajęcie. Policja nie mogła go złapać, a nawet gdyby tak się stało, to, co? Przecież wchłonął tyle żyć, miał w sobie tyle energii, że nie można go było tak łatwo zabić. Czasami wchodził do domu ofiary w nocy robiąc przy tym tyle hałasu, ile tylko było potrzeba. Dbał, by nie zadzwoniła na policję, to nie byłoby sprawiedliwe. O nie! On i ona na jej terytorium, a i tak to on był panem sytuacji. Zawsze to on wygrywał i to on odchodził w ubroczonej krwią koszuli, z ciemnymi smugami znaczącymi spodnie w miejscach, gdzie wycierał dłonie. Nigdy nie odchodził przed końcem. Ostatnie tchnienie należało do niego. Z ostatnim oddechem uchodziła z człowieka jego dusza, a on zawsze na nią czekał gotowy by nasycić się tą energią. Na samym początku jego ofiarami padały panienki lekkich obyczajów, ale ich energia nie sprawiała mu tak wiele przyjemności. Matki pilnujące swoich pociech były o wiele lepsze od dziwek. W większości mdlały przed końcem, a wtedy je cucił i zabawa zaczynała się od początku.

Spojrzał w niebo, które przybrało już kolor ciemnego fioletu, a zza jednego ze szczytów wyłonił się w całej okazałości księżyc. Podniósł się i wszedł do domu trzaskając siatkowymi drzwiami.

Po chwili znów pojawił się na podwórku w skupieniu wysypując jakiś wzór na korowym podjeździe. Białe wapno rozsypane w równych odstępach zatoczyło krąg wokół gwiazdy zamykając ją w środku. Popatrzył na swoje dzieło i zadowolony zajął się rozstawianiem świec na każdej z pięciu ramion pentagramu. Z samochodu wyjął kanister pełen świeżej krwi, którą dziś zdobył w rzeźni za niewielką łapówką kilku dolarów i zaczął wylewać znacząc nią sam środek gwiazdy. Po raz ostatni z zadowoleniem popatrzył na swoje dzieło i ruszył do domu. Zdjął koszulę i rzucił ją niedbale na łóżko, zsunął spodnie z majtkami i cisnął je za w ślad za koszulą. Z leżącej obok łóżka płóciennej torby wyciągnął nóż i zapalniczkę. Idąc w kierunku podjazdu obracał nożem patrząc jak białe refleksy znajdującego się w pełni księżyca skaczą po zimnej stali narzędzia. To tym nożem najbardziej lubił torturować swoje ofiary.
To tym ostrzem zadawał ostateczne pchnięcie. Zapalił świece i wyrzucił zapalniczkę w ciemność. Upadła bezszelestnie w soczyście czarną trawę. Specjalnie wybrał Niedzielę na ten akt. Bawiło go to, w końcu to dzień święty, pierwszy dzień tygodnia, więc dlaczego nie mógł stać się także pierwszym dniem jego nowego życia?

Max gdyż tak się nazywał ten mężczyzna, stanął ubrany jedynie w światło księżyca i blask świec na środku wyrysowanego wzoru, i poczuł przyjemny zapach świeżej krwi. Pod stopami czuł wilgoć rozlanej wcześniej posoki i przez chwilę rozkoszował się tym uczuciem wpatrując się w księżyc. W końcu uznał, że już najwyższy czas przystąpić do obrzędu. Podniósł nóż i uniósł go do góry celując w niebo, Ściszonym głosem zaintonował niezrozumiałe i niesłyszalne od dziesiątek lat słowa. Słowa, które wydawały się i były zapomniane aż pewnego razy w jednym z antykwariatów Nowego Yorku trafił na starą książkę, którą równie stary właściciel akurat czyścił. W pierwszej chwili Starzec schował wolumin, ale po krótkiej rozmowie i pojawieniu się studolarowego banknotu książka znów pojawiła się na blacie. Od tamtej pory Max często zaglądał do tej księgarni i często dokupował książki na temat satanizmu i kultu Złego, oczywiście, jeśli miały jakąś wartość, a przeważnie miały.

Stary człowieczek znał się na rzeczy i wiedział, w jaki sposób zdobyć te najcenniejsze pozycje, które jakimś cudem ocalały przed Świętą Inkwizycją, ukryte i zapomniane. Wiele rzeczy, które wyczytał w tych papierach było mu tak bliskie, a niektóre przedstawione w bardzo barwny sposób wizje szczególnie przypadły mu do gustu. Księżyc przemknął już prawie nad całą, pogrążoną we śnie doliną, gdy Max wydał z siebie przeciągły długi odgłos i opuszczając szybkim ruchem ręce wbił sobie nóż trochę powyżej pasa. Poczuł jak ostrze miękko wchodzi w napięte ciało i nieodwracalnie uszkadza organy wewnętrzne. Poruszył nożem i trafił na opór stawiany przez dolne żebra. Wypuścił z dłoni rękojeść noża i podniósł ręce do twarzy, w bezgłośnej, błagalnej modlitwie. Zakrzywione niczym szpony drapieżnego ptaka palce szybko odnalazły oczodoły i wcisnęły gałki oczne głęboko do środka. Krew trysnęła spod powiek, i mieszając się z tą z rany na brzuchu ściekała by wsiąknąć w spragnioną wilgoci ziemię. Max zachwiał się, a po chwili upadł.

Wszędzie panowała cisza, ale nie taka jak zazwyczaj, gdy ktoś mówi o martwej ciszy. To była cisza, którą dało się słyszeć. Jedyna w swoim rodzaju, jedyna, jaka zdarzyła się od dziesiątków lat. Cisza nagle przerwana szmerem przesuwającej się po nierównościach startej kory ręki. Cisza przerwana odgłosami wstającego człowieka. Max powoli z trudem podniósł się z ziemi, wyszarpnął tkwiący w ranie nóż i rzucił go na ziemię.

Ruszył w kierunku rzeki nie zważając na wciąż krwawiące rany, by po chwili zanurzyć się barwiąc czystą wodę ciemniejszym kolorem krwi. Otworzył szeroko usta, ale nie wydał żadnego odgłosu. Powoli zanurzył głowę pozwalając, by woda obmyła jego lepiącą się od krwi twarz. Przez chwilę wydawało się, że już się nie wyłoni z powrotem, że niewielka rzeczka o słabym prądzie uniosła jego martwe ciało, ale Max wynurzył się z odmętów, jego oczy płonęły dzikim, czerwonym blaskiem. Wiedział, że teraz jest niepokonany, że teraz to on jest i już zawsze będzie górą. Wyszedł z rzeki i skierował się do sypialni chcąc jak najszybciej ubrać się i ruszyć na łowy. Teraz cały świat należał do niego. Wszyscy ludzie stanowili zwierzynę. Nic, co żyło nie było bezpieczne. Wszedł do domu sztywnym krokiem i naciągnął na siebie wcześniej rzucone ubrania. Popatrzył na swoje ręce. Wyglądały na mocniejsze niż przedtem. Teraz w świetle wstającego nowego dnia każdy mięsień wyraźnie się odznaczał. Czuł się wprost niewiarygodnie silny i to sprawiało mu dodatkową radość. Spojrzał przez okno i zobaczył niebo, które z każdą chwilą jaśniało by w końcu zapłonąć błękitem.

Zatrzasnął okiennice i zaciągnął zasłonki chcąc, by pokój znów utonął w ciemnościach.
Zamknął drzwi sypialni nie dbając o drzwi wejściowe. Jeśli ktoś odważy się tu wejść, to będzie to ostatnia rzecz, którą zrobi. Położył się na łóżku śniąc o zbliżającej się nocy, nocy, która będzie należała tylko do niego. Marzył o polowaniu, jakie za kilka godzin rozpocznie, gdy pod osłoną ciemności wyruszy na swoje pierwsze w tym ciele łowy. Jego oczy błysnęły czerwienią, gdy przekręcał się przyjmując wygodniejsza pozycję by odpocząć przed polowaniem. Właściwie, to nie miało znaczenia, czy to będzie noc, czy dzień. Teraz zmęczony ostatnimi wydarzeniami zapadł w spokojny sen, tak spokojny, jakim cieszą się jedynie zwierzęta, które nie mają naturalnych wrogów i nie lękają się o swoje bezpieczeństwo. To, co robił pomagało mu zapomnieć, chociaż tego nie tolerował. Wspomnienia i tak wracały. Wiedział, że już nie długo będzie musiał wrócić do Anglii, aby pomóc synowi swojej Pani.




********



Minęły trzy dni treningu Pottera, trenerzy chłopaka czekali na niego, aż skończy jeść. Gdy przyszedł od razu przystąpili do rozmowy.

- Harry udowodniłeś nam wczoraj ze jesteś gotów na test zakończający nasz trening. Nauczyliśmy cię tego, co potrafimy. Magią zajmie się, Gomez, a teraz czas na twój test. Masz tutaj trzynastu więźniów, których masz obezwładnić. Będą oni przed tobą uciekać, chować się, ale również atakować. Na drodze do ich złapania napotkasz wiele przeszkód. Przydadzą ci się wszystkie umiejętności twoich zmysłów, a teraz zaczynaj test.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Naia Snape
Poszukiwacz Przygód



Dołączył: 18 Gru 2006
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Królestwa Vampirów

PostWysłany: Czw 21:10, 04 Sty 2007    Temat postu:

Brawo Ares, brawo! Gratuluję rozdziału! Dodam jeszcze tylko, że... Że czekam na nowy rozdział!
Pozdro
Naieczka Snape


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
romek1210
Obywatel



Dołączył: 01 Lis 2006
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:28, 04 Sty 2007    Temat postu:

super rozdział pisz dalej żadko komętuje bo zwykle mi się niechce ale to jest fajny ff Laughing

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marica
Obywatel



Dołączył: 26 Gru 2006
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: rzeszów

PostWysłany: Sob 19:45, 06 Sty 2007    Temat postu: suprer

Embarassed Rolling Eyes Idea super piszesz tak dalej [/i]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bloomi19
Wojownik



Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Sob 21:42, 06 Sty 2007    Temat postu:

Ten rozdział jest zarąbisty. akcja cały czas się rozwija, zawsze coś się dzieje. Mam nadzieję, że następny rozdiał już nie dłgo się pojawi bo piszesz bardzo dobre opowiadanie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ares
Wojownik



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Wto 17:17, 09 Sty 2007    Temat postu: Ogłoszenie

Powiem to tak. Notka jest już gotowa, ale chwilowo nie mam czasu na jej zamieszczenie. Obiecuje ze rozdzial pojawi się jak znajdę wolną chwilę. Dziękuję Carmen za to że pomaga mi w tym fanficku:*

Pozdro Ares vel Demon


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ares
Wojownik



Dołączył: 31 Sie 2006
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z Piekielnych Otchłani

PostWysłany: Śro 19:30, 10 Sty 2007    Temat postu: Rozdział 15

To był on. Nie wiadomo skąd i jak się tu znalazł. Ręką wyciągnął miecz i w mgnieniu oka przebiegł dystans dzielący go od przeciwników. Jednym ruchem przeciął pierwszego, ochraniając w ten sposób osobę leżącą na ziemi. Wziął ją pod rękę i odstawił w bezpieczne miejsce. Przeciwników zamurowało, z jaką szybkością i łatwością się porusza. On wstał i przypatrzył się każdemu z osobna. Wiedział ze sam nie poradzi sobie z nimi wszystkimi. Chcąc jakoś zyskać na czasie zaczął rozmowę:

- Kim jesteście?

- Jesteśmy posłańcami Lantala, mamy rozkaz wybić was wszystkich czworo. Ciebie, Ongos, tez.

- Kto dał wam taki rozkaz?

- Książe Edyl.

- Jakie mamy zarzuty?

- Zabiliście Aravana.

- Nie zabiliśmy go, to był nasz przyjaciel. Wszyscy wiedzą, że zrobił to Voldemort. W czasie, gdy Aravan zginął byliśmy na kontynencie.

- Nie wiem, jaka była prawda, ale mamy rozkazy, które musimy wykonać.

On z przerażeniem przyjął te słowa, jak dotąd nikt nie wiedział jak się nazywają, i ilu ich jest. Chciał jeszcze raz spytać, lecz obok niego zjawił się niespodziewanie jego towarzysz. Ongos oglądnął się jeszcze do tylu. Oddział nie czekając juz i bojąc się, że ktoś ucieknie przystąpił do ataku. Na przeciwników zaczęły lecieć magiczne strzały, gdzieś z lasu. Ongos i jego drugi towarzysz zaatakowali z dwóch stron, lewej i prawej. Niektórzy przeciwnicy nie wiedząc, co się dzieje zostali zabici strzałami. Ich wódz podbiegł w stronę Ongosa, który był juz zajęty walką. Spróbował uderzyć go w plecy, ten zaskoczony tak niehonorowym posunięciem odwrócił się i ledwo, co osłonił się od ostrza.

Przypadkiem zauważył przyjaciela, któremu kiedyś uratował życie, leżał z wbitym mieczem w żebra. Ogarnęła go rozpacz, nie poczuł nawet jak czyjś inny miecz wchodzi w jego nogę. Przeciwnik został od razu trafiony magiczną strzałą. Wtedy ostateczny cios chciał zadać mu wódz, lecz Ongos ze łzami w oczach szybkim ruchem reki odciął mu głowę i upadając tym samym z wyczerpania. Dwaj towarzysze mężczyzny także rozwścieczeni śmiercią zabili wszystkich, nikogo nie oszczędzając.

Zdrowi zabrali rannego Ongosa i nieżywego przyjaciela do ich siedziby. Gdy Ongos wyzdrowiał powiedział do dwóch innych:

- Zoraj, Aral, przyrzeknijmy sobie ze będziemy robić to tak jak przedtem to robiliśmy

- Tylko, że przedtem było nas pięciu - powiedział to Aral z niechęcią jakby cały świat się zawalił.

- Co nie znaczy ze teraz jest nas mniej, zawsze będziemy we czterech, ja pomszczę Sona - zdenerwował się Zoraj na swojego brata.

Ongos chcąc przerwać konflikt powiedział:

- Teraz idźcie spać jutro o szóstej zaczynamy trening.


********


Wybiła szósta rano. Przyjaciół obudził Aral, który prawie nie przespał kolejnej nocy rozmyślając o swoim bracie, który zginął poprzedniego dnia. Razem poszli na śniadanie, lecz przy ognisku juz ktoś siedział. Chcieli wyciągnąć bron, lecz jej nie mieli. Wtedy odwrócił się do nich i rzekł:

- Jestem przyjacielem. Chcę abyście zostali moimi uczniami.

Oni zaskoczeni tą propozycją z jednej strony byli podejrzliwi do tego człowieka, ale z drugie strony chcieli się zgodzić, bo właśnie takiej pomocy szukali.

- Kim jesteś i dlaczego chcesz nas uczyć?

- Nazywam się Zupas, byłem przyjacielem przodka waszego byłego towarzysza Aravana. Drzemie w was siła, o której sami nie macie pojęcia.

- Skąd niby to wiesz? Jak mamy ci zaufać?

- Jak bym był nieprzyjacielem juz dawno bylibyście martwi. Znam historie waszego przyjaciela, a raczej jego przodków. Jeśli przyjmiecie mnie jako waszego mistrza, opowiem wam ja.

- A więc mistrzu, opowiadaj.

- Tak naprawdę jesteście półludźmi.

- O tym to wiemy. W końcu jest czarodziejami.

- Wiem, że jesteście Samerianami, zgadza się?

- Tak.

- Przodek waszego przyjaciela Aravana był jednym z największych wojowników we wszechstrefach, jednak chęć władzy zgubiła go i przyłączył się do złych, którzy podbijali Krainy Strefowe. Podczas ataku na Ziemię pokłócił się ze swoim władcą, do kogo będzie należeć. Król ustąpił, ponieważ nie chciał sobie robić wroga z tak wielkiego wojownika, jednak przodek Aravana miał ją sam sobie podbić. Gdy przeniósł się ze swojej Strefy na Ziemię i zaczął powoli zabijać, aby nie uszkodzić planety, zobaczył ile cierpienia i grozy przez niego wycierpieli mieszkańcy tej planety. Wreszcie zdał sobie sprawę z tego, co robił. Założył rodzinę i zaczął cieszyć się normalnym życiem. Jednak długo to nie trwało. Po pięciu latach król przybył na Ziemie chcąc sprawdzić jak wojownik sobie poradził. Gdy zobaczył, co robi, zabił wasza jego żonę, a Artemis poświęcił się zabijając króla. W wyniku ich związku powstał kolejny przodek Aravana, ale po śmierci rodziców chłopakiem zaopiekowała się rodzina ze strony matki, której tożsamości nie znam do dzisiaj. Legenda głosi, że potomek wojownika będzie miał czterech pomocników, którzy są półludźmi. Jak na razie jesteście młodzi i macie całe życie przed sobą. Mam nadzieje ze chcecie pomścić przyjaciela, którego zabił niejaki Lord Voldemort

- Ale jak nas znalazłeś?

- Nieraz używacie swojej siły, która czuć nawet w innej Strefie. Ja poczułem ją jak walczyliście z oddziałem.

Trzej słuchacze z niedowierzaniem wysłuchali tej historii, jednak w nią wierząc. Mieli bardzo dużo pytań, które zadawali do samej nocy. Wreszcie Zupas kazał im pójść spać. Wszyscy trzej nie mogli zasnąć po tak mocnych wrażeniach. Z niecierpliwością czekali na ranek, w którym mieli rozpocząć swój trening i na dzień, w którym będą gotowi pomóc potomkowi swojego przyjaciela.




*******




Harry Potter szedł właśnie na trening z Gomez’em, ponieważ test przeszedł pomyślnie. Myśl o tym napawała go radością, gdyż dowiedział się, iż jest jednym z tych, którym udało się go przejść. Wykonując go pomyślnie, stał się zarazem Cieniem, lecz do końca tych dwóch tygodni miał oprócz treningu z Gomez’em miał przejść szkolenia u rolników, kopaczy i w Prowincji Naprawczej. Doszedłszy do trenera, ten nie dał mu nawet odsapnąć.

- Potter po szkoleniu u Nicka i reszty, zostaje mi tylko nauczenie cię ataku poprzez zaklęcia. Obronę znasz, ponieważ wykazałeś się tym na teście. Przez równe dwa tygodnie będziemy to ćwiczyć, jeżeli to nie wystarczy będziemy dłużej. Teraz cos o twojej chorobie. Po tych treningach będziesz bardziej silniejszy podczas przemiany niż inni. Dlatego jak poczujesz, zimno od środka swojego ciała, to wołaj żeby wszyscy uciekali, ponieważ tylko ja jestem zdolny cię powstrzymać, ale nie na długo. Potrafię to gdyż sam noszę w sobie tą chorobę. Jest tylko dziewiętnaście procent szans na to, że nie przebijesz się przez moją osłonę. Gdy minie noc podam ci eliksir, który będzie cię przemieniał tylko wtedy jak będziesz chciał. Wyostrzą ci się zmysły takie jak słuch, węch, szybkość, oprócz wzroku, gdyż jest to twoja wada naturalna. A teraz zaczynajmy szkolenie.

Chłopak wziął różdżkę podana mu przez trenera i zaczął go atakować.






*********





Wstali wcześnie. Gdy poszli jeść Zupas już na nich czekał.

- Zupas... – zaczął Ongos

- Jak?

- Mistrzu Zupas...

- Juz lepiej

- Wczoraj zapomniałem się spytać najważniejszej rzeczy. Mówiłeś, że drzemie w nas siła, o której nie wiemy. O co w tym chodzi? Broń, różdżki i moc magiczna będą już nam niepotrzebne?

- Przyda wam się to i to bardzo, lecz nie ta broń, którą teraz używacie. Przodek waszego przyjaciela od początku myślał, że jego potomek będzie miał pomocników, dlatego zabezpieczył się na ten moment. W pewnym miejscu schował pięć broni z magicznymi właściwościami przeznaczonych dla was. A o waszej sile sami się dowiecie, gdy będę was szkolił.

-A wiesz gdzie jest miejsce z tymi przedmiotami?

-Wiem, na drugiej stronie Samarii

-A można tam się jakoś szybko dostać?

-Można.

-Jak?

-Najpierw zjedzcie, potem wam pokażę.

Trójka szybko zjadła obiad i poszli z Zupasem. Po dziesięciu godzinach przyszli na miejsce.

-To tutaj - powiedział Zupas - Za tymi krzakami znajduje się portal, który przeniesie w was to miejsce.

-Ale - znowu zaczął Ongos - Ile zajęłoby czasu przylecenie tam na miejsce?

-Około dwóch miesięcy.

- Powiedz nam jeszcze, w jaki sposób mamy pomóc synowi Aravana?

- Macie go odszukać, przekonać do siebie i nauczyć go tego, co ja was nauczę. Potem przyprowadzicie go do mnie, aby odbył szkolenie ze mną, ponieważ to, co ja go nauczę nie jest możliwe abyście wy poznali.

- Skoro to potomek Aravana to jest jednym z nas?

- Tak, ma w sobie geny półludzi, ale nie są one jeszcze „obudzone”. Dlatego wyszkolicie go też na jednego z półludzi, a teraz ruszajcie.





********



Złoty Chłopiec był zadowolony z siebie, ponieważ przez dwa tygodnie, odbył szkolenia u rolników, kopaczy, w Prowincji Naprawczej i trening Gomeza, czego nagrodą było przywrócenie mu wzroku. Był szczęśliwy, bo znowu widział. Wiedział, że bardzo mu tego brakowało. Poznał Lee, który był jednym z jego opiekunów i pozwolił mu wysłać list do Godryka. Właśnie siedział na ławce, gdy podszedł do niego jakiś mężczyzna.


- Cześć – powiedział osobnik.

- Witaj.

- Nazywam się Baloro i mam dla ciebie interes do zrobienia.

- Jaki?

- Przynieś mi pięć jabłek, trzy chleby, dwa sery oraz dwie kiście winogron.

- Co z tego będę miał?

- Dostaniesz broń, która może ci się tutaj przydać.

- Dobrze, przyniosę ci to.



Harry od razu udał się do znajomego rolnika, bo tylko oni mieli tak duże racje żywnościowe. Przychodząc do niego powiedział mu, o co chodzi, ale ten nie chciał mu tego dać za darmo. Dlatego Potter zaproponował mu ochronę przez najbliższy tydzień. Mężczyzna skusił się na to i dał chłopakowi potrzebne rzeczy. Wracając do Balor’a spotkał Pita, ten powiedział mu, że zapłaci mu sto galeonów, jeżeli wypędzi z celi o numerze pięćdziesiąt trzy pewnego lokatora o imieniu Belgart. Harry zgodził się, ponieważ nie miał tutaj ani sykla.


Oddając Balorowi żywność dostał obiecaną nagrodę, którą była różdżka. Ten przedmiot tutaj był bardzo drogocenny. Baloro musiał być bardzo głodny skoro ot tak mu ją dał. Nie zaprzątają sobie głowy myślami wstał i udał się do wskazanej celi przez Pita. Pomieszczenie to było dość duże jak na jednego lokatora. Harry zobaczył Belgarta siedzącego na łóżku. Mężczyzna, gdy go zobaczył wstał i chciał wyrzucić, ale chłopak się nie dał. Wystarczyło kilka ruchów i mężczyzna leżał obezwładniony. Potter podszedł do niego i powiedział:

- W tej chwili masz się z stąd wynieść, czy to jasne?

Mężczyzna ze strachu od razu przytaknął. Chłopak poszedł na dziedziniec znaleźć Pita przy okazji odebrać zapłatę. Na dziedzińcu spotkał Gorna, który podał mu listę.

- To jest lista zadań, które masz wykonać dla wymienionych tam ludzi, pod warunkiem, jeśli się zgodzisz. Tylko ty możesz odczytać tą listę.

- A co będzie, jeśli nie wykonam jakiegoś zadania?

- To nic się nie stanie, w najgorszym wypadku nie przeżyjesz w trakcie jego wykonywania.

- Dobra. Gdzie mam się zgłosić jak wykonam zlecenie?

- Udaj się z listą do osoby, która ci to zleciła.

- A co jeśli się wyprze.

- Ta lista jest magiczna, nie mogą się tego wyprzeć, bo inaczej poniosą wielkie konsekwencje.

- Dobrze, zajmę się tym.


Chłopak, gdy zobaczył listę przeraził się gdyż było tam bardzo dużo punktów. Pomyślał, że zabierze się za nie dopiero jutro.




********




Do celi Harry’ego przyszedł Torlof.

- Wstawaj mam dla ciebie zadanie – powiedział.

- Jakie znów zadanie?

- Masz zabić strażnika, który jest w grocie koło lasu.

- Strażnika? Czy ja dobrze słyszę?

- Tak ruszaj i nie marudź.

Harry ruszył od razu zahaczył po drodze do Nicka i wziął od niego pelerynę, która nie tylko chroniła przed obrażeniami, ale także maskowała użytkownika podczas nocy.
Wziął także kilka eliksirów leczniczych. Poszedł na skraj, lasu, który był nazywany Odmętnym, gdyż, kto tam wszedł zostawał pochłonięty przez mgłę.
Im dalej szedł w las tym ciemniej się robiło oraz tym bardziej gęstniała mgła a drzewa stawały się coraz straszniejsze.

- Szkoda, że nie ma ze mną Pazurzycy ona by mi dodała otuchy – pomyślał.

W końcu znalazł grotę, była ona porośnięta bluszczem a na bluszczu widniały ślady krwi.
Gdy wszedł do jaskini zaczęło mu być bardzo zimno, postanowił zapalić pochodnie.
Szedł korytarzami, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność, lecz w końcu usłyszał pękanie kości oraz siorbanie wody.
Harry wiedział, że to był strażnik, którego miał zabić. Podszedł do niego najciszej jak się da, lecz mężczyzna go zauważył zanim Potter zdążył go zobaczyć.
Mężczyzna był silny i większy niż chłopak. Bronią strażnika był dwuręczny topór cały w ludzkiej i zwierzęcej krwi. Mężczyzna od razu rzucił się na Pottera, jak tylko go wyczuł. Chłopak jednak zdążył wyciągnąć różdżkę przed atakiem mężczyzny i sparował uderzenie tarczą, które mogło być dla niego śmiertelne gdyż facet celował w głowę. Po chwili rozpętała się walka, Potter kilka razy zranił strażnika, lecz jego zaklęcia nic mu nie robiły, ale miał jeszcze pochodnie. Postanowił podgrzać różdżkę aż do czerwoności i wtedy zacząć atakować mężczyznę. Lecz nie było to łatwe gdyż strażnik nie dawał mu jak rozgrzać różdżki, więc Harry włożył mu pochodnie do oka a następnie do drugiego oka. Mężczyzna zawył z bólu a Potter schował się za skałą i rozgrzewał różdżkę. Ale strażnik nie próżnował gdyż węch miał jeszcze dobry. Natychmiast wytropił Pottera, lecz zanim zdążył oddać cios chłopak rzucił w niego Avadę celując prosto w pierś, tym razem strażnik to poczuł. Mężczyzna padł na ziemię martwy. Gdy znalazł się na dziedzińcu podszedł od razu do Torlofa.

- Strażnik nie żyje.

-To dobrze a teraz idź i nie pytaj o zapłatę.

Potter odszedł, ale przy okazji kopnął Torlofa w tyłek za to, że za tak ciężkie zadanie nie dał mu ani jednego sykla. Dochodził wieczór, gdy Harry kończył wykonywać zadania z listy. Był wyczerpany, bo jednym z zadań było pokonanie na arenie trzech przeciwników, którzy byli doświadczonymi czarodziejami. Zostało mu jeszcze tylko jedno zadanie, przyniesienie jaj i wydzieliny Pełzaczy. Dowiedział się, że te stworzenia to ogromne pająki, podobne do Aragoga, ale i większe. Był tylko jeden problem, te zwierzęta były w Ciemnym Pokoju.
Bał się tego miejsca, ale chciał wykonać to zadanie, więc ruszył do stalowych drzwi, które były na dziedzińcu i były jedyną drogą do pokoju. Otworzył je powoli, poczuł, że coś go przewróciło. Był to pająk, chłopak szamotał się z nim, aż wreszcie przewrócił się i błyskawicznie wyciągnął różdżkę tym samym wypowiadając zaklęcie zabijające. Odwrócił się, widział jak więźniowie próbują walczyć z tymi pająkami, Podszedł do otwartych drzwi komnaty, poczuł chłód z prawej strony, odwrócił głowę w tamtym kierunku. To, co zobaczył zamroziło mu krew w żyłach, z pokoju wypełzł Bazyliszek. Chłopak nie wiedząc, co robić zaczął uciekać, zwierze pognało za nim. Przewrócił się, różdżka wypadła mu z ręki, widział jak zwierze chce go pożreć, szykując się do ataku. Widział jak pochyla nad nim swój pysk, ale nagle bestie coś zamroczyło i odrzuciło. Był to Gorn, rzucający zaklęcia. Zwierzę próbował użyć magii swoich oczu, starszy Potter widząc to uśmiechnął się z tego powodu. Ponieważ jest Balderem, a na nich ta magia nie działa. Wąż zaatakował mężczyznę tak, że aż go odrzuciło na ścianę. Gorn już szykował się do ataku, gdy Harry poczuł zimno od środka swojego ciała i zawołał:

- Gorn uciekajcie, prze…. – nie dokończył, bo Bazyliszek go zaatakował.



Gomez przypatrujący się temu zdarzeniu, nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Bazyliszek w Ciemnej Komnacie, teraz rozumiał, dlaczego nikt nigdy z niej nie wyszedł. Widział jak zwierze z trudem wbijało swe ostre kły w ciało chłopaka. To już koniec, wąż popełzł dalej, ale nagle zawył z bólu. Mężczyzna zobaczył czarne dłonie, już wiedział, co to oznacza. Bazyliszek zaatakował chłopaka podczas przemiany, to był jego najgorszy błąd. Teraz rozegra się walka bestia kontra bestia. Przeistoczenie chłopaka dobiegło końca, wielkie pazury wbiły się w pysk, otworzył go i wyskoczył z paszczy węża. Gad chciał użyć swojej magii, ale to mu nie pomogło, lecz jeszcze bardziej rozjuszyło Czarną Bestię. Czarny potwór poprzez oczy wytwarzał i kontrolował ogień, użył je przeciwko gadowi. Wąż zawył z bólu, ponieważ ogień palił mu wzrok, Czarny nie czekał ani chwili dłużej tylko złapał głowę Bazyliszka i przebił ją na wylot za pomocą swoich ostrych pazurów. Wąż padł martwy na ziemie. Bestia za pomocą swoich skrzydeł poleciała w górę na dach, niszczyła wszystko, co miała w zasięgu wzroku. Gomez wiedział, że dłużej nie utrzyma osłony, jaką otoczył więźniów, jedynym wyjściem jest zwabienie bestii do Komnaty. Skupił się na swojej sile i wyrzucił ciało jednego z pełzaczy w powietrze. Zwierzę zauważyło to, zleciało na dziedziniec i zanurzyło swój pysk w ciele jednego z martwych pająków. W tym samym czasie mężczyzna za pomocą magii otworzył drzwi do Ciemnego Pokoju. Bestia skusiła się na to i weszła do pomieszczenia, a Gomez zamknął za nią drzwi tak żeby nie mogła się uwolnić.




*******



Następnego dnia Potter obudził się i zobaczył wokół siebie swoich nowych przyjaciół. Przypomniał sobie wszystko z wczorajszego dnia.

- Ja żyję.

- Tak żyjesz – powiedział Gomez.

- A Bazyliszek?

- Przemieniając się zabiłeś go.

- Nie wykonałem zadania.

- Wykonałeś, wybiłeś wszystkie pełzacze.

- Ale nie wziąłem wydzieliny i jaj.

- Byłeś nieprzytomny, więc wzięliśmy je za ciebie i jeszcze coś.

- Co takiego?

- Jaja Bazyliszka, są twoje. Ty zabiłeś węża, więc należą do ciebie. Na razie są pod okiem Thorben’a. Jeden niedługo się wykluje, są już oznaczone jako twoje.

- Dziękuję.

- To my powinniśmy dziękować, dzięki tobie strach przed Ciemną Komnatą minął.

- Co z moją chorobą?

- Wszystko w porządku, podałem ci już eliksir. Tak, że teraz znowu jesteś sobą i tylko z własnej woli możesz się zmienić.

- Rozumiem.





Popołudniu Harry zapytał Torlofa czy ten nie ma dla niego jakiegoś zadania.

- Tak mam dla ciebie zadanie. – powiedział, Torlof.

- Jakie? – zapytał, Potter.

- Masz wybić Polne Bestie które zagrażają rolnikom.

- Dobra nie ma sprawy.

Postanowił poprosić Gorna o pomoc gdyż był to doświadczony czarodziej.

- Czy mógłbyś mi pomóc w zabiciu Polnych Bestii?

- Jasne.

Tak, więc poszli do pierwszej groty, z której wydobywał się okropny hałas. Harry szedł pierwszy gdyż Gorn był od niego lepszym „strzelcem” i mógł go ubezpieczać.

-Dlaczego tu jest tak cicho?? – zapytał starszy Potter.

-Nie mam pojęcia.

Nagle spadli na samo dno jaskini gdzie znajdowała się królowa Polnych Bestii.

- Gorn rzucaj zaklęcia, ona nas atakuje.

Lecz zaklęcia mężczyzny nic jej nie robiły, Harry więc zaczął podpalać bestie. Królowa zaczęła jęczeć, ale to nie wystarczyło, mężczyzna podbiegł do niej z rozgrzanym od mieczem i wbił go po rękojeść w gardło potwora. Królowa upadła. Harry postanowił zbadać jaskinie. Znalazł on przy zwłokach człowieka 20 galeonów oraz miecz „Wilczy Kieł”.

- Gorn widzisz te liany? – powiedział chłopak i wskazał palcem.

- Tak widzę i co?

- Tam wydostaniemy się na górę i później je podpalimy, bo jak zauważyłeś one są wszędzie, więc spali się wszystko.

- Dobrze zróbmy to.

Wyszli na górę i podpalili liany. Wszystko zaczęło się palić a z pozostałych grot zaczęły wybiegać polne bestie.

- Szybko – krzyknął Harry – musimy je zabić zanim się gdzieś ukryją. Razem wybili bestie, których było około 20 sztuk. Po powrocie chłopak podszedł do Torlofa i zagadnął:

- Zadanie wykonane.

- Dobra robota.

- A co z nagrodą??

- Pamiętasz, co ci ostatnio mówiłem?? Więc idź już i pamiętaj za byle, co nie płace.

Gierlo myślał:

- Jeśli dla niego byle, co, to zabicie 20 polnych bestii, chyba przestanę z nim gadać.

I wyszedł z chaty, aby podziękować Gornowi za pomoc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MITHGAR ŚWIAT FANTASY Strona Główna -> Opowiadania ze świata Harrego Pottera Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin